W moim wpisie sprzed paru dni pt. "Z przecieku komucha: Suwerenność monetarna Polski" [ http://naszeblogi.pl/487… ] postawiłem pytanie, czy możemy zaufać Markowi Belce, jego propozycji uzdrowienia finansów publicznych, jaką ujawniła "przyjacielska" afera podsłuchowa z lokalu "Sowa". Wyraziłem zdanie o moim absolutnym braku zaufania do tego byłego pezetpeerowca.
Tekst ten umieściłem na naszym forum, ponieważ odmiennego zdania była grupa znanych ekonomistów z Warszawy, apelująca o rozpropagowanie argumentów (wymienionych konkretnie, które zacytowałem), jakie należy brać pod uwagę w celu poparcia dla tez naprawczych obecnego szefa NBP. Proszono też o dyskusję o stanie finansów publicznych i sposobach uratowania się z katastrofy spowodowanej akcelerowanym zadłużaniem się Polski i Polaków. Ale jak wiemy Nasze Blogi nie słyną z licznych komentarzy, więc pod moim artykułem opinii znalazło się zero.
Odezwało się natomiast trochę osób drogą mejlową, przeważnie z grona inicjatyw prywatnych, oddolnych, z programami partii (wszystkich jak jedna, bez wyjątku) nie chcących się utożsamiać.
Jedną z grup było tzw. Pospolite Ruszenie Polaków, w którym interesującą postacią jest pan Kazimierz Styrna z Kęt (pseudonim "Husarz"), lansujący napisaną przez siebie nową konstytucję Polski. A w kwestii "piramidy lichwiarstwa" bardzo podoba mi się takie jego zdanko: "Jest to sytuacja, że odsetki można płacić tylko z pieniędzy wykreowanych."
Personalnie i bez ogródek zaatakował mnie pan Józef Kamycki z Rzeszowa, zajmujący się tworzoną aktualnie Unią Kapitału i Pracy; zapewne z racji tego, że prowadzę klub "Gazety Polskiej" i udzielam się tutaj, przy niezaleznej.pl, określił mnie nawet dosadnie "PiS-owską swołoczą" (choć nigdy do żadnej partii nie należałem i nie należę, a swoją dotychczasową obecność przy Tomaszu Sakiewiczu traktuję jako możliwość daną mi w Strefie Wolnego Słowa – do głoszenia poglądów na własny rachunek). A gdy chodzi o postawioną w tytule kwestię zaufania do Marka Belki, to pan Kamycki wyraził się jasno i dosadnie: "Jeśli nawet próbę wydostania się z pętli zadłużeniowej zaproponowałby sam belzebub, to należałoby go poprzeć!"
Dłuższy komentarz do grupowego ping-ponga, jaki wywołał mój wpis, nadesłał pan Bogusław Homicki z Warszawy. Mniej chodzi tutaj o obronę mojego imienia (za co naturalnie dziękuję), a bardziej zależy mi na argumentach, które dalej przytaczam:
"Pozwalam sobie wypowiedzieć poniżej moje zdanie na temat korespondencji pomiędzy panami Kamyckim i Korusem.
Otóż, po pierwsze, nie zauważyłem powodu czy podstawy do takiego brutalnego zaatakowania p. Korusa, gdy wyraził swoje zdanie na temat możliwości angażowania się Narodowego Banku Polskiego w operacje mogące pomóc gospodarce polskiej w wychodzeniu z kryzysu. A wyzwiska od "pisowskiej swołoczy" powiedziały już wszystko o panu JK. Jestem zdania, że nawet z wrogiem trzeba rozmawiać i przekonać go argumentami, a nie epitetami.
Po drugie – to, o czym rozmawiali Belka z Sienkiewiczem, można skwitować znanym ludowym powiedzeniem: "Jak trwoga to do Boga". Akurat to, co zaproponował Belka, ma sens. (podkr. ZK). Tyle, że bardzo mocno spóźniony.
I to jest istota całej afery taśmowej.
Rzecz w tym, że interwencje polskiego, narodowego (podkreślam te przymiotniki) banku powinny działać od zawsze, bo taka jest rola narodowych banków. Nasze polskie kolejne rządy (a obecny to już zahulał sobie na całego) pokornie przyjęły narzucone nam unijne przepisy, które nakazują i całkowicie podporządkowują politykę ekonomiczną Polski dyktatowi UE, ignorując zupełnie polską rację stanu. Zadłużamy się bez opamiętania, przesuwając rozwiązanie problemu wyjścia z tych długów naszym dzieciom, wnukom i prawnukom.
Niedawno przeczytałem w internecie ciekawą informację o Islandii – kraju, który na początku lat 2000. stał na krawędzi upadku gospodarczego spowodowanego przez nadmierne zadłużenie się państwa w bankach komercyjnych. Kraj miał zadłużenie przekraczające 10-krotną wartość całej gospodarki Islandii.
A cóż my mamy obecnie w Polsce?
W roku obecnym dług przekroczył już magiczną barierę biliona złotych i wynosił 10 lipca o godzinie 16-ej 1 053 098 300 000 złotych.
Nie wiem jaka to jest wartość w stosunku do naszej gospodarki narodowej, nie wiem kto i kiedy to spłaci.
A dług ten żyje już własnym życiem, corocznie rząd przyjmuje nowy budżet z kolejnym deficytem, dodawane są odsetki i dług rośnie dalej w błyskawicznym tempie.
Do tego dodawane są nowe obciążenia, które kolejne rządy przyjmują na siebie (a raczej na cały naród) chociaż nie są to żadne powinności Polski. Nie znajdziemy o tym informacji w prasie, bo ciekawsze są zegarki Nowaka, teraz "taśmy", a gdy to zamiotą już pod dywan, to przyjdą inne także intrygujące sensacje.
Islandia poradziła sobie ze swoim problemem, ale zajęło to im ponad 10 lat. Węgrzy weszli już na podobną drogę.
A czy my Polacy jesteśmy w stanie zrzucić z siebie ten ciężar? Nie wiem i może nawet zbytnio się tym nie przejmuję, bo mam już 73 lata i mogę, tak jak pewien Pepiczek z dowcipu, powiedzieć, że się tego nie boję.
Oto ten dowcip. Na zebraniu partyjnym sekretarz partii informował zebranych, że wdrażanie socjalizmu w Czechosłowacji postępuje sprawnie i można liczyć, że niedługo Czechosłowacja wejdzie w nowe stadium – w komunizm. Na to Pepiczek wstał i powiedział: ja sem komunizmu nie bojim, bo mam raka!
No cóż, nie wszyscy w Polsce chorujemy na raka (na szczęście, i Boże uchowaj nas od wszelkich chorób, czego życzę każdemu), a do życia wchodzą kolejne pokolenia młodych Polaków, i im raczej nie uda się od tego długu uciec. No chyba, że wyjadą za granicę, co już obecnie staje się powszechnym i zauważalnym zjawiskiem.
Załączam ukłony obydwu panom K.
Bogusław Homicki"
Na koniec pozwolę sobie odnieść się do porzekadła "Jak trwoga to do Boga", które ma, wg pana Homickiego, wyjaśniać determinację nawet pozakonstytucyjnego działania prezesa Belki. Otóż wydaje mi się, i stąd mój brak zaufania do tego komuszego Onego, że chodzi tutaj bardziej o oskubanie już kury do gołego mięsa, która w każdej chwili może zdechnąć (zwłaszcza w promieniach Słońca Peru) i przestanie znosić "złote jajka", tak konieczne dla rządzącej nami, parobkami, oligarchicznej kasty. Marek Belka, jestem pewny, pozwoliłby zapewne odetchnąć nioskom przez jakiś czas, by potem, gdy już odżyły, musiały ponownie, nawet "owocniej i wydajniej", składać wysokokaloryczny nabiał dla jego czerwono-różowej aj-waj kamaryli.
I na koniec, żeby była jasność: trzeba zrobić wszystko, by złotówka była ZŁOTA, ale równocześnie pogonić gdzie pieprz rośnie osobników z peerelowskim skażeniem (czytaj: jadem, choćby w tym wypadku w postaci obecnego addytywnego tzw. podatku Belki).
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3591
A resztę Pan sobie dopowiada... Opisuję świat, ludzi i zjawiska, więc proszę czytać co publikuję naprawdę literalnie. Imputowanie mi słów, których nie ma, to strata czasu - na wyjaśnianie i prostowanie nieporozumień, rykoszetów jako domniemań w zrozumieniu intencji czy paralaksy semantycznej traktowanej jako właściwy przekaz.
Ot choćby taki "kwiatek": Powtarza Pan PiS-owską narrację o złamaniu konstytucji.
Zapytałem, czy umawianie się Prezesa z Ministrem w knajpie odnośnie wywalenia Rostkowskiego jest OK? Zapytać mi nie wolno? Pani Litwin na filmie, który wkleiłem pod materiałem, powiada, że obecna konstytucja wcale nie zabrania działań takich, jakie chce Belka. Co z tego wynika? Po co ten szum z "przecieku" (bo ja, jak dotąd, naprawdę nie wiem)? O tym był mój tekst, przyznaję, trochę prowokacyjny. Ale nie aż tak, by Pan zrobił sobie ze mnie wroga numer jeden.