
Zasadniczo na tym rozumowaniu opiera się wszelka myśl lewicowa potępiająca wolny rynek, kapitalizm i liberalizm. Wolność gospodarcza jakoby tak samo prowadzi do wyzysku, jak zaborcze państwo.
Oni się oczywiście mylą. Pracodawca się z pracownikiem wymienia, a nie pobiera daninę — on daje pensję, a pracownik w zamian daje mu pracę — to wynika z umowy wymagającej dobrowolnej zgody obu stron. To jest handel — coś za coś. Danina dla państwa to coś zupełnie innego — to haracz wymuszany przemocą, niewynikający z żadnej dobrowolnej umowy, ale z terrorystycznej groźby.
Wzrost wydajności pracy powoduje, że handel się rozwija, jest coraz więcej transakcji, bo więcej dóbr powstaje. W szczególności jest też coraz więcej umów o pracę. Handel wywołuje efekt synergiczny. A w tym samym czasie terroryzm państwa ogranicza ludzką zdolność do innowacji, do twórczej pracy, zmniejsza wydajność. Zbieranie haraczy siłą likwiduje synergię. W dzisiejszych czasach dobrowolny transfer dóbr między ludźmi zaczyna mieć większe znaczenie i wartość, niż transfer wymuszany przemocą przez państwo — bo rozwija się to, co się bardziej opłaca, a kurczy to, co się mniej opłaca. Handel się opłaca, terror nie.
Najprościej poznać różnicę między dowolną wolnorynkową firmą a państwem w ten sposób, żeby ocenić, jak łatwo można zrezygnować z ich usług i opłat. Jest kolosalna różnica w zrezygnowaniu z państwa niż z pracodawcy. Z pracy mogę się w każdym momencie zwolnić i nadal mam swoją ziemię i swój dom, i nadal mogę robić to, co chcę. Nadal mogę mieszkać tam, gdzie się urodziłem, gdzie mieszkali moi przodkowie, i korzystać z całej infrastruktury, którą wytworzyli. A państwo mogę opuścić tylko tak, że porzucę to wszystko. A na dodatek nie mam na świecie miejsca, gdzie ktoś by mnie nie terroryzował i nie zbierał siłą haraczu, więc nie mogę terrorysty opuścić. A każdego pracodawcę mogę opuścić i pójść na swoje, samemu założyć działalność gospodarczą, samemu stać się pracodawcą. A swojego państwa założyć nie mogę.
Państwo mnie terroryzuje: grozi, że jak nie zapłacę haraczu, to mnie aresztuje, odbierze wolność. Pracodawca tym nie grozi — jak przestanę dla niego pracować, to on tylko mi nie zapłaci pensji, czyli wycofa się z tego, na co się umówił, w odwecie za to, że ja się wycofałem z tego, na co ja się umówiłem — nie aresztuje mnie, nie wsadzi do więzienia, nie wypędzi z domu, nie użyje przemocy. Co najwyżej mnie siłą wyprowadzi ze swojej własności i puści wolno.
Niemniej niektórzy się upierają, że pracodawca tak samo terroryzuje pracowników, jak państwo obywateli, ale nie groźbą użycia przemocy, tylko groźbą głodu. Jak od pracodawcy odejdę, to umrę z głodu. Dlatego pracuję i jestem wyzyskiwany, bo jedyną alternatywą jest śmierć głodowa. No ale to nie jest jakaś charakterystyczna cecha stosunku pracy. Dokładnie tak samo umrę z głodu, gdy jestem pracodawcą, albo mam jednoosobową działalność, i nikt nie zechce przyjąć ode mnie moich towarów czy usług, nikt nie zechcę ze mną handlować. W istocie to nie jest jedyna alternatywa, bo zawsze mi pozostaje możliwość, by sobie samemu wszystko robić i w ogóle z nikim nie handlować, dla nikogo nie pracować. Handel nie jest tym samym, co przemoc. Przemoc jest zagrożeniem, jest ograniczeniem, jest utrudnieniem, a handel nie.
Można uznać, że nieumiejętność handlowania, niezdolność do sprzedaży swoich dzieł czy pracy, jest rodzajem terroryzmu. Tylko że to jest terroryzm bez terrorysty – nie ma żadnego podmiotu, który nam grozi tymi naszymi niezdolnościami – to, że one prowadzą do śmierci, jest ich naturą. Nie ma więc kogo zniszczyć, nie ma kto zaprzestać działań, by taki terror ustał. On zależy tylko i wyłącznie od nas – możemy się sami z niego wyzwolić, starając się lepiej pracować, lepiej handlować, albo poprosić kogoś, by nas utrzymywał.
Terror państwowy ma inną naturę – istnieje konkretny terrorysta. Gdy zniknie państwo, to zniknie jego terror. A gdy zniknie pracodawca, to zagrożenie głodem nie zniknie. Więc to nie pracodawcy wywołują głód. Obawa przed głodem będzie zawsze, a terror państwa ją tylko pogłębia.
Wydawałoby się, że to, co napisałem wyżej, jest proste i łatwe do zrozumienia. To się da wytłumaczyć nawet przedszkolakowi. Dlatego uważałem, że cała ta gadka o wyzysku pracodawcy nie wynika z głupoty, ale z wyrachowania. Lewacy to głoszą po to, by zdobyć władzę, ale wiedzą, że to są bzdury. Ale po dyskusjach z ludźmi zauważam, że wielu szczerze w te bzdury wierzy. Ta wiara jest tak silna, że nawet po solidnym wytłumaczeniu tych kwestii, ludzie nadal widzą w pracodawcach oprawców gorszych niż państwo. Jak to możliwe, by udało się tak silnie, tak dużą bzdurę, wpoić tak dużej liczbie osób?
Grzegorz GPS Świderski
t.me/KanalBlogeraGPS
PS. Notki powiązane: Tagi: gps65, polityka, państwo, terror, wyzysk, pracodawca, pracownik, praca
No sam widzisz, wpadłeś w cul de sac. Nie masz wyjścia.
A poważniej, to państwo daje tobie możliwość pracy lub zatrudniania, inaczej byłaby wolna amerykanka. Jak zwykle uprawiasz pustosłowie obiecując raj na ziemi, który szybko okazuje się rajem krat. Tacy 'liderzy' jak ty byli, nawet 'wygrywali' rewolucje, tyle że zwykli ludzie w takich rewolucjach w całej swej masie przegrywali.
Pracodawca to ten –co daje („kapitaliście”) swoją pracę . Zwykle to był robotnik lub praczka- gdy te pojęcia weszły w powszechny obieg.
A „płacodawca”, to ten („kapitalista”), co za pracę wypłaca obecnie pracodawcy (robotnikowi, kierowcy, sekretarce) za wykonaną płacę . I tak jest po polsku!
-Takie przynajmniej są polskie logiczne rozróżnienia tych podstawowych pojęć od czasu powstania PPS ,od 1892 roku.
Pracodawca to ten –co daje („kapitaliście”) swoją pracę . Zwykle to był robotnik lub praczka- gdy te pojęcia weszły w powszechny obieg.
A „płacodawca”, to ten („kapitalista”), co za pracę wypłaca obecnie pracodawcy (robotnikowi, kierowcy, sekretarce) za wykonaną płacę . I tak jest po polsku!
-Takie przynajmniej są polskie logiczne rozróżnienia tych podstawowych pojęć od czasu powstania PPS ,od 1892 roku.
Dopiero w ramach mistyfikacji PRL na „3-cią RP” odwrócono znacznie tych pojęć ,aby z komunistycznych złodziei majątku państwowego móc zrobić tzw. „pracodawców”.
Stąd używanie w/w pojęć na odwrót,do polskiego znaczenia po–soroso-balecerowiczowsku- jednoznacznie ukazuje albo niepolski charakter zwykle warszafkowo –obcokulturowy , lub co najmniej niedouczony w podstawach języka polskiego - stosującego naprzemiennie do znaczenia te pojęcia każdego stosującego je na wspak do znaczenia -agitatora.
"Pracodawca się z pracownikiem wymienia, a nie pobiera daninę — on daje pensję, a pracownik w zamian daje mu pracę — to wynika z umowy wymagającej dobrowolnej zgody obu stron."
reszta tekstu to ble, ble, ble, ten fragment wystarczy
na wyrobienie sobie opinii o poglądach, które są na poziomie ucznia z podstawówki.
Jest jeden warunek, by to miało sens, jakby zapotrzebowanie bilansowało się z ofertą miejsc pracy.
Owszem są deficytowe zawody, gdzie pracowników o pewnych kwalifikacjach jest deficytowa, np. spawaczy ciśnieniowych, z Polski wyjechało ich tysiące, a jacy zostali, widzimy po spawach na wielu urządzeniach.
Jedna sprawa, jakby to zbójeckie państwo, nie kontrolowało rynku pracy, to większość pracodawców płaciłaby robotnikom głodowe pensje, fachowcy owszem mieliby lepiej.