Gaza przesiąknięta krwią

Nie ma na świecie zdrowego człowieka, którego nie boli widok niewinnej krwi wsiąkającej w ziemię. Niezależnie od szerokości geograficznej, kultury, rasy czy powodu, w wymiarze ludzkim śmierć niewinnej istoty zawsze jest tragedią. Czy jest to ostatni krzyk, czy ostatnia myśl kierowana do Boga, bogów, Matki, Męża, Przyjaciela, Ojczyzny czy drzew stojących obok rodzinnego domu - jest tragedią, której za wszelką cenę musimy przeciwdziałać. Dlatego na największą pogardę zasługują ci, którzy z korzystania z tragedii uczynili sposób na życie.

 

Konflikt, jaki na naszych oczach rozgrywa się w Strefie Gazy, jest najbardziej nietypowym zmaganiem z jakim mieliśmy kiedykolwiek do czynienia, pomijając analogiczne sytuacje w Iraku i Afganistanie. Stronie słabszej i gorzej uzbrojonej zależy na jego trwaniu, podczas gdy militarnie silniejszej nie zależy ani na zdobyczach terytorialnych - Izrael sam wycofał się ze Strefy Gazy - ani też na fizycznym wyniszczeniu jego potencjału ludzkiego. Warto tu przypomnieć, iż 20 % ludności Izraela to Arabowie. Straty wśród ludności cywilnej są porażką strony silniejszej i kapitałem słabszej. Izraelczycy mają świadomość, iż każdy dzień inwazji, każda niewinna ofiara, jest ich porażką. Natomiast „bohaterowie i męczennicy” czerpią kapitał polityczny, militarny i „moralny” właśnie ze śmierci niewinnych. Część spośród członków Hamasu z pewnością stanowią zaślepieni fanatycy, którzy wierzą, iż „umożliwiając” śmierć z ręki „niewiernych” kobietom i dzieciom, działają na ich korzyść – zapewniając im prostą drogę do wiecznej szczęśliwości. Pozostali – obawiam się, że większość - to typowi wyznawcy bismarckowskiej Realpolitik, mający świadomość,  iż każda cywilna ofiara to napływ pieniędzy na konta, uzbrojenia w arsenałach i ochotników w obozach szkoleniowych. Tak więc „bohaterowie” nadal zasłaniać będą się żywymi tarczami. Armia Izraela będzie istnieć zawsze – generałowie mają wokół aż nadto powodów uzasadniających jej istnienie. Członkowie organizacji takich jak Hamas uczynili z wojny swoją tożsamość i uzasadnienie istnienia zarówno w sferze duchowej, jak i czysto fizycznej. W czasie pokoju, jak ma to miejsce np. na Zachodnim Brzegu, straciliby zarówno mit, sens życia jak i wszelkie płynące z tej sytuacji, zupełnie ziemskie przywileje. Musieliby zająć się pracą, która niestety nie daje im satysfakcji. Nagle z „bohaterów” i „męczenników” wystrzeliwujących rakiety lub obwiązujących nastoletnich samobójców bombami, stali by się kramarzami, rolnikami, lub co bardziej prawdopodobne zwykłymi rzezimieszkami, nie mogącymi zasłaniać się frazesami o Świętej Wojnie.  Paradoksalnie więc to Izraelowi zależy bardziej na jak najmniejszej z możliwych liczbie ofiar cywilnych.

 

Normalni mieszkańcy Strefy Gazy są dziś w sytuacji (zachowując wszelkie proporcje) ofiar wśród włoskich czy niemieckich cywilów podczas bombardowań z czasów II Wojny Światowej. Ponoszą konsekwencje podłych czynów organizacji, która rości sobie prawo do decydowania o ich losie. To bez wątpienia niesprawiedliwe, budzące sprzeciw, głęboko nieludzkie…ale czy ktokolwiek z nas zna realne i  sprawiedliwe rozwiązanie konfliktu z narodem otumanionym przez morderców, których celem jest eksterminacja a brakuje im tylko środków? Polacy dotąd nie zgadzają się na upamiętnianie „wypędzonych” w specjalnym centrum w Berlinie i co do tego obowiązuje w Polsce ogólnonarodowa zgoda…sytuacja jest nader analogiczna.

 

Nie twierdzę, iż po stronie Izraelskiej nie ma środowisk skrajnych, rasistów czy też pełnego nienawiści do wszystkiego co inne motłochu. Na szczęście jednak te grupy, sekty i jednostki są tylko marginesem, podobnym choćby do neonazistów w Europie.

 

Nie dziwi mnie natomiast wysyp wszelakich manifestacji poparcia dla Hamasu, nawet tak absurdalnych, w których biorą udział homoseksualiści z tęczowymi flagami… Hasła i „porywające” mowy, głoszone przez wiecznych, podtatusiałych rewolucjonistów i licealistów, toczących własną nierówną walkę z  trądzikiem, zawsze są takie same – w wielkim skrócie - „(…) Izrael jest potęgą, nie ma prawa być potęgą, to kpina z Palestyny, która nie jest potęgą (…)”. Na manifestacje czekają oczywiście media, bo młoda dziewczyna w arafatce i niezmordowany Ikonowicz są obrazkiem wielce…urokliwym.   Przypomina to wszystko sytuację, w której młodociani gieroje obrzucają kamieniami dom znanego boksera, licząc, że  ten w końcu wyjdzie i im przyłoży. Znajdą się dzięki temu na pierwszej stronie brukowca jako dzieci maltretowane przez wielkiego zwyrodnialca. Wszyscy w gimnazjum pękną z zazdrości…

 

Szkoda tylko, że ta historia  jest śmiertelnie poważna.     

Ad auctorem redit sceleris coacti culpa - Wina powraca do tego, kto przymusił do zbrodni