Podliczmy głosy: nocna zmiana bis.

Coś drgnęło. Nie to, żeby od razu jakiś przewrót, ale coś wyraźnie drgnęło. "Wprost" jest jedną z ostatnich redakcji, które posądziłabym o chęć pozbycia się "towarzystwa". A jednak. I nagle ta gazeta wychodzi na herosa, który walczy o ostatni przyczółek wolnego słowa. Nagle  okazuje się, że jest bohaterem numer jeden. Taki ostatni sprawiedliwy, który walczy do ostatniej kropli krwi. Tymczasem, to gazeta, która kiedyś jednoznacznie kojarzyła mi się z UW. Nie wiem, czemu... Donald Tusk, też nie wiem, czemu...., kojarzył mi się kiedyś z UW. Jednak ta gazeta, jako ostatnia sprawiedliwa, ostatni przyczółek wolności słowa w prasie i jako jedyna z tych, którym to zaproponowano, opublikowała taśmy prawdy o jelitach Donalda Tuska. Może więc i faktycznie polityczne zombi Vincent mści się zza rządowego grobu? Z czym kojarzy się Vincent?

A wracając do wątku taśm prawdy, czekam na całość i zastanawia mnie jak Donek dziś śpi, wiedząc, że oto spowodował pojednanie ponadtytułowe różnych czasopism, że zgarnął i skupił wokół "Wprostu" wszelkiej maści redakcje mediów. Kto by pomyślał - jeszcze tydzień temu nikt - że Dziennikarz GP poprze tamtą redakcję i będzie stał murem za nią. Ten, kto by pomyślał, dostałby w pysk od jednych i drugich. To chyba pierwszy cud Tuska...
Zostawiam jednak drwiny na bok, bo tak naprawdę  wiem, że to właściwe postępowanie. A czekam na wyjaśnienie - jakim cudem prokuratura ma prawo żądać wydania dowodu przestępstwa, którego nie popełniono. Bo, czy wszyscy nagrani przyznali się do tego, ze nie nagrywali i że nie publikowali tego we "Wproście"? Bo to było spotkanie towarzyskie, które, jak nie przymierzając, moje wesele, mogło być nagrywane a później rozprowadzone wśród rodziny i przyjaciół. Spotkania towarzyskie nie interesują ABW i nawet policji nie muszą, jeśli uczestnicy nie siadają za kółkiem i nie rzucają sobą o ścianę. Nagrani nie awanturowali się, szkud nie narobili (przynajmniej nie w lokalu), ciszy nocnej nie zakłócili... Spotkali się a to wolno. No, to czego?

Może to M. Belka rzuca kłody pod szlachetne stopy premierkowego rządu? I co mu zrobią? A może kto inny, kto tam był woli Winca od Marka? Ja wiem, absurdy gorsze od tych realnych, ale nie rozumiem po ką cholerę wysyłać tam nawet policję. Pytanie retoryczne, ale jak rozumował Tusk czy pan zwierzchnik spec-służb? Że niby jak on chce tłumaczyć te działania? Tego nie da się wytłumaczyć. Ludziska tego nie przełkną. Czy jest już tak źle? Bo podobno tylko tonący brzydko się chwyta.

Od początku patrzę i widząc kolejne odsłony spektaklu myślę o tym, jak Orban wygrywał swoje rządy. Myślę o węgierskich podsłuchach założonych kłamcom. Analogia oczywista. Jak wszystkim tutaj, marzy mi się podobny do Orbanowego finał. Nasi kolesie jednak mają grubo więcej za pazurami. Smoleńska glina jeszcze tam siedzi a oni woleli by fikać dalej - nie chcą siedzieć.
Mówi się o ruskim tropie w całej tej aferze, coraz więcej osób wskazuje na jakiś ruski (lub nie-ruski) szantaż. Ale jakoś tak półgębkiem. Chyba nie wierzą ludzie w to, że nasze państwo może być tak podobne wewnętrznie do Ukrainy Janukowycza. A jest, jest podobne. Ponownie umacniający się złoty i odrobione straty na giełdzie wskazują, że braku konsekwencji Tusk jest pewien. On wierzy w to, że znów mu się uda. Jest tego pewien. I to tak bardzo, że inwestorzy śpią spokojnie. Tymczasem w ciągu kilkunastu godzin wszystko może jeszcze się wyjaśnić. Polacy zaczynają protestować, nie chcą u nas (biało)ruskich standardów. I mnie również robi się bardzo smutno, kiedy pomyślę, że Tusk ze swoją bezczelnością i bezwzględnością może dopiąć swego - zamknąć gęby dziennikarzom i zostać u nas na stałe, z Komorowskim na zmianę... Taki scenariusz może ich kosztować jedynie polskie Azoty. A tak, ja do znudzenia o tym. Bo, o co można jeszcze  zabiegać u Tuska?