W czasach gdy zaczynałam pracę w liceum prace maturalne sprawdzało się w domu. Nikt nie podejrzewał nauczycieli o oszustwo choć oczywiście nie można wykluczyć, że jakieś oszustwa się zdarzały. W środowisku nauczycielskim, jak w każdej populacji, może przecież zdarzyć się czarna owca. W tych czasach ludzie poczuwali się jednak do odpowiedzialności za swoje postępowanie i nie były im potrzebne procedury regulujące każdą czynność i każdy najdrobniejszy ruch. Nauczyciele poczuwali się przede wszystkim do odpowiedzialności za wyniki matur uczniów, więc w naszej szkole organizowaliśmy bezpłatne konsultacje. Tylko nieliczni uczniowie brali korepetycje. Czuliśmy się również zobowiązani do sprawiedliwego oceniania uczniów.
Jeżeli na przykład uczeń podczas egzaminu przez pomyłkę zmienił treść zadania na trudniejsze i rozwiązał je bezbłędnie to za zgodą komisji egzaminacyjnej ( komisji szkolnej) ocenialiśmy to zadanie na maximum punktów. Obecna procedura wymaga natomiast żeby każda zmiana treści zadania (na przykład zmiana znaku w równaniu na przeciwny) oznaczała 0 punktów za to zadanie. Procedura ta ma zapobiegać potencjalnym oszustwom polegającym na zmianie treści zadania na łatwiejsze. Przyjmuje się więc z góry, że uczeń jest oszustem, a wyklucza możliwość, że jest po prostu roztargniony albo tylko zdenerwowany egzaminem. Mechaniczne posługiwanie się procedurą przez egzaminatorów wymusza ślepe posłuszeństwo uczniów. Dobra odpowiedź to odpowiedź zgodna z kluczem a nie koniecznie prawdziwa.
Podobnie działa system oceniania uczniów za pomocą testów. Zamiast zastanawiać się jaka odpowiedź jest poprawna uczeń kombinuje jaką uznaje za poprawną autor klucza do odpowiedzi. Pisząc rozprawkę uczeń liczy słowa jakby ich liczba była ważniejsza od sposobu przedstawienia i uzasadnienia swoich poglądów. Takie wymagania premiują brak własnego zdania i pokorne podporządkowanie się bezsensownym przepisom. Jest to doskonała szkoła oportunizmu.
O nierzetelności i braku obiektywizmu podobnego sposobu oceniania najlepiej świadczy fakt, że dwaj profesorowie i znani pisarze (Marcin Król i Antoni Libera) polegli na maturze z języka polskiego, której poddali się kilka lat temu dla eksperymentu. Jeden z nich nie zdał, a drugi zdał maturę tak słabo, że z całą pewnością nie dostałby się na studia na tym wydziale, na którym jest obecnie nauczycielem akademickim.
Procedury zastąpiły indywidualną odpowiedzialność również w medycynie. Obecnie lekarz nie musi troszczyć się czy pacjent przeżyje i wyzdrowieje. Chory może sobie spokojnie umrzeć byle w zgodzie z procedurą. Skończyły się czasy gdy lekarz jechał zimą w nocy chłopskimi saniami do porodu i zamiast zażądać honorarium zostawiał położnicy pieniądze na niezbędne wydatki. Takim lekarzem był jak słyszałam od mieszkańców Mińska Mazowieckiego Władysław Gucewicz -od 1934 r. do lat powojennych lekarz powiatowy w Mińsku. Władysław Gucewicz został oddelegowany przez prezydenta Ignacego Mościckiego do stworzenia systemu opieki zdrowotnej II Rzeczpospolitej. Był absolwentem Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie. Wśród zasług Władysława Gucewicza wymienić należy powołanie do życia systemu kas chorych oraz stworzenie sieci ośrodków zdrowia. Wielokrotnie honorowano dr. Gucewicza najwyższymi godnościami okresu międzywojennego. Obecna Rada Mińska Mazowieckiego poświęciła Władysławowi Gucewiczowi ulicę w tym mieście.
Już w bliższych nam czasach takim charyzmatycznym lekarzem był pediatra-doktor Leśkiewicz. Doktor Leśkiewicz przyjmował w przychodni rejonowej przy ulicy Szczęśliwickiej w Warszawie. W tej przychodni nigdy nie czekało się z dziećmi w kolejce na wizytę czy na szczepienie. Pielęgniarki biegały jak frygi z dokumentami, przychodziły również do domu aby odwołać wizytę czy przypomnieć o terminie szczepień. (Nie było wtedy telefonów komórkowych a na telefon stacjonarny czekało się wiele lat). O doktorze Leśkiewiczu krążyły legendy. Kiedyś podobno wyrzucił przez okno puchowy becik, w którym matka przyniosła przy 30 stopniowym upale przegrzane niemowlę. Innej histerycznej mamusi, która mierzyła dziecku co godzinę temperaturę zagroził przełożeniem przez kolano. Stawiał bezbłędne diagnozy bez odsyłania dziecka na niepotrzebne badania. Kierował się zdrowym rozsądkiem, poczuciem własnej odpowiedzialności i wiedzą a nie procedurami. Ostro sztorcowane matki ceniły go a dzieci uwielbiały. Znam przypadek dziewczyny, która wybrała jako specjalność pediatrię tylko dlatego, że była zapatrzona jak w obraz w doktora Leśkiewicza.
Świat w którym moralność, życzliwość, empatię i poczucie odpowiedzialności zastępuje niewolnicze trzymanie się procedur jest dla jednostki światem groźnym. Mniej jest istotne czy jednostka przeżyje czy zginie czy będzie zdrowa czy chora czy będzie mądra czy głupia niż ślepa zgodność postępowania osób, od których losy tej jednostki zależą-czyli lekarzy, nauczycieli, sędziów i pilotów -z procedurami.
Doskonale pokazuje ten problem historia amerykańskiego pilota Chesley’a Sullenbergera. Sullenberger stał się postacią powszechnie znaną po tym, jak 15 stycznia 2009 roku jako pilot samolotu rejsowego lotu US Airways 1549 zwodował swój samolot na rzece Hudson. Tuż po starcie jego Airbus A320 zderzył się z kluczem gęsi, w wyniku czego obydwa silniki samolotu uległy awarii. Spośród 150 pasażerów i 5 członków załogi znajdujących się na pokładzie nikt nie zginął. Wyczyn Sullenbergera zwanego przez przyjaciół Sully został doceniony przez społeczeństwo, kolegów po fachu, burmistrza Nowego Jorku i dwóch amerykańskich prezydentów lecz nie ominęło go uciążliwe śledztwo, w którym jedynym zarzutem było nie przestrzeganie procedur i odmowa podporządkowania się poleceniom wieży kontroli lotów. Jednak gdyby Sully słuchał kontrolera z pewnością rozbiłby samolot, a wszyscy pasażerowie wraz z nim samym zginęliby w katastrofie. Wtedy zginęliby zgodnie z procedurą, a więc całkowicie legalnie, natomiast uratowali się wbrew procedurze czyli właściwie nielegalnie.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 8561
Takich ludzi było kiedyś dużo. Teraz jest mniej bo boją się odpowiedzialności nie za to że zrobili coś złego lecz za naruszenie mniej czy bardziej absurdalnych przepisów. Proszę zauważyć, że praktycznie upadła instytucja autostopu. Sąsiedzi nie wpuszczą dziecka marznącego na podwórku pod nieobecność rodziców bo boją się podejrzeń.
Obecna procedura wymaga natomiast żeby każda zmiana treści zadania (na przykład zmiana znaku w równaniu na przeciwny) oznaczała 0 punktów za to zadanie.
=======
Mam prośbę - czy może Pani podać przykład takiej zamiany znaku w równaniu?
Co do profesorów poddających się egzaminom ze złym skutkiem. Należy ich podziwiać za odwagę, natomiast to, ze nie zdają prostych egzaminów nie powinno dziwić. Tytuły naukowe są nadawane decyzjami właściwych gremiów - nie otrzymuje się ich na skutek pozytywnie zaliczonych egzaminów. To proste.
Jeśli chodzi natomiast o te fragmenty Pani artykułu dotyczące procedur, to się z nimi absolutnie nie zgadzam. Od dziesiątków lat większość dziedzin nawet codziennego życia ma przypisane procedury - bez tego po prostu nie da się żyć. Procedura może przynieść niespodziewany, błędny lub zły efekt, ale jest wtedy procedurą niewłaściwą. By karuzela zaczęła się kręcić UDT zgodnie z procedurą musi udzielić na to pozwolenie, by ruszył z zajezdni tramwaj, to pozwolenie wydaje dyspozytor, oczywiście też z procedurą, by wystartował samolot, ... itd. Każdy proces produkcyjny to nic innego jak krok po kroku wykonywanie punktów procedury, No nie chce mi się już dalej tych banałów pisać (...) A uczeń na egzaminie wg swojego widzimisię ma mieć możliwość zmiany zadania? A lekarz leczyć na zdrowy rozsądek? Co to jest zdrowy rozsądek u lekarza - po uważaniu?
Lekarz ma leczyć a przynajmniej nie szkodzić a nie nakazywać poddawanie się niesprawdzonym eksperymentom medycznym z użyciem preparatów opracowanych przez szemrane firmy produkujące owe śmiercionki..
Dużo zdrowia!
No, nareszcie Pani jest! 👍🙂
Dobrze, że wszystko się udało 🌷
Dużo zdrowia życzę . Taki optymistyczny wpis bardzo mnie ucieszył. Może jest jeszcze jakieś światełko w tunelu. Pozdrawiam serdecznie.
Kiedyś spotkałem pewną starszą panią, tak po 90, która miała mieć wymieniony rozrusznik, kobieta prosiła, by nie wymieniać, nie chce już dłużej żyć, ale bezlitośni lekarze wzięli i wymienili. Sądzę, że tak po cichu się cieszy z dalszego życia, choć to od wielu czynników zależy, jak jest samotna, albo zapomniana przez rodzinę, to życie nie cieszy.
Ja pomagam w opiece nasze babci, ma blisko 90 lat, ledwo chodzi, dzięki balkonikowi, ma problemy fizjologiczne, zwożę worki pampersów, choć nie to jest najgorsze, nikogo z bliskich nie rozpoznaje, nie pamięta co przed chwilą jadła, ogląda tv nic z tego nie rozumiejąc, jedyne co ją interesuje, to jedzenie, cały dzień musi coś jeść, nawet rozmawialiśmy o tym z lekarzem, czy to jej nie szkodzi, lekarz powiedział, że jak chce jeść to niech je, znaczy jest zdrowa, faktycznie pod tym względem nie ma problemów, odwiedzająca ją pielęgniarka, bada ciśnienie, cukier, stan ogólny - wszystko w normie.
Ja się ogólnie zastanawiam na sensem tak długiego życia, czym medycyna się szczyci, tylko jak się nawet nie czuje tego życia, nie ma z niego radości, to jaki ma sens??
Chyba że jest to pewien sprawdzian dla nas samych, jak spełniamy swój obowiązek względem chorych i niedołężnych, gdy nadejdzie nasza ostatnia godzina.
Prawdopodobnie każdy kto po szkole rozpoczął pracę zawodową, na starcie usłyszał, że wszystko co się nauczył, na niewiele mu się przyda, w pracy będzie musiał się wszystkiego na nowo uczyć, co też się potwierdza, nabyta wiedza jedynie pomaga wiele rzeczy zrozumieć, bez niej nie jest to prawie możliwe, teoria praktycznie zawsze odbiega od praktyki, by móc to połączyć, trzeba umieć myśleć i kombinować, często niekonwencjonalnie, wtedy się rozwijamy i tworzymy coś nowego, tacy ludzie budują cywilizację, choć jest wielu co się to nie podoba, będąc hamulcowymi, a nieraz wrogami zwalczającymi inne rozwiązania, wiem coś o tym, a wspominany tu dr Bodnar jest tego dowodem, jak jest szykanowany i niszczony.
Pewna pani Polka mieszkająca w Kanadzie, zadzwoniła do radia, w który omawiano katastrofę i skandaliczne śledztwo zespołu Laska, powiedziała, że Polonii ten dok się nie podoba, bo nie oddaje prawdy o tym zdarzeniu, zażądali by NatGeo, zaprzestało jego emisji. Jak się okazało, emisja została wstrzymana na terenie Kanady i USA.
Artymowicz bazgrze na S24, wielokrotnie pytałem go czy jest to prawda, ani razu nie odpowiedział, więc widać że jednak prawda.
Ta pani z Kanady dodała jeszcze, że ten dok. musiał być nakręcony na zlecenie, prawdopodobnie Putina, bo wcześniej NatGeo podpisał umowę na serię filmów przyrodniczych z Syberii, poszło na to wiele mln $.
Np. mój samochód już ostrzega jak temp. powietrza jest poniżej 4 st.C, czyli wyłączenie klimy, kolejny sygnał, jak jest "0", czyli może wystąpić gołoledź, do tego ciągły pomiar i wyświetlanie. Jest też inna "bolączka" konstrukcyjna, to kąty ostre, czy proste, w konstrukcjach, czy łbach śrub i nie tylko, a jest na to b.prosty sposób znany od wieków, dzięki któremu wiele maszyn i urządzeń pracuje do dziś, ale obecnie wszystko projektuje się komputerowo, a programy widać nie uwzględniają tego, tylko wytrzymałość w określonych warunkach, więc to zaniedbanie zbiera żniwa w ludzkich ofiarach, jak i kosztach napraw.
Drugi powód to czas, który można przeznaczyć na jednego pacjenta w przypadku procedur jest przewidywalnie krótki i tym samym ponoszony jest mniejszy koszt.
Wybitni lekarze, którzy nie mieszczą się w wytyczonych ramach są bezwzględnie zwalczani przez zwykłe miernoty mające władze, tytuły i brak wyobraźni. Przykładem może być nękanie od lat prof. Talara. Widziałem takiego co zwalczał z wszystkich sił prof. Talara do czasu gdy sam znalazł się w potrzebie i wtedy nie był już tak pryncypialny, prosił profesora o pomoc.