Warszawa zimą 1945

Zrujnowana Warszawa i zmiażdżone losy
W styczniu 1945 roku Hania i Witold [moi Rodzice - przyp. TB] wrócili z Pyr [gdzie spędzili 2 miesiące po Powstaniu Warszawskim - przyp. TB] do Warszawy. Ojciec wspominał, jak przeszedł na praską stronę Wisły:

„Mosty na Wiśle były zerwane. Przeszedłem przez most pontonowy, choć ludzie chodzili i piechotą po lodzie, bo na moście puszczali fale ludności, jak
przejechały już czołgi i wozy. Potem fala w drugą stronę, trwało to parę godzin. Dzisiaj z Nowogrodzkiej na Targową to ile by się szło – trzy kwadranse góra.
Praga była ostrzelana, ale nie była wyburzona i wypalona, jak Warszawa lewobrzeżna. Na Pradze znajdował się miejski wydział kultury, czy jak się to wtedy nazywało; było to moje pierwsze zetknięcie się z władzami komunistycznymi. Bez trudu dostałbym tam pracę, ale musiałbym liczyć się z tym, że codziennie trzeba będzie jakoś dostawać się na tamten brzeg Wisły, zanim ruszą tramwaje na Pragę. Wkrótce zresztą przenieśli ten wydział w Aleje Ujazdowskie róg Pięknej, tam, gdzie potem długie lata było radio. Dawali obiad, jakieś przydziały, było jakieś zaczepienie, a przede wszystkim było się w środowisku. Tam w wydziale kultury rezydował Kolasiński. Kolasińskich było
dwóch, jeden niedouczony muzyk, agresywny facet, a drugi bardzo porządny, wykształcony chłopak, potem dyrektor szkoły muzycznej. Nie chciałem pracować u pierwszego Kolasińskiego.
Pieniędzy nie miałem. Bo czym Warszawa mnie powitała? Jak przyszliśmy z Hanią piechotką z Pyr na trzeci dzień po wyzwoleniu – 20 stycznia 1945 – przebrnęliśmy te około 13 kilometrów po śniegu i wmontowaliśmy się na górę na Nowogrodzką 40, a tu nasze mieszkanie, to «Gazoliny», obrabowane. Zabrane maszyny do pisania; papiery zostały, leżały akurat gotowe dwie części Muzyki dla wszystkich, którą zacząłem pisać na krótko przed Powstaniem. Pod oknami domu leżało w śniegu
mnóstwo wspaniałych książek, trochę wypalonych i podniszczonych. Zebrałem je, widząc, że nikt ich nie szuka, mam niektóre do dziś, są i białe kruki. Na przykład Polska, jej dzieje i kultura, wydane przed wojną w nakładzie 1300 egzemplarzy.
Wyszedłem na miasto tego samego czy następnego dnia. Ruiny od początku do końca.Marszałkowska zburzona do imentu. Dom na Marszałkowskiej 56 jeszcze jakoś się trzymał, parę całych pięter, jako niemal jedyny. Ale handel zaczął się od razu. Stawiali beczkę wśród ruin, na beczce gazeta, na gazecie boczek, kiełbasa, to było najpopularniejsze jedzenie, stosunkowo najtańsze. Prawie na rogu Nowogrodzkiej i Marszałkowskiej był jeszcze przed wojną sklep znanego wtedy kwiaciarza. I patrzę: to jeden jedyny sklep w tych ruinach odbudowany, ogromna szyba lustrzana, cała! Pewnie wczoraj wmontowana. I kwiaty. Pełny styczeń, zaraz luty, a tu mnóstwo świeżych,
czerwonych róż. Wzruszające było niesamowicie. Idę Marszałkowską w stronę Pyr, tam gdzie wczoraj przechodziłem wśród ruin. Napisane: «Miny», «Miny», «Miny». Chodziłem więc wczoraj po tych minach, bo nie było napisane, a teraz, jak napisali, to je obchodziłem dookoła. I już zaczęła się odbudowa”.

W mieszkaniu na Nowogrodzkiej pojawiali się rozmaici uciekinierzy, wracający do miasta. Rodzice przygarnęli na Wielkanoc 1945 roku Dagmarę Dworakowską (potem Parysową), która w podzięce przypomni to w życzeniach na 80-lecie Ojca, w marcu 1993 roku. Wspomni także, jak Ojciec grał na ślubach wszystkich przyjaciół.
Zimą 1945 roku pojawiła się tu także Wacława Dobrzyńska, zwana Wacią. Z bardzo bogatej przed wojną żydowskiej rodziny, zaprzyjaźniona z Hanią Wojciechowską [moją Matką - przyp. TB] jeszcze w 1937 roku w Paryżu, gdzie obie studiowały. Była od Hani o półtora roku starsza, rocznik 1917. Żołnierz AK. Przez dwa lata podczas wojny przechowywał ją wraz z bratem dowódca kompanii B-3 pułku „Baszta”, Michał Juchnicki, jej wielka niespełniona miłość. Straciła całą rodzinę. Miała stałą przepustkę z getta
i często przechodziła na aryjską stronę z papierami i meldunkami dla AK. Ze swą matką ochrzciły się w getcie „w obliczu spraw ostatecznych”. Matkę i brata jakiś czas później rozstrzelali Niemcy na ulicy, na jej oczach. Kaprysem losu czy Niemca ocalała. Przed powstaniem w getcie w kwietniu 1943 roku znalazła się w Warszawie po stronie aryjskiej, też ocalała. W Powstaniu Warszawskim jej smutnym zadaniem było liczenie rannych i zabitych oraz notowanie ich nazwisk. Po wyzwoleniu Warszawy od Niemców zimą 1945 roku Wacia zawędrowała do Rudzińskich na Nowogrodzką, wychudzona, z ciężką depresją. Leżała u nich przez parę miesięcy, Hania czesała
ją, myła i karmiła. W końcu, gdy Rudzińscy w maju 1945 roku wyjechali do Łodzi, za radą przyjaciół odnalazła się w Gołubiu na Kaszubach, gdzie stał przedwojenny letni dom Dobrzyńskich ze sporym majątkiem rolnym, co pozwoliło jej zagospodarować się na parę lat. Powoli komuniści odbierali jej ziemię. Z czasem wróciła do Warszawy, podjęła pracę w bibliotece Wydziału Filozoficznego na Uniwersytecie Warszawskim. Za sprzedane ostatnie dwa hektary ziemi w Gołubiu w latach sześćdziesiątych wpłaciła kaucję na kawalerkę na Pradze, „załatwioną” dzięki pomocy profesora Jana Szczepańskiego, socjologa z partyjnym zapleczem. Zamieszkała tam z córeczką Marlenką, urodzoną w 40. roku samotnego życia Waci. W życie Rudzińskich wprowadziła swoją przyjaciółkę Magdalenę Gromow, nazywaną Magdalenką, wybitną reżyser teatralną, wychowującą również samotnie córkę Marysię. Nikt dokładnie w tych powojennych czasach nie wiedział, czy córki są naturalne czy przybrane, jak się kto naprawdę nazywa i skąd się wziął. Wielu ludzi wiedziało, co i jak, ale często uważali, że należy milczeć na ten temat. Zawierali przyjaźnie wiedzeni intuicją i najczęściej nie
doznawali zawodu.
Hania i Wacia były latami głęboko zaprzyjaźnione na co dzień. Oddana i ofiarna, stała się członkiem rodziny. Bronek Wojciechowski junior i Ojciec utrzymywali z Wacią rzadkie, ale pełne serdecznej pamięci stosunki do końca życia. Wszyscy czworo wiedzieli, że zawsze mogą wzajemnie na siebie liczyć. Wacia w 1987 roku wyjechała do córki, która po maturze wyemigrowała do Francji. Zmarła w municypalnym domu pomocy społecznej pod Paryżem w wieku około 96 lat, przeżywszy uprzednio przedwczesną śmierć córki. Żyła w bardzo skromnych warunkach, międzynarodowe organizacje żydowskie odmówiły zajmowania się jej losem, uzasadniając to faktem, że nie działa na rzecz społeczności żydowskiej. Odpowiedź taką od nich otrzymała, gdy liczyła około 85 lat.
Łódź
W Warszawie wiosną i latem 1945 roku nie dało się jeszcze mieszkać. Ani pracy po lewej stronie Wisły, ani mostów na Pragę, gdzie praca byłaby do znalezienia. Życie było niemożliwie trudne, codzienne parogodzinne wystawanie w kolejkach przy studni publicznej na rogu Marszałkowskiej, potem noszenie wiader z wodą paręset metrów i wnoszenie ich na czwarte piętro. Zimą i wczesną wiosną wnoszenie na czwarte piętro wiader z węglem do palenia w piecu z drugiego poziomu piwnicy. Młodzi małżonkowie Rudzińscy zrzekli się pisemnie mieszkania przy ul. Nowogrodzkiej, by móc potem starać się o inne (formalności odbywały się wprost na ulicy, w czymś
w rodzaju stoiska, gdzie urzędnik miejski odbierał i przydzielał mieszkania), i wyjechali do Łodzi. Tu, w mało zniszczonym mieście, rozwijało się wtedy życie polityczne i kulturalne Polski, tu mogli znaleźć pracę, tu przede wszystkim mogli na początek zatrzymać się u rodziców Hani.
-------------------------------------------------------------------------------
Fragment książki: Teresa Bochwic, W rytmie Polski. Witold Rudziński - życie twórcy (1913-2004). Państwowe Wydawnictwo Muzyczne PWM, Kraków 2021.
 



Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika jazgdyni

08-01-2025 [06:11] - jazgdyni | Link:

@Teresa Bochwic

Wspaniale, że pokazujesz fakty opisane przez bezpośrednich świadków. Ta wiedza z każdym dniem ucieka. Sam wiem, jak trudno dotrzeć do dawnych dziejów, gdy w rodzinie miało się wrogów komuny, którzy milczeli, by nie narażać rodziny.

Najlepszego w 2025 roku - a będzie to rok przełomowy, co własnie opublikowałem. Pytałaś o część drugą, więc zrobiłem felieton, kondensat moich przewidywań, co wkrótce będzie się działo. Cz. II i dalsze, to już niezły esej. Czyli nie na blog.

Obrazek użytkownika Teresa Bochwic

08-01-2025 [10:53] - Teresa Bochwic | Link:

Będę na Wybrzeżu 1-14 lutego, chętnie zabiorę dla Ciebie biografię Ojca. Żył 91 lat, znał wszystkich, z Miłoszem do szkoły, Rosja, Ukraina, II RP Wilno, Paryż, Warszawa, Powstanie, komunizm. Opisałam Jego słowami, dziennikami i moją pamięcią.
Czy jesteś na Twitterze? Tam jest poczta priv.

Obrazek użytkownika jazgdyni

08-01-2025 [13:29] - jazgdyni | Link:

@Teresa Bochwic

Witaj

Jestem na Twitterze, choć nie za często tam zaglądam. Ale oczywiście natychmiast zajrzę.