Reforma emerytalna:
Zasadnicze pytania, które w debacie publicznej nie padły a odpowiedź na nie jest kluczowa w planowaniu reformy:
Jeżeli osoby reprezentujące rząd lub poszczególne ministerstwa nie znają od ręki odpowiedzi na te pytania, to znaczy, że reforma jest eksperymentem na ślepo. W takim wypadku, reklama reformy w TV powinna wyglądać tak: "Dzień dobry Polacy, posłuchajcie, chcieliśmy z wami bezmyślnie poeksperymentować, na ślepo, posłuchajcie..." A wracając do pytań:
- w ostatnich latach obserwuje się w niespotykanej dotąd skali, nawet w jednostkach publicznych, zmianę etatowego systemu zatrudnienia na doraźny. Chodzi o tzw. umowy śmieciowe. Jak wiadomo praktyka ta tworzy fikcję, ukrywaniem faktycznego zatrudnienia i ma na celu oszczędności na składkach do ZUS. W ten sposób państwo wyszło na przeciw przedsiębiorcom, którzy potrzebują większej elastycznośći w zatrudnianiu i zwalnianiu - okres wypowiedzenia, odprawy itp., zamiast zmienić przepisy dotyczące umowy o pracę. Jaka jest statystyka tego zjawiska, to znaczy ile etatów zamieniono na umowy śmieciowe, i o ile zmniejszyły się wpływy do ZUS z tego tytułu w ostatnich pięciu latach?
- w tym roku, w wyniku przepisów, które Donald Tusk kazał przyjąć większości parlamentarnej, większość szpitali powiatowych zostanie przekształconych w spółki prawa handlowego. To spowoduje kolejne przekształcenia zatrudnienia etatowego, na śmieciowe, czyli bez płacenia składek do ZUS. Jaka będzie tego skala? (taka praktyka notowana jest po lub tuż przed wszystkimi przekształceniami w opiece zdrowotnej)?
- wg danych rządowych trzy czwarte prawników i lekarzy wykazuje dochody poniżej średniej krajowej. Jak szacuje się szarą strefę w tych profesjach i jakie z tego tytułu straty ma ZUS?
- ile wśród obecnych 60 latków, 59 latków, 58 latków, itd - siedem roczników, jest osób bezrobotnych? Odsetek ten jest z pewnością duży. Poznanie tej liczby jest niezbędne, ponieważ w założeniu reformy jest odprowadzenie składek do ZUS przez kolejne 7 lat przez osoby w określonym wieku. Osoba bezrobotna nie odprowadza składek, w zwiąku z tym dla niej reforma będzie oznaczała jedynie to, że kolejne siedem lat nie będzie miała środków do życia, a dla ZUS, ubytek w potencjalnym przychodzie.
- jak wiadomo, osoby bezrobotne w wieku 60 - 53 lat statystycznie rzecz biorąc nie zostaną zatrudnione do momentu dożycia wieku emerytalnego. Osoby dożywające emerytury uzyskują prawo do świadczenia emerytalnego. Po reformie, prawo to uzyskają 7 lat później, czyli na kolejne 7 lat nie będą mieli żadnego dochodu. Spowoduje to w większości przypadków oszczędności indywidualne na lekach w grupie osób 60 - 67 lat w miarę przekraczania progu 60 roku życia. Wiele leków, szczególnie na choroby przewlekłe znacznie podrożała. Decyzja - nie kupuję leków, przestaję się leczyć, bo muszę coś jeść lub zapłacić za mieszkanie jest coraz częstrza.. Na jakim poziomie rząd prognozuje wzrost liczby zgonów osób starszych z tego powodu? Nie jest to demagogia. Często spotykam się z takimi ludźmi. Opisany wybór już jest codziennym utrapieniem starszych, co będzie po reformie?
- jakie są prognozy rządu, jakie prognozy niezależnych ekspertów, w sprawie przyrostu miejsc pracy na kolejne 7 lat. Jak wiadomo reforma w tym kształcie, żeby przyniosła jakikolwiek rezultat, zakłada, że osoby zatrudnione w wieku 60 – 53 lata pozostaną na rynku pracy i o tyle zmniejszy się obciążenie ZUS jeśli chodzi o świadczenia emerytalne, a zwiększy przychód, jeżeli chodzi o składki osób pracujących przez kolejne 7 lat. Założenie to oparte jest o domniemanie, że starsze pokolenie zostanie na rynku pracy, a młode wejdzie, co z matematycznego punktu widzenia oznacza, że na rynku pracy ma rocznie powstawać tyle nowych miejsc pracy, ile obecnie zajmują osoby w wieku 60 – 53 przez kolejnych siedem lat. Jeśli miejsca te nie powstaną, to reforma z natury rzeczy nie przyniesie założonego rezultatu, a jedynie da efekt taki, że kolejnych siedem roczników młodzieży niemal w całości kolumnami marszowymi przejdzie do grona bezrobotnych, czyli wylądują na zasiłku dla bezrobotnych, płaconym przez Państwo. Proszę o wskazanie opisu tego zjawiska i co z niego wynika w założeniach do reformy lub w innych rządowych dokumentach. Jeśli takiej analizy nie ma, to znaczy, że reforma nie jest w ogóle przygotowana.
- Jakie są dane na temat rozprzestrzeniania się szarej strefy w dziedzinie zatrudnienia. Jaka jest skala wzrostu tego zjawiska, to znaczy ile osób szacunkowo pracuje na czarno teraz, a ile np. w 2000, 2005, 2006, 2007, 2008, 2009, w 2010r. O ile mniej odprowadzanej jest brutto składki do ZUS z tego tytułu? Takie dane dla rządu, to nie problem. Różne rządowe agendy sypią danymi np. z podziemia aborcyjnego, jak z rękawa.
To oczywiście nie wszystkie pytania, dopiszę więcej.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2600
Dlaczego te pytania nie wiszą przed "zainteresowanymi" ministerstwami na wielkich bilbordach? Może jakby wisiały im przed oczami, to może by się i nad nimi zastanowili, a tak?
Dlaczego te pytania nie są zadawane w programach publicystycznych w telewizji i radiu?
Dlaczego nikt nie wystąpił z nimi jako zapytania poselskie? Ale wcześniej, by nie-rząd nie był zaskoczony?
Dlaczego w końcu nie zadaje ich NSZZ Solidarność? - przecież to oni powinni stać na straży praw pracowniczych.
Dlaczego...?
Wszyscy daliśmy się znowu zmanipulować. To nie jest reforma, tylko "reforma", albo inaczej: tzw. reforma. Szef przedsiębiorstwa, które zaczyna cienko prząść, powinien je zreformować, żeby podnieść wydajność pracy itd. To jasne. Czy będzie można nazwać w tej sytuacji reformą wydłużenie dnia pracy np. o godzinę?
Narodowy Program Eutanazji dla niePOznaki nazywany reformą emerytalną ;-)
Jeśli wydłużenie wieku emerytalnego nazywa się "reformą" to czym było wprowadzenie 8 godzinnego dnia pracy i wprowadzenie wolnych sobót ? Boję się, że ryży nas wyroluje na cacy. Młodzi nie zdają sobie sprawy co ich czeka, więc nie protestują. Zastanawiam się czy my w ogóle jesteśmy zdolni do reform. Prawdziwych reform.
Dlaczego uczelnie wyższe tak prywatne jak państwowe zatrudniają coraz więcej pracowników na umowy o dzieło (bez składek), czyli płacą wyłącznie za odbyte godziny zajęć dydaktycznych, i jak się to przekłada na rozwój nauki polskiej i poziom kształcenia studentów?