Na Ukrainie wojna. Nie od dziś i dziś pewnie się nie skończy, zwłaszcza, że Putin ciężki sprzęt pociągami zwozi. Znaczy, jest coraz bliżej polskich granic ze swoimi czołgami; coraz bliżej granic UE. W Europie nikt poza Polską nie zaprząta sobie Ukrainą głowy. Jeśli kogo boli o co głowa, to o zyski, czy oby nie będą niższe od zamierzonych. O tym wiedzą wszyscy od dawna. No, może nie wszyscy od dawna, bo premier RP dopiero teraz dochodzi do takich wniosków. Jak koledzy z piaskownicy, czy tam boiska, wypięli się na niego i ze swoim planowaniem został właściwie sam. Ale to też nikogo nie powinno dziwić, bo naiwność cwaniaczków jest przysłowiowa. I można zawrzeć ją w starym przysłowiu „niósł wilk razy kilka…” Najwyraźniej ucho dzbanowi jakiemuś urwało. I znów: Mało to dziwi, mało zaskakuje. Ot, taka kolej rzeczy. Po raz kolejny zwyciężyła moja a w zasadzie Augustyna maksyma: nie ma przypadków, wszystko jest celowe.
O i o tę celowość chodzi. A ściślej rzecz biorąc, że jej nie rozumiem. A przecie wiem, że jest. Musi być, szczególnie, że historia magistra vitae est. Ale do rzeczy.
Od dwóch dni zastanawiam się nad przesłaniem jednego z niedzielnych seriali TVP. Kiedy rząd PO postanowił uciąć lekcje polskiego i historii a społeczeństwie pojawiły się ruchy, głosy i inicjatywy z tym sprzeczne, serial pokazał zaraz nowatorski system nauczania na przykładzie serialowej szkoły. Ba, serial promuje naszą europejskość, wdrażanie funduszy unijnych i samą UE także. I ostatnio też coś promuje, ale nie bardzo potrafię powiedzieć, co. Ot, zagwozdka.
Niejaka Lucy Bilska, amerykanka polskiego pochodzenia, osiadła we wsi Wilkowyje i pełniąca funkcję wójta, postanowiła wraz założoną w Polsce rodziną wyjechać do USA. Wrócić, znaczy. Powodem były problemy z komunikacją i ogólnie ze współżyciem z mieszkańcami. Akcja się zagęszczała i w końcu wiadomo – teoretycznie – po co ten wątek pojawił się w serialu.
Tak na marginesie, owa Lucy była już fałszywie pomawiana o defraudację gminnej kasy i osadzona w areszcie. Spotkała tam, zresztą bardzo przyjazne, życzliwe współwięźniarki; może nieco inne od przeciętnych Polek, ale na pewno dalekie od wizerunku skazanych pań ukazywanych w mediach. Posiedziała krótko, ale intensywnie. Oczywiście, posiedziała „za darmo” i nie do końca za darmo wyszła – taka polska logika – a pociotkowie prokuratorzy są bardzo pomocni i bez nich taka uczciwa osoba nie miałaby szans w tym wymiarze sprawiedliwości ( widzicie, ze serial prawdę ci powie). Ktoś tu jednak nie zauważył, że z założenia jest on zdrowy, sprawny i uczciwy – ten wymiar, wymiar sprawiedliwości (w naszym wymiarze), ale nie wiem, czy w pełnym wymiarze godzin.
Lucy wyszła, zajęła się pracą i nawet przez moment w tej całej traumie – tak to ukazano – nie pomyślała o ucieczce do Stanów. A tu, bach. Wójtowa Koziołowa kandyduje do senatu, Lodzia też, niby Fabian również, nikt normalnie nie pracuje, nie myśli i jej nie rozumie. Ludzie czegoś tam się czepiają – niby, ale jakoś tak bardzo tego w serialu nie czuć. A ja oglądam serial regularnie, bo mama ogląda a mama nie słyszy i trzeba jej później nieco dopowiedzieć pisemnie. Więc oglądam regularnie i do tego uważnie. I mówię, że te żale do Lucy ze strony wilkowyjskich ziomków powinni jakoś bardziej podkręcić, bo są mało wiarygodne. A może tak właśnie ma być – jeśli ma mieć analogię do naszego życia politycznego. A ma mieć. Z założenia. I z punktu siedzenia – określonego punktu. Punkt wyznacza ten, kto wyznacza kierunek polityczny serialowego senatora – Czerepach; Barciś znaczy (tak jakoś mi się kojarzy).
Kiedy oglądam serial, przypominają mi się lekcje rosyjskiego w podstawówce czy szkole średniej, kiedy pani przynosiła prasę rosyjskojęzyczną, jakieś pocztówki, zdjęcia czy szpulki z filmem. Pamiętam pionierów rosyjskich (zawsze dziwiło mnie to, że oni wszyscy mają tak kabłąkowate nogi i grube łydki), którzy są …sztampowi. Propaganda była tak nachalna, że z góry było wiadomo, co mają zademonstrować, że zanim nagrali, dokumencik poprzedziły setki prób a niejeden pionier został wywalony na zbity pysk za nieumiejętne wyrażanie pionierskiego szczęścia i radości. Pionier na filmie miał pokazać COŚ. I pokazywał. A jak nie, nie pokazali pioniera.
Ostatni odcinek streszcza się w wydarzeniach naszej ojczyzny ostatniego czasu, ostatniej kadencji, znaczy.
Lucy odkryła, że „Polskość to nienormalność” i postanowiła opuścić ten kraj, „w którym nie da się żyć”. Gdzie wszyscy kłócą się ze wszystkimi o wszystko każdy się czepia, gdzie każdy czeka na potknięcie, gdzie się podkłada świnie – gdzie trwa wojna polsko-polska. Ona chciałaby coś dla tego kraju, dla ludzi, dla społeczności zrobić a tu nie da się. Nawet najbliżsi współpracownicy sfiksowali. Nikomu nie można zaufać. Lucy została sama na placu boju. I mówi, dość.
Obwieściła wszystkim, spodziewała się z mężem wędrówek ludu, z prośbą o jej pozostanie a tu lud ten przyłazi, a jakże, ale po namaszczenie na następcę lub z ofertą odkupienia dworku – interesowne, bezduszne męty. W interesie, czyli. Zawód totalny. Nikomu przykro się nie zrobiło. Przykro, że nie było przykro.
Księdza biskup wezwał, ten pojechał jak na ścięcie, wrócił i nie chce wścibskiej gospodyni powiedzieć, czego Szef chciał. Gospodyni wściekła. We wsi zresztą w ogóle wrze. Najbliżsi przyjaciele i współpracownicy kłócą się o schedę po Lucy – władzę lub dworek. Ksiądz postanawia: trzeba zrobić wszystko, absolutnie wszystko, aby Lucy została. W TEJ SYTUACJI trzeba zrobić wszystko…
Oczywiście, nikt poza nim ciągle nie wie, co znaczy „ta sytuacja”, którą poznamy może w następnym odcinku, ale lecą mieszkańcy plebanii, biją w dzwony, wieś gromadzi się w kościele a proboszcz z ambony prosi wiernych, by pomogli mu zatrzymać Lucy, bo ona: uczciwa, pracowita, lojalna, oddana, kreatywna, świeża, konsekwentna i uparta. Jej zawdzięczają spokój, ustanie swarów, złodziejstwa, pijaństwa. Ona rozkręciła gminę i uczyniła z niej perełkę na skalę europejską… Jej wyjazd, jeszcze zanim nastąpił, oznacza powrót do starych zwyczajów: złośliwości, kłótni, walk, korupcji, nepotyzmy, nieuczciwości…
Słowem: Lucy jest lekiem na całe zło. Takie lokalne dobro narodowe, które z całą pewnością ma swoją analogię w Realu. I jej historia również.
No, to ja się zapytuję, kto wyjeżdża (uwaga: nie w związku z wyborami do UE a na zawsze!)? Komu tak ci skłóceni (!) Polacy dopiekli? Kogo trzeba zatrzymać za wszelką cenę? Kto jest naszym dobrem narodowym, któremu zawdzięczamy tak wiele?
Donald Tusk? A czy on gdzieś się wybiera? Bo przecież nie chodzi o tysiące, setki tysięcy Polaków, którzy wyemigrowali za chlebem? Oni są zbawieniem słupków ukazujących wielkość bezrobocia w Polsce. A poza tym, jeden z bohaterów już wyjeżdżał „za chlebem” i wrócił szczęśliwy, wyedukowany, przedsiębiorczy i zamożny – same superlatywy. Komu, koniec końców, całe Wilkowyje zaśpiewały na „Ranczu” Lucy: „Nie rzucaj ziemi skąd nasz ród”? I czemu to ma służyć? Teraz, przed wyborami do UE.
Wierzcie mi, serial ten jest swoistą tubą propagandową rządzących (nie tylko ten pewnie, ale ja innych nie oglądam). Jak w soczewce skupia się jego scenariuszu plan czy wizja Polski wypracowana przez PO (umownie, bo kto wypracował ten wypracował, ma się rozumieć). Możliwe, że w natłoku codzienności coś przegapiłam i teraz odbija się to czkawką niewiedzy, braku zrozumienia. Możliwe jednak, że „tuba” nas do czegoś przygotowuje, albo komuś przygotowuje coś – „TĘ SYTUACJĘ”. W każdym razie: tu (również) nie ma przypadków i wszystko jest celowe.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3837
A ci pionierzy, o których mowa a co sztuczek nie umieli się naumieć to żywot kończyli gdzieś blisko Alaski zapewne?Trza uważać bo teraz retro znuf (to tak z bronka ciut) na topie jest i owszem!
Oczywiste jest, że jest to tuba propagandowa- przecież ławeczka bez kamuflażu została użyta do reklamy UE.