Polityka Cesarzowej Merkel: od kryzysu do kryzysu w kryzys

Historia EU to droga dość prosta – od kryzysu do kryzysu o wspólnym mianowniku dla każdego z nich - Niemcy. To swoisty marsz politycznych niemieckich batalionów od sukcesu do sukcesu i jednocześnie marsz samej UE od kryzysu do kryzysu. Biografia Angeli Merkel to historia wywoływania i zarządzania kryzysem. Bez jednego wystrzału, bez sprzeciwu…
Jakakolwiek sprawa by nie była omawiana na szczeblu unijnym, zawsze rozbija się o kwestię: co Berlin na to i od tego, co na to Berlin, zależy jej załatwienie. Fakty mówią same za siebie: kryzys goni kryzys a każdy z tych kryzysów wywołują Niemcy – ich  pomysły, bądź sprzeciwy wobec pomysłów i ucinanie dyskusji w zarodku.
 
Unia powstała w odpowiedzi na zagrożenia bezpieczeństwa, które drzemało w Niemczech, które wywołały najstraszniejszą z wojen. Czas wojny był czasem strachu, głodu, napięcia i niepewności. Jej zakończenie jednak nie zamknęło tego rozdziału. Miliony ludzi nosiły w sobie ciągle traumę wojny, nawet ci, którzy nie walczyli na froncie, wychowywali dzieci przekazując im swoje trudne doświadczenia… Z jednej strony rzucili się w wir odbudowy swojego losu, wierząc w pracę i oszczędności. Z drugiej strony ci ludzie pragnęli uchronić swoje dzieci od potworności, jakie były ich udziałem. Na tej ucieczce od wojennej traumy, na marzeniu o pokoju i pędzie za bezpieczeństwem stopniowo tworzono UE – wentyl bezpieczeństwa dla kontynentu.  UE była odpowiedzią na (!) niemieckie zagrożenie. A czym jest docelowo? UE jest dziś narzędziem rozszerzania hegemonii niemieckiej… Unia Europejska stała się karykaturą swego pierwotnego projektu. Jak to możliwe?
 
Ten twór miał w pierwszym rzędzie zabezpieczać w Europie pokój. Nic tak nie daje pokoju jak jedność. Dlatego UE jest sama w sobie tworem dobrym, jest genialnym pomysłem dla naszego kontynentu, targanego nieustannie przez wewnętrzne spory i konflikty. Skupione wokół wspólnej idei, w jednej strukturze, jednego rynku kraje, odłożyły na bok waśnie i spory. Z czasem zapomniano nawet o II wojnie światowej, o jej traumie i potwornościach, o odpowiedzialności za nią, o sprawcach…
 
Tak naprawdę nigdy nie było żadnego pojednania. Nigdy nie było dojrzałego wybaczenia. Były tylko interesy, które skłaniały do pustych deklaracji. Żeby bowiem wybaczyć, trzeba najpierw zmierzyć się z problemem, uporządkować go, dokonać podsumowania, wystawić rachunek i …spłacić długi, przeprosić i nauczyć się pokory. Nie może być mowy o  pojednaniu, jeśli wybaczenie  jest polityczną deklaracją w duchu poprawności – pustą wydmuszką w opakowaniu Chrześcijaństwa, które odrzuca zadośćuczynienie. Jak widzimy, Chrześcijaństwo nie egzekwujące odpowiedzialności i dopuszczające lub nakazujące zapomnienie o zbrodniach, prowadzi jedynie do odrzucenia tegoż Chrześcijaństwa i znosi odpowiedzialność a potem prowadzi do pychy i jest otwartą droga do bezczelności i występku jeszcze bardziej sprytnego.
 
Owszem, należy uczyć kolejne pokolenia o potrzebie pokoju, wybaczenia, pojednania…, ale nie może odbywać się to w oderwaniu o prawdy, od historii, od odpowiedzialności. „Nie może być wyjadania rodzynek z ciasta”… Czy nie tego dokonały Niemcy? Wypowiedzi w tym tonie są przejawem pychy i bezczelności.
 
Społeczeństwo Unii Europejskiej w pewnym momencie zaczęło zachowywać się jak dzisiejsze Niemcy i Francja wobec Rosji: interes ponad wszystko. Co tam Ukraina, co tam prawa człowieka – tym zajmują się trybunały a nie my. Ważne, by biznes się kręcił. Ale skąd to myślenie? Sama chciwość, wygodnictwo, tęsknota za upragnionym spokojem i dobrobytem po latach wyrzeczeń i stresu nie tłumaczą takiego pędu i odwrotu od wartości wyznawanych przez blisko dwa tysiące lat. Coś tu zadziałało.  Coś doprowadziło do tej niemieckiej bezczelnej i bezwstydnej, bezkompromisowej dominacji. Coś sprawiło, ze Europa zatraciła instynkt samozachowawczy, uśpiła swoją czujność, dała się oszukać…
 
Znamienne jest to, że po wojennej traumie, strachu, zahamowaniach i spustoszeniach, akurat Niemcy zachowały największy potencjał rozwojowy. To Niemcy były w posiadaniu najlepszych technologii, największych funduszy, co stanowiły potężny kapitał początkowy. Nie straszny im wszelki kryzys, i teraz i w przeszłości. Cokolwiek się w UE nie działo, to właśnie Niemcy jak wybrańcy losu, wychodzili z tego przysłowiową suchą nogą odzianą w białe skarpetki (moje odwieczne skojarzenie z Niemcami: bielusieńkie skarpetki od adidasa, które po długim dniu lądują w …koszu na śmieci). No, geniusze biznesu, przemysłu, farmacji, nauki…  Mówiąc ironicznie: nic dziwnego, że poniewierali innych a siebie uważali za nadludzi. I nie przemawia za mnie zazdrość, bo takiej historii nie ma co zazdrościć. II wojna światowa powinna być hańbą dla cywilizowanego narodu. Przyzwoici ludzie winni odwrócić się od takiego państwa. Nic takiego nie nastąpiło. Nie było oczyszczenia a jedynie odbudowywanie prestiżu a przede wszystkim bogactwa. Niemcy UDAJĄ skruchę, wstyd… tak wypada, ale pełnymi garściami przez dziesięciolecia z łupów wojennych korzystają. Te same niemieckie firmy produkują leki, które wspierały nazizm, eksperymentowały na jeńcach wojennych i cywilach z „łapanek”, obozów. Te same firmy zbijają fortunę w przemyśle motoryzacyjnym. Te same produkują mydło i chemię, które produkowało mydło z ludzkiego tłuszczu w czasie wojny. Tamto tylko „słabo się pieniło”… Zjednoczenie Niemiec świat świętował jako sukces, zwycięstwo a przecież to było podnoszenie z kolan tyrana, zbrodniarza! I on wstał, pozbierał się, policzył, rozruszał i …sieje spustoszenie, nakłada kajdany i sznury na szyję. Niemcy kupują, rozwijają się.., kwitną, nie tylko – chciałoby się powiedzieć, że radośnie tańczą na grobach swoich ofiar (Polska to jedna wielka mogiła; wiatr z Treblinki wiał prochami daleko…), ale i grają dzieciom tych ofiar do tańca. Czy za to ginęli obywatele narodów Europy?
 
Sądząc po geniuszu przywództwa niemieckiego EU powinna kwitnąć. Tymczasem jest to równia pochyła. Jedynym, co uzyskała to stopniowe i postępujące ograniczanie suwerenności krajów członkowskich i rozrost biurokracji. Ideologiczne podstawy UE stały się martwą literą, pustym frazesem oderwanym od rzeczywistości. Mało tego, polityka Niemiec doprowadziła do tego, że to, co miało być zabezpieczone stowarzyszeniem państw, wydaje się dziś być najbardziej ze wszystkiego zagrożone. Pokój. Bezpieczeństwo tego, co jest Europą: nie skały i woda a ludzie w swym istnieniu i ich kultura, tożsamość.
 
Sprawa suwerenności danego narodu i stopnia rezygnacji z niej jest decyzją właśnie tego kraju. Jeśli więc Brytyjczycy nie chcą rezygnować a na przykład takie Włochy już byłyby skłonne w zamian za inne korzyści, mają do tego prawo. Nie to jest problemem. Anglia chce wyjść z Unii i  ma prawo. Ukraina chce wejść i ma prawo o to się starać. Problem Europy sprowadza się do tego, że rezygnacja z suwerenności w zamian za oferowane korzyści – inne wartości istotne dla członków, wcale nie oznacza ani wzrostu gospodarczego, ani bezpieczeństwa, tych  korzyści. Niemcy, zapraszając w imieniu Unii imigrantów, pokazały, że ich nieformalne, ale całkowicie realne przywództwo oznacza realizację interesów niemieckich. I że jest hegemonią, autorytarnym rządem jednego z krajów, który forsuje wręcz bezczelnie, będąc głuchym i ślepym na kontrargumenty i sprzeciw. Traktuje państwa UE stojące w opozycji do ich pomysłów jak brzęczące muchy, wtrąca się w sprawy wewnętrzne krajów, próbując kształtować opinię publiczną poprzez propagandę niemieckich mediów w tym kraju i obalać rządy im nie przychylne. Powiedzmy wprost; poprze swoje media, poprzesz swoich agentów, poprzez zakładanie za niemieckie pieniądze partii politycznych w Polsce, poprzez korumpowanie polskich polityków, poprzez bunt sterowany na ulicy, poprzez naciski wszelkich możliwych instytucji zagranicznych i agencji ratingowych, próbują dokonać ZAMACHU STANU. W Polsce za to byłby Trybunał Stanu. A co zrobić Angeli Merkel? Trybunał w Hadze? A on nie jest jeszcze „niemiecki”?
 
Król Słońce mawiał „państwo to ja”. Niemcy zdają się mówić „Unia to my”. I dlatego właśnie rozważając sytuację współczesnej zrzeszonej w Unii Europy tak bardzo utożsamiam ją z Niemcami i dlatego śmiem od dawna twierdzić, że jest ona gospodarczą IV Rzeszą Niemiecką. Nie wiem, czy od samego początku – nie mam dowodów na to, ale z całą pewnością teraz, Niemcy dążą do zbudowania takiego właśnie tworu. I wcale nie odbywa się to wielkim ich wysiłkiem. Kraje Unii dawno zostały spacyfikowane. Jak?
 
 Igrzysk i chleba… Zadziałało.
 
Otumanione dobrobytem społeczeństwo Europejskie zapomniało całkowicie o zagrożeniach wojny i głodu. To wszystko dzieje się, ale gdzieś dość daleko. Ba, Papież Jan Paweł II wstępując na mównicę powiedział: „Przybywam z dalekiego kraju…” Znamienne, nieprawdaż? Jaki ten kraj daleki? To Europa, mała Europa. Ten kraj był daleki, bo odizolowany. Podobnie jak dziś leży Wielka Brytania - 35 km od kontynentu.
 
Zamiast budować mosty, Niemcy od razu jednak przystąpiły do dzielenia i izolacji Anglii. Bo idee separatystyczne, idee demokracji, wolności narodów, prawdziwej wspólnoty opartej na wzajemnym poszanowaniu różnic i interesów, są nie na rękę polityce niemieckiej. Dziś Niemcy, ze znowu kolaborującą z nimi Francją, kneblują wszystkich myślących inaczej. Izolują buntowników jak zarazę od reszty – byle szybciej, byle się to szaleństwo nie rozpowszechniło. Niestety, nie w dobie mass mediów i Internetu… Inna rzez, że ich pohukiwania mają odwrotne skutki: Brytyjczycy są wystraszeni, jeszcze trochę a zaczną buntować się ostro przeciw Brexitowi lub podzielą razem z Unią. I może w tym szaleństwie taka właśnie jest metoda?
 
Wróćmy jednak do sedna problemów. Wprawdzie przywództwo w UE zmienia się . Kolejne kraje je obejmują, ale w gruncie rzeczy jest to tylko fasadowa demokracja. Za tym cyrkiem pozorów i zbędnych wydatków stoi  współczesne mocarstwo Europy – Niemcy. Nie jest prawdą, że sprawiedliwe i godziwe jest, iż duży trzyma za gardło mniejszego. To tak, jakby pozwolić wyrostkom terroryzować mniejsze wzrostem i wątlejsze dzieci na podwórku. No, nie. Nikt na to się nie zgodzi a przecież właśnie takiej sytuacji w UE jesteśmy świadkami: banda wielkich terroryzuje od lat całą resztę. Pobierają haracze, obciążają daninami, korzystają z cudzych zabawek do woli a jak nie, narzucają kary - terroryzują. Jeśli Niemcy po wojnie a tym bardziej dziś, stają się coraz silniejsze i bogatsze, ale nie swoim kosztem, tylko drenowanych gospodarek innych krajów i jeśli sieją gospodarczy, finansowy i polityczno-ideowy terror..: nie ma UE, jest IV Rzesza. I to nie jest jakaś hiperbola, czysta retoryka. Takie są fakty.
 
Kolejna, szalenie trafna analogia: po upadku komunizmu na Słowackich wsiach wisiały tzw. szczekaczki, coś w rodzaju radiowęzła. Komuna upadła a szczekaczki tam na długo jeszcze zostały, gdzieniegdzie do dziś, przejmując trochę inne funkcje, ale zachowując swój zasadniczy rdzeń – indoktrynację, która tylko przesunęła się trochę z ideologii na stronę komercji. Ostatecznie jednak, szczekaczka jak wychowywała tak wychowuje. Podobnie rzecz ma się z Niemcami, którzy przejęli większość udziałów w mediach wszystkich krajów Europy. Wyobraźmy sobie teraz, że niemiecki Fakt zacznie krytykować politykę Niemiec czy to wobec Polski czy wobec Brytanii…, wszystko jedno. No, nie będzie. Ten przykładowy Fakt i inne media, nawet jako wolne od ręcznego sterowania służb niemieckich, będą sympatyzowały z Niemcami. A my mamy 80% udziałów niemieckich w rynku medialnym!!! I to samo jest w całej UE. Niemcy od dziesięcioleci nas informują i formują: ich gazety i telewizja mówią nam, co jest dobre a co złe, gdzie są granice przyzwoitości i czy w ogóle są. Tędy przyszło do nas gender. Łatwiej dotrzeć z tą ideologią do zdemoralizowanych warstw społecznych, które opierają się na posiadaniu lub/i na hedonizmie.

Stąd hasła: mój brzuch, moja d…pa, moje życie i moja śmierć, sypiam z kim mi się podoba i nic wam do tego, narkotyki dla każdego, prezerwatywa za darmo, pigułka „po” od urodzenia… Człowiek gender wierzy, że nic nie jest stałe i pewne…, żyje w totalnym relatywizmie. Nikogo więc nie dziwi ani to, że facet liże faceta, ani że babki sobie łapy do majtek pchają i nikogo nie dziwi, że dziadziusia oddaje się do przytułku, zwanego dla spokoju sumienia domem spokojnej starości, lub że się odłącza go od respiratora, zamiast pielęgnować, że produkuje się dzieci w probówkach - jak laleczki, na zamówienie. A nieletnim ciążom przeciwdziała się głównie antykoncepcją Anie wychowaniem do wartości.
 
Niemiecki RTL w latach osiemdziesiątych dostępny na tzw. satelitach był dla młodych pokoleń synonimem nowoczesności i obrazkiem „normalnego” świata z jednej strony a z drugiej synonimem demoralizacji i spustoszenia w świecie wartości, szczególnie czystości seksualnej (nie mylić z abstynencją). W mniej lub bardziej wyuzdanej ramówce – stały się wychowawcą kolejnych pokoleń, które dziś nie dziwią się ani przemocy ani goliźnie mediów.  Kiedyś na  te „igrzyska” dla ludu, stać było nielicznych, były towarem reglamentowanym. Wiadomo, czym trudniej zdobyć i czym więcej musisz zapłacić, tym większe masz poczucie, że dostałeś coś wyjątkowego i wartościowego – tym bardziej to cenisz. Wyprane z moralności, pędzące za używaniem, sprawianiem sobie wszelkiej przyjemności, zdawałoby się: żyjący dla odczuwania przyjemności, społeczeństwa, są społeczeństwami łatwo sterowalnymi.
 
Po co o tym piszę? Chcę pokazać, iż również nasze społeczeństwo a nie jest ono odosobnionym, od lat jest faszerowane treściami z niemieckich szczekaczek, które wychowują kolejne pokolenia do określonych zachowań, postaw, wyborów… Zanim Niemcy zaproponują IV Rzeszę wprost, muszą przejąć kontrolę nad gospodarkami poszczególnych krajów, ich przemysłem, bankowością, kulturą, ochroną zdrowia, a zacząć muszą od mediów - propagandy. Na jakim etapie jesteśmy?
 
 Przyjazne banki, solidne fabryki, jakość wyrobów, skuteczne leki, kultura wyższa niż narodowa… Każda gospodyni jest przekonana o większej skuteczności środków chemicznych niemieckich od polskich. I większość wybiera niemieckie OMO, Viziry. Najgorsze pasty do zębów z Niemiec są lepsze od najlepszej z Polski. Najgorszy lek niemiecki jest lepszy od polskiego…  Mentalnie. Polak od lat nasączany propagandą o marce i jakości niemieckiej, nie spojrzy  nawet na „dobre bo polskie” …bo polskie.
 
I żeby było jasne: w polskich sklepach nie kupimy niemieckiej jakości. Znajoma mi Niemka przywoziła z Bonn do Brukseli cały samochód rzeczy produkcji niemieckiej: spożywczych  i wszystkie środki czystości, kosmetyki… Patriotyzm? Też. Te same (pozornie) rzeczy dostępne są w Polsce, Francji, Belgii czy Anglii… ale te kupione w Niemczech nie wspierają polskich czy belgijskich pośredników i mają dodatkową zaletę: są lepsze. Niemcy na eksport przeznaczają produkty słabszej jakości. I to wśród nich powszechna wiedza. Ale Polak będzie kupował niemieckie…
 
Dziś Niemcy pohukują na Londyn, Merkel, Juncker i Schultz próbują na siłę wręcz wypchać Wielką Brytanię z UE, a Tusk, który – zdaniem samych Brytyjczyków – oferował „łajno”, którego przyjąć nie mogli, jest wielkim nieobecnym (może spakował się i poszedł wykręcać klamki?, bo ponoć remont sopockiego mieszkania idzie pełną parą); zapomniał jednak, że chowając głowę w piasek wypinasz tyłek a wtedy to albo cię wykopią, albo…  Z nim dawno zrobili Niemcy to drugie.
 
Unijne posunięcia biurokratów są komentowane na dwa sposoby a to Unia w osobach kierujących nią zachowuje się od początku tak, jakby dokładnie jej chodziło o dokonanie Brexitu, a to, że próbują pokrętnie zawrócić bieg wydarzeń i skłonić brytyjski parlament do zlekceważenia decyzji połowy obywateli lub że grają emocjami londyńskiej ulicy, by skłonić ją do buntu przeciw wynikowi referendum. Tylko, że to oznaczałoby wymuszenie zachowania status quo, z tą różnicą, że Londyn straciłby wszystkie przywileje: „nie ma wybierania rodzynek z ciasta”… Niemcy, jak sądzę, muszą być świadome, że na pełne zawłaszczenie – takie wprost, z definicji, władzy w UE przez ich kraj, jest jeszcze niemożliwe i będzie budziło opór a nawet kolejne wyjścia z UE; może okazać się, że Berlin zostanie nawet bez …Paryża, czyli z ręką w nocniku, nie tylko bez rodzynek w cieście, bo te państwa narodowe sobie same wydłubią i …znacjonalizują. I co im zrobisz?
 
Chamstwo, bezczelność Junckera zadziwiły cały świat: „Dziwię się, że jeszcze tu jesteście. Chcieliście wyjścia, a dalej tu siedzicie". Słysząc to, pomyślałam, że oni na złość jemu a nie wyjdą teraz. I może taki był cel tej retoryki. Deklaracje to jedno a psychologia tłumu to co innego – doskonałe jednak narzędzie do sprawowania władzy nawet spoza kanału La Manche i bez demokratycznego mandatu czy koronacji.
On jednak chciał skłonić inne kraje do refleksji: reszta unijnych członków dwa razy zastanowić ma się nad podobną decyzją. Czy skutek nie będzie odwrotny? Członkowie UE widza, że Brexit w sumie bardzo nie boli…
Jeśli nie była to polityka, rzeczywiście zwykła słoma wylazła mu z butów ze wściekłości i jest to świadectwo totalnej arogancji, która opanowała całą unijną elitę. Luksemburczyk jest też świetnym przykładem bezwolnego polityka na usługach pani Merkel. Postawa elit UE przywodzi mi na myśl odchodzącą PO, która ratowała swoje za-aferowane tyłki. Podejrzewam, zę te również będą bronić się pazurami, inaczej czeka ich kryminał. Nie jestem zmęczony, nie jestem chory – miał mówić Juncer - Do ostatniego tchu będę walczył o zjednoczoną Europę”. Juncker świadom jest swojego chamstwa i bezczelności. Zdecydowanie walczy zaciekle. Tylko, o co?
 
Zdawało się, że kubeł zimnej wody otrzeźwi gorączkę szaleńców. Skąd. Merkel wyszła na mównicę i obwieściła UE i światu swoje życzenie. Wszyscy bowiem zdają sobie sprawę z tego, że jej słowa nie są jakąś „jej wizją”, „propozycją”. Merkel nie wychodzi proponować, ona obwieszcza. Arogacja tego narodu naprawdę przechodzi wszelkie granice.
 
Urzędnicy UE niby nie tylko nie zrozumieli sensu buntu Brytyjczyków. Zachowują się jakby oni nie byli zdolni do zrozumienia. Sprawy zaszły tak daleko, że dla nich wszystkich – urzędników, i polityków niemieckich i proniemieckich, jest oczywista sprawą, że władze w UE sprawuje Angela Merkel. Demokracja unijna polega na tym jedynie, że europosłowie i państwa narodowe mogą sobie komentować – na wiatr puszczając słowa, zgłaszać zastrzeżenia, krytykować, ale z pełną świadomością, że to nic nie zmieni. I wszelkie wypowiedzi w tym kontekście – chamstwo, bezczelność, buta… należy w takim kontekście odczytywać.
 
Zauważmy, że nikogo nie dziwi, że terrorystka z Bundestagu wystąpiła jako jedyna i z pozycji autokraty obwieściła, co miała do obwieszczenia i zagroziła tym, którzy chcieliby być, jak Anglia, niepokornymi. Merkel od lat zachowuje się jak szef mafii; jak, ten największy osiłek z podwórka, który całe osiedle trzyma pod swoim butem, wybiera rodzynki z ciasta, z cudzego ciasta…
 
Nikomu w Europie nie przyszło do głowy występować w takim tonie, dla Merkel to zupełnie naturalne. I nikogo to nie dziwi. A, dziwić może, że kogoś jednak dziwi… Inteligentny człowiek zadaje pytania, szuka odpowiedzi, próbuje zrozumieć, myśli… Europa jest intelektualnie sparaliżowana. Niemcy są dumni ze swoich osiągnięć. Pracowali na to latami. Zapewniam, że jeszcze trochę, a i z Hitlera, z Himmlera i reszty też będą dumni a wśród nas (Europejczyków) zdziwienia nie będzie. Tak, jak nie ma zdziwienia, że można zamordować dziecko tylko dlatego, że jest zbyt małe, by samodzielnie oddychać i starca, bo jest już zbyt stary czy chory…, jak to, że sodomia jest godna szacunku nawet w oczach papieża (przeprosić homoseksualistów?), jak to, że wyłazi jakaś baba i grozi Europejczykom, którzy są w UE na wypadek, gdyby chcieli wychodzić, to jest jakieś nieporozumienie. Tu powinna rozpętać się burza. Jeśli Unia Europejska jest jeszcze wspólnotą realnie a nie tylko z nazwy…
 
J. Kaczyński dostrzegł możliwość pobicia wroga własną bronią. Tylko wielcy potrafią wznieść się ponad emocje i podziały, by dostrzec w najgorszym scenariuszu dobro i korzyści. 

Zbyt daleko posunęły się Niemcy w swoim władztwie dusz, umysłów  i …krajów. Każdy inny model, łącznie z zachowaniem status quo w UE jest nie tylko pozostawieniem władzy w rękach Niemiec, jest jej umocnieniem i zaproszeniem do większej dominacji. Reorganizacja struktur, stosunków i kompetencji daje realną szansę na powstrzymanie niemieckiej hegemonii w UE bez wchodzenia z nimi  otwarty konflikt. Jakkolwiek bowiem, i na poziomie obywatelskim zwykłego Polaka, Czecha, Francuza czy Brytyjczyka…, niemiecka buta może denerwować, budzić opór i wyzwalać kontrreakcje, sprawę można rozwiązać bezkonfliktowo, w ramach standardowych procedur i prawnych i politycznych, dyplomatycznie. Jego propozycja Supermocarstwa z silnymi narodowymi państwami posiadającymi normalne ramy administracyjne, prawne i militarne a jednocześnie funkcjonujące we wspólnych strukturach polityczno-prawno- militarno –gospodarczych, jest postawiona w najlepszym ze wszystkich momentów. Jestem przekonana, że gdyby to nie padło u nas, padłoby w Niemczech i w Okół nich było (nadal) budowane. Ku temu to wszystko przecież zmierza.

Nowego traktatu Pani Premier nie proponowała póki co, ale nie znaczy to, że nie jest to najlepszy pomysł. Traktat wydaje się być nieunikniony a jednak Juncker i Tusk stawiają twarde veto. Póki co, Niemcy wykonały kolejny krok do przodu i zademonstrowały swoją pozycję. Angela Merkel zrozumiała jednak ogień krytyki, ale nie zamierza oddawać pola. Ona również nie widzi potrzeby zmian a przeciwnie, chce zacieśniania integracji. Demonstracją tego był fakt, że ona, jedna z wielu przywódców państw z UE, zabrała głos przed Tuskiem - władczyni. 

Po dzisiejszym dniu widzimy wyraźnie, że - pomimo, iż Merkel deklaruje co innego a za nią powtarzają to i Tusk i Juncker, nie ma pełnej zgody w UE. Jest to fasada medialna, z którą kryje się sprzeciw wobec Berlina. Zastanawiam się jakim prawem Merkel wypowiada się za cała resztę i wbrew niej a jeśli nie robi tego wbrew, to co takiego zdecydowało o odsunięciu propozycji traktatowych, z którymi miała wystąpić Polska? Czego użył berlin, by zamknąć usta Polakom? Co powstrzymało naszych rządzących przed podjęciem "szpady" i wysunięciem się na czoło decyzyjne? Bo coś z całą pewnością się stało.  

Premier Jarosław Kaczyński , wie co robi a Premier Beata Szydło z pewnością jest z nim w kontakcie. wszelkie decyzje zaś zapadły w ich porozumieniu. Nasz rząd w raz całym zapleczem PiS-u jest z cała pewnością drużyną. Tym bardziej  zastanawiające jest, co tę drużynę powstrzymało. Boję się, że chytra baba z Berlina zaszantażowała Polskę szczytem NATO... Na szczęście Londyn nie wyjdzie przed szczytem a potem będzie nowe rozdanie.
 
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika anakonda

29-06-2016 [22:01] - anakonda | Link:

Zawsze w uniach, zwiazkach panstw itp. tworach istnieje jedno panstwo przewodnie.
Takie panstwo przewodnie tzw. lider, jest panstwo posiadajace najsilniejsza gospodarke
lub panstwo posiadajace najsilniejsza armie lub posiadajace najliczniesza populacje.
Na tych zasadach zbudowane sa:
NATO, EG przksztalcona pozniej w UE, takze Pakt Warszawski i RWPG mialy swojego lidera.
Tak wiec w NATO najwazniejszy glos posiada USA, w UE Niemcy, a w tamtych dwoch juz nie
istniejacych bylo ZSRR, ktorego tez juz nie ma.

Poki co Polska jest za slaba aby przyjac na siebie role przywodcy grupy panstw,
moze i idee ktore posiada PiS nie sa najgorsze, problem polega: a - na slabosci panstwa polskiego;
b - na nieumiejetnym, nieatrakcyjnym sposobie ich upowszechniania wsrod europejskich partnerow.

p.s.

Jesli chodzi o Anglie to tak po prawdzie NIE byla ona nigdy pelnym czlonkiem UE,
zawsze posiadala status " extra ", pomimo ze byla platnikiem netto do unijnej kasy.

Obrazek użytkownika Celarent

29-06-2016 [22:39] - Celarent | Link:

istnieje zasadnicza różnica między liderem i hegemonem, zarówno na poziomie języka jak i w praktyce. Niemcy, podobnie jak wspomniane ZSRR kiedyś nie są żadnym liderem, są hegemonem. W tym kontekście państwa UE mają tyle ze swojej gospodarki, co członkowie układu warszawskiego ze swojej polityki. NATO ma inną naturę i cele. Porównanie zatem mało trafne - nie wykorzystuje członków w taki sposób nawet militarnie - raczej my doimy lidera (owszem, są koszty, są). Lider nie musi być ani wielki ani bogaty. Lider to ktoś kto ma doświadczenie, umiejętności, wiedzę i porządkuje marsz, pomaga podjąć decyzję a nie ktoś, kto narzuca kierunek, podejmuje za resztę decyzje bezkompromisowo.

Posłuchaj dziś konferencji przywódców państw z tego spotkania. Merkel mówi w imieniu państw UE a one mówią co innego...

ps Anglia... (prawie) wyszła i z Bogiem, jakoś można się dogadać, zawrzeć kompromis, ale póki formalnie nic się nie zmieniło... co to za straszonko, ponaglanie, szantaż, odbieranie praw nabytych? To nie fair. Z nami też tak Merkel postąpi - w każdej innej sprawie. Zresztą czy nie to robiła z Orbanem? Poza tym, lider nie jest samozwańczy, na siłę, sorry: na chama a Niemcy dokładnie tak liderują UE

Obrazek użytkownika mmisiek

30-06-2016 [02:38] - mmisiek | Link:

Dobrze napisane.
Jak pamiętam to jeszcze za Schroedera niemiecka gospodarka była nazywana "chorym człowiekiem Europy".
Potem przyszło euro i wszystko się odmieniło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - Niemcy dostały instrument do wysysania całego kontynentu i jednocześnie niemiecka gospodarka, jako największy eksporter, uzyskała sztuczną konkurencyjność niczym turbodoładowanie na którym jedzie do dzisiaj. A na to jeszcze nałożył się podbój Europy Środkowej wraz z rozszerzeniem UE i tu

Tak oto z chorego człowieka Niemcy nagle stały się hegemonem przytłaczającym całą resztę. I wydaje się, że bez demontażu bądź zasadniczej przebudowy zasad strefy euro to się w najbliższym czasie niestety nie zmieni bo nie ma obecnie innej możliwości okiełznania hitlerowców. A na demontaż się z kolei nie zanosi...

Obrazek użytkownika Celarent

30-06-2016 [15:31] - Celarent | Link:

Widzę panaceum, co niektórzy zwą megalomanią... ;)

Nie wiem, dlaczego niby Polska nie ma prawa być silna, wielka i wpływowa. Nie rozumiem. Jest trzecim co do wielkości krajem, ma dobre zaludnienie (póki co), gospodarczo rośnie w siłę i ma fantastyczny potencjał - prognozy sa an tak. to też jest największym problemem Merkel. Brexit załata głębszą integracja i drenażem, ale jest Kaczyński, którego, jeśli się nie wysadzi z siodła, może sporo zmienić w układzie sil Europy.

Tak naprawdę wystarczy stać w prawdzie co do unijnej gospodarki - zysków i strat. Jedno zestawienie i jedno słowo kilkunastu: dość, pani Merkel. Gdyby wprowadzić nowy traktat regulujący sprawy unijne na zasadach proponowanych przez Kaczyńskiego, wraca Londyn i nikt nie myśli o wyjściu. Jedynym stratnym są ...Niemcy. Bo nawet Francuzi byliby zadowoleni (jako społeczeństwo). Berlin trwa siłą poprawności politycznej, braku jedności reszty i skorumpowania przedstawicieli unijnych tej "reszty".