Ostatnio pisałam o modlitwie na Stadionie Narodowym. Komentarze, nawet tu na niezależnej, powalały mnie z nóg. Niby katolicy (poniektórzy bowiem się zdeklarowali), niby inteligentni, niby oczytani i obeznani a siali jakiś popłoch i ogólną dezinformację. Ktoś z boku pomyślałby, że jakiś szaman afrykański przyjeżdża łowić niewinne, oszukane katolickie dusze, albo, kto wie, może sam diabeł organizuje igrzyska. A tu proszę, igrzyska to diabłu urządzono. I w wielu przynajmniej wypadkach (podobno, podobno) przegrał. Po obecnym wpisie (wiem kto) ktoś powie, że w moim przypadku diabeł wygrał - walkowerem. Może jednak nie do końca, bo wybrałam spotkanie z J. Kaczyńskim (a nie urodziny Jaruzela), co diabeł mi udaremnił, unieruchamiając mi samochód skutecznie, znaczy do dnia dzisiejszego włącznie, toteż J.K. choćbym chciała, też nawet już nie dogonię.
Osoba, która ogłosi moją przegraną, szufladkując mnie może wśród lewackich pomiotów, dziś znajdzie ku temu jeszcze lepszy pretekst. Napiszę bowiem o sprawie dzisiaj dla wielu mediów kluczowej, która łączy się i ze spotkaniem z o. Boshobora, i ze zniesieniem zakazu imprezowania w (zwykłe) piątki, i z katolicyzmem jakotakim w Polsce, Ewangelią... Chodzi o konflikt abpa. Henryka Hosera i ks. Wojciecha Lemańskiego. Sprawa budzi duże emocje. Zajrzałam na wszystkie możliwe portale i wszędzie o tym piszą, wszędzie też ludzie komentują. Wiadomo, w zależności od rodzaju czytelników, opinie różne - skrajnie różne. Jedni są za arcybiskupem, drudzy za księdzem. I jedni i drudzy nie przebierają w słowach. Jedni i drudzy ...ciężko grzeszą. Choćby samymi wyzwiskami, pychą, ferowaniem wyroków moralnych - są mądrzejsi od samego Pana Boga. Grzeszą a ktoś przy tym zaciąga sporo grzechów cudzych - do których przyłożył "rękę" coś robiąc lub nie robiąc nic a więc przez zaniechanie, zaniedbanie itd. Grzechów cudzych jest sporo, nie lekkie są zazwyczaj a jakoś najczęściej zaniedbywane przy rachunku sumienia i spowiedzi. Ba, nawet wielu księży zdaje się o nich zapominać (chyba że na katechezie o grzechach cudzych). Konflikt wyżej wymieniony stał sie okazją wielkiego żniwa. O ile na narodowym królował Chrystus, o tyle dzisiaj szatan sobie odbił z nawiązką.
Sprawa ks. Lemańskiego nie należy do łatwych a jednak wcale nie jest tak trudna, jak np. sprawa ks. Natanka. Próbuje się powiedzieć, że chodzi w niej o poglądy doktrynalne ks. Lemańskiego, że chodzi o in vitro, że on zaprzecza nauce Kościoła... Szukałam sprzeczności wprost, zaprzeczeniom doktrynie. Nie znalazłam. Choć jedno można mu chyba zarzucić: facet próbuje myśleć, szuka drogi rozwiązania problemu tysiecy ludzi. Bo in vitro jest ogromnym problemem dla rzeszy katolików, którzy albo w to wdepnęli albo są na krawędzi wdepnięcia. To pokazuje jedynie, że ten kapłan (nie znam osobiście więc bez protekcji ma ode mnie dobre słowo) myśli o ludziach. Ja sama nie dałam namówić się na in vitro i odradzam znajomym, przestrzegam przed dylematami (np. moralnymi właśnie), ale słucham też ich i rozumiem ich sytuację. On też słucha. Widać, że dość się nasłuchał i szuka drogi wyjścia tym ludziom na przeciw. Czy to źle?
Wiadomo, można iść na przeciw małżeństwom niesakramentalnym, co nie znaczy, że zaakceptujemy rozwody i dopuścimy konkubentów (z punktu widzenia prawa kościelnego) do najważniejszych sakramentów. I chyba nie o to chodzi w kwestiach in vitro ks. Lemańskiemu, by zaakceptować tę metodę z całym dobrodziejstwem jej aktualnego inwentarza. Problem w tym, że tu są dwie strony: jedna widzi jedynie in vitro, druga - ludzi, którzy po nią sięgają. Do tych drugich on się zalicza. On szuka drogi ku nim. Nie wiem, czy to droga na skróty, nie sprawdzałam, ale i nie o to dziś chodzi. Z drugiej strony - jeśli jednak ktoś uprze się, że to właśnie te kwestie leżą u podloża kofliktu na lini abp-ks - pomyślmy o tych wszystkich ludziach, głównie młodych, którzy do niedawna grzeszyli (i najczęściej nie spowiadali się z tego) szalejąc po imprezach i dyskotekach w pierwszy wieczór weekendowy. Kościół dziś dopuszcza zabawy w piątki. Zmiana. Ta zmiana nie dotyczy zdesperowanych małżonków, rozpaczliwie tęskniących za własnym dzieckiem, próbujących "wszystkiego", by je począć i wciąż bezskutecznie. To nie dotyczy ludzi, którzy tego nowego życia pragną a raczej odwrotnie: tych, którzy tego wieczoru tego będą unikać stosując antykoncepcję, wdając się w przygodne kontakty seksualne, lub może nawet dokonując aborcji na "nieszczęśliwych wpadkach" tamtego upojnego wieczoru. Ja nie mówię, że wszyscy imprezowicze, bywalcy dyskotek i klubów to ludzie rozwiąźli, pozbawieni sumienia, hamulców moralnych i wychowania. Wszyscy jednak wiemy, że to, co mówię, nie odbiega zbytnio od rzeczywistości, w jakiej żyjemy. Episkopat przeprowadza takie zmiany idąc "z duchem czasów", wychodząc na przeciw człowiekowi i czy komuś się to podoba czy nie: łagodzi obyczaje i wymogi moralne wobec (zwłaszcza młodych) ludzi w sytuacji, gdy ci ludzie już tak dalece zobojętnieli na zakaz hucznych zabaw w dni postu i pokuty, że o takich dniach zdają się nie wiedzieć w ogóle i budzi ich zdziwienie jakichś "złagodzeń".
Jedna i druga kwestia dotyczy zarówno moralności, jak i wiąże się z wiarą i dobrymi obyczajami związanymi z tradycja chrześcijańską. Obie dotyczą szacunku dla osoby ludzkiej, jej godności jako najwyższego Stworzenia.Jakie motywy? Tu czuję dysproporcje. Ba, dysonas. Niesmak.
obie kwestie wiążą się też z cierpieniem. In vitro jest może ucieczką od cierpienia małżonków bezdzietnych - drogą na skróty poza to cierpienie, ucieczką od zakotwiczenia się w cierpieniu Chrystusa i Jego ofierze, ale zniesienie zakazu organizowania i udziału w hucznych zabawach w piątki jest znacznie czymś więcej: to dotyczy szacunku dla Chrystusowej Męki. Kościół powinien stać na straży tego niezaleznie od zmian w obyczajowości ludzkiej. Św. Paweł spotkał się w Koryncie z różnymi praktykami a jednak nie naginał nauki, zasad, moralności ewangelicznych do tamtejszej obyczajowości. Napominał. Uwrażliwiał. Pouczał.
Ale wróćmy do sedna sprawy. Chodzi przecież o ks. Lemańskiego. Jego sprawa to nie kwestie in vitro. Tu nie zbierano komisji doktrynalnej, jak w przypadku ks. Natanka. Ten kapłan - czy ktoś chce czy nie, jest i pozostanie zawsze już Chrystusowym kapłanem - ma problem, który nazywa się samotność. Niby, jak każdy kapłan, a jednak... To szczególna samotność. Od długiego czasu walczy o coś, o czym nie mówi, czego nie nazywa po imieniu, szuka wsparcia, zrozumienia. Nic. Zamiast tego spotyka się z coraz większym ostracyzmem, jakąś nagonką. Okazuje się wreszcie, że na portalu niezależna.pl. jakiś gość, który o całej sprawie dowiedział się może 10 minut wcześniej, może sobie jego imieniem gębę wytrzeć używając przy tym słów uwłaczających każdemu. I nic. I w imię czego? Dlaczego?
Czytam, że on zadaje się niepotrzebnie z lewackimi mediami a gdzie indziej czytam, że wcześniej nasze, katolickie media przeprowadziły nad nim sąd - zanim do owych lewackich poszedł. Czytam, że nie okazał posłuszeństwa i pokory wobec swego biskupa, ale on sam okazuje sporo delikatności mówiąc o swoim abpie i unikając oskarżeń "wprost" a dość pobieżnie, opisowo i mgliście kreśląć tegoż przewinienia. Jeśli są jednak tak małostkowe lub fałszywe, czemuż sama kuria czy abp milczą? Czemuż do zła dokładają zło? To nie nadstawianie drugiego policzka i spokój a szerzenie zgorszenia większe od tego, gdy ksiądz po TVNach lata, bo rodzi wiele domysłów i być może fałszywych wyobrażeń wiernych o Kościele. Dzieli ludzi i budzi w nich gniew - wobec jednego lub drugiego.
A w naszym katolickim kościele jest niestety też tak, że jeśli ktoś za dużo brzydkich rzeczy wie lub doświadczył skazany jest na dyskomfort sumienia albo moralne dylematy (gdy milczy i zaciąga grzech cudzy, często ciężki lub gdy krzywdzi drugich swoim milczeniem i przyzwoleniem na krzywdzenie) albo skazany jest na ostracyzm i szykany. Niestety, zamiatanie pod dywan, wysługiwanie się "możniejszym", strach i kolesiostwo nie są czymś wyimaginowanym czy mało spotykanym. Wręcz przeciwnie. I co się dziwić, że lewackie media łapią takie historie, pochylają się nad ofiarami Kościelnych hierarchów? One te ofiary najpierw przeżują dając im złudna nadzieję a potem wyplują, równie skutecznie pozostawiając samemu sobie. Ale co taki człowiek ma ze sobą zrobić? Ma przestać być człowiekiem czy powiesić się? Mam wrażenie, że ks. Lemański w swojej samotności i bezradności a także naiwności, zwrócił się do tej części "publiczności", by mieć za sobą kogokolwiek. Bo jak wygląda sytuacja księdza, który nie zwróci się do nikogo? Kto go wesprze? Przecież nie każdy konflikt to racja ordynariusza. Biskupi nie przestają być ludźmi, są omylni, grzeszą i mają swoje sympatie i cele do osiągnięcia. Tymczasem wszyscy zdają się patrzeć na nich przez pryzmat tytułu, godnosci, zasług. Cóż, nie trudno zasłużyć się będąc biskupem. Ma się wystarczającą pozycję, kontakty, możliwości i ludzi do pomocy... Szaracy tak prędko nie zasłyną z dobroci serca, miłosierdzia, pokory. Prymat papieża i jego nieomylność a posłuszeństwo biskupowi to jednak nie to samo.
I tu wracamy na Narodowy. Ks. Arcybiskup Hoser swoje zasługi na koncie ma. Któryż biskup nie ma. Chwalą go za Rwandę, za to że jest internistą, za "duchowieństwo" (cokolwiek ta cecha oznacza) i za spotkanie na narodowym również, choć są złośliwcy, którzy mówią, że nie miał wyjścia i musiał przyjąć charyzmatyka. Nie ważne, nie bądźmy małostkowi. Dziwi mnie jednak fakt, że dalekowzroczny, uduchowiny, doświadczony i wykształcony wszechstronnie człowiek, który stoi na czele kolanego KK, może dopuścić do tego, że jednego z jego księży (nie ważne czy go lubi czy nie) szkaluje cała Polska. Biskup jest głową diecezji, instancją wyższą, najwyższą po ludzku, ale i ojcem dla kleru tej diecezji. No to w tym kontekście ks. Lemański zdaje się być sierotą. On nie jest czarną owcą w kościele. On okazuje się nie mieć braci w kapłaństwie, ani ojca. On chce trzymać się swego dziedzictwa a to jest mu wyrywane z rąk wraz z jego godnością ludzką (nie tylko kapłańską). Jego parafianie stoją za nim murem. Zupełnie nie rozumiem dlaczego...
Ks. Natanek został odseparowany od Kościoła a przecież, choć w mediach problem przycichł, w życiu nie wygasł - istnieje i ma spore rozmiary. Jego sprawa budziła również sporo emocji. Sprawa ks. Lemańskiego budzi emocje skrajne. Ludzie zapomnieli o chrześcijaństwie, o miłosierdziu - piętnują, wyzywają, oskarżają i sądzą. Obcą sobie osobę. Na podstawie strzępów informacji. Ks. abp. to widzi i słyszy i milczy. Nie wiem czy to Duch Święty go natchnął, czy może rację mają ci, którzy w nim samym widzą dzialanie antychrysta lokalnego kościoła. Wiem jedno, jedynie on - poprzez stanowcze zdefiniowanie problemu, pokorę i miłosierdzie może stać się wzorem rozwiązywania takich sytuacji i budowania jedności Kościoła. Póki co, nie tylko ks. Lemańskiego pychę widać. Póki co, kij ma dwa jednakowe końce. A koniec końców obaj tym kijem obrywają. A boli Kościół. To nie prawda, że jedynym rozwiązaniem jest upokorzenie się księdza przed abpem., że jedynie ten ostatni ma rację i jedynie on może być tu słusznym zwycięzcą. Abp. już na zawsze zostanie w tej sprawie przegrany, ale Kościół może jeszcze wygrać. Bo to spór dwojga ludzi i żaden z nich nie powinien czuć się kimś więcej. W tym pełnia człowieczeństwa.
Podobno ks. abp. Hoserowi zawdzięczamy wizytę i rekolekcje o. Boshabora. Chrystus królował na Stadionie Narodowym a dobro stało się obfitym żniwem. Komu zawdzięczamy dzisiejsze zniwa zła: obelg, pogardzy i nienawiści w sercach tysięcy (spora wielokrotność 60tys.) Polaków do jednego człowieka? Czym on aż tak zawinił? W czym jego wina jest tak wielka, że warto było narażać tylu ludzi na grzech obmomy, sądzenia, kłotni, nienawiści, pogardy, złorzeczenia, posądzania, plotkowania.... Oj, więcej tego. To swoiste rekolekcje zła. Jakby taki rewanż dany Chrystusowi. Nie zawdzięczamy tego lewackim mediom. Nie one wyrzuciły księdza z parafii, odwróciły się od niego plecami i milczały, gdy chciał rozmawiać. Nie on miał władzę zaradzić, wezwać, wysłuchać, stworzyć warunki do mediacji... Od niego jedynie się wymaga. Zwyciężyła więc chęć ukarania księdza, czy może tegoż parcie na szkło? Pycha hierarchy czy nieposłuszeństwo podwładnego?
Nie ma co cieszyć się, że przeciwnika ktoś wyzwał i zmieszał z błotem, jeśli to dzięki nam się stało, bo jego grzech przeciw bliźniemu jest też naszym grzechem. Zatem, triumf święci dziś szatan, reszta liże rany a Boshobora odjechał.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 8008
Ten spór trwa od lat. Nie wnikam, bo większość argumentów to kwestia wiary tej lub innej stronie a obie mają jednakowe, ludzkie predyspozycje do złego. Nie mam prawa powiedzieć: Abp. zasługuje na karę Bożą czy ks. Lemański jest "lewackim pomiotem" i "wrzodem ubeckim" na łonie Kościoła (to delikatniejsze przydomki mu wczoraj nadane). Jeden jest tylko Sędzia. Boję się popaść pod sąd, dlatego nie sądzę. A miłosierdzie pojmuję jako pochylenie się nad tymi, którzy właśnie źle się mają a nie nad zdrowymi i silnymi. Miłosierdzia potrzebują adresaci uczynków miłosiernych wobec duszy i ciała... Tymczasem rzeka grzechu wzbiera.Bo? Bo obficiej rozlała się łaska. Szatan niszczy Boże dzieło, mści się. Ludzie bezmyślnie stają się jego narzędziami. O tym piszę, ale każdy ma prawo szukać czego chce - i to pewnie znajduje.