Niemiecka precyzja sędziowania i polityczne żółte kartki

Dziś krótko i nerwowo: o zaklinaniu rzeczywistości i jej kreowaniu, czyli o bogach świata, w którym żyjemy. O Niemcach. To nie obsesja. Sami się podkładają, a wnerwia nie ułomność, ludzka rzecz - tylko współczuć, a arogancja i bezczelność. Czyli też nic nowego. Jednak, kiedy kosztuje to nas jakiś półfinał, finał czy poczucie własnej wartości i należnego nam miejsca w świecie i w UE..., ciśnienie się podnosi. I niby ma prawo, a nie ma. Taki wyrok, taki rozkaz. Mały Książę opuścił tak rządzoną planetę. Brytyjczycy również...

Szef sędziów UEFA Pierluigi Collina twierdzi, że bramkarz przy bronieniu karnych musi pozostać na linii bramkowej. Wszyscy Polacy, nawet nie-kibice, chyba czują żal, że sędzia - Niemiec z pochodzenia - Feliks Brych, nie zauważył jakoś, że Portugalczyk - bramkarz, nie stoi na linii bramki broniąc rzutu Błaszczykowskiego - Polaka (dla laików większych ode mnie). Niemcy już tak mają, że nie wszystko dobrze widzą. Taka pomroczność jasna. Kto wie, czy on w ogóle widział bramkarza, albo tę linię. Nie wiadomo nawet, czy widział naszego Błaszczykowskiego oraz tę małą kulkę, którą on potoczył ku Patricio, a Patricio to już na pewno dobrze nie widział i choćby widział, to się do tego nie przyzna.  

"Bramkarz ruszył się do przodu i nie zostało to zauważone przez skład sędziowski. To był błąd" - mówi szef sędziów Collina o meczu Hiszpanii z Chorwacją, kiedy miała miejsce ta sama sytuacja. - "W tej określonej sytuacji strzał powinien zostać powtórzony, a bramkarz upomniany żółtą kartką". 

Tylko, co z tego, jeśli nie został? Nic. Oj, tam, jeden gol w tę czy w tę stronę. Jaka to różnica, kto wygra, jeśli ktoś i tak musi... Niemiecki sędzia, najwyraźniej bardziej zmęczony od piłkarzy, nie zdążył potu zetrzeć z oczu. Błąd sędziego nie jest błędem karalnym. Ot, wypadek przy pracy. Przepisy nic nie mówią, kto  w tej sytuacji powinien zostać upomniany. W zasadzie sędziowie to instancja ostateczna. Może trybunał..? Nie, piekła z trybunałami mamy już po uszy...  Za to jasne jest, kto ponosi konsekwencje... Znacie to skądś? A powinniście. I wcale też nie mówię o meczu Polska-Portugalia, jakkolwiek również tego  to dotyczy, o ile nie dotyczy Niemiec i ich interesu. 

Nikt nie został upomniany. Nikt nie został ukarany... Nie dotyczyło to niemieckich interesów. Niemiecki był tylko sędzia i to wszystko, co Niemcy łączy z przegranym przez nas meczem, którego de facto nie przegraliśmy. I co temu niemieckiemu sędziemu zrobisz? Nic. Jak to sędziemu. (szczególnie niemieckiemu sędziemu, bo że ruskiemu też, to wiadomo, ale od niedawna wiadomo, że niemieckiemu również; to i temu Rzepliński też ponad prawem w majestacie prawa). Historia uczy o precedensach, kiedy sędziemu można  dać najwyżej stojącą kopertę. Ale to raczej trzeba obgadać przed meczem. A kto wiedział...? Zresztą, Polacy ani tyle kasy nie mają (dobra, zrobilibyśmy zrzutkę nie małą, nie małą, ale nie na niemieckiego sędziego, do kroćset!), ani nie postawiliby Niemcowi, bo wiedzą, że grać potrafią lepiej od niego - gdyby umiał to by grał, a tak tylko może za nimi latać i się mądrzyć, co też z zawiści robi i brzydko wykorzystuje. Nie wiem tylko, czy dlatego, że tak sam nie umie; czy, że nas boi się dla swoich, czy, że mało lub nic nie dostał i wie, że nie dostanie... Bezczelna jestem, ale historia uczy, że Niemiec jak od Polaka nie dostanie to zły. (Coś już świta?)

Nie sugeruję, że Niemiec wziął łapówkę. Sugeruję natomiast, że sport od lat czyszczony  - jak stajnia Augiasza - z korupcji, powinien być fair play a takie sytuacje winny być wyjaśniane. Jak coś powinno być do poprawki, powinno być poprawione. Jaki bowiem sens ma rywalizacja, współzawodnictwo, jeśli o wyniku nie decydują rzeczywiste osiągnięcia a stopień profesjonalizmu sędziego i/lub jego widzimisię. Coś uwiera moje poczucie przyzwoitości, poczucie sprawiedliwości i uczciwości, a określenie "fair play" budzi jedynie złość. I nie chodzi o to, że czepiam się Niemców i Niemiec. Sami się wystawiają, oceniając i tak czy inaczej zaklinając tym rzeczywistość: nie tylko nasze strzelone i niestrzelone bramki. 

To zupełnie tak samo, jak w przypadku łamania zasad demokracji komentowanego w UE, gdzie - co do czego nikt nie może już mieć cienia wątpliwości - rozkazuje szefowa Niemiec, A. Merkel. 
Kiedy córa partii założonej za niemieckie pieniądze - PO, łamie konstytucję RP, prawa człowieka, wolności obywatelskie, inwigiluje, korumpuje się, a ludzie (głównie oponenci władzy i jej interesów) za jej rządów padają jak muchy w wypadkach, katastrofach i od desperackich niczym nie zapowiadanych samobójstw... no, to wtedy jest ok.

To są niemieckie standardy demokracji. Że się czepiam? No, nie. Zejdźmy na ich podwórko, jeśli nasze jest mało reprezentatywne.

Kiedy Niemki są gwałcone i macane na ulicach, w miejscach publicznych i na publicznych imprezach, kneblowana jest prasa i nawet ...policja (!), bo ich szczerość mogłaby być sprzeczna z interesem władzy kanclerz Niemiec i jej retoryce, jest ...ok. I też nie ma winnych. Imigranci gwałciciele ...wyemigrowali (?) a Merkel - pani kneblująca i pani odpowiedzialna za uczynienie z ulic burdelu a z Niemek...no, wiadomo kogo, nic - siedzi. I nawet żółtej kartki nie dostała. To są niemieckie standardy demokracji. Nie? Mało miarodajne? Idźmy dalej, spójrzmy szerzej.

Pomijam wydarzenia w innych krajach europejskich, do których również wtargnęli goście, proszeni nie przez te kraje, ale przez Merkel i tam też macali, gwałcili, a ulicę i obywatelki tego kraju, chodzące po tych ulicach, traktowali jak dziwki w burdelu, do tego za darmo. Ba, oczekują, że im jeszcze państwo dopłaci... Ot, mają o sobie mniemanie. Pomijam, że panie macane i gwałcone "dobrowolnie" wycofywały skargi. Ba, jedna nawet mało nie podziękowała człowiekowi, skrzywdzonemu przez system wydaleniem z jej kraju za to, co jej (m. in. jej) zrobił. Pomijam, bo to w sumie wewnętrzne sprawy innych krajów i ich obywateli, którzy nie biorą spraw ani kijów w swoje ręce. Jednak, sprawy unijne to już nasza broszka a w zasadzie broszka niemiecka. Każdy kraj jak kwiatek do ich (syberyjskiego) kożucha. 

W reżimie niemieckim (UE) można kręcić lody na międzynarodową skalę, można być złapanym i można mieć świadków przeciw sobie i ... I nic. Według niemieckich standardów, jeśli kto zbierze dokumenty na dowód przestępstw, nagra, zbierze kwity, świadków... Winien jest afery podsłuchowej korupcyjnej, łamania praw i swobód i innych bzdur. Bo to są bzdury a nie prawo. To jest kpina. Prawo dotyczy wszystkich, prawo ściga winnych a nie tych, którzy winę obnażyli.  Nie w Polsce rządzonej przez niemieckich konfidentów, nie w Niemczech, nie w Luksemburgu, nie w UE... Tam rządzą niemieckie standardy. Tusk jest "gut". Sikorski jest git. Kulczyk jest git. Sienkiewicz jest git. Bieńkowska i cała ferajna, na Sawickiej kończąc. Co dopiero Juncker i jego afera finansowa. On jest panem raju, on prawu nie podlega, nie dostanie żółtej kartki i nie pójdzie do poprawki. Jest niewidzialny dla niemieckich sędziów.

Dopiero jak niemieckie banki, supermarkety, polityczni menedżerzy niemieckich interesów w Polsce i inni skorumpowani pilnujący tychże, dostana po kieszeni..., dopiero wtedy zawiąże się komitet obrony prawa, demokracji itd., podniesie się larum, uruchomi komisje krajowe i zagraniczne, ruszy z posad Unii wszelkie instytucje i ich uśpionych do tej pory sędziów wydających żółte karteczki, czerwone karteczki i zwykłe kopniaki. Do tego czasu, jest ok. Rzeczywistość jest zaczarowana. Sędziowie ślepi i głusi. Linie przekraczane przez tych przestępców, sorry - ludzi, w końcu jest zasada domniemania niewinności..., zatem, tych domniemanych niewinnych ludzi, którzy przekroczyli tak subtelną granicę.... linię między uczciwością, prawem a korupcją i przestępstwem, są tak trudne do zauważenia nawet przez stróżów prawa, że , no... nie zauważyli.

No, to tyle na dzisiaj. Musiałam wyrzucić z siebie ten jad pisowski na świętych euro-biurokratów. Sędzia z naszego meczu, który okazał się, przez jego ślepotę lub stronniczość - kto to wie, oceńcie sami - ostatnim naszym meczem na Euro 2016, jest takim samym eurobiurokratą. Tyle, że w świecie piłki nożnej, taki Euro-biurokrata 2016. Cóż najwyraźniej Niemcy mają już tak, ze grzebią nie tam gdzie trzeba a ignorują to, za co powinni się wziąć. W świecie eurobiurokratów, gdziekolwiek by stołków nie grzeli, coś takiego jak uczciwość, prawo i prawda nie istnieją. Tu rządzi przypadek. A przecież "nie ma przypadków, wszystko jest celowe", mówi św. Augustyn. Co zatem rządzi ziemskimi sędziami naszego losu? 

Ktoś, kto ujawnił kadr, na którym Portugalczyk wylazł za linię bramki przed strzałem, powinien zostać skazany, jak oskarżyciele, te świnie demaskujące świętego Junckera, jak te świnie demaskujące święty rząd Tuskowy, rząd świętego Donalda. I, gdyby nie ten znienawidzony PiS, zapewne by nie było Brexitu, UE by się nie chwiała, Juncker spałby spokojnie, uchodźcy spokojnie macali całą Europę jak kury. I nikt by nie gdakał. 

Tylko środkowy palec świerzbi na wszelkiej maści uczciwych i profesjonalnych niemieckich i proniemieckich arbitrów w polskich sprawach. Czemu tylko oni nigdy na swoją niekorzyść się nie pomylą a jak się mylą, to zawsze ze szkodą dla nas? Nigdy inaczej.

 Reszta jest milczeniem.