Igrzyska. III RP - bękart nieboszczki PRL kontra IV RP

Polityka ostatnich ośmiu lat przyzwyczaiła nas do sielanki świątecznej a jak tak dobrze spojrzeć, to w ogóle do polityki łatwej, cichej i przyjemnej. W zasadzie trudno było dopatrzeć się jakiejś większej działalności  posłów. Oczywiście to takie złudzenie, bo zawsze jednak się zbierali i bywało, że sobie podyskutowali, ale w zasadzie był to czas nicnierobienia. Można bowiem łatwo policzyć ważniejsze projekty, jakie przeprowadzono w tym czasie przez ścieżkę legislacyjną. O reszcie nawet media nie informowały. Bo i po co?  Obywatelowi żyje się bez tego przyjemniej. Posłom również.

Posłowie i byli rządzący przyzwyczaili się  i nas do tego, że w wolnych chwilach to się pracuje. Poza tym to się harata w gałę - z nudów, strzelając gole choćby do paprotki.  Świętuje się rodzinnie a czas wolny spędza najlepiej w Dolomitach albo w Egipcie (bo plaże amerykańskie to dla emerytów nasercowców są zarezerwowane i to tylko tych, co to weteranami od elektryki i mechaniki wodnej są). I nie kolęduje się jak teraz. Jedyną kolędującą na tamte czasy była  Kolęda. Wprawdzie byli dyżurni politycy, którzy już taką mieli fuchę, że cyklicznie się zmieniając, obok określonych celebrytów publicystycznych o poglądach lewackich, pojawiali się u Lisa, Lisowej czy Olejnik. Oni jednak taki już mieli sposób na dorabianie do skromnej pensyjki. Każdy poseł jakiś sposób powinien mieć i każdy to wie, każdy korzysta. Tylko ten PiS, banda idiotów, od razu widać, że nie oglądają telewizji. To i nie wiedzą, że „z małych oszczędności biorą się te wielkie” i nie kolędują. Ci, co kolędują z czasem dochodzą do takich pieniędzy, że mogą nawet oszczędzać na jedzeniu i ośmiorniczki jadać w sumie za darmo i to nie tylko od wielkiego święta.

Władza się zmieniła i od razu widać, że to  IV RP na horyzoncie. Tyrać trzeba w sejmie po nocach.  Cierpieć wrzaski.  I jeszcze tę duchotę, bo wiadomo, jak kilkaset osób rozentuzjazmowanych zacznie wymachiwać członkami i przedmiotami, szczególnie  osób wagi cięższej, dźwigających książki, broszurki ciężkiej dla nich wagi, to atmosfera się zagęszcza od potu tak, że i klimatyzacja nie pomoże. Normalnie, po tej kadencji sejmu, niektórzy wystąpią o przyznanie renty inwalidzkiej po harówie w ciężkich warunkach.  Bo i kto to widział, żeby pracować w godzinach pracy. poprzednia ekipa pod względem pracy była niepokalana.

Pewnie z tego tytułu to miała takie wsparcie niektórych hierarchów kościelnych.

Komuna nauczyła Polaków, że w godzinach pracy załatwia się wszelkie osobiste sprawy. Zakupy, spotkania, pralnia, szewc, krawcowa, fryzjer… Tak, w małej miejscowości, w której mieszkam jest rzeczą naturalną, że pani w urzędzie można nie zastać z powodu …zakupy na ryneczku robi a pani dyrektor przedszkola miejskiego zaczyna dzień od wizyty u fryzjera. Taki starosta, wójt czy księgowa, kiedy wreszcie podejmie decyzje o rozwoju osobistym i kandyduje do sejmu a potem się do niego dostanie, musi być zszokowana takim trybem pracy. A kiedy kawę wypić? Nic, tylko IV RP zmartwychwstała.

Podniosła się jak Feniks z popiołów i tajemniczo uśmiecha się, co jedni odczytują jako wyraz zajadłej chytrości i mściwości a inni mądrość i sprawiedliwość dziejową. Wszystko zależy od tego, jakie kto ma sumienie.  Uśmiech Sfinksa jest bowiem tym, co nosimy w sobie. To tajemnica serca tego, który przed Sfinksem staje. Taka jest moja interpretacja uśmiechu Sfinksa.

Znamienny jest zatem szum i to masowe kolędowanie.  Dziś już nie tylko posłowie kolędują. Dziś nawet szef TK jak pospolity oblatywacz kreci się po masmediach, w których demonstruje swoja kompromitację.  A to Lis, a to „Kropka nad I” a to „Piaskiem po oczach”… gdzie on nie był. Chyba tylko u Pospieszalskiego. Niesamowite jest to, że człowiek noszący tytuł profesora może tak poniżyć własna osobę i rozmienić swój tytuł na drobne ambicjonalnych przesłanek.  Kim będzie bowiem Rzepliński, kiedy odejdzie z TK? Dziś jest walczącym z wilkami. Jutro rozszarpią podwórkowe kundle i nawet te tresowane bulteriery nie staną w jego obronie. Obrona interesów kundli jest więc jego jedyną nadzieją.

Każdy, kto czytał Raport Macierewicza, wie, ile nazwisk przewija się tam i liczb. Nie sposób prostaczkowi spamiętać. Dla człowieka młodego jest to jednak jedyna lektura, która może wyjaśnić o co chodzi w projekcie IV RP. Nie przez spamiętywania a całokształt, całościowy obraz rzeczywistości jaki chcąc nie chcąc wyłania się zza tych nazwisk, dat i liczb. Realny i brutalny. Obrzydzający.

Kiedy byłam studentka, miałam mały, a dziś jakże wstydliwy epizod, kiedy pod wpływem kolegów sympatyzujących z Unią Wolności i chłonących treści Wprostu i Wyborczej, urozmaicenia szukałam w Polityce  i Newsweeku. Krótka chwila w życiorysie, kiedy to podano mi do wiadomości, jakim śmiesznym i niebezpiecznym szaleńcem jest Macierewicz. Pytałam, dlaczego on to robi. Nie umiano mi odpowiedzieć. W polityce zaś nie ma takich pytań bez odpowiedzi. Są jedynie takie bezzasadne pytania. Czy to kobieca ciekawość czy intelektualne ambicje kazały mi szukać prawdy, jakiejś obiektywnej przesłanki dla zwalczania tego człowieka jak jakiegoś chwasta. Nie znalazłam. nic poza czysta niechęcią, pogardą... tą samą, którą Polacy spotkali po tzw. katastrofie smoleńskiej i tuż przed nią. Ta sam, która dziś zionie z twarzy prezesa Rzeplińskiego, dziennikarek telewizyjnych, skaczących telewizyjnych dużych misiów i histerycznych prawników z megafonami... Ta sama pogarda, która musiała spływać z twarzy katów żołnierzy wyklętych i tych oprawców działaczy Solidarności - Opozycji, której dziś jakaś tam mizeria zwana opozycją kradnie etos, Imię. i nikt nie protestuje. Ot, nazewnictwo... Nic bardziej mylnego. Nie ma większej zbrodni, niż zabrać komuś Imię - tożsamość. To wydrzeć mu istotę, ograbić z jestestwa. I robią to ci, którym ta sama pogarda wyłazi plamami na policzki i płonie w oczach.

Ilekroć słyszę nazwisko prezesa TK, zastanawiam się, jak to się stało, że jego w Raporcie nie ma(chyba nie ma). Nie, nie próbuję człowieka pomawiać. Jest w nim, mam na myśli jego postawę, upór, zawziętość, arogancję i to „pójście w zaparte”, które charakteryzuje wszystkich tych, którzy  mieli z nieboszczką matką III RP - PRLem, coś wspólnego, coś więcej niż metrykę urodzenia.

Znam kilka osób, które choć żyją dostatnio - wiadomo, z małych oszczędności idt… - mentalnie są w poprzedniej epoce. Oni wciąż są sekretarzami, naczelnikami, prominentami. Oni nie chodzą po chodnikach. Oni kroczą z podniesionym podbródkiem, gładkim od beztroski czołem, śmiałym od pewności własnych racji wzrokiem… Oni nie rozmawiają a przemawiają. Oni nie odpowiadają a zbywają, odprawiają z kwitkiem (taki przywilej władzy) . Oni gnoją ludzi wokół i zwalczają przyzwoitość, jako konkurencję dla własnego wizerunku, bo jak on wygląda na ich tle? Oni wydzwaniają po nocach – dla zabawy, bo i tak nie śpią a przecież można wstrętnego katola piętro wyżej obudzić…  Oni są bogaci. Samotni. Zgorzkniali. I bezwzględni. Niereformowalni. Znośni jedynie, póki jaki urząd jeszcze piastują, bo czemu nie - co to za różnica, w jakim systemie jest się naczelnikiem czy dyrektorem, są znośni. Wyżywają się w swojej „pracy”. Tacy nie uczą w szkołach – oni w szkołach pracują. Tacy nie leczą w szpitalach a przyjmują pacjentów. Tacy nie sądzą  a załatwiają kolejne sprawy...Oni znają swój fach jak mało kto, ale wykorzystać go potrafią jedynie na własny użytek. Doskonała lekcja pokazowa, szybka diagnoza, skuteczne leczenie - swoich (prywatnych) pacjentów z publiczne pieniądze, szybki i jedynie słuszny wyrok ogłoszony np. przed posiedzeniem - czemu nie, czy to ważne, jeśli korzystny? Ludzie z dialektyką marksistowską i erystyką Schopenhauera w kieszeni, z Machiavellim w głowie.

Za nieboszczki matki III R – PRL, wiadomo, każdy był trybikiem i władziunia nie lubiła, kiedy trybiki się przestawiały. To jedne Polska komunistyczna miała mieć wspólnego ze Szwajcarią. Ludzie, którzy tej władzy się wysługiwali, nie potrafią inaczej żyć. W tym ich sens życia, w tym ich interes, by interesy innych załatwiać. Nie wierzę w istnienie polskich komunistów – ideowców. U nas nie ma takich. Już nie. Jest za to banda prominentów poprzedniej epoki, która dziś broni swoich majątków, bo oni wiedzą, że w końcu na nich przyjdzie kolej i nie wystarczy zakupić kontener niszczarek. Bo w Polsce, jakkolwiek jednego próbowano całymi dekadami niszczyć, to wielu jest w gruncie rzeczy Macierewiczów. Oni wszyscy mają swoje historyczne haki i hobby, jak niektórzy postrzegają pęd do sprawiedliwości i prawdy.

Cała ta polityczna wrzawa w Polsce jest pustym brzdękiem, którego echo wcale nie jest takie dalekie i głośne.  Ba, niektórym sąsiadom może nawet wkrótce zacząć działać na nerwy. Bo sąsiedzi mają swoje interesy i przy takim jazgocie przekupniów trudno im na nim się skupić.  W każdym razie, nikt za nieboszczkę matkę III RP –PRL, nie chciał umierać i nikt nie będzie wałczył o jej bękarty.  Bo polityka „po-PRLowska”  i jednoczesnie pro- PRLowska to polityka spłodzona ze świadomej i dobrowolnej zdrady z okupantem. To bękart w najgorszym tego słowa znaczeniu. Bękartem może się wysługują, ale się z tym obnosić nie będą nawet ci, co sami nie jedną zdradę na koncie mają.

Dla ludzi, którzy dali się uwieść czy uwikłać bękartowi,  grunt pali się pod nogami, ale oni nie mają honoru, by mieli o honor się bić. Oni nie mają wielkiej idei, by mieli o nią walczyć. Ich celem jest obronić dziś swój własny partykularny interes i tylko dlatego współpracują ze sobą, że w pojedynkę nie da się tego interesu w banku utrzymać. Ich imię to chciwość i zwyczajny strach.

Bo IV RP już pokazała swoją skuteczność i pracowitość. Nie minął jeszcze polityczny miesiąc miodowy a władza zafundowała przewrót, reorganizację wszystkich spatologizowanych dziedzin życia społeczno-polityczno-gospodarczego. Nowy rząd pokazał, jak się robi wielkie oszczędności i jak się wydaje, by zarobić. A na koniec jeszcze wyjaśnił, po co państwo zarabia. Nowy rząd pokazał jak się szybko i sprawnie RZĄDZI. Polska  wreszcie ma gospodarza.

Ludzie pokroju kolędnika z TK nie są w stanie zrozumieć takiego toku myślenia. To dlatego obok nich stoją np. alimenciarze, którzy finansowo odrzucają własne dzieci. On też porzuci III RP, jeśli znajdzie się taki, co mu w naturze i gotówce solidnie to zrekompensuje lub jeśli na tą III RP trzeba łożyć z własnej kieszeni. Ona mu dobra, bo jeszcze mu płaci. Nie wiem dlaczego, ale mam niejakie poczucie, ze podczas debaty o TK, kiedy prezes TK siedział w sejmie i po debacie błyskał erudycją wobec dziennikarzy, debatę przedłużano tylko po to, by on sam mógł zrobić wrażenie za nich wszystkich, by w ogóle mógł zabłysnąć. Wielki kontroler przybył. Miało być gorąco. Było śmiesznie. I uśmiechnięta twarz Jarosława Kaczyńskiego, jakkolwiek mógł to być uśmiech czysto dyplomatyczny i taktyczny, w takim wrażeniu utwierdzała. Prezes TK powinien cieszyć się większą inteligencją i załapać, że naraża się na śmieszność. Facet z wysoko uniesionym podbródkiem przyszedł jak pan wizytujący włości a wyszedł jak chłopiec na posyłki, taki co to lata po ulicy krzycząc: gazeta, świeża gazeta! No i on lata - do dziś.

Mały Książę pyta Latarnika: po co zapalasz latarnię...? - Taki rozkaz - odpowiedział mu Latarnik. Prezes Rzepliński lata jak z latarką, kagańcem ruskiej prawdy rodem z PRL a raczej ZSRR -od telewizji do telewizji, od programu do programu. A jego planeta kreci się coraz szybciej...

W Polsce zaś dnie są krótsze, szybciej robi się cienko i wreszcie zaczyna się prawdziwa zima a jednak ...robi się cieplej. Rząd obiecał rodzinom chleb, dał nadzieję przedsiębiorcom i emerytom, zwłaszcza ( i w większości) chorującym. Tym samym rozpoczął wielkie igrzyska – cały czteroletni maraton.  Przeciwnicy (słowo Opozycja powinno być zakazane w odniesieniu nowoczesnej platformy i polskiego stronnictwa ludowego) jedynie podgrzewają atmosferę i czynią ten czas przyjemniejszym. Tym fajniej się kibicuje swoim, że wygrywają. Tym weselej, im więcej klownów na arenie macha latarkami oświecając wzajemnie swoje ...twarze. Karykaturalnie wykrzywione w szale nienawiści; bełkoczące bzdury jak po kilku głębszych. Polacy coraz lepiej się bawią. I będą coraz szczęśliwsi. Bo igrzysk a podobno i chleba, nie zabraknie.

Po uporządkowaniu spraw TK, zebraniu kasy z bankowych szantażystów i marketowych oszustów, uszczelnieniu finansów, przyjdzie czas na inwestycje -  w rodzinę i przez rodzinę, czas na ochronę dla najsłabszych: starych, chorych, opuszczonych. W międzyczasie posprząta się fekalia, wywietrzy kąty, zdezynfekuje i zutylizuje, co oczywiście co bardziej pokrętni odbiorą dosłownie. Bo, wiadomo, uderz w stół a nożyce – sorry, mam na myśli gorszy sort Polaków – się odezwie…

W Nowym Roku, w 2016, życzę Polsce, by umiała cieszyć się z tego, co jej się udało, umiała wykorzystać swoją szansę i wzrosła w siłę i niezależność. Życzę Polsce, by wypełniła Jasnogórskie Śluby narodu. Bo tylko naród wierny Bogu i Jemu złożonym obietnicom ma szansę na WIELKOŚĆ. A my, szaraczkowe, również tylko w cieple tej wielkości jesteśmy w stanie się ogrzać, tylko w takim świetle jesteśmy w stanie nie zbłądzić, odróżnić dobro od zła, przyjaciela od wroga i – choć to trudne i dziś odległe się zdawać może – pokochać siebie nawzajem.