Jak poinformował GUS w 3 kwartale br. realny PKB wyrównany sezonowo zwiększył się o 3,8% - w porównaniu z III kwartałem ub.r.
Z kolei z danych opublikowanych przez Eurostat, wynika, że w III kwartale br. wyrównany sezonowo PKB wzrósł, w porównaniu z III kw. ub. roku o 1,4% w strefie euro i o 1,6% w UE. Przy czym różnie wyglądało to w różnych krajach: w Niemczech wzrost ten wyniósł 0,3%, we Francji 0,9%, we Włoszech 0,6%, w Finlandii odnotowano nawet spadek -0,6%, zaś w dwóch krajach europejskich spoza UE wzrost wyniósł: w Islandii 0,2%, a w Szwajcarii –0,5%. Ponadto wzrost poniżej 1% odnotowano w: Estonii, na Węgrzech i na Słowacji.
Na tle tych wymienionych silnych gospodarczo krajów, zwłaszcza Niemiec, z którymi utrzymujemy ożywione kontakty handlowe (przypada na nie 27% naszego całego eksportu i 19% - importu) wyniki Polski (wzrost o 3,8%) wyglądają świetnie. Tym bardziej, że np. w Irlandii było to w tym samym czasie 10,9%, a w Danii 3,9%. Jednak nie łudźmy się, że – zwłaszcza w sytuacji rosnącego z roku na rok naszego zadłużenia – sytuacja ze stale rosnącym – i to na przyzwoitym poziomie – PKB, będzie trwała wiecznie.
Zacytujmy w tym miejscu ministerstwo finansów, które w komunikacie o tym, że Sejm przyjął ustawę budżetową na 2026 rok, z jednej strony chwali się, że „przyjęta ustawa budżetowa na rok 2026 odpowiada na obecne bezprecedensowe wyzwania geopolityczne i rozwojowe Polski oraz wsparcie kluczowych inwestycji i programów społecznych.
Zapewniliśmy rekordowe nakłady na finansowanie obrony narodowej i ochronę zdrowia”.
Jednak z drugiej strony – na zakończenie wspomnianego komunikatu – jakoś tak chyłkiem wspomina o tym, że „przy przyjętych założeniach, w tym uwzględniając limit deficytu zapisany w projekcie ustawy budżetowej na 2026 rok, przewidywana relacja państwowego długu publicznego do PKB wyniesie 48,9% w 2025 r., a następnie wzrośnie do 53,8% w 2026 r., pozostając poniżej progu ostrożnościowego 55% określonego w ustawie o finansach publicznych. Przewidywana relacja do PKB długu sektora instytucji rządowych i samorządowych (wg definicji UE) wyniesie 59,8% na koniec 2025 r. i 66,2% na koniec 2026 r.”.
Zaś sama różnica między założonymi na 2026 r. wydatkami budżetowymi, a dochodami, tj. deficyt budżetowy, w liczbach bezwzględnych zmniejszy się z tegorocznych niemal 300 mld zł do 271,7 mld zł.
Jak powiedział w niepublikowanym wywiadzie dla naszego portalu filarybiznesu.pl pos. Andrzej Kosztowniak, b. minister finansów w ostatnim rządzie premiera Mateusza Morawieckiego, komentując słabe wyniki dotyczące wzrostu gospodarczego w krajach Unii Europejskiej za III kwartał br., jest kilka powodów tak kiepskich, przytoczonych powyżej wyników wzrostu gospodarczego w krajach unijnych.
- Z jednej strony – powiedział Andrzej Kosztowniak - panuje w nich już pełne przekonanie co do tego, że określone regulacje unijne zostaną wprowadzone – przede wszystkim z zakresu Zielonego Ładu i polityki klimatycznej Brukseli. Te państwa już funkcjonują w pewnych rygorach, które narzucają – nazwijmy to: „nową erę w przyszłej europejskiej gospodarce”. Choć przy tym trzeba sobie jasno powiedzieć, że trzeba ją określić jako „negatywną nową erę”.
- Z drugiej strony – podkreślił Kosztowniak – koszty pracy są w Europie zachodniej, zwłaszcza tej „starej” cały czas dużo wyższe niż w naszej części Europy – i one będą takie pozostawać, dopóki Europa mocno nie zbiednieje. Ale będzie to trwało zapewne kilka, jak nie kilkanaście lat. A ponadto kraje te nie mają już tak naprawdę zdolności samo reformowania się. Może nie zabrzmi to elegancko, ale „tłuste koty” zawsze mają problem z tym, żeby rozpocząć odchudzanie. I tak to mniej więcej to wygląda z unijną gospodarką. Jest przy tym straszliwie niebezpieczne dla nas, że duże gospodarki europejskie mają tak niskie wzrosty, albo wręcz przeżywają stagnację. W przypadku włoskiej gospodarki oznacza to podwójny dramat. Bo przecież jest to państwo, które jest bardzo mocno zadłużone. A za chwilę duża część krajów UE, w tym strefa euro, jeżeli stan ten będzie się utrzymywał w długim czasie, będzie musiała wziąć na siebie w jakiejś części finansowanie długu włoskiego – dodaje Kosztowniak.
No cóż, cała ta sytuacja nie wygląda dla nas zbyt dobrze, zwłaszcza w sytuacji nieustających napięć międzynarodowych – z trwającą już niemal cztery lata u naszych granic i zdającą się nie mieć końca wojną Rosji na Ukrainie, a także wspomnianego wyżej słabnięcia gospodarek krajów unijnych, przy rosnącym zadłużeniu Polski i wielu innych krajów UE, ze wspomnianymi Włochami czy Grecją.
Tak tez uczynił premier Tusku w styczniu 2025 roku i od razu statystki stały się odpowiednie.😉