Tym razem refleksje z 2001 roku

W moim dzisiejszym wpisie chciałabym przypomnieć Państwu pracę wyjątkową i nieodległą czasowo od dnia dzisiejszego, bo powstałą zaledwie w 2001 roku. Jest to publikacja sygnowana przez Ośrodek Polskiej Myśli Politycznej, niewydana pod konkretnym nazwiskiem, można powiedzieć prawie anonimowa, zatytułowana "Jak uratować Polskę ?".

Autor odnosząc się do rzeczywistości sprzed 20-stu lat tak oto pisze :

"Dziś strajkują górnicy, jutro rolnicy, pojutrze pielęgniarki. Przeważnie wszyscy osobno, bez współodpowiedzialności za siebie. Prawie zawsze chodzi tylko o pieniądze. polska mało kogo obchodzi. Polska może nawet zginąć, byle samemu przeżyć" (str. 32 - 33).

Kwestia odpowiedzialności za państwo spada w pierwszej kolejności na elity polityczne, o których baczny obserwator życia politycznego wspomina :

"Najbardziej doskwiera nam w dziedzinie polityki brak elit, które powinny być jak gdyby pasem transmisyjnym, przekazującym całej reszcie odpowiednie impulsy do działania. Konkretniej mówiąc, mamy dziś w Polsce (tj. w 2001 roku), prawdziwe zatrzęsienie elit - jeśli można w ogóle używać tu tego miana - polskojęzycznych, a ogromny niedostatek narodowych. Pomiędzy jednymi i drugimi jest zaś ogromna różnica, wprost przepaść.

Żeby być świadomym Polakiem, nie wystarczy być nim tylko na zewnątrz, nie wystarczy tylko mówić po polsku, trzeba być nim także wewnątrz, trzeba również po polsku myśleć i czuć. Nie wystarczy być Polakiem tylko z urodzenia, niejako z losu, czy wręcz z przymusu, z braku możliwości przemianowania się  na inną, bardziej popłatną dziś nację. Przeciwnie, trzeba posiadać dumę narodową, trzeba utożsamiać się w pełni z polską kulturą i tradycją historyczną, trzeba czuć wewnętrzny, duchowy związek z całym, własnym narodem, nie tylko z pokoleniami obecnymi, ale także z przeszłymi i przyszłymi.

Elita narodowa, ludowa, polska utrzymuje ze swym narodem najściślejszą więź, żyje w nim, z nim i dla niego, czuje się odpowiedzialna także za pozostałych, być może mniej wykształconych i ustosunkowanych, współrodaków.

Elita polskojęzyczna żyje właściwie nie w narodzie, ale obok narodu, formalnie nawet do niego przynależy, ale nie czuje moralnego z nim związku i jeśli tylko przychodzi najmniejszy dyskomfort, ryzyko, a tym bardziej żłób, czym prędzej od niego się odżegnuje. To zjawisko można zresztą bardzo łatwo wytłumaczyć. Jeśli kiedyś określone kręgi zdobywały pozycję życiową oportunizmem, uległością wobec totalitarnego systemu, nie dziwi specjalnie, że i dziś uważają taką uległość i niezdrowy respekt dla władzy, jaką by ona nie była, za najpewniejszy gwarant utrzymania się na powierzchni.

To jeszcze nie wszystko. Świadomość elit świadomie polskich leży nie tylko w ich szczupłości. Do skutecznej akcji politycznej same dobre chęci nie wystarczą, jakkolwiek - rzecz prosta - na nich właśnie wszystko się opiera. Prócz tego niezbędne są jednak także określone predyspozycje i umiejętności umysłowe, psychiczne i moralne. Prócz samej wiedzy teoretycznej bardzo cenna, wręcz  niezbędna jest tu praktyka organizacyjna, wdrażająca człowieka do skomplikowanych prawideł polityki i przysposabiająca go, poprzez eliminację zbytniej miękkości i pochopności w działaniu, do nieustępliwej, ale zarazem rozważnej walki - istoty wszelkiej polityki.

Tymczasem, my w zasadzie elity politycznej w ścisłym tego słowa znaczeniu nie posiadamy. Nasza inteligencja polityczna została niemal w całości unicestwiona fizycznie w czasie II wojny światowej i w okresie powojennym. Ocalała reszta została skazana na dogorywanie na marginesie, albo musiała emigrować z kraju.

Żywioły, które były najbardziej predysponowane do wypełnienia tej ogromnej próżni, które mogły stać się nową elitą przywódczą, które mogły sprawować polityczne kierownictwo narodu, zostały usunięte z kraju po stanie wojennym" (str. 35 - 36).

Powyższe uwagi napisane piękną polszczyzną (równie piękną co ta przedwojenna), warto sobie i dziś odświeżyć. Czy my naprawdę mamy dziś prawdziwie polską elitę ? Kiedy włączymy telewizor, niemalże codziennie w programach informacyjnych słyszymy jakąś tępą propagandę, codzienne zapewnienia o cudownej sytuacji ekonomicznej w kraju albo niekończące się ilustracje polskiej wspaniałości. Owszem, Polacy są narodem niezwykłym, ale czy codziennie trzeba o tym przypominać ? Kolejny przykład, Pierwsza Dama zachęca ukraińskie matki do spotkań z psychologami, którzy mieliby oświecić kobiety w kwestii rozmawiania z dziećmi na temat wojny. Nasuwa się od razu pytanie : czy jakiekolwiek matki nie potrafią wychowywać własnych dzieci ? Czy nie radzą sobie z prowadzeniem z nimi rozmów ? A być może chodzi tutaj o coś zupełnie innego. Może należy oduczyć matki naturalnej metody wychowywania własnych dzieci i polecić im inne sposoby, wcale nieprzynoszące korzystniejszych rezultatów, za to otwierające je na wpływ jakichś pseudospecjalistów. Zaprotestujecie Państwo zaraz, mówiąc, jak zapłakana kobieta może wytłumaczyć małemu dziecku przyczynę swojego zasmucenia ? Czy w takim przypadku nie przydałby się ktoś, kto uspokoi ją i jej dziecko oraz doradzi wzór komunikacji na przyszłość ? Nic podobnego, odpowiem. Czyż matka ma udawać przed dzieckiem, że jest szczęśliwa ? Czy ma kreować przed nim jakiś fałszywy obraz rzeczywistości, tylko dlatego, by dziecko "dobrze się rozwijało". Otóż, wszelkie ingerencje z zewnątrz w intymną więź matki z dzieckiem (a nawet babci z dzieckiem), są całkowicie nieuprawnione. A zapraszanie wszędzie psychologów jest zwyczajnym objawem otumanienia zarówno jednostkowego jak i społecznego.

Niewątpliwie mamy obecnie trudną sytuację międzynarodową, konflikt zbrojny, a właściwie agresywną napaść jednego kraju na drugi. Nie dalej jak wczoraj słuchałam wypowiedzi jednego z historyków zajmującego się m.in. analizą polityki zagranicznej Rosji. Naukowiec ten zauważył, że obecna władza rosyjska próbuje na sposób autokratyczny zrealizować wizję konserwatywną w swoim kraju. Nie odnosi jednak większych sukcesów, gdyż mija się z prawdą i konfrontuje własne społeczeństwo z nie dającymi się pogodzić sprzecznościami, prezentując siebie jako konserwatywną, choć zarazem hołdującą wartościom jak najbardziej materialnym i przyziemnym przyjemnościom, pławiąc się w luksusie i degradując każdego, kto wyraża jawny sprzeciw wobec takiego stylu życia kierującego państwem. Podobno w Rosji panuje aktualnie trend intelektualny odwołujący się do koncepcji trójjedynego narodu rosyjskiego, tzn. takiego, na który składają się de facto 3 narodowości : rosyjska, białoruska i ukraińska. Założenie takie nigdy nie będzie jednak zrealizowane, do czego walnie przyczynia się nieudolna polityka kremlowska. Ciekawym jest też to, że rektorzy wielu rosyjskich uczelni wyrazili poparcie dla obecnych działań Kremla, pokazując, że ważniejsze jest dla nich  wyrzeczenie się myślenia i bierne potakiwanie, zamiast odważnego wskazania na ewidentne błędy w zakresie polityki międzynarodowej, które mogą w przyszłości poskutkować rozpadem całego imperium rosyjskiego (zapewne ku uciesze wielu, możliwe, że nawet niektórych sygnatariuszy listu poparcia).

Wydaje się, że naszym polskim obowiązkiem jest nie tylko udzielać schronienia ukraińskim uchodźcom, dozbrajać militarnie napadnięty kraj, ale też podejmować próby zahamowania wojny na Ukrainie, nie wyłączając w to publicznych i międzynarodowych odezw do człowieka na Kremlu, który chyba nie rozumie dalszych konsekwencji własnych działań. Blokada informacyjna w Federacji Rosyjskiej jasno wskazuje na obawy wybuchu wojny domowej i całkowitej utraty kontroli nad państwem. Być może, że trzeba uświadamiać tych Rosjan, którzy akurat są "pod ręką", co oznacza w praktyce tłumaczenie jeńcom wojennym, uwięzionym i rannym członkom armii rosyjskiej, na czym faktycznie polega ich agresja. Niewykluczone, że część z nich mogłaby przejść na stronę obrońców Ukrainy. Nagrywanie ich wyznania win, by później pokazać to światu (czyt. Putinowi), to zdecydowanie za mało.

Możliwe, że moglibyśmy stworzyć w Polsce tzw. ośrodki rekonwalescencji dla tych jeńców, gdzie by do tej pory tłumaczono im sytuację geopolityczną, dopóki ci by jej nie pojęli. Oczywiście należałoby zarazem uszanować ich odmowę podejmowania walki przeciwko własnym rodakom. Na ewentualne rosyjskie prośby lub groźby dotyczące uwolnienia jeńców, odpowiadalibyśmy, że najpierw muszą oni wydobrzeć. Odciążylibyśmy w ten sposób zatłoczone szpitale ukraińskie. Gdyby już całkowicie wyzdrowieli i wyrazili chęć powrotu do własnego kraju, trafialiby tam nie jako bezrozumne automaty ślepo wykonujące rozkazy, ale ludzie świadomi, dzielący się własną wiedzą z innymi.

Należy pamiętać, że nasza polska pomoc udzielana Ukrainie nie może ograniczać się do czasu trwania działań wojennych. Już dzisiaj powinniśmy zastanowić się jak zorganizować wolontariuszy, którzy pomogliby w odbudowie zniszczonych budynków, a także darczyńców, którzy zechcieliby bezpłatnie wyposażyć mieszkania prywatne i budynki użyteczności publicznej w niezbędne urządzenia. Być może znalazłyby się też osoby, które bezpłatnie przekazałyby własne samochody dla pozbawionych wszystkiego mieszkańców Ukrainy.

Warto zaznaczyć, że naczelną zasadą w tworzeniu kolejnych sposobów pomocy w rozwiązaniu konfliktu rosyjsko - ukraińskiego, ale też późniejszych wyzwań powinna być polska (ułańska) pomysłowość oraz unikanie krzywdzenia innych.

Tyle na dzisiaj.

P.s. Do moich oponentów : Drodzy Państwo, ta wojna MUSI być zatrzymana, a każdy z nas powinien dobrze zastanowić się jak można do tego doprowadzić. Każdy sensowny i możliwy do zrealizowania pomysł jest na wagę złota !