TEGO NIE ZOBACZYSZ W FILIŻANCE KAWY [15] Buce z Austrii


Uprzednio: https://naszeblogi.pl/57082-te...

[Książka na przedpłaty]

Część I Do [Część II Tam; Część III Z powrotem]

Rozdz. 15 Buce z Austrii

[Dla Salvina przejście graniczne w Drasenhofen to mnóstwo złych skojarzeń. Nieustanne czepianie się austriackich pograniczników, szukanie dziury w całym. A to paliwa w kanistrze za dużo o kilka mililitrów ponad dopuszczalną normę (na podstawie wysokości pomoczonej miarki wkładanej do pojemnika, na którym jak wół pisało, ile ma pojemności), to znów paszporty niepotrzebnie pozbierane od grupy (choć poprzednim razem było odwrotnie: „dlaczego dokumenty jeszcze nie są razem?”), albo wygląd jakiegoś mężczyzny inny niż na zdjęciu, więc „wypad” takiego delikwenta z powrotem do Czech (czyli w praktyce zawrócenie całej wycieczki), aż zarost zostanie zgolony. Salvin był święcie przekonany, że są to złośliwości: byle tylko dopiec Polakom! Czy tylko nam? Czasem widywało się „przeczołgiwanych” Włochów w pobliżu granicy pomiędzy tymi nacjami.

Kiedyś Salvin, widząc absurdalną szykanę wobec swojej grupy, już nie zdzierżył i ostrzej zaprotestował. Reakcja mundurowego była drastyczna: zwrócił plik paszportów uczestnikom wycieczki, a jemu wbił w dokument tak zwanego „misia” (pieczątkę, której wygląd kojarzył się z głową pluszowego niedźwiadka) – zakaz wjazdu do Austrii. Autokar bez niego pojechał na wczasy do Włoch, a on gonił go autostopem przez Słowację, Węgry i Słowenię. Oczywiście w drodze powrotnej wycieczka wracała z nim, jako oficjalnym opiekunem, tą drugą trasą. Szybko też od innych szoferaków, co już takich restrykcji doświadczyli, dowiedział się, że musi w kraju zgłosić zagubienie paszportu i wyrobić sobie nowy, co też natychmiast uczynił. Nowy numer dokumentu wymykał się „kafkowskim annałom”, administracji potomków CK Austrii. Złośliwcom i upierdliwcom znad Dunaju chodziło głównie o to, że była to kara finansowa, bo wznowienie paszportu kosztowało; Salvin doświadczył tej „przyjemności” dwukrotnie, ale znał zawodowych kierowców, co przeszli przez tę „nauczkę” kilka razy.

Po wejściu do Unii oko austriackiej policji zostało skierowane na dopuszczalne nośności polskich pojazdów i zapisy o ich przeznaczeniu. Kierowcy aut z kratkami, oznakowanych w rubrykach dokumentów jako ciężarowe, mogli się spotkać z nakazem „wygrużenia” pasażerów (np. części rodziny udającej się na wczasy na południe Europy). Gdy skasowano granice, żeby móc czepiać się naszych kierowców przy powrotach do kraju, bez łamania prawa z Schengen (o niederanżowaniu podróżujących), ciągano całe kawalkady polskich pojazdów (zwłaszcza busów) po okolicznych młynach i innych prywatnych przedsiębiorstwach , gdzie używano dużych wag, do których policja miała klucze, by precyzyjnie przeliczać mandaty po euraku za każdy przekroczony kilogram dopuszczalnego ciężaru. Na przykład przewidziana w dokumencie granica masy całkowitej pojazdu 2980 kilogramów, pomiar 3060, mandat 80 euro. Dla naszych rodaków często były to kwoty astronomiczne.

Niedzielne dopołudnie, miejscowi idą na mszę, a pogranicznicy z lornetkami przy oczach wyłapują polskie rejestracje i formują na poboczu kondukt, który potem kierują pod displej prywatnej kruszarni. Zazwyczaj „przeważenia” murowane! Salvin nie miał zaufania do liczb mu przedstawianych, gdyż zawsze kazano mu siedzieć w szoferce jako „składnikowi” masy transportowej – rzadko kiedy widział cyfry na wyświetlaczu. Myślał też w duchu: „Przecież przedsiębiorca, z którego przysługi korzysta policja, może także zawyżać kilogramy dla zysku, gdy sprzedaje swój towar. Ale jak sprawdzisz aktualną legalizację takiej prywatnej wagi w obcym państwie?!”

Z drugiej strony nasi pasażerowie stale coś dorzucali w drodze powrotnej do kraju, jako atrakcyjne lub przydatne z Zachodu. Salvin, gdy przestrzegał siebie i innych o tych karach, lubił się posługiwać przykładem soli morskiej lub mąki z pszenicy twardej – jako tanich kuchennych produktach kuszących Polki, których duży ciężar później, w przypadku ważenia pojazdu, skutkował pięćset procentowym haraczem.

Kiedy podczas Mistrzostw Piłkarskich na terenie Austrii „sfastrygowano” polskim kibicom jakąś spektakularną prowokację na skalę międzynarodową, łżąc w tamtejszych mediach w żywe oczy, Salvin się wściekł i umieścił na internetowym forum tekst, gdzie opisał liczne szykany w tym państwie, których był świadkiem pilotując wycieczki.]

„Od razu na wstępie powiem otwarcie: zawsze mnie irytowało przywoływanie galicyjskich tradycji, w formie habsburskich emblematów, w podwawelskim grodzie (a ostatnio również w Bielsku i Zakopanem) – traktuję to jako „głupotę ciemiężonego”, który manifestuje resentyment do zaborcy.

Rozsiadłem się przed telewizorem do oglądania piłki nożnej: Euro 2008 na terenie Austrii. Piszę o tym dlatego, że na pytanie reportera, jak im się jechało do Klagenfurtu, kibice odpowiedzieli, że bali się austriackiej granicy, ale było OK. Dało się zauważyć jakiś sygnał naszej pamięci zbiorowej pobrzmiewający także w innych relacjach z Karyntii (np. akcentowanie, że policja jest miła etc). No i mamy: polscy kibice są oskarżani o rozróby, których nie zrobili. Mnie to wcale nie zdziwiło...

Przejdźmy bowiem do „moich krzywd” całkiem niedawnych.
Byłem parę lat temu z dzieciakami Telekomunikacji Polskiej podczas ferii zimowych jako opiekun w lunaparku na wiedeńskim Praterze. Zaparkowaliśmy pośród austriackich autobusów na ulicy dojazdowej do parkingu, który o tej porze roku był nieczynny. Gdy nadeszła pora odjazdu okazało się, że nasz autokar jest "zakuty". Kierowcy oddalili się na chwilę, by kupić sobie papierosy, gdy wrócili, ujrzeli „skarpetę” i gotowca po polsku (a jakże, przecież nie robiono tego pierwszy raz!), naklejonego na szybę, informującego o procedurze wykupienia mandatem możliwości odjechania.

Obok parkowali inni zagraniczni kierowcy autobusów, trochę zażenowani tą całą sytuacją, niektórzy tłumaczyli nam, gdzie mieści się ów „łupieżczy komisariat”. A tam nie było „przeproś". Ponoć na początku tej (długiej) ulicy był znak postoju tylko do wysiadania – tak nam oficjalnie przedstawiono powód kary. A że inni jej nie dostali – to nie nasza sprawa. Poskładaliśmy się solidarnie (dzieciaki miały zaskórniaki od babć i dziadków) na tę niewyobrażalnie dla nas drogą karę, potem napisałem list do obu ambasad, ale ich odpowiedź była solidarna: „wicie-rozumicie, mieli prawo...” – i w ten sposób parę szarych komórek w moim mózgu już owym „jadem szykany" podtrutych pozostało.

A te perypetie podczas tranzytów do Włoch! Mam pamiątkowy, prawie nieużywany paszport, z wbitym tzw. misiem (iluż zresztą takiego stempla nie miało!?;odezwijcie się!) czyli piktogramem przypominającym niedźwiadka, zakazującym wjazdu na teren Austrii, ponieważ pogranicznik wsadził mi linijkę do kanistra i obliczył, że mam ponad dozwolone 10 litrów (nalałem bezwiednie do pełna, po korek). Wyszło mi po dolarze za każdy centymetr sześcienny ponad normę – prawie 50 baksów. Parsknąłem wtedy śmiechem i skończyło się na tym, że z Mikulowa/Drasenhofen pojechałem do Italii przez Czechy, Słowację, Węgry i Słowenię. A po powrocie wymieniłem paszport.

Przykładami austriackich złośliwości mógłbym sypać jak z rękawa. A to że policja wiedeńska (istne janosiki) zabrała zegarek mojemu kierowcy ("– Dawaj fanta, jak nie masz na mandat" – powiedzieli), gdy podwiózł turystów z hotelu pod salę balową. Pretekstem do zaczepki był ponoć zakaz poruszania się autokarów po mieście w wieczór sylwestrowy, mimo że obok śmigało ich mnóstwo, a inne nacje wysadzały swoich gości tuż przy nas ostentacyjnie i bez przeszkód. Także w tej sprawie było pismo do obu ambasad i też odpowiedziano mi, że austriacka policja ma prawo rekwirować rzeczy (użyto słowo "fanty" – sic!) jako ekwiwalent za nieuiszczenie od razu zapłaty za mandat.

I na koniec, w pamiętną przedpółnoc parę tygodni temu (akurat po 24,00 likwidowano szlabany pomiędzy wszystkimi państwami Unii), w drodze powrotnej do kraju... Zatrzymałem się pod okienkiem budki granicznej w Laa, odpiąłem pas i wychyliłem się by podać mój paszport i dowody osobiste współpasażerów (by je wydobyć z toreb podręcznych ci też odpięli pasy), pary światowców, którzy nie mogli wyjść ze zdumienia, co się tu wyprawia – takie wmawianie nieprawdy w żywe oczy! – bowiem usłyszeliśmy wówczas, że jesteśmy niezapięci i na karteluszku zobaczyłem stawkę: 3 x 35. Tak to za 105 euro żegnaliśmy Austrię z jej ostatnią kontrolą, witając "dobroczynne" Schengen za chwilę, po północy, za miedzą w Czechach.

Wiem, wiem, powiecie: nagrabiliśmy sobie w Europie sami zachowaniem przypominającym meneli. I że w każdym kraju można spotkać się z „faszystowskim błyskiem" w oczach osobnika, który ma jakąś władzę. Podobnym do spojrzenia bileterki z kasy Muzeum Pałacu Schönbrunn, za każdym razem, gdy kupowałem wejściową zbiorówkę dla grup z Polski. To prawda. Ale naród, który wykolebał führera w Berchtesgaden, powinien ze szczególną finezją przeszkalać swych "frontowych, kontaktowych" funkcjonariuszy. Jestem ciekaw, czy teraz, w tych miesięcznych spotkaniach z Austriakami podczas Euro 2008, traficie Państwo na jakichś miejscowych buców, pokroju tych, którzy mi zatruli pamięć?

Bo też po prawdzie nie ma nic wspanialszego jak wielkoduszność gospodarzy – gdyż ona równoważy nam trudy, kłopoty lub przykre doświadczenia z podróży – choćby wspomnienie zagranicznych policjantów z innych państw, którzy po ludzku, z uśmiechem, gdy niechcący zawinimy, pogrożą nam palcem.

Buce z Austrii!!!
Dużo ich się spotykało. Mam kłopoty z przywołaniem ich opisów w tej wyliczance. Oczywiście jak każdy, co w większym lub mniejszym stopniu po czasie o przykrościach zapomina. Ale jednak sporo utkwiło mi w pamięci (choć tylko kilka przykładów przytoczyłem), pewnie dlatego, że nie umiem z niej wymazać spraw, które mi się mocno odcisnęły – szykan i zwykłych złośliwości, jakich wielokrotnie doznałem na terenie Austrii."

Ciąg dalszy nastąpi

[By skosztować kawy włoskiej z pierwszej ręki zerknij na Allegro/italiAmo_caffe; po zakupie upomnij się – dorzucam moim Szanownym Klientom/Czytelnikom, z własnych zasobów bibliotecznych, wybraną losowo jakąś książkę gratis.]

Tekst, na prawach pierwodruku prasowego, ukazał się na łamach kanadyjsko-amerykańskiego tygodnika polonijnego "Głos" nr 39/2020 (23-29.09), s.16-17.

Możliwość nabycia ukończonej powieści w formie książkowej poprzez przedpłaty ratalne – patrz tutaj: https://allegro.pl/oferta/prze...

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Marek1taki

21-10-2020 [19:58] - Marek1taki | Link:

Stróże granic Austrii jakoś wobec nachodźców nie wykazywali się ani służbistością ani wrednością tylko wbrew prawu ich przepuszczali.
Dostali rozkazy na piśmie? Nie sądzę by było to formalne.
Przez Polskę zainteresowana granicami Schengen nie zostało to zakwestionowane, a było to ewidentne a nie wyimaginowane łamanie praworządności.

Obrazek użytkownika Zygmunt Korus

22-10-2020 [04:21] - Zygmunt Korus | Link:

Austria "żyje" także z przymykania oczu na wszelkie świństwa, jeśli drań się opłaci. M.in. z tranzytu/transferu mafii. 
Pozdrawiam - Autor