Otrzymane komantarze

Do wpisu: Personalna wojna na emocje między PiS i KO
Data Autor
Grzegorz GPS Świderski
Chcesz rozmawiać z sensem — bądź grzeczna. Ucz się od innych, którzy tu to potrafią. Wolisz operować chamskimi sformułowaniami, to się ode mnie odczep. Nie musisz każdemu swój prymitywizm demonstrować — inni to lubią, więc się z nimi taplaj, ja tego podwórkowego języka u mnie nie akceptuję. 
Zofia
@sakeZgadzam się z pani wpisem 100/100. Obserwując scenę polityczną i słuchając jakoby PiS i PO to jedno zło, stwierdzam na podstawie obserwacji, że w PiS-ie są ludzie sumienia a w PO są pozbawieni tych ludzkich cech. To, rządzący z PO, Lewicy , Polski 2050 a nawet PSL-u dążą do unicestwienia Polski zarówno rozwojowo, ekonomicznie i pod względem bezpieczeństwa. Na marginesie tego wywodu o "wojnie polsko-polskiej" tak ogólnie zapytam dlaczego SG nie broni funkcjonariuszki ze swojej służby za znieważenie  lecz zbywa oplucie polskiego munduru dziwnym milczeniem . I jeszcze zapytam czy mordując ks. Jerzego funkcjonariusze wyrwali Mu język, zerwali paznokcie i połamali palce na zlecenie czy tak od siebie, żeby zaznaczyć pełne oddanie oprawcom. Widzę podobieństwo z jaką ochotą oskarżają i próbują wsadzać do więzień opozycję.
sake2020
Bardzo szybko się pan odkrył,,podobnie jak przed dwoma czy trzema latami gdzie każdą próbę dyskusji czy moje pytania  kwitował pan wyzwiskami i nazywaniem mnie chamem.Nawet chamem w białych rękawiczkach. Właśnie z powodu swojego zachowania i arogancji wobec komentatorów pan z portalu odszedł. Dla pana prymitywem jest każdy kto się z panem nie zgadza, czy ośmiela się mieć swoje zdanie . Jak widzę nic się nie zmieniło Wyzwiska zamiast dyskusji i podania w czym pan się pan nie zgadza. jeśli uważa,że moja krytyka jest nieuprawniona. Ja nie muszę podpisywać się pod każdym tekstem z którym się nie zgadzam,a pan nie robi mi aż takiej łaski odpowiadając,ale nie musi popisywać się aż taką furią. 
Grzegorz GPS Świderski
Ten komentarz jest chamski. Nie licz na rozmowę ze mną na takim prymitywnym poziomie.
sake2020
To pewno i dobrze że Konfederacyjka zarówno ta od Brauna jak i ta od Menzena atakują PiS a Menzenek z nalaną gębą nazywa  chamsko starszego od siebie Kaczyńskiego przygłupem i obrzuca inwektywami. Przypuszczam że i prezydent Nawrocki pamięta jego ordynarne wygibasy pod swoim adresem podczas kampanii prezydenckiej..Nie musimy sobie w takim razie łamać głów jak i z kogo po zwycięskich wyborach ukształtuje się koalicja zrodzona z dotychczasowej, planktonu lewicowego i Konfederacji. No i miło będzie popatrzeć jak wśród tych mężyków stanu Tuska i Menzena będzie iskrzyło i trzeszczało .
Grzegorz GPS Świderski
To bardzo dobrze, że PiS atakuje Konfederację kłamliwą narracją, że jest jakoby zblatowana z Tuskiem. Ta propaganda pracuje nie dla PiS-u, tylko dla obu Konfederacji. Nie trzeba z tym walczyć – wystarczy nie zaprzeczać zbyt gorliwie. Jak mówił Machiavelli: „Nie przeszkadzaj wrogowi, gdy popełnia błąd.”. Ta fałszywa propaganda jest dla wolnościowców i narodowców korzystna. Dzięki niej cały elektorat Trzeciej Drogi przejdzie do Konfy, licząc na koalicję z KO (z tego powodu przecież głosowali na 3D), a elektorat PiSowi będzie odbierał Braun. PiS sam się dał osaczyć z dwóch stron — elektorat centrowy pobiera Mentzen z Bosakiem, a skrajnie prawicowy Konfederacja Korony Polskiej Brauna. Jak tak dalej pójdzie, to rządowa koalicja to będzie sojusz dwóch Konfederacji. I wreszcie POPiS (dziś już KOPiS) się zjednoczy — w opozycji.
JzL
Niezawodny Mentzen, nieoficjalny rzecznik Tuska tradycyjnie od rana jedzie po PiS. Generalnie on chyba uważa, że PiS rządzi, bo 80% jego postów na X-ie ostatnio dotyczy tej partii. Koalicja KOKon w praktyce.
Grzegorz GPS Świderski
Tu jest dokładny raport liczący podobieństwo PiS i PO do wszystkich postulatów klasycznej socjaldemokracji: https://x.com/gps65/status/1916172533029573074
Grzegorz GPS Świderski
Tak jest!
Grzegorz GPS Świderski
Tak jest!
sake2020
Autor poddaje się stereotypom. Wojna polsko-polska, bratobójcza walka, dwa zwasnione plemiona brzmi nawet zgrabnie,ale powierzchownie. Nie jest prawdą że PiS i PO  (KO) mają takie same poglądy ekonomiczne. PO (KO) ma tylko takie jakie aktualnie pasują do sondaży i na jakie pozwalają jej wiecznie niezadowoleni koalicjanci. Praktycznie więc nie ma żadnego programu. Rozkładanie procentów emocji czy płytkości przekazu na równo przez obie strony tych ,,walczących'' niestety kłóci się z wprowadzeniem i realizacją pojęcia ,,demokracji walczącej'' przez Tuska. więc nie ma tu mowy o wojnie polsko-polskiej a raczej o bezwzględnym reżimie, To urąga państwu polskiemu,że na piedestale stawia się skorumpowanych polityków,umarza się ich sprawy i długi a przeciwników ściga, niszczy, ośmiesza .Tu gdzie nie ma woli politycznej i nie funkcjonuje prawo tam nie da się dyskutować o Milesie,czy Rothbardzie i szkole austriackiej. Dużo się mówi o możliwości czy potrzebie zaistnienia nowego ruchu na którego czele mógłby stanąć prezydent Nawrocki nie skażony polityką emocji i odwetu za to będący już autorytetem. Ale prezydent jest jeden a przyszle kadry i tak będą kompletowane z dotychczasowych.
spike
jakby wam ze @świderskim dać stery finansowe państwa, to jestem pewien, że lepsza byłaby w tej roli ta przysłowiowa kucharka.Tam gdzie rządzą finanse, tam jest ciągle wojna, wyzysk człowieka przez człowieka.
spike
-"Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż Konfiarzowi wejść do królestwa niebieskiego". Jakoś dziwnie się składa, że najwięcej mówią o kapitalizmie wolnorynkowym etc., ci co sami czerpią całymi garściami z socjalnych dobrodziejstw, choćby takie 800+, czy któryś z tego świadczenia zrezygnował ?Znam wielu, śmiem twierdzić, że nie ma takiego.
mjk1
Zgadzam się w pełni. Polska debata publiczna przypomina dziś realizację leninowskiej wizji „kucharki, która miała rządzić państwem” — tylko że nasza kucharka nie chciała się uczyć. Dostaliśmy szansę, by rozmawiać o gospodarce, o suwerenności pieniądza, o długu i realnej wartości pracy, a zamiast tego kłócimy się o to, co powiedział Tusk albo Kaczyński.PiS i KO mają ten sam, socjaldemokratyczny program gospodarczy: redystrybucję, zadłużenie i centralne sterowanie. Różnią się tylko marketingiem – jedni grają patriotyzmem, drudzy europejskością – ale obie strony bronią tego samego systemu długu i uzależnienia. Nie ma w Polsce sporu ideowego, jest rytualne polowanie na wroga, które zastępuje prawdziwą rozmowę o gospodarce.Największy problem polega na tym, że większość społeczeństwa nie jest intelektualnie przygotowana do takiej rozmowy. Nie chodzi o brak wykształcenia, tylko o brak nawyku myślenia. Ludzie wierzą, że „ekonomia to czarna magia”, więc kibicują partiom jak drużynom piłkarskim. Zamiast argumentów – emocje. Zamiast analizy długu i deficytu – wzajemne obelgi.A przecież to właśnie świadomi obywatele powinni rozliczać państwo z długu, inflacji i destrukcji pieniądza. Żadna gospodarka nie może się bilansować, jeśli pieniądz powstaje wyłącznie jako dług. Potrzebujemy w Polsce sporu o idee, nie o twarze: o Misesa i Keynesa, o bilans pracy i kapitału, o pieniądz jako narzędzie suwerenności.Na razie jednak – jak u Lenina – kucharka mogłaby rządzić, ale woli patrzeć, jak inni biją się o garnek, który już dawno jest pusty.
Marek Michalski
Zasady wolnego rynku są związane z naturą ludzką. Zasady marksizmu-keynesizmu też. Te drugie stawiają masy w sytuacji dylematu więźnia, co znajduje rozwiązanie w wyborze życia na cudzy koszt.Spór między efektywnością wolnego wyboru i "sie należy" został już rozstrzygnięty w praktyce. 
Grzegorz GPS Świderski
Nie da się żyć bez marzeń.
NASZ_HENRY
,.,.,.,.,.,., Wishful thinking - Życzę dużo zdrowia na drodze pobożnych życzeń 😉
Do wpisu: Milei, BRICS i mit wielobiegunowej niewoli
Data Autor
Grzegorz GPS Świderski
Akumulacja zysków, spekulacyjne zamrożenie kapitału, rajdy podatkowe, czy rosnący dług — to wszystko nie jest efektem wolnego rynku, tylko jego zniszczenia przez interwencjonizm państwowy.Mises wyjaśnił to już sto lat temu: gospodarka rynkowa ma własne mechanizmy równowagi, ale przestają one działać, gdy pieniądz przestaje być towarem. Kiedy państwo monopolizuje jego emisję, wprowadza przymus kursowy, bank centralny i politykę stóp procentowych — przestaje istnieć wolny rynek kapitału. To nie prywatni przedsiębiorcy, lecz państwowy system bankowy decyduje, kto ma dostęp do pieniądza, a kto nie.Hayek pisał, że „największym źródłem kryzysów są błędne sygnały cenowe, wysyłane przez sztucznie manipulowany pieniądz”. Kredyt nie jest już wtedy naturalnym skutkiem oszczędności, lecz wynikiem decyzji biurokratów i bankierów centralnych. Gdyby pieniądz był rynkowy — oparty o dobrowolne umowy i pokrycie w realnych dobrach — to żaden „deficyt popytu” nie mógłby powstać, bo każda produkcja byłaby finansowana rzeczywistymi oszczędnościami, nie pustym długiem.Rothbard ujął to brutalnie: „Nie istnieje coś takiego jak chroniczny brak popytu. Istnieje tylko nadmiar państwowego długu i fałszywego pieniądza.”Mechanizm że zyski nie wracają do obiegu — nie jest efektem „kapitalizmu”, lecz socjalizmu finansowego. Bo gdyby rządy nie tworzyły systemów podatkowych, które karzą produkcję, a nagradzają spekulację, gdyby nie gwarantowały „zbyt dużych, by upaść” korporacji, gdyby nie chroniły monopoli koncesjami i licencjami, wtedy żaden kapitał nie mógłby się „zamrozić”. Kapitał, który nie pracuje, traci wartość. Tylko system fiskalno-finansowy zniekształcony przez państwo pozwala mu trwać sztucznie.Nie jest też prawdą, że w kapitalizmie popyt jest zawsze niższy niż podaż. W zdrowej gospodarce rynkowej produkcja jest sama dla siebie źródłem popytu — to prawo Saya, którego żaden keynesizm nie obalił, tylko zakrzyczał. Ludzie produkują, by coś kupić. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy państwo wtrąca się w cenę pieniądza, czyli w stopę procentową — wtedy zniekształca relację między oszczędzaniem a inwestowaniem.Kiedy bank centralny obniża stopy „by pobudzić gospodarkę”, to nie zwiększa realnego popytu, tylko tworzy fałszywy sygnał obfitości kapitału. Przedsiębiorcy inwestują w projekty, które w naturalnych warunkach nigdy by nie powstały. Tak rodzą się bańki spekulacyjne i „nierównowaga”. Ale to nie wolny rynek ją wytwarza — tylko przemoc fiskalna i kredytowa państwa.Wolny rynek nie potrzebuje „równoważenia” — sam się równoważy. To państwo niszczy tę równowagę w imię jej przywracania.
mjk1
Również dziękuję za tę polemikę — widać, że jest oparta na solidnej znajomości teorii Misesa i Hayeka. Właśnie dlatego warto doprecyzować, w którym punkcie różnimy się w ocenie.Zgadzam się, że gospodarka jest procesem dynamicznym, a nie statycznym równaniem. Jednak ta dynamika nie zmienia faktu, że w każdym momencie całkowity popyt efektywny jest mniejszy niż wartość produkcji, jeśli system opiera się wyłącznie na zasadzie prywatnej rentowności.Dlaczego? Bo zysk, który w teorii „wraca do obiegu”, w praktyce nie musi w nim pozostać.W idealnym modelu austriackim każdy zysk byłby reinwestowany lub wydany, tworząc nowy popyt.Ale w realnej gospodarce kapitalistycznej znaczna część zysków jest akumulowana, spekulacyjnie zamrażana, transferowana do rajów podatkowych lub przeznaczana na wykup aktywów finansowych, które nie tworzą nowej produkcji.To właśnie powoduje chroniczny deficyt popytu wobec podaży.Inaczej mówiąc – nadwyżka produkcji nad funduszem płac i wydatków konsumpcyjnych nie bilansuje się automatycznie, bo część dochodu zostaje zmonetyzowana, ale nie spożytkowana w gospodarce realnej.W efekcie powstaje spirala długu, która kompensuje tę nierównowagę poprzez kredyt i to właśnie kredyt, nie zysk, staje się głównym źródłem popytu.Tu jest źródło współczesnych kryzysów kapitalizmu – nie w „fałszywym pieniądzu”, lecz w samym mechanizmie rozdziału dochodu w systemie, który wymaga zysku, ale nie gwarantuje jego równoważenia przez realne wydatki.Dlatego uważam, że problem nie polega na samym banku centralnym, ale na konstrukcji pieniądza jako długu oraz na fakcie, że pieniądz nie jest tworzony w relacji do wartości pracy i produkcji, lecz w relacji do oczekiwanego zwrotu finansowego.W takiej sytuacji żadne „dostosowanie przez stopy procentowe” nie przywróci równowagi, bo system od początku bazuje na niedoborze środków względem wartości produkcji.Zgadzam się, że pieniądz jest informacją – ale informacją o czym?Jeżeli ma informować o preferencjach, to tylko wtedy, gdy te preferencje mają pokrycie w realnych możliwościach nabywczych społeczeństwa.A te możliwości nie są nieograniczone – bo wynikają z funduszu płac i dochodu, który w kapitalizmie zawsze stanowi tylko część wartości wytworzonej produkcji.Dlatego właśnie potrzebna jest reforma pieniądza, która odtworzy równowagę między zdolnością gospodarki do tworzenia dóbr a ilością środków dostępnych do ich zakupu.Nie chodzi o centralne sterowanie, lecz o przywrócenie logicznego bilansu między tym, co wytwarzamy, a tym, co możemy wykupić.To jest fundament mojego cyklu o niezależnym pieniądzu:nie kolejna teoria alternatywnej waluty, ale próba przywrócenia realnego ekwiwalentu między pracą, produkcją i pieniądzem.Bez tego – każdy system, nawet najbardziej „wolny”, prędzej czy później musi zderzyć się z granicą własnej nierównowagi.
Grzegorz GPS Świderski
Dziękuję za ten komentarz – to rzadko spotykane, by ktoś tak rzetelnie i grzecznie argumentował w duchu realnej ekonomii. Ale w kluczowym punkcie nie mogę się zgodzić: w kapitalizmie nie ma strukturalnego braku popytu. To mit wynikający z traktowania gospodarki jak równania statycznego, a nie procesu dynamicznego.Twierdzenie, że „suma płac jest mniejsza od wartości produkcji, więc brakuje pieniędzy, by wykupić towary”, to błąd znany w ekonomii od stu lat – błąd tzw. paradoksu popytu efektywnego. Pieniądz nie znika po wypłacie. Zyski nie są „zabrane” z obiegu – są wydawane lub inwestowane, co z kolei tworzy popyt na dobra kapitałowe, usługi, pracę i surowce. To, że pracownik nie kupuje całego produktu, nie oznacza, że produkt nie znajduje nabywcy. Kupuje go przedsiębiorca, inwestor, inny konsument – rynek jest procesem rotacji pieniądza, nie statyczną tabelą.Mises i Hayek właśnie to podkreślali: gospodarka to ciągła koordynacja między preferencjami czasowymi producentów i konsumentów. Kiedy ten mechanizm działa swobodnie, nie występuje „brak pieniądza”, bo jego ilość dostosowuje się do struktury produkcji przez stopy procentowe i inwestycje.„Kryzys nadprodukcji” pojawia się tylko wtedy, gdy państwo zakłóca ten mechanizm – zaniżając stopy, sztucznie zwiększając kredyt i deformując sygnały rynkowe. Wtedy powstają błędne inwestycje, które wyglądają rentownie tylko dlatego, że pieniądz jest fałszywie tani. To nie rynek zawodzi, tylko fałszywy pieniądz.Propozycja „suwerennego pieniądza” opartego na „realnej pracy” brzmi atrakcyjnie, ale prowadzi do starego błędu: pieniądz nie jest miarą pracy, tylko informacji. Jego funkcją nie jest bilansowanie rachunków narodowych, lecz komunikowanie preferencji jednostek. Wystarczy uczciwa konkurencja walut i swobodny rynek kapitałowy – wtedy ilość pieniądza w obiegu automatycznie odzwierciedla realną produkcję, bez potrzeby centralnego arbitra. Przypominam moją starą notkę: https://www.salon24.pl/u/gps65/631491,inflacja-deflacja-i-monopol-walutowy
mjk1
Zgadzam się z Panem w jednym zasadniczym punkcie: Javier Milei rzeczywiście jest jednym z niewielu współczesnych polityków, którzy myślą w kategoriach przyczyn, a nie objawów, i próbują sięgnąć do źródła problemu – czyli do sposobu, w jaki powstaje i krąży pieniądz. W tym sensie jego działania są godne podziwu.Ale nie mogę zgodzić się z tezą, że „wystarczy” zastosować zasady szkoły austriackiej, by gospodarka sama się zbilansowała. Właśnie w tym miejscu teoria, nawet najbardziej logiczna, zderza się z twardą rzeczywistością.W modelu czysto wolnorynkowym każde przedsiębiorstwo musi być rentowne – bo tylko w ten sposób może istnieć i przetrwać. A skoro musi być rentowne, to jego całkowite koszty (płace, surowce, podatki) są zawsze niższe niż łączna wartość sprzedanych dóbr. To oznacza, że w systemie rynkowym suma dochodów społeczeństwa jest zawsze mniejsza od sumy wartości wyprodukowanych towarów.Inaczej mówiąc – pracownicy wszystkich przedsiębiorstw razem wzięci nie są w stanie wykupić tego, co sami wytworzyli, bo część wartości musi pozostać jako zysk.Ten prosty, matematyczny fakt powoduje, że gospodarka kapitalistyczna nie może się sama bilansować.Dopóki trwa ekspansja – kredyt, eksport, podbój nowych rynków – ten brak równowagi da się ukryć. Ale w pewnym momencie świat się zamyka, rynki są nasycone, a brak popytu ujawnia się w postaci kryzysu nadprodukcji.I tu dochodzimy do paradoksu: wolny rynek jest sam w sobie genialnym mechanizmem organizującym wymianę, ale nie jest samowystarczalnym systemem finansowym.To dlatego historia kapitalizmu to historia naprzemiennych cykli wzrostu i załamania.To dlatego każda szkoła ekonomii – od klasycznej, przez keynesowską, po austriacką – w pewnym momencie musi zmierzyć się z tą samą barierą: pieniądz nie jest neutralny, lecz stanowi część struktury władzy i dystrybucji dochodu.W tym sensie Milei może mieć rację, gdy mówi, że trzeba „usunąć państwo z gospodarki”, ale pomija fakt, że żadna gospodarka rynkowa nie utrzyma się bez mechanizmu kompensacji tego systemowego niedoboru pieniądza.W XX wieku tę funkcję przejął właśnie bank centralny i budżet państwa – ze wszystkimi wypaczeniami, jakie to przyniosło.Problem więc nie polega na tym, że interwencjonizm jest zły sam w sobie, tylko że zastąpił myślenie o równowadze społecznej i monetarnej myśleniem o politycznej doraźności.Zamiast naprawiać źródło nierównowagi, kolejne rządy – nie tylko w Polsce – ratują się drukiem pieniądza i zadłużeniem, by nie dopuścić do załamania konsumpcji.Dlatego potrzebna jest trzecia droga – nie między lewicą a prawicą, ani między socjalizmem a leseferyzmem, lecz między pustym pieniądzem długu a suwerennym pieniądzem produkcji.Taki model pozwalałby zachować wolny rynek, ale jednocześnie gwarantował, że ilość pieniądza w obiegu odpowiada realnej wartości dóbr i usług, a nie kaprysowi banków komercyjnych czy decyzjom polityków.I tu właśnie zaczyna się to, o czym piszę w cyklu o niezależnym pieniądzu i naprawie państwa.Bo jeśli gospodarka ma się bilansować, to musi istnieć mechanizm równoważący różnicę między wartością produkcji a dochodem społecznym – nie poprzez kredyt, lecz poprzez emisję pieniądza, który ma pokrycie w realnej pracy i produkcji.To nie jest powrót do socjalizmu, tylko przywrócenie sensu gospodarce rynkowej.Bez tego, nawet najlepsze idee szkoły austriackiej – i najbardziej odważne reformy Mileia – skończą się tak jak wszystkie poprzednie: nowym kryzysem, nowym zadłużeniem i nowym rozczarowaniem.
Grzegorz GPS Świderski
Milei nie jest utopistą ani kaznodzieją wolności – jest ekonomistą, który stosuje w praktyce zasady szkoły austriackiej. Argentyna od dekad żyje z fałszywego pieniądza i deficytu. Szkoła austriacka mówi jasno: inflacja to ukryty podatek, który niszczy rachunek ekonomiczny. Dlatego Milei zaczyna od podstaw – stabilnego pieniądza, likwidacji deficytu i deregulacji. To warunki, bez których żadne reformy społeczne się nie utrzymają.Nierówności i niestabilność finansowa nie są skutkiem wolnego rynku, lecz państwowej ingerencji w kredyt, stopy procentowe i własność. Milei nie chce znieść wspólnot, tylko usunąć system, który je uzależnił od państwa. Współpraca społeczna ma wartość tylko wtedy, gdy jest dobrowolna.Jego polityka jest prosta:– państwo przestaje drukować pieniądze,– gospodarka wraca do uczciwego rachunku zysków i strat,– rynek i społeczeństwo zaczynają odbudowę od podstaw.Milei nie walczy o nowy system – walczy o to, by znów działały mechanizmy starego, sprawdzonego, wolnorynkowego kapitalizmu. By zrozumieć Milei, trzeba zrozumieć Misesa.
mjk1
Dziękuję za rozwinięcie pańskiej wizji wolności i podkreślenie, że Milei pełni funkcję sygnału, a nie zbawcy, oraz że autentyczna wspólnota wyrasta z wolności jednostki i odpowiedzialności. To ważna obserwacja, zwłaszcza w kontekście współczesnych dyskusji o indywidualizmie i solidarności.Jednocześnie pozostaje wiele pytań praktycznych. Kryzys Zachodu i współczesnego kapitalizmu nie wynika wyłącznie z braku odpowiedzialności jednostek, lecz także ze strukturalnych problemów gospodarczych, takich jak nadprodukcja, inflacja, rosnące nierówności, niestabilność finansowa czy koncentracja kapitału w rękach wąskiej elity. Jak w tym kontekście pańska diagnoza przyczyn i skutków wolności przekłada się na realne mechanizmy przeciwdziałania tym problemom?Projekt Mileia jawi się jako radykalny, diagnostyczny sygnał powrotu do „fizyki ekonomicznej”. Ale czy jego propozycje są praktycznie wykonalne w Argentynie, kraju z chroniczną inflacją, silnym sektorem państwowym, klientelizmem i wysokim poziomem ubóstwa? Czy jego radykalny libertarianizm daje realne narzędzia stabilizacji gospodarki i ochrony jednostki przed skutkami systemowych kryzysów? I znowu, jak przewiduje rozwiązać problemy nadprodukcji, nierówności czy finansowej niestabilności, które są dziś bolączką nie tylko Argentyny, lecz całego globalnego kapitalizmu?Koncepcja „nowej osi sensu” jest inspirująca, ale pozostaje metaforyczna. Jakie konkretne instytucje, mechanizmy społeczne i narzędzia gospodarcze miałyby ją realizować, aby wolność jednostki mogła przetrwać w warunkach globalnej technologizacji, cyfrowej feudalizacji i rosnącej złożoności ekonomicznej? Czy technologie blockchain, tokenizacja czy edukacja cyfrowa rzeczywiście pozwolą przekształcić wolność w system, a nie w emocję, i staną się realnym mechanizmem niezależności, a nie źródłem nowych nierówności?Podsumowując, pański wpis trafnie wskazuje fundamentalne znaczenie wolności i odpowiedzialności jednostki, ale pozostaje pytanie, jak te zasady można przekuć w realne rozwiązania wobec współczesnych problemów gospodarczych i społecznych – zarówno w skali Argentyny, jak i całego globalnego kapitalizmu, naszego nieszczęśliwego kraju nie wyłączając. Dopóki nie pojawią się konkretne mechanizmy i strategie, diagnoza pozostaje inspirującą, ale wciąż metaforyczną wizją wolności.
Do wpisu: Milei i piła łańcuchowa wolności
Data Autor
Grzegorz GPS Świderski
Osobna notka już jest. A z chamem Ruszkiewiczem nie będę dyskutować — by kontynuować, musi za chamstwo przeprosić i obiecać poprawę. Na świecie jest tylu sensownych polemistów, że nie mam czasu, by go poświęcać chamom. Proszę ewentualnie zająć jego miejsce i grzecznie ze mną polemizować. 
Do wpisu: Czy brauniści to mussoliniści?
Data Autor
Grzegorz GPS Świderski
To ironiczne, memiczne, slangowe określenie ludzi wierzących w bzdurne teorie spiskowe, ezoterykę, pseudonaukę, homeopatię, płaską Ziemię, reptilian, denialistów etc. Wokół Brauna zgromadziło się takich wiele i z jego rekomendacji znaleźli się na listach wyborczych Konfederacji w 2023, co czarny pijar wykorzystał do wyśmiania — skutkiem było to, że wiele osób, które chciały zagłosować na Konfę, przerzuciło się na Trzecią Drogę. Dziś, gdy Brauna już w Konfie nie ma, powrócili i stąd duży wzrost notowań. Z kolei sam Braun też notuje sondażowe wzrosty, bo przejmuje dawnych zwolenników PiS, którzy zrozumieli, jak wiele szkód zrobił PiS, uczestnicząc w przekręcie kowidowym. Przekręt kowidowy to był realny, prawdziwy spisek Big Pharmy, ale szur, który wierzy we wszystkie teorie spiskowe, wierzy też w te prawdziwe, dlatego lgnie do Brauna. Braun w większości zauważa realne, istniejące, prawdziwe spiski.