To historia dość dawna lecz – zapewniam- autentyczna. Trzymiesięczna córeczka przyjaciół mego męża miała ciężką anemię. Nie działały żadne medyczne środki i sposoby. Lekarz prowadzący wziął ojca dziecka na stronę i powiedział, że trzeba spróbować podawania dziecku soku z jeżyn. Jeżyny -jak twierdził -mają własności krwiotwórcze. Dodał, że muszą to być jeżyny zebrane w górach, daleko od wszelkich szos i ulic czyli nie poddane działaniu spalin samochodowych. Jeżyny z miejskich działek - przestrzegał- mogą tylko zaszkodzić, bo gromadzą metale ciężkie. Jak się wyraził- mają w sobie pół tablicy Mendelejewa. Określił w jakich ilościach dodawać sok do pitej przez dziecko wody zastrzegając surowo, że znajomy musi podawać ten sok w tajemnicy i nigdy nie może ujawnić kto mu udzielił tej rady, gdyż radzący mógłby stracić prawo do wykonywania zawodu lekarza.
Znajomy przyszedł do nas z prośbą o pomoc. Nie znał takich miejsc gdzie mógłby zebrać bezpieczne jeżyny a wiedział, że my dobrze znamy liczne tereny górskie. Faktycznie w Ochotnicy Dolnej gdzie spędzaliśmy z dziećmi wakacje ogromne pola jeżyn były między innymi na szczycie Tworogów, pasma górek okalających Ochotnicę od lewej orograficznie rzecz biorąc strony, czyli po lewej stronie Ochotnickiego potoku. Była też stosowna do zbiorów pora, koniec września. Pojechałyśmy więc z koleżanką spędzającą ze mną zwykle wakacje w Ochotnicy dosłownie na jeden dzień w Gorce. Nie chciałyśmy brać znajomego, bo naszym zdaniem tylko by przeszkadzał. Koleżanka była to dawna alpinistka z niezwykłą kondycją, a poza tym ze zmysłem społecznym każącym jej angażować się w różne cudze problemy. Jak mówiły moje dzieci: „ Alinkę można wkręcić w każde ( przepraszam) gówno”. Na Tworogach zebrałyśmy całe kubły dojrzałych pięknych jeżyn a potem Alina z naszą gospodynią z Kołodziei , panią Jordanową przez całą noc obsługiwały sokownik i pasteryzowały słoiki z sokiem. Ja też miałam pomagać ale – przyznam ze wstydem- zasnęłam na góralskiej ławie w kuchni a litościwe panie nie obudziły mnie. Wracałyśmy z Ochotnicy z wypełnionymi słoikami plecakami najpierw autobusem do Krakowa, a potem pociągiem do Warszawy. Alina niosła więcej bo nie tylko miała olbrzymią horolezkę z kominem ale również o wiele lepszą ode mnie kondycję. Zapamiętałam z tej podróży przezabawny incydent. Na dworcu Centralnym w Warszawie pewien uprzejmy młody człowiek zapragnął zdjąć plecak Aliny z półki. „ Nie ruszaj”- wrzasnęła Alina lecz chłopak nie posłuchał i usiadł na ziemi przygnieciony ciężarem plecaka. „ Mówiłam ci żebyś nie ruszał” – powiedziała Alina, zarzuciła bez trudu plecak na ramię i ruszyła do wyjścia zostawiając na ziemi osłupiałego mężczyznę.
Znajomy umieścił sok w lodówce i zaczął podawać niemowlęciu według wskazówek lekarza. Najpierw pół łyżeczki do butelki z wodą, potem łyżeczkę, stopniowo zwiększając dawkę. Po miesiącu czy dwóch anemia ustąpiła, a nieświadomi niczego niewtajemniczeni lekarze byli zdumieni niespodziewaną gwałtowną poprawą. Dziewczynka piła ten sok przez dłuższy czas. Jak długo dokładnie nie pamiętam a nie chciałabym czegoś przekłamać.
Gdy słyszymy o medycynie ludowej wszyscy przypominają i cytują historię Rozalki z opowiadania Bolesława Prusa pod tytułem „Antek”, którą gdy zachorowała, za radą znachorki, wsadzono na kilka zdrowasiek do pieca. Nie neguję, że ludzie czasem padają ofiarą oszustów, którzy odradzają im leczenie oficjalnymi, uznanymi metodami i czerpią zyski ze sprzedawania -w przypadkach beznadziejnych -nadziei. Tym razem porady udzielił doświadczony lekarz, przekonany o słuszności swoich słów lecz obawiający się reakcji środowiska lekarskiego na ujawnienie jego terapii. Epidemia covidu odsłoniła prawdziwe oblicze izb lekarskich które w kapturowych procesach odbierały lekarzom prawo wykonywania zawodu nie tylko za stosowanie nieuznawanych oficjalnie terapii ( na przykład za skuteczne leczenie amantadyną) lecz za wyrażanie jakichkolwiek wątpliwości wobec autentyczności pandemii, stosowanych środków zaradczych czy skuteczności szczepionek. Dawno nie była w Polsce tak bardzo gwałcona wolność słowa i nigdy zaufanie do lekarzy nie uległo takiemu upadkowi. Dwieście tysięcy nadmiarowych zgonów to nie tylko wynik błędnej polityki zdrowotnej władzy w okresie pandemii lecz rezultat lekceważenia przez licznych lekarzy przysięgi Hipokratesa. Nie przyjmowano do szpitali nawet pacjentów w ciężkim stanie, nie wykonywano koniecznych operacji zasłaniając się koniecznością oczekiwania na wynik bezsensownych, nieskutecznych testów. Wiele znanych mi osób, którym zaproponowano telefoniczną wizytę u kardiologa czy ginekologa zerwało wszelki kontakt z oficjalną medycyną i wypisało się z przychodni. Wiele z nich twierdzi że czują się lepiej. Choć rezygnacja z oficjalnej medycyny nie jest zapewne korzystna i bezpieczna trzeba przyznać, że telefoniczna wizyta u kardiologa to wręcz perwersja i nikt rozsądny nie może tego akceptować ani się na to godzić.
Zaufanie społeczne utraciły również środowiska naukowe. Podporządkowały się pokornie wszelkim głoszonym bez przeszkód idiotyzmom, wszelkim teoriom globalnego ocieplenia, czy idiotyzmom dotyczącym liczby płci. Brednie Miczurina czy Łysenki mogą się schować w porównaniu z bredniami głoszonymi przez współczesne środowiska naukowe. Nic dziwnego, że prestiż nauki spadł tak gwałtownie, że jak potwierdzają badania socjologiczne młodzi ludzie przestali wiązać z nauką swoje marzenia i plany. Planują na ogół pracę w banku, w wielkiej korporacji lub założenie własnej firmy. Zarówno lekarze jak i naukowcy stracili społeczne zaufanie gdyż zdradzili etos swego zawodu. Nie należy się dziwić, że nastąpił renesans medycyny ludowej i ziołolecznictwa. Nie należy tego potępiać i się tego obawiać. Wręcz przeciwnie – powinniśmy zbierać stare sprawdzone recepty i przepisy. Współczesna medycyna sprowadza leczenie do medycznych procedur. W obawie o swój monopol nawet działanie soku z jeżyn potrafi zaliczyć do szkodliwych przesądów
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3853
https://pbs.twimg.com/media/F_Jef7dXsAAxBNN?format=jpg&name=900x900
I tak się dzieje. Przecież ruchy postu wg. Dąbrowskiej nie wzięły się znikąd. Żadne środowisko lekarskie tego nie zaleca. Są powszechnie znane wśród poszczących skutki uboczne, a grupy facebookowe w tej sprawie liczone są w tysiącach uczestników. Bo... ten wynalazek działa i przynosi ludziom korzyści, ludziom, którzy na boku szukają ratunku przed prawdziwą pandemią, pandemią utraty zdrowia.
Łatwo krytykować nam lekarzy, ale czy to nie my dopuściliśmy do sytuacji, gdzie lekarz ma do wyboru, utrzymanie siebie i rodziny i poddanie się dyktatowi nakazującemu mu "leczyć" jak każą albo bycie szczerym wobec drugiego człowieka. Ale ten drugi wybór jest zły dla lekarza, bo oprócz bezpośredniej agresji urzędników, niesie niebezpieczeństwo poniesienia odpowiedzialności, jeśli leczony "po swojemu, a nie wg przepisu" pacjent odniesie jakieś szkody na zdrowiu, a tego nie da się wykluczyć. W ramach tego drugiego wyboru, trzeba by się też nieustannie uczyć i studiować, bo przyrost literatury i badań jest ogromny. Po co? Co lekarz z tego będzie miał?
Więc lekarz jest ustawiony w sytuacji wyboru:
1. Brak wysiłku, brak odpowiedzialności, duża i pewna super kasa.
2. Ciężki wysiłek, narażanie się na pretensje i odpowiedzialność, możliwość utraty w ogóle zawodu i źródła utrzymania.
To co on ma wybrać? Co większość z nich wybierze?
A dlaczego ma taki właśnie wybór? Bo politycy i ci lekarze na samej górze tworzą właśnie takie środowisko. A dlaczego tworzą takie środowisko? I tu wracamy "da capo al fine". Bo politycy i luminarze, stoją przed wyborem. Gdy będą robić to, czego oczekują od nich magnaci ponadnarodowych pieniędzy, to mają pewną i super kasę, brak realnej odpowiedzialności, stosunkowo wygodne i łatwe życie. A gdyby chcieli się zbuntować i zmienić system, to czeka ich utrata źródła utrzymania, rozmaita możliwa odpowiedzialność. Czym się różni polityk od muchy? Niczym. Jedno i drugie można zabić gazetą.
Ale dlaczego politycy są w sytuacji wspomnianego wyżej wyboru? Ano dlatego, że my całą wiedzę o nich i o świecie czerpiemy z mediów. I na dodatek, to już naturalna naturalność, mamy ich tak naprawdę w nosie, nie traktujemy ich jako "nas", zresztą z całej masy powodów.
A dlaczego media tak ustawiają nas i polityków, żeby tworzyć taki system, który warunkuje naukowców i lekarzy w ten sposób, że nie mamy z tego korzyści? Bo albo właścicielami mediów są bezpośrednio właściciele finansów, albo są nimi pośrednio, mogąc zmienić tego, kto mediami zarządza.
Obwinia Pan o wszystko" system" zapominając o tym , że to jest tylko " wskazówka". Ja uważam, że współczesny człowiek, nie kieruje się powołaniem do zawodu a jedynie opłacalnością finansową czy przedłużeniem zawodu w rodzinie. Dlatego mamy miernych nauczycieli, lekarzy czy sędziów. Można by było wyliczać wiele dziedzin naszego życia, gdzie liczą się wyłącznie korzyści materialne a nie służba ludziom. Nic od siebie za darmo! Nie ma usprawiedliwienia dla bylejakości . Brak zaangażowania, empatii czy brak organizacji można zwalić na "system".
Jedno i drugie zamiast jedno albo drugie. I system i człowiek.
Proszę doczytać drugą część komentarza.
Jest jeszcze jeden element tej układanki. Nasze poddanie się terrorowi idiotyzmów, a przede wszystkim systemowi. Lekarz nie leczy lecz stosuje procedury. Wyjaśnił Pan dlaczego. To jasne. Instynkt samozachowawczy każe mu bronić siebie i rodziny. Ale pacjent który stosuje się do tych procedur zamiast pomyśleć? Mi osobiście zaproponowano wizytę u kardiologa przez telefon. Podziękowałam uprzejmie. A właściwie nieuprzejmie. Zapytałam lekarza czy widzi idiotyzm swego postępowania. Widział. Powiedział że jest bezradny. Ale lekarz z autentycznej historii, którą opisuję nie chciał być bezradny. I tak trzymać.
Więc żeby mieć więcej, to inni muszą mieć mniej. To prosty mechanizm chciwości, która powyżej tych najwyżej umieszczonych utracjuszy zjada ich samych ostatecznie, ich wolność, ich człowieczeństwo, ich możliwość wiecznego szczęścia. Tyle, że owa "chciwość" - pierwiastek zła na wyżynach niebieskich, nie odzywa się i nie rozbrzmiewa w świadomości wyłącznie tych najbogatszych. Ona się odzywa w świadomości, w myślach każdego z nas. To "odzywanie się" jest być może pokłosiem wyboru, określanego w religii jako "grzech pierworodny". Fakt, że po prostu jest, to znaczy wszyscy mamy do tego skłonność i jak popatrzeć na "protesty kobiet", zachowania polityków czy zupełnie zwykłych ludzi przywożących z domku śmieci do śmietnika osiedlowego przy bloku.
Na szczęście jesteśmy ludźmi i "światłość w ciemności świeci, a ciemność jej nie ogarnęła". Ta światłość to lekarz "mówiący na boku", przyjmujący pacjentów gdy 99,9% jego kolegów i koleżanek skryło się za telefonami. To także postępowanie pani i koleżanki, w sumie piękne, a polegające na poświęceniu własnego czasu by pomóc. Te czasem wielkie, a czasem drobne gesty są "solą ziemi", światłem świata, okruchami człowieczeństwa. Damy radę. Damy radę.
Lekarz w mojej przychodni pyta: " to co tym razem pani zapisać" Dlatego zrezygnowałam z przychodni. Nie jestem lekomanem .
Każdy totalitaryzm potrzebuje "podkładki', pretekstu do wprowadzenia terroru. Uważam, że nadchodzący totalitaryzm sanitarny będzie gorszy w skutkach od hitleryzmu i stalinizmu.
Takich historii jest bardzo wiele. Szkoda, że nie prowadzi się badań statystycznych na ten temat. W każdym razie w Polsce. Nie rejestruje się również NOP. Dlatego piszę o upadku nauki.
Czymże jest nauka wobec kasy i 5 minut sławy przed kamerami. Miałam kiedyś nieprzyjemność mieszkać ze studentami medycyny w jednym akademiku. Po poznaniu i bliższej obserwacji tego towarzycha poprzysięgłam sobie, że do lekarza pójdę, ale tylko nogami do przodu. Moja Mama byla lekarzem zakaźnikiem i to ona całe życie mnie kurowała ze wszystkich dolegliwości. Oraz jedna stara pani ginekolog, która uratowała życie mnie i mojego syna.
spotkałem się z podobnym przypadkiem, ale nie był śmiertelny.
Lekarz odmówi wizyty, warunek wykonanie testu na covid, krewna kupiła testy, by nie czekać w kolejce na test i go podała w przychodni.
Ja zrobiłem coś innego, znalazłem ustawę o warunkowości testu, ustawa mówi wprost, że lekarz nie ma prawa odmówić pomocy pacjentowi, bez względu czy jest zakażony, czy nie, czy bez testu na covid, Grozi za to kara, jak też jest podane, by takie przypadki zgłaszać.
Ja tą ustawę wydrukowałem i wrzuciłem do skrzynki (mamy taką w przychodni przed wejściem, na zapotrzebowanie recepty), zrobiłem to anonimowo, bo znam ludzi tam pracujących, nie chciałem robić afery, dopisałem ,że lekarze są po to szczepieni, by mieli odporność na zakażenie, więc tym bardziej nie mogą odmówić pomocy, czy warunkować testami.
Prawdopodobnie to zaskutkowało, bo za jakiś czas, krewna rejestrowała się do lekarza, już nie było żądania testu covidowego.
Opisany przypadek powinien skutkować zgłoszeniem sprawy prokuraturze.
Szczepienia nie były obowiązkowe, więc nie ma podstawy prawnej odmowa, czy warunkowanie pomocy testami itp.
No jasne, lepiej żeby zginęły miliony jak od Hiszpanki :-) :-) :-)
Pan naprawdę wierzy , że wejście do lasu groziło zarażeniem covidem. Kogo? Drzew?. Jak w takim razie Pan skomentuje wpuszczenie do Polski milionów Ukraińców nie badanych, nie szczepionych, nie noszących maseczek i szybkie odwołanie pandemii. Elementarna logika każe widzieć, że coś tu śmierdzi. I to mocno. Teraz nie chodzi już o kontynuowanie dyskusji o tym co było lecz o zagrożenie nowym totalitaryzmem. Sanitaryzmem. Poza tym czym innym moralnie jest pogodzenie się ze śmiercią w epidemii hiszpanki. To jak śmierć od pioruna albo w wypadku lotniczym. Fatum. Natomiast gdy pacjent wykrwawia się na korytarzu a lekarz czeka na wynik idiotycznego testu który niczego tak naprawdę nie przesądza bo jak wiadomo jest testy były nieprawidłowe to zupełnie co innego.
Tobie nawet biseptol nie pomógl na gówno nie działa..