Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
x. Jan Korzonkiewicz o ślubach cywilnych - broszurka z 1932r
Wysłane przez dr Anna w 02-11-2021 [22:56]
Powracając po wydłużonej przerwie do pisania bloga, zachęcam dziś Państwa do zapoznania się z refleksjami księdza Jana Korzonkiewicza, wygłaszającego płomienne mowy i piszącego równie wyraziste apele do ludzi wierzących oraz ludzi ówczesnej władzy. Trzymam przed sobą pracę ks. Korzonkiewicza zatytułowaną "Katolicy ! Na front !", wydaną w Miejscu Piastowym w roku 1932 i podziwiam niezwykły talent oratorski autora.
Pisze on między innymi :
"Na każdą setkę obywateli Najjaśniejszej Rzeczypospolitej przypada około siedemdziesiąt katolików, czyli jest nas w Polsce przeszło dwadzieścia milionów katolików.
A katolik, to nie jest tylko taki sobie jakiś członek jakiejś tam społeczności wyznaniowej, jednej z wielu, czy to starszej czy też takiej, jakich dzisiaj wyrasta z ziemi prawie tyle co grzybów po deszczu. nie ! Katolik to jest człowiek, do głębi przejęty świadomością swej powinności i odpowiedzialności. Katolik, to nie tylko istota, która ma jakieś tam mniej więcej święte uczucia religijne, któreby były tylko jego sprawą prywatną. Nie ! Katolik jest to człowiek, który swoją wiarę, swoją nadzieję i miłość pojmuje i traktuje straszliwie poważnie. Katolik jest to człowiek wyznający zasadę
być albo nie być !
Katolik nie zna ani kompromisu ani oportunizmu, lecz jest prostolinijny i konsekwentny w myśleniu i działaniu.
Katolik nie zna też rozdwojenia swojej jaźni na część prywatną, osobistą, dla użytku domowego i odświętnego, i na część publiczną, społeczną, państwową, polityczną i światową, lecz
katolik to człowiek całości.
Jego "Ojcze nasz i Zdrowaś i Skład Apostolski" i dziesięcioro przykazań, które tak samo są pokarmem jego ciała, o który prosi w tym samym pacierzu "daj nam go, Boże, dzisiaj !" - to wszystko stanowi jeden zwarty blok, jedną budowę, jeden gmach, tak misternie zbudowany, że nie wolno zeń wyjąć ani jednej cegiełki, bo zaraz rozprzęgają się wiązadła budowli.
Do tej całości nauki i wiary katolickiej należy także prawda o siedmiu świętych Sakramentach, a
małżeństwo chrześcijan jest jednym z siedmiu św. Sakramentów.
Dlatego zagadnienie małżeństwa jest dla nas
zagadnieniem przede wszystkim religijnym,
i nie można go wyłączać z całokształtu spraw religijnych.
Nie twierdzimy przez to wcale, jakoby kwestia małżeństwa nie powinna obchodzić również i państwa. Wiemy bowiem dobrze, iż małżeństwem, które posiada pierwszorzędną doniosłość społeczną, państwo musi się także interesować, i ma do tego także prawo, skoro jego obowiązkiem jest stać na straży dobra ogółu obywateli. Ale
prawo państwa w kwestii małżeńskiej jest ograniczone.
Małżeństwo bowiem ma dwie strony : jedną boską i duchową, a drugą obywatelską i doczesną. Pod względem ustanowienia, istoty i formy małżeństwo jest aprawą boską, duchową, religijną, a pod względem skutków cywilnych sięga ono także w dziedzinę życia obywatelskiego, świeckiego, społecznego.
Co do skutków cywilnych małżeństwa państwo ma prawo i obowiązek wydawania przepisów w kwestii obywatelskich i majątkowych praw małżonków, praw spadkowych potomstwa, opieki prawnej nad rodzicami i dziećmi, troski o potomstwo zagrożone.
Natomiast
strona duchowa związku małżeńskiego u chrześcijan nie podlega państwu, lecz Kościołowi.
Gdy sobie uprzytomnimy na razie tylko te sprawy, wówczas musimy oświadczyć, że czujemy się
dotknięci do żywego,
obrażeni i zasmuceni tym, co się już stało w kwestii prawa małżeńskiego w Polsce, i jesteśmy
w najwyższym stopniu zaniepokojeni
tym, na co się zanosi.
O tym, co się już stało, nie powiemy wprawdzie, że jest to grom z jasnego nieba, bo od pewnego czasu widzieliśmy czarne obłoki, gromadzące się na polskim niebie w kwestii prawa małżeńskiego i słyszeliśmy groźne pomruki grzmotu,
zwiastujące burzę.
Mimo to nie przypuszczaliśmy nigdy, żeby się w głowach polskich mogły snuć takie w tym względzie myśli i zamiary, jakie niestety ujawnił
projekt prawa małżeńskiego,
opracowany przez podkomisję, wchodzącą w skład ogólnej komisji kodyfikacyjnej prawodawstwa polskiego.
Prawo to jest nie do przyjęcia przez katolików,
i dlatego projektem tego prawa czują się oni dotknięci do żywego. Albowiem
projektodawcy zignorowali przeszło 20 milionową ludność katolicką w Polsce,
i obeszli się z nią tak, jak gdyby jej albo nie było, albo jak gdyby ta ludność miała nie mieć w Polsce żadnych praw i zdolności stanowienia o sobie albo zgoła nie wiedziała, co się święci.
A tak przecież nie jest, na Boga żywego !
Komisja kodyfikacyjna powinna się była liczyć z faktem istnienia w Polsce olbrzymiej większości katolickiej. Ta większość katolicka w Polsce ma co najmniej takie same prawa, co znikoma w stosunku do niej garstka uczonych prawników, zarażonych liberalizmem i mniej więcej świadomie pracujących dla niewidomego mocarstwa masonerii i międzynarodowego spisku przeciwko Kościołowi.
Jeżeli członkom Komisji kodyfikacyjnej wydawało się, że należy olbrzymią większość katolicką w Polsce wbrew jej woli uszczęśliwić - jak mniemają - dobrodziejstwem małżeństw cywilnych i rozwodów, to niechaj dowiedzą się dzisiaj, że
katolicy w Polsce stanowczo wypraszają sobie uszczęśliwianie ich takimi nieproszonymi dobrodziejstwami.
Może członkowie Komisji kodyfikacyjnej myśleli, że katolicy w Polsce oniemieją z zachwytu, gdy się im powie, że projektowane przez Komisję prawo małżeńskie powinni przyjąć w imię rzekomego postępu czy jak się tam jeszcze nazywają różne modne hasła, pod którymi obecnie społeczeństwom chrześcijańskim narzuca się najrozmaitsze reformy.
Będąc szczerymi zwolennikami idei zdrowego i rozumnego rozwoju i postępu, postępu, któryby wiódł do lepszego poznania Boga i możliwej na tym świecie szczęśliwości ludzkiej, katoliccy obywatele Polski, orientując się w nauce swego świętego Kościoła katolickiego, oświadczają, że projektowane prawo małżeńskie nie tylko nie oznacza żądnego postępu, lecz równa się wstecznictwu i zacofaniu, grożąc
powrotem do pogaństwa i moralnym rozprzężeniem.
Takiego "postępu" katolicy w Polsce nie chcą za żadną cenę, bo im go chcieć nie wolno, jeżeli mają nie sprzeniewierzyć się podstawowym zasadom religii katolickiej.
Nie będą też mogli katolicy w Polsce przystać na projektowane prawo małżeńskie, gdyby - nie daj Boże - pod wpływem czynników wrogich Kościołowi, miało przyjść do jego uchwalenia. Na ten wypadek już teraz z góry przeciwko niemu
protestują jak najenergiczniej
i oświadczają, że oznaczałoby ono narzucenie olbrzymiej większości prawa, niezgodnego z jej sumieniem i przekonaniem.
Sam fakt, że taki projekt prawa małżeńskiego został wypracowany i ujawniony w niespełna rok po ukazaniu się wiekopomnej encykliki Ojca św. Piusa XI o małżeństwie, katolicy polscy odczuwają jako przykrość, wyrządzoną im przez takie ostentacyjne zlekceważenie ostrzegawczego głosu Namiestnika Chrystusowego. (...).
Może liczyli oni (członkowie Komisji kodyfikacyjnej) na potulność i niedostatek katolickiego uświadomienia społeczeństwa polskiego i spodziewali się, że się ono da uśpić i nie spostrzeże się na tym, iż ten projekt godzi w same podstawy katolickiego stanowiska w kwestii małżeńskiej.
Jeżeli się powodowali tą nadzieją, niechaj przyjmą do wiadomości, że jest to nadzieja złudna. Chociaż bowiem potulność katolików w Polsce jest znaczna, a ich aktywność dość niewielka, tak, że - jak dotychczas - nie zdołali oni zniewolić zainteresowanych czynników do liczenia się z pierwiastkiem katolickim w życiu publicznym, to przecież jest faktem niezaprzeczonym, że w polskim społeczeństwie katolickim drzemią uśpione wielkie siły, które, rozbudzone i zagrzane do czynu, zdołają zdobyć szacunek dla swych przekonań katolickich i słusznych postulatów katolicyzmu w życiu publicznym. W sercach bowiem ludu katolickiego złożone są obfite pokłady złotego kruszcu wiary, nienadpsutej ani sceptycyzmem tak zwanych wykształconych warstw narodu ani liberalizmem, nielicznych zresztą, skrajnych odłamów społeczeństwa, które tylko tej okoliczności zawdzięczają swoje sukcesy, że rozporządzając prasą, literaturą i sztuką, mogą wywołać wrażenie, jakoby społeczeństwo jako takie hołdowało również ich pseudo-postępowym zasadom. Przy tym, należąc do warstw naszego narodu bardziej niezależnych pod względem materialnym, żywioły te skrajne i liberalne dzięki swemu tupetowi umieją większości wierzącej, a nie dość uświadomionej, narzucać swoje doktryny. Ale ta większość wierząca, mając po swej stronie żelazny kapitał skarbu wiary, która jest źródłem i podstawą wszelkiej prawdziwej kultury, pod uderzeniami ocknie się i nie pozwoli, żeby garstka zacietrzewionych doktrynerów, z uporem godnym lepszej sprawy, zapatrzonych w swoje pseudonaukowe i pseudo-postępowe ideały, ponad jej głowami dekretowała w sprawach jej sumienia religijnego i zechciała narzucić jej prawa niemożliwe do przyjęcia.
My, katolicy w Polsce, nie jesteśmy ani od wczoraj,
żeby nas bezkarnie wolno było traktować na równi z tymi, którzy nic nie znaczą, ani też nie mamy ochoty pozwolić, żeby na nas czyniono eksperymenty i próby wytrzymałości anarchicznych doktryn społecznych i moralnych,
ani też nie jesteśmy niczyją własnością, jak tylko Bożą,
iżby można o nas stanowić bez nas i ponad naszymi głowami uchwalać rzeczy, na które nam się godzić nie wolno.
Niech jednak nikt nie myśli, jakoby według nas słuszność stanowiska katolickiego w sprawie małżeństwa zależała od tego, czy się za nim opowie jakaś tam większość. Nie ! Chrystusowa nauka swoje uzasadnienie nosi w sobie i nigdy nie puści się na szerokie flukta wyników głosowań plebiscytowych. Prawdy nie wolno mierzyć liczbami. Chrystus Pan nie pytał się o żadne uchwały i żadna większość Mu nie imponowała. Chrześcijanie od samego początku byli w mniejszości i potem jeszcze przez długie wieki w niej pozostawali, ale przez to nie uważali wcale, żeby to, w co wierzyli, czego się spodziewali i co umiłowali, miało nie być prawdą. Toteż i my nie damy się zbić z tropu nawet wówczas, gdyby się miało okazać, że katolicy, otumanieni i zbałamuceni przez jakiś czas, nie dopisali. Wiara bowiem katolicka i jej postulaty to mają do siebie, że na ich straży nie stoją tylko sami wyznawcy, lecz strzeże ich Kościół, mający władzę i posłannictwo i obowiązek i przywilej nieomylności. A ten Kościół nigdy nie przestanie apelować do sumienia swoich dzieci, żeby nie przystawały na to, na co przystać nie mogą, choćby się czasem i znaleźli w mniejszości.
Niemniej przeto z pełną świadomością wskazujemy na fakt, że nas jest w Polsce około dwadzieścia milionów i żądamy, by się liczono z tym faktem. A czynimy to z tym większym prawem, że żyjemy w okresie równości i swobód demokratycznych, i że w innych dziedzinach postulaty zbiorowe ważą bardzo na szali rozstrzygnięć. Nie rozumiemy przeto, dlaczegoby z nami miano robić w tym względzie wyjątek i odmawiano nam tego, co się innym przyznaje. Co dla jednych jest słuszne, to dla drugich nie powinno uchodzić za niesłuszne. A jeżeliby jakieś czynniki chciały liczyć na to, że katolicy mogą nie dopisać, to odpowiadamy, że jest to czysta spekulacja, ignorująca faktyczny stan rzeczy i operująca możliwościami, które jednak nie powinny wchodzić w rachubę, gdzie chodzi o prawo. Jednym słowem :
Jako wolni i równouprawnieni obywatele Rzeczypospolitej
domagamy się jedynie sprawiedliwości.
Zresztą, w porównaniu z projektami niebywałych ustaw małżeńskich, my katolicy
jesteśmy w posiadaniu
i z tego posiadania mógłby nas wyzuć tylko ktoś, kto ma większe do nas prawo aniżeli państwo, a takiego władcy nie ma, bo
nam więcej trzeba słuchać Boga aniżeli ludzi.
Albo gdyby to katolickiemu prawu małżeńskiemu można było słusznie zarzucić coś takiego, coby usprawiedliwiało zastąpienie go jakimś prawem innym, oczywiście lepszym ! Ale takie próby mają przeciwko sobie świadectwo dziejów, pomijając już to, że zawierają one obrazę Pana Boga. Bo Bóg ustanowił małżeństwo, a więc katolicka nauka o małżeństwie, mając za sobą powagę Boga, nie może słusznie być pomawiana o brak dostatecznego uzasadnienia. Więc albo brak znajomości rzeczy albo zaślepienie albo doktrynerstwo albo ciasne zacietrzewienie i zaciekła nienawiść mogą być źródłem poczynań skierowanych przeciwko katolickiej nauce o małżeństwie i katolickiemu prawu małżeńskiemu. (str. 3 - 12).
-----------------------------------
Dlaczego powyżej zaprezentowany fragment został przeze mnie wybrany i co on faktycznie oznacza ?
Po pierwsze, ujawnia, że nie było społecznej zgody na wprowadzenie do państwowego prawa ślubów cywilnych oraz rozwodów. Zmiana prawa, a co za tym idzie, zmiana obyczajów została jakby odgórnie narzucona. Wydaje się zatem zasadne, ponowne (po kilkudziesięcioletniej przerwie) przemyślenie i przeanalizowanie kwestii regulacji ślubów w prawie polskim.
Po drugie, tekst lokuje środowiska prawnicze po stronie sług masonerii, co znamionuje brak obiektywizmu u przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości oraz podejmowanie przez nich działań nakierowanych na destrukcję polskości, trwających już od wielu dekad.
Po trzecie, zaprezentowany fragment bierze w obronę katolików i ich godność, a także ugruntowuje miejsce Kościoła katolickiego w narodzie polskim.
Po czwarte, poprzez specyficzny układ graficzny, tekst zyskuje dodatkową wymowę. Stanowi także dobre narzędzie pomocne przy różnych przemowach.
Po piąte, zacytowany tekst (jak również cała broszurka ks. Korzonkiewicza) podsuwa dobrą i przemyślaną argumentację w sporze z ateistami.
Po szóste, nawet ten krótki fragment pokazuje siłę wiary katolickiej w polskim narodzie.
Po siódme wreszcie, należy przypominać młodemu pokoleniu o jego tożsamości, o tym, że nigdy niczego trwałego nie osiągnie, jeśli nie oprze się na wartościach wyniesionych z domu rodzinnego, z domu polskiego.
Całość omawianej publikacji znajduje się tutaj :
https://polona.pl/item/katolicy-na-front,NzI1Mzg1NDM/2/#info:metadata
-----
Zachęcam Państwa do dyskusji. Byłoby dobrze, gdyby znaleźli się jacyś prawnicy, którzy potrafiliby wskazać na propolskie inicjatywy podejmowane w przedwojennej Polsce.
Komentarze
02-11-2021 [23:50] - wielkopolskizdzichu | Link: Czy istnieje prawo zmuszające
Czy istnieje prawo zmuszające Katolików do rozwodów?
03-11-2021 [00:04] - EsaurGappa | Link: Ległem droga dr Anno!Obudziło
Ległem droga dr Anno!Obudziło moje serce to co przeczytałem.Jakże pięknie na te trudne dni Duch Święty potrafi słowem ożywić struchlałą duszę. Dziękuję.
04-11-2021 [09:09] - sake3 | Link: W dzisiejszych czasach
W dzisiejszych czasach płomienne mowy i porywające apele nie mają mocy i są raczej irytujące.Kościół nic nie zyskuje na lejącym się patosie,który nie przemawia do wierzących a zwłaszcza młodzieży.Bezkompromowość ks.Korzonkiewicza też nie znajduje zwolenników. Nie rozumiem np.dlaczego ks.Koronkiewicz jest tak przeciwny małżeństwom cywilnym.Jak w takim razie mają zawierać małżeństwo ateiści,przecież i oni są obecni w społeczeństwie co liczbowo ujął ksiądz w swoich wywodach.Ksiądz jest ównież bekompromisowy jeśli chodzi o rozwody.Jak można postulować nierozwalność związku w przypadku nieudanego małżeństwa,które przez złe postępowanie któregoś z małżonków ( sadyzm,pijaństwo,zdrady,bezduszność) wywiera zły wpływ na dzieci?