Pewna moja znajoma współpracująca swego czasu z Komitetem Prymasowskim, organizująca wyjazdy do Radomia na procesy „ wichrzycieli radomskich” została kiedyś zatrzymana ze sporą sumą nie swoich pieniędzy. Były to pieniądze ze zbiórki na pomoc poszkodowanym. W areszcie pieniądze powędrowały zgodnie z przepisami do depozytu. Przy wyjściu z aresztu kazano jej pokwitować odbiór tej sumy. Podpisała „ kwituję odbiór 50 000” ( na przykład, nie pamiętam dokładnie kwoty) bez określenia pochodzenia tych pieniędzy. Była szczęśliwa, że je odzyskała. Uświadomiła sobie teraz, że w archiwach SB jest jej (pozornie) kompromitujące pokwitowanie. W każdej chwili może być wydobyte i użyte przeciwko niej. Na szczęście jest starszą panią bez znaczenia politycznego. Zajmuje się pieskami i kotkami. Chyba nikomu nie ma okazji się narazić i nikt jej nie „zlustruje”.
Pamiętam, że gdy w 85 roku wystąpiłam kolejny raz o paszport ( poprzednio otrzymywałam odmowy „ z ważnych względów społecznych”, cokolwiek to miałoby znaczyć) pani w okienku biura paszportowego przy ulicy Kruczej poradziła mi , żeby napisać, że jadę odwiedzić kogoś nieuleczalnie chorego. Tak też zrobiłam, co było ewidentnym kłamstwem (bardzo mi tego dzisiaj wstyd).
Kiedyś zeznawałam jako świadek w pewnej sprawie. Po rozprawie moja znajoma, doskonała adwokatka, Zofia Adamowicz mocno mnie okrzyczała. Powiedziała: „ naoglądałaś się zbyt wiele amerykańskich kryminałów, tu nie ma ławy przysięgłych i nie ma przed kim się popisywać, twoje błyskotliwe riposty nikogo nie bawią ani nie zachwycają, a sąd wręcz niecierpliwią” . Faktycznie wysoki sąd miał minę jakby wybierał się do Rygi. Zrozumiałam wtedy, że źle rozpoznaję reguły gry. W sądzie należy odpowiadać wyłącznie na pytania sądu i mówić jak najmniej. To samo dotyczy przesłuchań. Nie wolno wdawać się w jakąkolwiek wymianę zdań.
Niestety niejeden inteligent przez próżność uważał , że rozstawia po kątach sąd, albo „rozgrywa” ubeków. ( Przypomnijmy casus „Tygodnika Powszechnego”) Nie każdy rozumiał, że to zawsze on jest rozgrywany. Niezależnie od tępoty i niskiej kultury sądu czy przesłuchujących, przewaga zawsze jest po ich stronie.
A nocne rozmowy w zaprzyjaźnionych środowiskach? W mieszkaniach, które były na podsłuchu, co stwierdzono później, podczas remontów. Mówiło się ( powiedzmy otwarcie, plotkowało) o znajomych, o różnych inicjatywach politycznych, o sytuacji w kraju. Padały nazwiska i opisywane były różne przedsięwzięcia, w tym tajne. Nie wiadomo co było nagrywane i co z tych nagrań zostało. Ludzie, którzy przestrzegali przed posłuchami byli często wyśmiewani jako paranoicy albo cierpiący na manię wielkości.
Przeprowadziłam wśród znajomych ankietę. Wiele osób coś tam podpisało nigdy tego nie realizując. Na przykład wyjeżdżający na staże naukowe podpisywali, że zgłoszą się po wyjeździe za granicę i tego nie robili. Albo, że zachowają fakt przesłuchania w tajemnicy. Pewien znajomy, profesor matematyki przyznał mi się, że podpisał współpracę bo przesłuchujący darł mu się do ucha. Profesor miał po prostu bardzo czuły słuch. Potem profesor zażądał protokółu i dopisał, że nie będzie podejmował żadnych działań przeciwko Solidarności. Esbecy uznali go za wariata. Otwarcie mu to powiedzieli. Nigdy nikt się do niego nie zgłosił. Ale podpis jest. Jakby co- można go wydobyć.
Widać jakie są rezultaty patologicznej transformacji czyli nie przeprowadzenia (wzorem choćby Niemców czy Czechów) lustracji po 89 roku. Gdyby w 89 roku wyszło na jaw, (gdyby przypadkiem była to prawda), że profesor Kieżun ma na swoim koncie rozmowy z esbekiem dawno wszyscy o tym by zapomnieli. Tak jak w Niemczech po denazyfikacji nie pamiętano zwykłym ludziom symbolicznych ( rzędu kilku miesięcy) wyroków za popieranie NSDAP. Nie mówię o zbrodniarzach wojennych, których sądzono w Norymberdze.
Paradoksem jest, że jawni zbrodniarze komunistyczni są teraz chowani z honorami na Powązkach, a ich ofiary muszą się tłumaczyć. Również z fałszywek na swój temat.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 14203
To kolejna miejska legenda jak to Niemcy wspaniale rozliczyli się ze swoich zbrodni wojennych i ludobójstwa :
https://pl.wikipedia.org…
Rezultaty ścigania i karania zbrodniarzy niemieckich, mimo wysiłków społeczności międzynarodowej, pozostały niewielkie. Większość z nich (np. ok. 90% wyższych dowódców policji i SS), całkowicie uniknęło konsekwencji karnych[1]. W Republice Federalnej Niemiec byli oni niejednokrotnie uniewinniani lub w ogóle nie dochodziło do ich ukarania, dzięki uniknięciu odpowiedzialności wielu z byłych zbrodniarzy zajmowało stanowiska we władzach miast, przemyśle i innych odpowiedzialnych stanowiskach, bądź zostawało szanowanymi obywatelami niemieckich miast, m.in. Heinz Reinefarth, odpowiedzialny za mordy na kilkudziesięciu tysiącach obywateli polskich w czasie pacyfikacji powstania warszawskiego, mimo wielokrotnych żądań Polski o ekstradycję nie został wydany przez władze RFN i zmarł w 1979 w swojej rezydencji na wyspie Sylt. Również masowe rozstrzeliwanie przez wojska niemieckie przypadkowych osób cywilnych w ramach zbiorczego odwetu za śmierć niemieckich żołnierzy było i jest traktowane przez niemiecki wymiar sprawiedliwości jako uprawomocniony i zasadny[75].