Otrzymane komantarze

Do wpisu: Kryzys nie kryzys a prawda po naszej stronie. Tylko czyjej?
Data Autor
Dark Regis
Chcemy, żeby było inaczej, czyli lepiej, bo gorzej już być nie może. Trzeba skorzystać z sytuacji, że kolejnej nadzwyczajnej kasty jest dziś tak mało i przepłukać wreszcie ten kolektor. Nie da się tego zrobić szybko inaczej, niż uruchamiając masową produkcję beleczego, z której to masy można potem wybrać co lepszy narybek, a reszta niech sobie jedzie lekarzować do jakiegoś kraju liberalnego, np. do Anglii. Anglicy będą wniebowzięci. Zawsze to lepiej i cieplej w pupę, gdy się wiezie do Londynu papier na chirurga lub internistę, zamiast dyplomu magistra polonistyki, etnografii, rolnictwa, czy marketingu. Potem to już nie moje zmartwienie, jak oni będą tam leczyć, a na desant kilku tysięcy lepszych fachowców nawet Anglia nie może sobie pozwolić, bo szybko będzie miała z ich lewackimi roszczeniami podobny burdel jak my teraz. Dlaczego lewackimi? Bo w kapitalizmie każdy sam walczy o swoją pensję i negocjuje pobory, a w lewackim ustroju robi to za nich korporacja, czyli taka Państwowa Zjednoczona Partia Zawodowa.
Jabe
Jakoś nikt się wyceną pracy dentystów nie martwi. Szukać pieniędzy w budżecie na to nie trzeba. A przecież dentysta też lekarz, tyle że inny. Poza nielicznymi wyjątkami dentyści pracują na swoim, ewentualnie w spółkach, bądź na etacie w małych firmach. A przy tym tubylcy szczerbaci nie chodzą. Cud!
nonparel
Przypomina mi się rysunek Mleczki, jak to król z pałacowego balkonu oznajmia rzeszom poddanych: "wolą moją jest, aby naród ten był najbardziej wykształconym narodem świata, nakazuję przeto, aby każdy z moich poddanych ukończył studia wyższe". Bo co to znaczy: "odblokować studia, zlikwidować limity przyjęć i koncesje na zakładanie wydziałów". Kto ma na tych studiach wykładać? Prawda, że kadra to w większości skostniałe pryki - nie dotyczy to tylko medycyny, gdzie indziej bywa nawet gorzej - ale innej kadry nie ma i z kieszeni się jej nie wyciągnie. I to, a nie jakieś odgórne przepisy jest podstawowym ograniczeniem ilości szkolonych lekarzy. Inaczej będzie tak, jak w pewnym znanym mi uniwersytecie medycznym, który szeroko otworzył się na magisterskie studia polskich pielęgniarek - które de facto umiały więcej, niż dyplomowana pielęgniarka na Zachodzie Europy - ale potrzebny był papier. - Jakim cudem szkolicie tyle pielęgniarek? - Po prostu. Sprawdzamy, czy kasa wpłynęła na konto a na koniec dajemy dyplom. Przecież tym dziewczynom tylko o to chodzi. - Ale są wymogi odnoście kadry naukowej i tak dalej.. - A tak, zatrudniliśmy profesora z fitoterapii. Ma 80 lat i chętnie sobie dorobi. To tak nie działa. Mimo często niskiego poziomu kadr klinicznych czegoś jednak tych przyszłych lekarzy trzeba nauczyć. Potrzebna jest baza teoretyczna i kliniczna. Ćwiczenia praktyczne. Staże. Dyżury. Trzeba nauczyć tych rekrutów wszystkiego: od wkłucia do żyły po standardy diagnostyki i leczenia. Bo inaczej to nici z "Mekki medycznej". Wybrakowanego towaru nikt nie kupi. Jak zrobimy medyczne studia internetowe, to cały ten szajs zostanie tutaj i będzie Pana leczyć. Tego chcemy?  
Dark Regis
Myślę, że w Polsce znalazłaby się cała masa ludzi, którzy dziś z zadowoleniem wykonywaliby zawód lekarza za 4 tys. na rękę. Trzeba tylko całkowicie odblokować studia, zlikwidować limity przyjęć i koncesje na zakładanie wydziałów, czyli zlikwidować komunistyczny system kartkowy na biały papiór. Wtedy oczywiście zadziałałaby "niewidzialna brudna łapa rynku" i ceny usług rzeczywiście spadłyby do mniej więcej takiego poziomu. Korzyści przy tym byłoby co niemiara. Po pierwsze, zblazowany element komunistyczny i postkomunistyczny, obecnie liberalny i aktywnie wspierający wszelkie grupy antypolskie i roszczeniowe, który nas dręczy strajkami o podwyżki już ponad 25 lat, wreszcie musiałby wziąć sprawy w swoje ręce i po prostu wyemigrować. Wątpię, żeby tam gdzie wyemigrują od razu mieli kokosy, więc byłaby to świetna lekcja pokory i ekonomii, której jak widać nie nauczają na tych studiach. Po drugie, nadprodukcja personelu medycznego stałaby się szybko naszym hitem eksportowym. Zamiast wyganiać młodzież i niewykształcone masy na wszystkie zmywaki świata, jako państwo dawalibyśmy im potencjalnie użyteczny zawód i radźcie sobie jak umiecie. Sprawę odpłatności za naukę, w przypadku emigracji, można by rozwiązać tak samo jak w USA (Przystanek Alaska). Kazać podpisać weksel, a jak klient będzie oporny, to odsprzedać go międzynarodowej korporacji komorniczej "Kruki i Wrony" i niech sobie tam poza granicami rozmawiają po swojemu. Po trzecie wreszcie, stworzenie w oparciu o polski personel medycznych super kombinatów sprawiłoby, że Polska szybko osiągnęłaby sławę medycznej Mekki świata, do której ciągnęliby wszyscy mający trochę więcej grosza do wydania. Od amerykańskich czy kanadyjskich farmerów, po szejków naftowych. To w oczywisty sposób wpłynęłoby na większe przychody w tych zawodzie, większe zainteresowanie studiami i tak dalej. Nie sądzę, żeby studia medyczne były jakieś prestiżowe, specjalne, albo kształciły samych super mózgowców. Są całkiem przeciętne i pospolite, tyle tylko, że obsiadłe przez rody i nadzwyczajne kasty żywotnie zainteresowane tym biznesem, które dlatego blokują i utrudniają dostęp do tego kierunku każdemu Filistynowi aż do upadłego. Są do tego mocno przereklamowane pod kątem rzekomych strasznych trudności i kosztów, bo to sprzyja późniejszemu marudzeniu w celu nabijania kabzy. Równie dobrze można kazać studentom innych kierunków wkuwać dzieła literackie i robić testy z wyrywków. Jeśli rzeczywiście by był to kierunek elitarny, to ja proponuję turniej. Coś w rodzaju starego dobrego turnieju miast z TV. Niech studenci po skończeniu jednych studiów wymienią się i rozpoczną studia na drugim kierunku. Niech lekarze wymienią się z informatykami albo z matematykami i wtedy zobaczymy kto będzie lepszy i inteligentniejszy ;) Eksperyment nie boli, a pozwoli wielu ludziom urealnić ich poglądy na rzeczywistość i wyobrażenia o własnych możliwościach, które są już metodą propagandową rozdęte niczym EGO Wałęsy.
Lekarze w II RP nie należeli może do osób bardzo majętnych ale na p należeli do elity intelektualnej  i pokazywanie w jakiej nędzy żyli w czasach kryzysu to kop poniżej pasa bo reszta to niby opływała w złoto...!? Niby nie umiem poruszać się w internecie ,może i tak ale się zebrałem wpisałem nazwisko blogerki i pokazała się litania o Niej .Pierwsza konstatacja,że lekarzem to jest raczej byłym bo poszła w urzędy i biznes i pracę naukową na UŁ i  tu ciekawostka ornitologiczna bo Pani doktor nauk medycznych [zwracam honor].doktorat z zakażeń szpitalnych wykłada na socjologii a to dziedzina bardzo bliska medycynie ,nieprawdaż..  Ogólnie to zajęć cała kopa ale chyba już zero kontaktów z pacjentami ,no chyba na korytarzu szpitalnym ,szpitala gdzie miała fuchę w zarządzie czy radzie nadzorczej bo jest po kursach i egzaminach upoważniających do zasiadania !Jak się ten szpital miał i pacjenci pod tak światłym a wychciewnym przywództwem to ja wiem ale jak znajdę czas to jeszcze poczytam sobie co pisała prasa lokalna i opinie pacjentów. Wracam  do żądań połączonych z pogróżkami ,rząd ma dać i powiedzieć komu zabrał mało tego dać ma i innym bo niby teraz macie wspólne interesy z pielęgniarkami tylko ,że one o tym nie wiedzą ale pamiętają jak dotychczasowe podwyżki były dzielone...!
Z tą odpowiedzialnością lekarzy to Autorkę trochę poniosło. Chyba że ma na myśli ściganie ich za masowe wystawianie recept nie wiadomo komu czy branie kasy za nie wykonane zabiegi.
Jeżeli zarobki te miałyby być powiązane z minimalną (odpowiednio wysoką) liczbą godzin w przychodni/szpitalu i małą odpłatnością za wizytę w takiej przychodni to nie widzę większego sprzeciwu wśród społeczeństwa. Zawsze można próbować pozyskać kasę zmieniając rozdawnictwo "500+ dla każdego" na bardziej rozsądne.
Do wpisu: My tu maju-maju, a biała polska jesień tuż-tuż
Data Autor
Anonymous
Propozycja rozwiązania Eski, ale pytanie do mnie więc pokuszę się o odpowiedź. Tak. Pacjent miałby prawo użyć bonu za leczenie wg swojego uznania niezależnie od statusu jednostki medycznej. Dla pacjenta nie jest istotne czy jednostka medyczna jest prywatną własnością lekarza, spółką grupy kapitałowej, czy należy do państwa. Nie interesuje go charakter zatrudnienia (etat, umowa zlecenie, samozatrudnienie przy pracy w innej jednostce, samozatrudnienie w swojej firmie). Nie interesuje go także kto figuruje w księdze wieczystej jako właściciel: osoba fizyczna, spółka czy państwo. Warunkiem niezbędnym byłoby wywiązanie się przez państwo z zadania ochrony rynku, m.in. w postaci ścigania dotacji dla jednostek sł.zdrowia w jakiejkolwiek formie. Pacjent mógłby zapłacić bonem, a w razie konieczności dopłacić z własnych środków, lub skorzystać z dodatkowego ubezpieczenia, z odszkodowania lub dotacji fundacji (co mogłoby prowadzić do ukrytego dotowania wybranych jednostek medycznych). Wysokość bonu nie byłaby wyceniana w stosunku do wartości usługi (tak też można, zwłaszcza, że w oparciu o istniejący system i wycenę procedur NFZ można to zrobić z marszu ale nie urynkowi to cen). Byłaby wyceniana na głowę obywatela  na miesiąc i dysponowana w zależności od potrzeb. Wycena usługi miałaby charakter rynkowy w zależności od podaży usług i popytu na nie. Dowiedzielibyśmy się czy np. wzrósłby popyt na endoprotezy stawów w porównaniu do stentów naczyniowych. Niezbędne byłoby urynkowienie kształcenia podyplomowego zamiast obecnego systemu nakazowo-rozdzielczego). Bon zdrowotny o stałej wysokości dla każdego obywatela, z możliwością kumulowania środków byłby postrzegany jako rozwiązanie optymalne przez ludzi młodych i zdrowych (mieliby co odkładać). Dla ludzi starych i chorych to rozwiązanie jest złe bo ich wydatki statystycznie przekraczałyby wartość bonów. Możliwe, że w innych grupach wiekowych za system optymalny uznano by połączenie tych 2 rozwiązań pół na pół, albo możliwość wykupu ubezpieczenia za bony, co nie musi ale może prowadzić do patologi z powodu uprzywilejowanej pozycji instytucji finansowych. Istotne jest, że opieka medyczna ma trzy aspekty: finansowanie, usługi medyczne i "środki produkcji". Jeżeli finansowanie z budżetu państwa jest w rękach pacjenta dzięki bonowi, to niezależnie które z w/w rozwiązań będzie miało miejsce, zreformowane zostaną usługi medyczne, a w ślad za nimi "środki produkcji", czyli budynki i sprzęt.  
Nie wydaje mi się, bo skoro brak lekarzy już jest wielki, a będzie się powiększać, to pacjent w sytuacji podbramkowej nie bedzie czekać do ok. roku do państwowego specjalisty,ale bedzie zabiegał o przyjęcie prywatne ( 2-3 miesięczne kolejki obecnie). Czy będzie mógł zapłacić bonem?, to raz, a drugie, czy wysokość bonu będzie obliczona na państwowo wycenioną usługę, czy na prywatną?
To właśnie komuna -rządy "robotniczo-chłopskie"- napuszczała robotników i chłopow na inteligencję (której nienawidziła) i pacjentów na lekarzy. Dzisiejsze napuszczania, to stare metody w "kapitalistycznej" rzeczywistości
Słuszna wypowiedź. Racjonalna, w zalewie skrywanej i jawnej nienawiści do lekarzy, w zasadzie zawiści o pieniądze i mylne przeświadczenie, że praca lekarza jest lekka (nie to co robota np. górnika! ;), a wystarczy przyglądnąć się chirurgowi stojącemu przy stole operacyjnym przez wiele godzin, w pełnym skupieniu i napięciu, w dodatku wykonującemu ciężką fizycznie prace, kiedy pot zalewa mu oczy). Zawód lekarza jest misją- lekarz ponosi odpowiedzialność za życie i zdrowie drugiego człowieka. Rzecz w tym, że służba zdrowia jest niedofinansowana, polskie nakłady są znacznie niższe od innych europejskich krajów, ponadto przez 29 laty przeprowadzano jednie zmiany kosmetyczne, wprowadzając jeszcze wiekszy bałagan i po to, żeby ukryć tę fikcję, co jakiś czas napuszcza się pacjentów na lekarzy, robotników na inteligencję itd. Gdyby chodziło o dobra zmianę, to już dawno całą Polskę objęto by reformą śląskiego Sośnierza- jedyna jak do tej pory reforma, która dość sprawnie funkcjonowała (ale jedynie na Śląsku ją wprowadzono). Nie jestem lekarzem, ale jestem wieloletnim pacjentem i wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Autorka artykułu ma rację-- jako pacjent mam coraz trudniejszy dostęp do opieki medycznej i to nie z winy "zdemoralizowania" lekarzy (niektórzy, pojedynczo-są zdemoralizowani, zwłaszcza ci młodsi, ale jakie społeczeństwo, tacy jego lekarze, urzędnicy, sędziowie, robotnicy, tzw. fachowcy itd.), ale z powodu niemal całkowitego rozłozenia służby zdrowia w Polsce. Nic dziwnego, że lekarze i pielęgniarki uciekają stąd i będą uciekać --nawet mimo spłacania kosztów leczenia-- bo na Zachodzie nie tylko dobrze zarobią i nikt nimi pomiatać nie bedzie, ale też tam mają MOZLIWOŚĆ ROZWOJU ZAWODOWEGO, ROBIENIA SPECJALIZACJI, co w Polsce jest im celowo utrudniane (przez urzędników oraz lobby profesorsko-ordynatorskie). Tak, jak popieram obecną reformę szkolnictwa, tak mam wiele wątpliwości, co do obecnie przygotowywanej reformy lecznictwa. Wiele wskazuje na to, że będzie jak poprzednio: zamieszanie w kotle bałaganu; ale ponieważ któryś już raz, to w końcu sytuacja wymknie się spod kontroli. Min. Radziwiłł chyba to widzi i dlatego zwleka z całkowitym usunięciem NFZ ( bo wie, że wprowadzi to bałagan totalny do jakże słabiutkiej już struktury) i… utworzeniem (następnego) urzędu centralnego! Jest widoczne golym okiem, że ktoś, kto w rzeczywistości forsuje tę zmianę, ma fiksację na zlikwidowaniu usług prywatnych i tzw. prywatyzacji, która owszem, np. w Warszawie ,w Gdańsku okazala się rażącym rozkradaniem państwa pod pozorem egzekwowania prawa i praw "właścicieli".  Dlatego, jak wspominałem wyżej, reformę lecznictwa i w ogóle reformę państwa należy ZACZĄĆ OD REFORMY SĄDOWNICTWA I ZMIANY POKRĘTNYCH ZAPISÓW PRAWNYCH. A do jesiennego marszu lekarzy i pielęgniarek dołączę, jako coraz bardzie poszkodowany pacjent.  
Filovera
Drodzy Komentujący, ponieważ liczba komentarzy przekroczyła moje możliwości czasowe, by na każdy odpowiedzieć indywidualnie, odpowiadam teraz en bloc. 1) nauczona krótkim jeszcze, ale zawsze już jakimś doświadczeniem na tym blogu, przyjmuję zasadę, że nie będę odpowiadać na komentarze wysoce obraźliwe, stanowiące groźby, itd. Dlaczego? Bo nie interesuje mnie pyskówka. W życiu mam pewną nienaruszalną zasadę. Nawet jeśli kogoś nie lubię, nawet jeśli ktoś, np. jakaś grupa zawodowa, mnie irytuje i oceniam ją nie najlepiej, nawet jeśli z kimś się diametralnie nie zgadzam, to nigdy nikomu nie życzę źle i zważam na słowa, by moja opinia nie odbierała mu człowieczeństwa. Wśród ludzi jest wystarczająco dużo nienawiści i nie mam zamiaru jej siać. Jestem gotowa na dyskusję, nawet zażartą, ale na argumenty, nie wyzwiska. Ponadto traktowanie wszystkich lekarzy jako złych, wręcz najgorszych ze wszystkich jest niesprawiedliwe i przeciwskuteczne.Tylko pogłębia i tak ogromny mur pomiędzy lekarzami a pacjentami, powoduje, że każdy okopuje się po swojej stronie muru i traci z pola widzenia to, że jeden od drugiego jest zależny w ten sam sposób, jak w ogóle człowiek jest zależny od drugiego człowieka, i tylko razem mogą więcej. 2) dziękuję za te wszystkie komentarze, które nawet jeśli są wyrazem Państwa frustracji z działania ochrony zdrowia i lekarzy i nawet jeśli zawierają bardzo niemiłe opinie pod adresem lekarzy, a tym samym moim, to mimo to wnoszą coś do dyskusji, bo pokazują Państwa bolączki jako pacjentów, zwracają uwagą na niedomagania itd. Wszystkie te komentarze przekażę na najbliższym spotkaniu z kolegami lekarzami z izby lekarskiej. 3) Wszystkim Państwu życzę przede wszystkim zdrowia, a gdy nie daj Boże pojawi się choroba, byście spotkali na swej drodze fantastycznych lekarzy. 4) sobie życzę, by kiedyś udało się choć w części odbudować zaufanie pomiędzy lekarzami i pacjentami, by żadna ze stron nie odbierała drugiej prawa do godności, by pacjent czuł się bezpieczny i zaopiekowany, a lekarz doceniony i szanowany. I zapraszam do moim kolejnych artykułów. Z poważaniem, Bogumiła Kempińska-Mirosławska  
Jabe
Czy tam jest napisane, że zdrowie jest dobrem wspólnym? Czy tam jest napisane, że państwo ma być arbitrem, decydującym, jaki zarobek lekarza jest godziwy? Czy tam jest napisane, kto, będąc trybikiem w takim systemie, pójdzie do nieba?
Anonymous
Goral! Mordo ty moja! Już myślałem, że ty mnie nie lubisz, albo i lubisz, ale nie aż tak.
nonparel
Tak na ogół to w stu procentach się zgadzam. Jesienią przywiozą do Warszawy namioty, sześciopaki z wodą mineralną i całą ciężarówkę wuwuzeli. A związek zawodowy pielęgniarek podstawi autokary. I w TVN będą to transmitować do znudzenia. A lekarze nagle sobie przypomną, że chcą więcej zarabiać i masowo będą wypowiadać opcję opt-out. Znam to środowisko, jak zły szeląg, zacząłem pracę w branży, gdy Pani uczyła się mówić "mama" i "tata". I przez wiele lat pracowałem w warunkach, jakie dziś się nie mieszczą w głowie: dyżur prawie za darmo, po dyżurze oddział a po południu poradnia. Nikt nie protestował, bo nie było rozkazu. I jedni (na przykład ja) cienko przędli i odwalali robotę za innych, drudzy czuli się w tym układzie jak ryba w wodzie. Tak czy owak chciałbym Pani wpis uzupełnić: 1. Reforma służby zdrowia, choćby najbardziej słuszna i przemyślana zawsze będzie budzić kontrowersje i społeczne protesty. Bo kołdra jest za krótka, środowisko podatne na manipulację no i "bomisie" będą  niezadowolone. 2. Dlatego w sytuacji, gdy mamy nieznaczną lub co gorsza chwiejną przewagę w sondażach powinniśmy jak najbardziej ograniczyć zmiany do tych najbardziej potrzebnych, bez przekonstruowania całego systemu. 3. Zmiany systemowe przeprowadzamy gdy: albo mamy zdecydowaną przewagę, albo kończy nam się kadencja i nie mamy żadnych szans na reelekcję - żeby następcom świnię podłożyć. Pozdrawiam nonparel  
.."jak urealnienie rynku medycznego" Wasze niedoczekanie. Jedynym urealnieniem beda egzminy kwalifikacyjne na Panstwowych Uczelniach w doborze kandydatow na przyszlych Lekarzy pod katem etyki i dochowania wiernosci Przysiedze Hipokratesa i Sluzbie Spoleczenstwu na wyznaczonych mu przez to Spoleczenstwo warunkach. Tym ktorym nie bedzie to odpowiadac beda sugerowane ,prywatne zagraniczne odplatne uczelnie. Nie ma potrzeby powiekszac  Specjalnej Kasty w Polsce, wymykajacej sie kontroli i potrzebom spolecznym..
Anonymous
Popieram. To proste i nieprowadzące do zawirowań w życiu pacjentów, którzy całe życie byli dostosowywani do obecnego systemu. To nie znaczy, że tak istotna zamiana, jak urealnienie rynku medycznego i odpowiedzialności za własne zdrowie nie budziłoby kontrowersji.
Polecam Nowy Testament.. A na poziomie intelektualnym Suma Teologica Sw.Tomasza z Akwinu czy bardziej wspolczesnie Søren Kierkegaard w "Punkt widzenia"Tomasz Merton "Chrzescijanska koncepcja Czlowieka i Chrzescijanska Koncepcja Wszechswiata" Oceniajac twoj temperament intelektualny najlepiej pasujacym dla ciebie jest wspolczeny Alvin Plantinga w Essays in the Metaphysics of Modality  
Ta racjonalna zdawaloby sie propozycja ma jeden wielki mankament. Wartosc owych proponowanych bonow upadala by proporcjonalnie do nielimitowanej chciwosci Lekarzy. .Po paru latch osiagnelyby poziom "Bonow Prywatyzacyjnych " z lat  90-tych ..Tak wiec pani wizyta u Lekarza ze zgromadzonymi przez lata bonami i bonami rodziny,wystarczylaby smiem twierdzic na wypisanie skierowania czy recepty.. Na takich zasadach wlasnie dziala rynek "Bonow" czyli "papierow wartosciowych"w Swiecie..
Anonymous
Odpowiedzialność zawodowa to ważna kwestia. Rozróżnienia wymaga odpowiedzialność w wypadku błędów sztuki od innych błędów i sytuacji.Istotne jest też prawodawstwo i praktyka prawa. Ma to znaczenie dla kosztów świadczeń. Jeżeli praktyką prawna jest szerokie przyznawanie wysokich odszkodowań to pozornie uprzywilejowani są pacjenci. Pozornie, bo wzrasta koszt ubezpieczeń i ryzyka zawodowego i tym samym koszt leczenia, a zatem koszt ubezpieczenia zdrowotnego. Beneficjentami stają się firmy ubezpieczeniowe (podwójnie: ubezp. lekarzy i ubezpieczenie pacjentów) oraz prawnicy. Taka praktyka wynika z interpretacji prawa i jego litery, która w przeciwieństwie do prawa rzymskiego (chcącemu nie dzieje się krzywda) opiera się na niezbywalności praw pacjenta - tu poproszę o konsultację prawną dla tezy, że przywilej niezbywalności praw pacjenta ogranicza dostęp do leczenia.
Jabe
Odcyfrowałem to z następującego ciągu znaków: mijego zdrowia  ktore to jest kazdego indywidualna wlasnoscia.. Muszę przyznać, że o „chrześcijańskiej koncepcji życia” nie słyszałem.
eska
Mój Boże.... A wystarczyłoby składkę zdrowotną podzielić na dwie części - jedna idzie na utrzymanie pewnych rzeczy wspólnych (np. ratownictwo, kliniki państwowe, leczenie dzieci itp.- do uzgodnienia), a druga to bony, którymi płacę za własne leczenie, gdzie chce i komu chcę. Bony sobie odkładam, zbieram, a jak przyjdzie coś poważnego, to mam czym zapłacić. Dodatkowo w razie potrzeby rodzina, przyjaciele wesprą swoimi bonami itp. Proste? No właśnie.... za proste.
Anonymous
Jest drukowana, podobnie jak na inne wydatki budżetowe. Jest też na na kredyt. Nie ma to nic do rzeczy w tej sprawie. Opieka medyczna jest przywilejem, który sami finansujemy ale nie płacimy bezpośrednio. Z tego powodu to przywilej nieopłacalny.
A gdzie uzylem takiego stwierdzenia ? Stwierdzilem ,ze Ochrona Zdrowia kazdego z Nas indywidualnie w skali kraju i jej Organizacja na tym poziomie jest Wspolnym Dobrem. Nawiasem mowiac mozna debatowac nad zasadnosc tak postawionej przez ciebie kwesti.Doskonale wpisuje sie w Chrzescianska koncepcje Zycia ,w ktorej nie istnieje wieksza wartosc poza Zyciem osoby ludzkiej.
Anonymous
Nakaz pracy był i w przeciwieństwie do reszty systemu z PRLu został zarzucony. Szkoda, bo na pewno byłoby lepiej gdyby wziąć lekarzy w kamasze. Najlepiej z łańcuszkiem je łączącym.