Boże mój, daj mi takie zdrowie i rozum, abym w wieku 92 lat, chociaż w niewielkim stopniu był w tak świetnej kondycji, szczególnie umysłowej, jak profesor Witold Kieżun.
Czy to dwóch historyków i jeden tygodnik rozpętali ataki i histerię wokół prof. Kieżuna? Nie, to czytelnicy, krytycy i obserwatorzy nie potrafią na skutek swoich mentalnych ograniczeń ogarnąć bohaterskiej złożoności życia wielkiego człowieka. Widzą źdźbło w oku, a nie widzą polskiego olbrzyma.
Przeczytałem specjalnie ostatnio dużo pism profesora. Dzięki internetowi wysłuchałem godzin jego wykładów na różne tematy. Z podziwem i zazdrością. Stale mając z tyłu głowy, że ten człowiek ma przecież 92 lata!
O dwa lata starszy od mojego ojca. Tylko tata nie żyje już tyle lat.
Nie ważne, to było pokolenie herosów.
Witold Kieżun – siedemnastolatek w chwili wybuchu wojny przystępuje do AK, cała wojna w konspiracji, bohater Powstania Warszawskiego. Podczas tych walk, za dzielność odznaczony osobiście przez gen. Bora-Komorowskiego orderem Virtuti Militari i awansowany do stopnia podporucznika. Miał wtedy 21 lat...
Rok później ktoś opowiedział ruskim jego historię – zdradził go. NKWD aresztowało go i wywiozło do Azji, gdzieś na pustynię Kara-Korom. Tam omalże nie zmarł z chorób i wycieńczenia. Po amnestii wrócił do Polski. Ale nawet wtedy Urząd Bezpieczeństwa nie dawał mu spokoju i Kieżun lądował we więzieniu.
Inteligentny, błyskotliwy człowiek, klasyczny przykład naszego unikalnego intelektualizmu polskiego rozpoczął karierę naukową. Pracował naukowo w zakresie zarządzania i prakseologii w Polsce, USA i Kanadzie. Pomagał tworzć administrację wielu post-kolonialnym państwom w Afryce.
Po transformacji nadal pracował naukowo w Warszawie. A w latach dwutysięcznych dosyć blisko związał się politycznie z śp. Lechem Kaczyńskim.
I teraz właśnie, w dosyć przełomowym momencie naszej polskiej historii, osiem dni temu, 22 września 2014 roku, prawicowy i niezależny tygodnik "Do rzeczy" publikuje artykuł Sławomira Cenckiewicza o tym, jak profesor Kieżun współpracował z Bezpieką.
Witold Kieżun przyznał się do rozmów z SB, jednak zaprzeczył formalnej i świadomej współpracy. Twierdził również, że te kontakty były pozorne i potrzebne w związku z jego współpracą ze służbami amerykańskimi.
I co byście państwo nie myśleli sami, ja profesorowi wierzę.
Dlaczego? Bo był człowiekiem odważnym, nie był tchórzem, a jego całe życie pokazało, że bezdyskusyjnie był człowiekiem prawym.
To przekonanie ugruntowało się we mnie po wielogodzinnym czytaniu i odsłuchiwaniu jego wystąpień. Ani cienia hipokryzji, zakłamania, czy konfabulacji nie zauważyłem.
Tam gdzie wielu widzi słabość człowieka rozmawiającego z UB i teraz pała oburzeniem, ja widzę siłę mężczyzny, który dla siebie i dla swojej ukochanej rodziny (żona jego Danuta, też była sanitariuszką w Powstaniu Warszawskim), gotów jest się poświęcić i zostawić rysę na swojej godności i przyjąć na siebie cały wstyd, tylko po to, by ratować i ochronić tych, których kochał.
Czy ten, jakże inteligentny człowiek lepiej by zrobił, gdyby wykazał się niezłomnością, zniszczył swoją karierę, wylądował w jakimś prowincjonalnym mieście, klepał biedę i unieszczęśliwił swoją rodzinę?
To tego chcemy dla swoich bliskich? I niech ktoś mi powie, że przekonania, niezłomność i złudna bohaterszczyzna jest ważniejsza niż rodzina.
Czy istnieją jakiekolwiek materiały, że profesor Kieżun w swoich kontaktach z SB komukolwiek zaszkodził? Nic jeszcze takiego nie słyszałem.
Natomiast są i ciągle żyją ludzie i mogą świadczyć pod przysięgą, że Lech Wałęsa ps. "Bolek" zaszkodził im i złamał życie. Lecz Wałęsa jest ciągle bohaterem, dumą narodową i powszechnym celebrytą.
Jak wypada porównanie prof. Kieżuna z prezydentem Wałęsą?
SB to było kilkadziesiąt tysięcy pracowników (może nawet kilkaset, nie wiem). Takie firmy, jak Polskie Linie Oceaniczne, gdzie pracowałem, miały nawet swoją własną, na ostatnim piętrze komórkę wywiadu wojskowego. Jak miałem wyjechać na placówkę do Londynu, to musiałem wypełnić ponad 40 stron formularza, gdzie służby prześwietlały moją i żony rodzinę zaczynając od okresu międzywojennego. Byłeś kimś nieważnym, służby się tobą nie interesowały. Chciałeś wówczas robić karierę, nie ważne jaką, naukową, artystyczną, czy nawet zakładając własną firmę, choćby ogrodnictwo, to musiałeś zetknąć się ze służbami.
Gdy ktoś, nawet szczerze powie, że to nieprawda, znaczy to tylko tyle, że nie był kimś na tyle ważnym, by skierować na siebie uwagę służb.
Ciekawym, nawet bardzo ciekawym pytaniem, którym tu nie chcę się zajmować, jest, dlaczego teraz i dlaczego podał te "rewelacje" tygodnik "Do rzeczy" i Sławomir Cenckiewicz.
Dla mnie, starającego nie opierać się na stereotypach i prostych odpowiedziach, profesor Witold Kieżun pozostaje nadal bohaterem, wielkim Polakiem i wybitnym intelektualistą. Człowiek honoru najwyższej klasy. A życie jego i historia, to coś, podobnie jak Witold Pilecki, z czego zawsze powinniśmy być dumni.
W powyższym tekście starałem się dokonać gwałtu na czytelnikach, zmuszając do niestandardowego i nieschematycznego myślenia. Bardzo często upraszczamy sobie życie myśląc i reagując stereotypami. Unikając w ten sposób pogłębionej analizy i wydawania moralnie najsprawiedliwszych sądów.
Tutaj przykład takiego stereotypowego myślenia u blogera którego bardzo lubię i wysoko cenię - kata:
"[...]Jeśli zaś chodzi o Kieżuna czy kieżunia to wali mnie jego historia . Agent jest tylko agentem i co by nie legendować to facet donosił i współpracował . To oczywista oczywistość !!! No chyba że prawica ma zamiar przydzielać tytuły mniejszego kapuchy i kapuchy większego . Dla mnie to kapucha i niech się wali na ryj ze swoimi kompanami z SB."
Taaa.... kapucha to kapucha... po co rozmyślać i rozdzielać włos na czworo. Proste? Jak dla gliniarza, który cię złapał radarem, jak ty akurat starałeś się szybko wyprzedzić niebezpiecznego tira.
Po to własnie są te wszystkie check - listy, kodeksy, formularze, gdzie się stawia ptaszki. Żeby nie trzeba było za dużo myśleć. System nie potrzebuje mądrali, nie potrzebuje intelektualistów. Po cholerę? Oni są od myślenia. A reszta to poddani. Im głupsi i posłuszniejsi tym lepiej.
W armii amerykańskiej istnieje nawet instrukcja prawidłowego podcierania tyłka (autentyczne!). Taaa... - kapucha to kapucha i już.
cdn
.
Mądry człowiek powiedział, że walka nasza usiana jest trupami. Trupami naszych wrogów.
A Pan woli zginąć niż zwyciężyć. Czy to nie dziwna postawa? Ja to właśnie nazywam bohaterszczyzną.
Mt 26,31-35
Wówczas Jezus rzekł do nich: «Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei». Odpowiedział Mu Piotr: «Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię». Jezus mu rzekł: «Zaprawdę, powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz». Na to Piotr: «Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie». Podobnie zapewniali wszyscy uczniowie.
Po aresztowaniu Jezusa, Piotr wpierw wyparł się Jezusa trzy razy.
Czy potem Jezus wybaczył tą zdradę Piotrowi? Czy może powiedział: - kapucha to kapucha. - I odwrócił się ze wstrętem?
- Tak - ktoś powie - ale to Jezus, nasz Bóg. Jego miłosierdzie jest nieograniczone.
Lecz czy nie dlatego Bóg zstąpił na ziemię w postaci swojego syna Jezusa, jako człowieka, byśmy się od niego uczyli i brali przykład?
Dlaczego mamy się tylko posługiwać schematami i stereotypami, uproszczonym myśleniem, mimo, że Bóg dał nam łaskę wolnego umysłu, łaskę miłości i zrozumienia, więc i empatii i miłosierdzia.
Mamy to zlekceważyć? W imię czego? Sztywnych zasad, które sami określiliśmy? Profesor Kieżun z punktu widzenia chrześcijaństwa jest grzesznikiem skazanym na piekło? A jeżeli Bóg ma mu darować, to my mu teraz, pod koniec życia zgotujemy piekło na ziemi.
cd.
.
Nie jestem konformistą, czy oportunistą. Broń mnie Panie Boże! Nawet wprost przeciwnie. jednakże staram się w sobie znaleźć empatię i zrozumienie.
Staram się też znaleźć usprawiedliwienie. Wolę być dobrym sędzią, niż surowym sędzią. I przypomnieć tu jeszcze taki trywialny zwrot - każdy przypadek jest inny.
Weźmy tego 92-letniego człowieka, jego życie, jego historię i spróbujmy to zważyć, zanim to uczyni Bóg Ojciec. Co wam wyszło?
No właśnie - mi wyszło coś zupełnie odwrotnego, niż w przypadku próby oceny takiego Wałęsy, czy choćby Boniego.
Staram się być sprawiedliwy. Przy wszystkich ograniczeniach, jakie mam. I wyszło mi, że prof. Kieżun jest bohaterem. Mimo tego, że nie uniknął kontaktu z SB. I mimo dokumentów, które mi na Facebooku kolega podesłał.
Pozdrawiam
Cóż... trudno mi Panu odpowiedzieć. Dziecku nie wytłumaczę pojęcia limesu, bandycie pojęcia moralności, a głupkowi niczego.
Daj Pan sobie spokój i poproś kogoś by wytłumaczył.
Lecz zapewniam, że prawa boskie są identyczne z prawami naturalnymi.
Wiem, wiem... wielu robi się niedobrze, gdy wspomni się religię. Na czelel tej grupy stoi Palikot z Hartmannem.
W swoich pierwszych słowach pan Woyciechowski, współautor artykułu o prof. Kieżunie, w czasie debaty w klubie Ronin, przyznał, że materiały IPN w niczym nie umniejszają pozytywnego znaczenia postaci profesora.
http://vod.gazetapolska…
Bardzo trafne spostrzeżenie - czy emigracja nie jest pewnego rodzaju zdradą?
Ludzie generalnie są dobrzy. Ale są zapiekli w swojej złości.
Im mniej im się w życiu nie udało, tym bardziej nie zamierzają wybaczyć cokolwiek innym.
Pozdrawiam
A jak pan, panie kapitanie ż.w. poszperasz, to znajdziesz z czego to cytat umieściłem na moim blogu. Ale to wymaga więcej wysiłku niż powtarzanie za pilotem komend.