Byłam u znajomych. Właśnie wrócił do domu ich najstarszy syn. Jakiś czerwony na twarzy i spuchnięty. Po długich naleganiach dowiedziałam się od niego, że kolejny raz został ciężko pobity w szkole przez kolegę. Nie mogłam tego pojąć. Chłopak był wysportowany i wyrośnięty. Okazało się, że rodzice zakazali mu się bronić. Rozumieli dosłownie zasadę nadstawiania drugiego policzka.
Wpadłam w szał. Pomimo protestów rodziców powiedziałam co o tym myślę. Że nie sprzeciwiając się złu chłopak daje na nie przyzwolenie. Że opryszek przez niego kogoś zabije. Że Pan Jezus wypędził przekupniów ze świątyni, więc zdarzało mu się zdenerwować.
I że chłopak ma huknąć opryszka w łeb, tak żeby ten nie mógł wstać, a potem może go podnieść i po chrześcijańsku mu przebaczyć.
Przypuszczam, że chłopak zastosował się do mojej instrukcji, bo w szkole zapanował podobno spokój.
Z tymi samymi znajomymi byłam na feriach, które organizowało „ Przymierze rodzin”. Atmosfera była bardzo uduchowiona. Słabym punktem były wieczorne wspólne modlitwy. Najmłodsze dziecko zasypiało mi na rękach, ale nie wypadało usiąść. Natomiast w grupie było kilka dziewczynek, które prześcigały się w intencjach modlitewnych, trzymając wszystkich godzinami na nogach.
„ Dziękujemy Ci Panie Boże za dobry obiad” – obwieszcza taka mała obłudnica.
„ Lepiej podziękuj kucharce” – na to mój syn.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Dziewczynka tego samego dnia odmówiła kucharce obierania kartofli do obiadu .Liczyła widać na siły wyższe.
Syn został nazwany przez kierownictwo obozu prymitywnym wesołkiem. Jak to prymitywny wesołek- nie specjalnie się tym przejął.
Kilka lat temu zajmowałam się ( z konieczności ) chorym sąsiadem. Był samotny i nie miał kto mu pomóc. Pewnego dnia poprosiłam moją młodzież, żeby podali sąsiadowi śniadanie i zrobili mu zastrzyk z insuliny, bo bardzo się śpieszyłam do pracy. Odmówili. Wybierali się właśnie na Mszę Trydencką i nie chcieli się spóźnić.
Znowu wpadłam w szał .” P…ni chrześcijanie”- wrzasnęłam i pobiegłam do chorego.
Gdy ktoś mnie naprawdę wyprowadzi z równowagi zapominam o panience z dobrego domu z fortepianem( z pianinem, z pianinem) i odzywa się we mnie stajnia.
Od tego czasu gdy się nie zgadzamy mówią : ” bo my jesteśmy p… chrześcijanie”.
Długo nad tym myślałam i wiem już o co w tym wszystkim chodzi.
Dla mnie czyn dobry jest dobry, a zły jest zły- niezależnie od tego kto go popełnił i w jakich intencjach. Intencjami będzie się tłumaczył w sądzie, albo na Sądzie Ostatecznym.
Dla mojej córki czyn sam w sobie nie ma znaczenia. ani wartości (przynajmniej teoretycznie) Uświęca go dopiero intencja przypodobania się Bogu.
Biskup Berkeley, uważał, że „być” oznacza „być obserwowanym” ( esse= percipi). Gdybyśmy przestali patrzeć na stół, on by po prostu zniknął. Nie znika -bo patrzy na niego Bóg . Spojrzenie Boga podtrzymuje istnienie stołu.
Podobnie tylko to , że czyn jest obserwowany przez Boga nadaje mu znaczenie i wartość. Bez odniesienia do Boga czyn po prostu znika jak krzesło czy stół u biskupa Berkeleya.
Nie mogę się z tym zgodzić i dlatego jestem złym chrześcijaninem.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7113
Jednak to coś dziwnego, zawsze postawą chrzescijanina było niesienie pomocy, nawet idiotycznej, potrzebujacym, a więc tych potrzebujacych dostrzeganie.
Zaraza w Pałacu Sprawiedliwości siegnęła najgłębszych pokładów oporu.
Malo że zla chrześcijanka z Pani (ze mnie też), to jeszcze źle dzieci wychowała (ja też).
Serdecznie Pozdrawiam,
Paweł Chojecki
PS
Bardzo się cieszę z uratowania przed fałszywą pobożnością syna znajomych. Być może uratowała Pani nie tylko jego ciało - przez takie bzdury ludzie zniechęcają się do chrześcijaństwa czy wiary w Boga.