Jedz życie małą łyżeczką

Czasami w życiu, często w przełomowych momentach, najważniejsze jest umieć sobie powiedzieć STOP,

Jako przykład przywołam miłego pacjenta, który wpada do nas kupować to i owo. Co konkretnie – nie powiem – bo nas też obowiązuje tajemnica. Miły gość. Był drobnym, przeciętnym przedsiębiorcą. Aż pewnego razu kupił kupon Lotto. U nas w Gdyni. Nie żadne tam kombinacje hazardzistów, dziesięć skreśleń, sto kuponów, czy matematyczne wysiłki kombinatoryki. Ot tak po prostu – jeden kupon na chybił – trafił, czyli zdał się na maszynę. I wygrał dokładnie 33.787.496,10 zł . Nie wiem co poczuł i co ja bym czuł, gdybym to ja wygrał. Co więcej, nawet nie wiem, co bym zrobił z tymi niespodziewanymi pieniędzmi.
Jeszcze jedno – nasz Gracz, zagrał jakimś tam systemem tak, że zgarnął całą pulę, czyli dostał wygrana za piątkę czwórkę i trójkę celnych skreśleń.
Taki farciarz. [*]

To było bodajże w roku 2012, a wygrana w Trójmieście, wówczas największa w Polsce obrosła legendą. A Pan Gracz jest nadal naszym stałym pacjentem.
Tak się składa, że tuż obok są i delikatesy, a także punkt Lotto. I pani Zosia, ten punkt obsługująca, zdradziła żonie mojej, szeptem na ucho, jak to kobiety lubią, że Pan Gracz, regularnie wydaje olbrzymie sumy, grając teraz w w ten międzynarodowy EURO JACKPOT, gdzie czasami do wygrania są setki milionów zł. Na przykład teraz niedawno, na początku września, do wygrania było 215 milionów zł. A całkiem niedawno, 13 sierpnia, nasz rodak wygrał 206 milionów 550 tysięcy złotych.

Nasz Pan Gracz niestety wygrał, aż 7 razy mniej. Więc gra dalej. A ja rozmyślam – po co? Tak... niektórzy nie wiedzą, kiedy się zatrzymać.

Szczęście w udanym życiu buduje się na fundamencie prawdy, a nie kłamstw.
Kłamstwa powodują niestabilność. A to z kolei rodzi nieustanny niepokój. Jest nawet w psychiatrii sklasyfikowana taka choroba – GAD – generalized anxiety disorder – zespól leku uogólnionego (czyli niepokój bez przyczyny).
Wniosek jest oczywisty – szczęścia nigdy nie zbuduje się na kłamstwie, bo nie ma szczęścia bez wewnętrznego spokoju i harmonii.

Każdy jest kowalem swojego losu... Mamy wolną wolę... Tak?

Gdy ukończyłem studia, chciałem zostać naukowcem. Zostałem na politechnice. To nie całkiem prawda. Bo właściwie, jeszcze w liceum, chciałem zostać lekarzem. Dobrze się przygotowywałem do tego. Ale cóż, to nie ja, tylko właśnie los zdecydował, że zmieniłem decyzję. Zakochałem się. A moja miła nie chciała bym został lekarzem. Miłość podobno przenosi góry, ale też potrafi być okrutna.

Dlaczego to zrobiłem? Dlaczego zostałem inżynierem tak, jak wówczas jeszcze nie moja żona mnie prosiła, a nie lekarzem, jak wtedy marzyłem?
Bo wtedy zrozumiałem, choć raczej nie w pełni świadomie, że w życiu człowieka najważniejsze są relacje międzyludzkie.
Tu właśnie pojawiło się w moim życiu pierwsze ważne kryterium.

"Dziwny los przypada nam na tej ziemi. Pojawiamy się tu nie z własnej woli, nieproszeni, zaledwie na chwilę, nie wiedząc dlaczego, ani po co. Codzienność zdaje się pokazywać, że jesteśmy tu przez wzgląd dla innych, przez wzgląd na tych, których kochamy, oraz tych, z którymi nas zetknie los."
Albert Einstein

Czy mogłem wtedy, kierując się egoizmem i nie zwracając uwagi na prośby kochanej osoby postąpić inaczej?

Wtedy właśnie zdecydowałem się nie liczyć na ślepy los i określić sobie kryteria, jak chcę żyć i jak się rozwijać. Głównie opierając się na tych uwagach Einsteina, nie filozofa, nie ideologa, tylko uczonego z dziedziny nauk ścisłych, gdy mówi, że najważniejsze w życiu są relacje. Pustelnikiem nie miałem zamiaru zostać.

Odszedłem z politechniki. Dodam, bo to ważne – to były lata komuny. Dodatkowo do tej młodzieńczej filozofii dołożył się fakt, że jak miałem 15, czy 16 lat, wpadła mi w ręce wydana bodajże przez PWN, książka profesora Tatarkiewicza "O szczęściu". Wtedy to właściwie tylko przekartkowałem, zatrzymując się tylko na paru ustępach. Lecz od tamtego momentu tezy tam zawarte zaczęły mnie dręczyć. I dręczą mnie do dzisiaj. Książkę przeczytałem potem, jak dorosłem jeszcze dwukrotnie. A dzisiaj sobie myślę, że gdybym miał cierpliwość i wytrwałość prof. Tatarkiewicza, który nad traktatem pracował 20 lat, to pewnie bym napisał swoje – "W poszukiwaniu szczęścia".

Odszedłem z politechniki z dwóch powodów: pierwszy jest oczywisty i najważniejszy. Gdy przemyślałem już, że będę sam podejmował decyzje dotyczące przyszłości, a nie pozwolił, żeby pozwolił, by miotał mną ślepy los, oraz najważniejsze dla mnie i mojej świeżo poślubionej żony, jest założenie szczęśliwej rodziny i zapewnienie jej jako takiego dobrobytu, to muszę poszukać lepszego zatrudnienia, Mieszkając na wybrzeżu wybór jest chyba oczywisty – muszę zacząć pracę na morzu.
Druga przyczyna była już bardziej wyrafinowana i osobista. Otóż postanowiłem, że w swoim życiu chcę się rozwijać i poszerzać wiedzę horyzontalnie, a nie wertykalnie. Dwa lata spędzone na uczelni pokazały mi, że praca naukowa, emocjonująca i wciągająca jak hazard, niestety zawęża horyzonty poznania. Wgryzasz się w temat coraz głębiej, by w końcu zostać autorytetem w bardzo wąskiej dziedzinie. Lecz niestety, w innych życiowych sprawach jesteś głupkiem. Naukowy temat twojej pracy wsysa ciebie tak, że już nie masz czasu i chęci studiowania czegokolwiek innego. A ja byłem głodny wiedzy o wszystkim, co się w moim życiu dzieje.

Tak znalazłem się na morzu, gdzie utknąłem na 40 lat.
Nie ma nic za darmo. Oczywiście cierpiałem. Nie znosiłem rozłąki. Tęskniłem bardzo. Szczególnie w początkowym okresie, gdy rejsy potrafiły się przeciągać nawet do roku. Ciężko byłoby to przeżyć, gdyby nie nagrody. Najważniejszą były powroty.
Niektóre marynarskie rodziny się rozpadają. I to szybko. Szczególnie żony nie potrafią znieść nieustannej rozłąki. Natomiast te, które potrafią pokonywać kryzysy, właśnie także z powodu tych emocjonalnych powrotów, każdorazowo odnawiają więzi, co więcej, umacniają je. Każdy przyjazd z morza do domu to zawsze następny miodowy miesiąc. Tyle radości, wzruszeń i łez szczęścia.
Czyż nie o to mi chodziło wybierając taką drogę życiową? Czy to cierpienie zakończone niesłychaną radością prowadzi do szczęścia?

Niespodziewanym prezentem był fakt, że każde zamustrowanie na statek tworzyło nowe relacje międzyludzkie. Nowa załoga, nowe towarzystwo. Człowiek jest istotą bardzo społeczną i potrzebuje nieustannych kontaktów międzyludzkich. A praca na morzu powodowała to, ze każdy następny kontrakt dawał możliwość poznania nowych ludzi, zaprzyjaźnienia się i stworzenia zespołu.
A to, aż trudno uwierzyć – rozwija intelektualnie.

Niektórzy naukowcy są przekonani, że to właśnie potrzeba wchodzenia w interakcje społeczne była motorem napędowym ewolucji ludzkiego intelektu. Ostatecznie miło jest mieć możliwości umysłowe pozwalające stwierdzić, że żyjemy w rozmaitości będącej czterowymiarową czasoprzestrzenią, lecz o ile życie pierwszych ludzi nie zależało od wynalezienia systemu GPS, który pozwoliłby lokalizować najbliższy bar sushi, to z punktu widzenia gatunku zdolność do uzyskania takiej wiedzy nie była niezbędna do przetrwania i jako taka nie mogła napędzać rozwoju mózgu. Z drugiej jednak strony współpraca z innymi ludźmi i inteligencja społeczna, jakiej to wymaga, wydają się kluczowe dla przetrwania naszego gatunku.
[...]
Czy inteligencja jest warunkiem bycia towarzyskim?
Leonard Mlodinow "NIEŚWIADOMY MÓZG"

Te przyjęte cele i kryteria by je osiągnąć, towarzyszyły mi przez całe życie. Nie pozwalałem, żeby ślepy traf targał mną, jak liściem na wietrze. Ja z kolei zapewniałem rodzinie stabilność, bezpieczeństwo i spokój. Oraz tyle dobrobytu ile byłem w stanie stworzyć, bez poopadana w wyścig szczurów w pogoni za pieniądzem.

Po zakończeniu pracy na morzu, wraz z kontraktami, według kryteriów, które sobie dawno temu założyłem, a które zostały jeszcze wzmocnione obserwacją stylu życia ludzi na świecie, postanowiłem skupić moją bliską rodzinę i wraz z dziećmi, jak na samym początku małżeństwa, zamieszkaliśmy razem.

Wiemy więc już bez żadnych wątpliwości, że życie społeczne, więzi międzyludzkie, w tym najważniejsze – więzi z bliskimi, są warunkiem koniecznym na osiągnięcie w swoim krótkim pobycie na ziemi harmonii, spokoju i rozwoju. Oczywiście są też inne kryteria do spełnienia. W tym, przypomnę, oparcie wszystkiego na fundamencie prawdy. Bez tego nigdy nie będzie zaufania, intymności i wzajemnego szacunku. Lecz niestety, obecnie żyjemy w okresie kłamstwa i manipulacji. Ktoś inny chce sterować naszym życiem i nie dopuścić, byśmy sami dokonywali wyboru i wybierali własne kryteria, którymi w swym żywocie chcemy się kierować. To oznacza odbieranie nam wolności. A bez wolności nie może być szczęścia.

Jak pokazałem na początku, mimo spełnienia wszystkich niezbędnych kryteriów, nie zbliżymy się do szczęścia, gdy ciągle będziemy chcieli więcej i więcej. Dlatego nasza ambicja, jest przyjacielem, jeśli potrafimy trzymać ją w ryzach. Lecz jeśli dopuścimy, że rządzić nami zaczną kryteria, właśnie przez nasze ego i ambicje wyznaczane, to staną się one naszym największym wrogiem.

Dzisiaj jest tak, że jesteśmy zmuszeni walczyć. Nie tylko o państwo, tradycję, kulturę, czy nawet cywilizacje. Musimy bronić siebie i własnej rodziny. Swoich bliskich.

A jeśli, tak jak teraz, zrywają się więzi międzypokoleniowe, to co się z nami stanie?

[*] https://www.totalizator.pl/firma/aktualnosci/33.787.496,10-z.-rekord-w-lotto-ustanowiony-w-gdyni!
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika u2

16-09-2021 [14:30] - u2 | Link:

"Więc gra dalej. A ja rozmyślam – po co?"

Onegdaj grałem w LOTTO, wypadały jakieś trójki, kupowałem za wygrane kolejne kupony. Ale kiedy nastąpiła drastyczna podwyżka kuponów przestałem kupować. Nie opłacało sie, choć przyznaję, że LOTTO to przyjemna gra, w dodatku zysk idzie na budowę sportowej infrastruktury, wiec cel szlachetny, a nie gra na odarcie nałogowego hazardzisty z majątku ojca.

Skoro szczęśliwiec wygrał główną wygraną i nie stracił głowy, to wygrał podwójnie. Znane są przypadki milionerów z totka, którzy potracili swoje fortuny, a nie mogli już wrócić do starego życia. I nie mam na myśli Lecha Wałęsy, który non-stop wygrywał zakłady bukmacherskie w lidze angielskiej, więc był wybitnym znawcą meczów profesjonalnych lig, a teraz ponoć nie ma nawet kasy dla swojej żony Danuty :-)

Obrazek użytkownika jazgdyni

16-09-2021 [15:11] - jazgdyni | Link:

Amerykanie przeprowadzili badania, z których wynika, że "milionerzy" przeróżnych loterii, czy kasyn w 70%, w ciągu 3 lat tracili całą swą wygraną i powracali do życia sprzed niespodziewnych pieniędzy z nieba. Źle inwestowali, dawali się okradać oszustom, czy po prostu przehulali.

Jak dobrze mówią - łatwo przyszło, szybko poszło.

Obrazek użytkownika u2

16-09-2021 [15:33] - u2 | Link:

"w ciągu 3 lat tracili całą swą wygraną i powracali do życia sprzed"

Jeśli powracali do starego życia to pół biedy. Wygrana w totka to duży wstrząs, który może wywrócić całe życie do góry nogami i wcale nie zakończyć się happy endem jak w filmie.

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

16-09-2021 [16:01] - NASZ_HENRY | Link:

Pańskie szczęście:

https://www.salon24.pl/u/pre-iliryjczyk/1165549,no-to-sie-sakiewicz-ucieszy

wywołuje bezinteresowną zawiść ☺☻