Konwenanse kłamstwa

To waż­ne, by ro­zu­mieć zna­cze­nie kon­we­nan­sów. Umie­my od­róż­nić książ­kę be­le­try­stycz­ną od do­ku­men­tu, na­wet je­śli to nie je­st na­pi­sa­ne na okład­ce. Wie­my, że nie na­le­ży zgła­szać się do ak­to­ra gra­ją­ce­go le­ka­rza o po­ra­dy me­dycz­ne. Ro­zu­mie­my, że kom­ple­ment dla dziew­czy­ny nie mu­si być praw­dzi­wy, tak jak wca­le dzień nie mu­si być do­bry, gdy mó­wi­my „dzień do­bry”. Wie­my, że to nie świę­ty Mi­ko­łaj przy­no­si pre­zen­ty, ale o tym mó­wi­my dzieciom. Gdy nie umie­my te­go od­róż­niać, to za­wsze zo­sta­nie­my oszu­ka­ni.

  Mar­ke­ting i po­li­ty­ka tak nas wła­śnie oszu­ku­ją, bo nie ro­zu­mie­my ich kon­we­nan­sów. Wy­da­je nam się, że obiet­ni­ce po­li­ty­ków są szcze­re, a re­kla­my przed­sta­wia­ją fak­ty. Gło­sze­nie kłam­stw, prze­ina­czeń czy pół­prawd, to nie je­st hi­po­kry­zja, ale wła­śnie kon­we­nan­se. Na­wet je­śli w każ­dej baj­ce tkwi ziar­no praw­dy, to po­win­ni­śmy ro­zu­mieć, że baj­ki są cał­ko­wi­cie fał­szy­we. I do­kład­nie tak sa­mo, jak do ba­jek, po­win­ni­śmy pod­cho­dzić do ha­seł wy­bor­czy­ch i re­klam. Jed­nak­że więk­szo­ść te­go nie ro­zu­mie i wie­rzy w baj­ki.

  To po­kło­sie ty­się­cy lat na­szej ewo­lu­cji w sta­nie, gdy wia­ra by­ła waż­na, bo ma­ło co by­li­śmy w sta­nie po­znać rze­tel­nie, na­uko­wo, em­pi­rycz­nie, pro­wa­dząc skru­pu­lat­ne ba­da­nia. Do dziś trak­tu­je­my wia­rę ja­ko rów­no­waż­ną wie­dzy. To je­st klu­czo­wy błąd, w któ­rym tkwi ludz­ko­ść. Bo wia­ra i wie­dza to są kwe­stie roz­łącz­ne — są na in­nym po­zio­mie epi­ste­mo­lo­gicz­nym. Wia­ra to twór­czo­ść, a wie­dza to od­kry­cia. Kon­we­nan­se, baj­ki, ha­sła po­li­tycz­ne, re­kla­my i wia­ra re­li­gij­na to twór­czo­ść, to kul­tu­ra — w ty­ch dzie­dzi­na­ch po­ję­cie praw­dy nie ma sen­su, ona ich nie do­ty­czy. Wszyst­ko, co wy­my­ślę, je­st praw­dzi­we, bo na­praw­dę to wy­my­śli­łem — fał­szu żad­ne­go nie ma, bo jak tyl­ko się po­ja­wi, to za­ist­nie­je, sta­nie się fak­tem. Praw­da do­ty­czy tyl­ko te­go, co od­kry­łem, al­bo co wy­da­je mi się, że od­kry­łem w przy­ro­dzie, a nie we wła­snym umy­śle. Praw­da to po­ję­cie na­uko­we, ści­słe, przy­rod­ni­cze — w kul­tu­rze nie ma dla niej miej­sca. Praw­dy kul­tu­ro­we po­win­ny się ina­czej na­zy­wać niż praw­dy przy­rod­ni­cze.

  W Pol­sce w spo­sób szcze­gól­ny się w ty­ch kwe­stia­ch my­li­my, bo i na­uki przy­rod­ni­cze i hu­ma­ni­stycz­ne to na­uki, to rów­no­le­głe lek­cje w szko­le. Le­piej mieć na to róż­ne sło­wa, a w szko­le wy­raź­nie od­dzie­lać te lek­cje. Dla­te­go bar­dzo mą­dre je­st to, że­by lek­cje re­li­gii od­by­wa­ły się po­za szko­łą. War­to tak sa­mo wy­pro­wa­dzić ze szkół na­uki hu­ma­ni­stycz­ne. Jak stwo­rzy­my dwie szko­ły obok sie­bie: kul­tu­ro­wą i przy­rod­ni­czą, to lek­cje re­li­gii mo­gły­by w tej kul­tu­ro­wej po­zo­stać. Kul­tu­ry le­piej uczą ko­bie­ty, a przy­ro­dy męż­czyź­ni. Obie dzie­dzi­ny są waż­ne.

Grzegorz GPS Świderski
T.me/KanalBlogeraGPS
X.com/GPS65

Ta­gi: gps65, polityka, wybory, bajki, kłamstwa, konwenanse