Kard. Jorge Mario Bergoglio, papież Franciszek. Katecheza I.

Tuż przed konklawe adoptowałam sobie, a co, kardynała. Ten fakt skutkował nie tylko modlitwą za tegoż, ale też postawił mnie rzeczywiście w bardzo bliskiej relacji ze wszystkimi kardynałami a najbardziej z tym, którego imienia jeszcze nie znaliśmy – przyszłym papieżem. Pewnie i bez tego byłabym ciekawa, kto papieżem zostanie, ale w tej sytuacji zaczęłam mocno zastanawiać się nad tym, jaki jest Kościół, czego potrzebuje i jaki ten nowy papież powinien być oraz co powinien zrobić.  Problemy Kościoła są oczywiste i nie trzeba zbytnio deliberować. Kryzys wiary w każdym zakątku Kościoła, skutkujący pęknięciami w nim, nadużyciami, patologiami, skandalami, pomówieniami, zgorszeniem, apostazjami, porzuceniem praktyk, barkiem zaufania i podejrzliwością oraz oskarżeniami i piętnowaniem. Mało? Aż nadto. Sekundy nie trwało pytanie o papieża a wraz z nim pojawiły się dwie sylwetki.

Dzieci zrobiły u siebie w pokoju ogromny bałagan a do sprzątania jakoś nie bardzo się kwapiły. Nie pomogły prośby i groźby. Zmuszone, wrzuciły na dno szafy swoje kapcie i buciki, ale że zrobiły to byle jak, czepialska mama postanowiła to poukładać. Wówczas przypomniały mi się słowa, ze one mają zwyczajnie za dużo tych rzeczy. Zdecydowanie, ale jak dać szlaban ciociom i wujkom? I jak je dzieciom zabrać? Pomyślałam o świętym Franciszku z Asyżu. Trzymając w ręku zupełnie niepotrzebne (chyba nikomu) złote pantofelki Kopciuszka, w których młodsza uwielbia potykać się po domu o wszystko, przypomniała mi się filmowa scena odrzucenia przez Franciszka bogactwa, którego symbolem była odzież otrzymana od ojca… Cóż, z ubóstwem nie ma to nic wspólnego – pomyślałam. A że byłam zajęta wcześniej myśleniem o konklawe, Kościele i nowym papieżu, zaraz do tego wróciłam, machinalnie parując i ustawiając dziecięce buciki. Jaki papież? No, taki w stylu Grzegorza Wielkiego…

Kiedy wybierano papieża i kiedy telewizja pokazywała biały dym, wracałam z mężem samochodem do domu. Nie słuchaliśmy radia. Głowa mi pękała, cała byłam pokłuta i marzyłam o tym, by zasnąć. Cały dzień bowiem „pastwili się nade mną pracownicy służby zdrowia”. Niestety, nie umiem spać w czasie jazdy i choć raz po raz myślałam, że mogli już wybrać, że coś o tym mówią, nie miałam sił wyciągnąć palca ku przyciskowi. Do domu weszłam jak automat. Dzieci opadły mnie i zamierzały okupować a w tle towarzyszącego temu jazgotu, brzmiał głos mojej mamy, że widziała biały dym, co niestety, skojarzyło mi się jedynie z białymi myszkami a potem przerodziło w wizję tłumu białych kitli. I te durnowate skojarzenia wróciło mi przytomność. Nie podzieliłam się nimi z nikim, bo bałam się o to, że reakcje otoczenia mogłyby spowodować nagłą zmianę w postrzeganiu mojego stanu umysłowego. A mnie jedynie bolała głowa.

Jak słup siadłam przed odbiornikiem TV i czekałam. Już nie myślałam, kto to jest, jaki ma być, czym ma się zajmować. Moja modlitewna misja na chwilę została zawieszona. On już był, taki jak trzeba – to wiedziałam na pewno. I kamerling ogłosił, kto, co, jak… Nie dotarło do mnie. Po południu pielęgniarka cztery razy wychodziła wyczytując moje nazwisko a ja patrzyłam na nią i siedziałam. Słyszałam jedynie ten ból głowy. W końcu do mnie podeszła. Gdyby nie ci gadający komentatorzy na tle obrazków z Watykanu, wróciłabym do rozważań nad powiązaniami białych stworzeń, które w moich wyobrażeniach istniały zawsze w kontekście z ruinami, nędzą, skorupami pobitych naczyń… A kitle? Nie wiem, skąd te kitle. Wreszcie wyszedł. Franciszek.  Wiadomo, ubrany w białą sutannę. O zgrozo, jak pracuje mózg ludzki. Aż wstyd mówić. Ale jeśli o tym mówię, to jednak mam powody.

Trudno to streścić, opisać, wyrazić w kilku zdaniach, ale spróbuję. Musimy jednak wrócić do mnie do domu. Dziś zebrało się tu w jednym pokoju dwóch teologów. Znają się od  x lat i kiedyś nawet się przyjaźnili. Dziś jest miedzy nimi przepaść jak może istnieć tylko miedzy „wywrotowcem-krytykantem” a „krytykantem-tradycjonalistą”. Zaczęło się od dyskusji o kondycji i potrzebach Kościoła stymulowanych przez TV a skończyło na trzaśnięciu drzwiami i oskarżeniami o uprawianie erystyki w wydaniu Schopenhauera. A co było punktem zapalnym? Krzyż. To chyba jasne.

Jeden mówi, że Kościół jest skostniałą i zepsutą hierarchią bez wiary, która trwa dzięki psychicznej presji wywieranej pokrętnie na wiernych i trwa w tym celu, by zaspokajać swoje potrzeby: pychę i chciwość. Stąd walczy o wpływy społeczno-polityczne i kulturowe głównie przez rutynę i rytuały, obowiązkowość praktyk, wszechobecność symboli w przestrzeni publicznej…, bardziej niż powinien dbać i walczyć o naturalność, spontaniczność i intymność relacji człowieka z Bogiem. Krzyża w parlamencie może nie być, ważne, by byli tam katolicy, by katolicy głosowali na katolików i żyli jak katolicy. Dlaczego tak nie jest? Bo Kościół Katolicki dla tych katolików przestał być autorytetem a przestał, bo nim być z moralnego punktu widzenia nie może, bo nie walczy o wiarę w każdym z osobna, zaczynając od siebie, ale o jakość porozumienia w spraw finansowania Kościoła po likwidacji Funduszu Kościelnego, bo  milczy się w sprawach skandalicznych, tuszuje patologię na najwyższych szczeblach, bo prezentuje się niedouczenie i arogancję…, bo pilnuje się swojej wygody i dochodów – jak urzędnicy. Dlatego ważniejsze jest, by krzyż wisiał w sejmie a może lepiej żeby go tam nie było. Nie powinno go tam być.

Drugi początkowo próbował trzymać się kwestii, ale nie bardzo mu to wychodziło, bo przy każdym rozpoczęciu wyrażania kontrargumentu pojawiał się nowy u rozmówcy a wraz z nim nowy wątek. Stąd trudno już powiedzieć, o czym mówiono. Widząc, że nie ma mowy o możliwości dokończenia zdania, wyrażenia pełnej myśli, drugi teolog wypalił, że wie, dlaczego z krzyżem walczą. Kiedy mają miejsce egzorcyzmy, szatan też kuli się przed krzyżem, brzydzi się go …i boi.  Nic dziwnego, że krzyż niektórym przeszkadza, że przeszkadza akurat tym, którzy przed nim nie zginają kolan. To oczywiście spowodowało najpierw parsknięcie, potem wyjście do przedpokoju i wreszcie trzaśnięcie drzwiami informujące o zakończeniu spotkania.  Drugi teolog został jedynym a więc pierwszym i dodał po cichu, że jeśli w Kościele jest tak źle, że nic nie można już zrobić i to powoduje jego klęskę i jeśli chcesz jednak, naprawdę, szczerze coś dla tego Kościoła zrobić, to zacznij zmieniać swoje życie: sam poświęć je ludziom, módl się za siebie i za nich – już Kościół stanie się lepszy i jednym ułamkiem promila zwycięży nad złem.

Późnym wieczorem obejrzałam sobie Pospieszalskiego – bo lubię. O papieżu Franciszku było. Glowa mnie nie boli, myszki schowały się do dziury podświadomości a widmo kitli znikło. Mogłam zobaczyć go takim, jaki wyszedł na balkon: nieśmiały, skonfundowany, zażenowany…? Przez chwilę bezradny. Tak, skromny, szalenie miły człowiek z niebem w oczach a przecież jeszcze nie święty. Skąd to niebo? Z oddania ludziom i z modlitwy. Kościół ocalał.

Pierwszy Amerykanin, Argentyńczyk, jezuita, Franciszek… i podobno ostatni następca św. Piotra – Rzymianin, czarny papież… nawet u Pospieszalskiego słyszę z ust księdza, że historia zbawienia zatacza koło. Misyjny nakaz ewangelizacji po krańce ziemi oto skutkuje skutecznym wypełnieniem, bo uczeń wyrasta na mistrza (streszczenie myśli). Misja skończona – wisi w powietrzu. I wciąż ten sam wątek: czemu Franciszek i ile (z którym) papież ma wspólnego. Co jest ważne?

Kościół potrzebuje nowego Grzegorza Wielkiego reformatora Kościoła, który odnowi ducha Kościoła, ożywi go. Trata tata. Duchem, który ożywia Kościół jest Duch Święty, obecny w Kościele od początku. Nie wszyscy tylko chcą Go widzieć, słyszeć; dają się Mu prowadzić. A Franciszek (papież) wyszedł skromny, przemówił ludzkim głosem, jak zwykli ludzie to robią – naturalnie. W jednym „dobry wieczór” zawarł całe świadectwo o sobie: jestem tu jakim mnie widzicie – człowiekiem jak wy. Wyszedł bez przybrań i przykryć – jakby nagi. Zrezygnował z klejnotów i purpury. Wyszedł być widzianym, słyszanym i zrozumianym. I zaczął od modlitwy. Człowiek wiary. Noc nie zmieniła go. Przeliczyli się ci, którzy myśleli może, że po kilku godzinach snu uniesienie i autentyczność mu przejdzie. Gorzej. Woda sodowa uderzyła mu do głowy.
W czasie homilii powiedział bezczelnie, i to w obecności kardynałów, że można być kardynałem i człowiekiem niewierzącym. Niektórzy mieli pewnie ochotę wyjść, ale powstrzymała ich poprawność polityczna a może duch miłosierdzia. Potem nieco odetchnęli. Póki co jeszcze chodzi w butach (mniejsza o ich barwę). Tu też na metro i autobus miejski się nie przesiądzie, nie ma lądu, więc prawka robić nie trzeba ani osiołków kupować a reszta… jakoś to się załatwi.

Na frach internetowych, tych, na które z zasady nie zaglądam, roi się od komentarzy. Zajrzałam, bo czułam, że tam to dopiero mają odlot. A jakże. Jeden napisał, że Franciszek, jeśli takie trendy zechce wprowadzać (tym bardziej siłowo – odgórnie), to skończy pontyfikat jak Jan Paweł I – w przyspieszonym trybie. Inwektywy, szyderstwo, złośliwości… Czyli wszystko w normie. Na portalach o lewackim rodowodzie i na takowej służbie: apokaliptyczne tło wyboru, dwuznaczna moralnie przeszłość nowowybranego papieża, sensacyjki i lakoniczne i ubogie w treść wypowiedzi polskich kardynałów w liczbie dwóch. Czyli dwóch pozostałych przemilczamy. Tradycyjnie, nie mieszczą się w ramy. Przy okazji dowiaduję się od kard. Nycza,, że Duch Święty wybrał nam papieża. Benedykt XVI twierdził, że ten nie ma w zwyczaju wybierać, nigdy; wybiera zawsze człowiek otwarty lub zamknięty na Boże wezwanie.

W tygodniku Powszechnym opis życia w meksykańskiej prowincji jezuitów: przygotowania do kapłaństwa oparte o pracę w biedzie i dla biednych, bo innych tam właściwie nie ma, najemnicza praca na plantacjach, mieszkanie w ruderach, harówka wśród chorych… I sylwetka papieża. Zgrabna. I mały okomentowany skrót nauki kard. Bergoglio.

Póki co, w koło same białe myszki i kitle. Jakby cień śnieżnobiałego ubrania papieskiego zabarwił umysły wszystkich jednakowo. Jakby w samym Kościele wszyscy założyli jednakowe białe ubrania. Nikt nie wyskakuje z krytyką. Nikt na poważnie nie wytyka niczego Franciszkowi. Wszyscy są pod wrażeniem jego prostoty, autentyczności, wewnętrznej siły ducha wiary. Prawdę mówiąc wolałbym, aby myszki zaczęły się różnicować pod względem barwy. W przeciwnym razie doznam wrażenia, że jestem w jakimś globalnym środowisku domu wariatów, gdzie przebywają sami lekarze a jedynym pensjonariuszem jestem ja sama. Poza tym to rzeczywiście rodzi wątpliwości co do bezpieczeństwa Ojca Świętego. W takiej rzeczywistości, takich układach i sytuacji dziejowej Kościoła, w tym towarzystwie musza być szaleńcy – przebierańcy. I w końcu nie wiadomo kto jest kim. I zwariować można.

Kiedy w Lourdes miały miejsce wielkie rzeczy dla Kościoła i świata, diabeł objawił się pod powierzchownością Maryi wielu innym dzieciom. W końcu nie wiadomo było, które objawienie jest prawdziwe a najważniejsze dla niego było to, że Bernadecie nikt już nie wierzył, została zdyskredytowana kosztem tych „lepszych” i wiarygodniejszych objawień. Miały miejsce liczne opętania a ona sama doznała wielu cierpień, pomówień i prześladowań. Dziś papież swoją osobą, swoimi poglądami, nauczaniem kardynalskim mówi: na świecie ma miejsce realna wojna. To wojna rzeczywista a nie wyimaginowana – wojna zła z dobrem. To nie polityka i kampanie na rzecz związków homoseksualnych, lobby aborcyjne, pornobiznes…, to nie edukacja ku tolerancji, równości, równouprawnienia… To walka szatana o dusze ludzkie. Walka z Bogiem. Walka z Kościołem. Niestety, często w Kościele i członkami tegoż Kościoła… Tę wojnę możemy i musimy wygrać a możliwe to jest jedynie przez osobiste nawrócenie, zawierzenie Maryi i modlitwę za siebie nawzajem. Nawrócenie oparte musi być o życiową postawę ewangelicznego ubóstwa, pokory i miłości Boga i bliźniego.

Nie mogę nadziwić się, że nagle wszystkim to się podoba. Albo z wrażenia ich zatkało; albo Duch Święty działający na konklawe rozlał się na wszystkich dookoła i łaskawie został przyjęty; albo mamy do czynienia ze zwieraniem szeregów a szykuje nam się wielkie show, kiedy nagle kitle opadną i zostanie ta jedna jedyna samotna biała sutanna „czarnego papieża” stojącego w samym środku parady równości tęczowych myszek.

Wiem, jak zwykle, mój tekst kłuje bardziej niż igła w żyłę (trzymam się skojarzeń z przeżyć w dniu Wielkiego Wyboru). To, co jednak się sączy, to nie jad. Bo ja bardzo cieszę się naszego nowego papieża. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czuję się zadowolonym katolikiem. Dlaczego? Nie wiem. Chciałabym, aby mógł zrobić swoje. I był bezpieczny. Nagle, myślenie teologa pierwszego wróciło – co z rzeszą białych jak czysty śnieg postaci, farbowanymi myszkami? Chyba zatruło mi duszę. Papież mówi o miłosierdziu wobec zgorszenia. Pierwsza katecheza zaliczona. Muszę to sobie na półkach poukladać. Czas zacząć sprzątanie - od siebie.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Krzysztof

15-03-2013 [09:40] - Krzysztof | Link:

Interesująca i inspirująca refleksja. Wielkie dzięki! A że wojna trwa... skoro kiedyś anioł upadły odważył się Bogu powiedzieć "non serviam", to się właśnie zaczęła. W międzyczasie dostajemy ostrzeżenia o fałszywych prorokach, o wilkach w owczej skórze, itd. Krzepimy się także zapewnieniem, że bramy piekielne go (=Kościoła) nie zwyciężą. Być może na tej samej fali pozwalamy również się zauroczyć jakąś fascynującą legendą o Franciszku. Tymczasem kiedyś Jezus i Kościół, a dziś Franciszek nie potrzebują uznania kibiców. Tam potrzebny jest każdy z nas jako zadowolony katolik, ale zwalczający zło w sobie i wokół siebie, nawet to mało dokuczliwe.

Obrazek użytkownika Jolanta Pawelec

15-03-2013 [10:26] - Jolanta Pawelec | Link:

jakoś Pan zburzył istotne pytania Autorki.
Bo jest tak, że duch buntu teraz pracuje na wyższym poziomie - ducha podejrzliwości.
Podzielam tę refleksję- dużo do sprzątania. Zanim wyłoni się nagie, proste, autentyczne
i podąży za Nauczycielem.

Uczeni w Piśmie odejdą poróżnieni. Pan nie mógł spojrzeć im w oczy. Nie zauważyli Go.
Opinie - swoje były ważne. Opancerzały JA.

Sprzątanie to nie proces. Otrząsnąć łuski. Momentalnie zobaczyć wzajemność. I Obecność.

Obrazek użytkownika Krzysztof

15-03-2013 [12:43] - Krzysztof | Link:

Tak? Co ja na to mogę, że tak właśnie myślę. Niestety, ale zmienić się już nie potrafię. Mogę najwyżej zamilknąć lub Panią i Autorkę przeprosić, co właśnie niniejszym czynię i o wyrozumiałość dla prostego człowieka proszę.

PS. Tytuł jest wezwaniem do Czytelników mego komentarza, a nie oceną postawy Autorki.

Obrazek użytkownika Jolanta Pawelec

15-03-2013 [13:30] - Jolanta Pawelec | Link:

Lubię się nie zgadzać - i nie przepraszam.

Wobec tych białych fartuchów wokół Autorki - jakie to ma znaczenie? Jest ważne
odbudować zaufanie - Bo jak żyć?

Obrazek użytkownika Celarent

21-03-2013 [00:56] - Celarent | Link:

bo w sumie ja niczego złego nie dopatrzyłam się u Pana. I w zasadzie z obojgiem, Wami jestem skłonna się zgodzić. A przecię prawda jest jedna a środek wcale nie musi być po środku. Statystycznie to możliwe jak wygrana w Lotto lub gorzej. :) Pozdrawiam Oboje.