Prawie każdy "właściciel", właściciel w cudzysłowiu, bo to nie jest żadna własność, tak jak jest się właścicielem noża, działki, kubka z herbatą, no więc prawie każdy "właściciel" psa miał, będzie miał wrażenia z odchodzenia tych "przyjaciół" człowieka. I te wrażenia właśnie bardzo pięknie i wraz ze zdjęciami opisała pewna pani. Pisała o Dyziu. Małym ponoć dzielnym psie. Jak to jest z naszymi relacjami ze zwierzakami? Dlaczego tak silnie? Czy pójdą kiedyś do nieba?
"Problem" ze zwierzętami, a w szczególności z psami jest taki, że wchodzą one w realne, autentyczne relacje - w tym emocjonalne - z ludźmi. My czujemy ich emocje, one czują nasze emocje jednocześnie i dochodzi do wymiany i uwspólnienia "czucia". Jesteśmy z nimi "razem". Czy można tutaj użyć słowa miłość? To jest duże pytanie. Ci, co byli w takiej relacji odpowiedzą, że tak. Inni, znający jedynie słuszne prawdy, odpowiedzą, że nie.
Ale taka relacja z zwierzęciem - i znów w szczególności z psem - mówi coś o nas i o naturze relacji. Mówi o nas to, że jesteśmy CZĘŚCIĄ jakiejś całości. Że mechanizmem (klejem) tworzenia tej całości jest miłość, otwarcie się na drugiego, do takiego stopnia, że następuje wzajemne przenikanie czucia, a w efekcie uwspólnienie istnienia, a w efekcie dwie części (czasem więcej) tworzą coś, czego przedtem - nie było.
Tak bardzo to jest ważne, bo zwierzęta - znów w szczególności psy - zachowują zazwyczaj niewinność i naiwność, i prostotę właściwą dzieciom. Ludzie, wraz z dorastaniem, podlegają "obróbce skrawaniem". Ci, co trafią dobrze - to chyba coraz rzadziej - zachowują zdolności do tworzenia "razem", inni, poranieni przez życie, zachowania, agresję i zło, skupiają się na przetrwaniu, na "ja", na izolacji, często kosztem innych, czasem z wykorzystaniem innych, czasem z żądzą - bywa nieujawnianą i świadomie zaprzeczaną - dominacji nad innymi.
Czasem nawet ludzie oschli i niezbyt dobrzy, hodują, może lepiej powiedzieć - mają w domu, psy. Wcale tego nie uzasadniają, ani o tym nie myślą, bo są zajęci czymś innym. A jednak jakaś część ich, gdzieś tam pod spodem, może pokrzywdzonego i krzywdzącego człowieka, chce miłości. Chce "razem". Chce powrotu. Do tego sposobu istnienia, który chrześcijaństwo określa jako Niebo, który chrześcijaństwo określa jako skarb, zakopany w roli (to czytanie z wczorajszej niedzieli).
Powszechną mądrością jest nieufność wobec ludzi, krzywdzących zwierzęta. To uzasadniona mądrość. To wskazówka, że ludzie tak się zachowujący, nie są już wrażliwi, na stan istnienia polegający na wzajemnym współodczuwaniu.
Czy zatem to nie jest za daleko, kiedy człowiek tak silny związek ma ze zwierzakiem? Odpowiedź pewnie zależy od natury i kontekstu tego związku. Jeśli to jest związek zamiast związku z człowiekiem i dzieje się tak z wyboru, to jest to źle i jest to błąd. Jeśli związku z innym ktoś nie może mieć - to coraz częstsze w tej naszej współczesności przypadki - albo jeśli kocha innych ludzi, to nie ma nic niewłaściwego w relacji z naszymi "braćmi mniejszymi" jak ich nazywał św. Franciszek z Asyżu.
Jednak należy być ostrożnym w przypisywaniu wszystkim zwierzętom wartości czy godności ludzkiej. To jest ten krok za daleko, który dobro zmienia w zło. Człowiek JEST koroną stworzenia i czasem zwierzęta może wykorzystywać lub zabijać. Nie po to, aby je krzywdzić, nie po to, by zadawać ból lub cierpienie - takie zachowania są piekielnego źródła. Ale rozciąganie czułości wobec zwierzęcia na cały świat zwierzęcy jest nierozsądne i prowadzi na manowce.
Czy zwierzaki, które - no dobra, przyznajmy to - czasem kochamy, będą z nami w Niebie? Mamy tu możliwe dwie postawy. Pierwsza to głos serca tu i teraz, i mówi ona - będą, bo wciąż je kochamy i nie może być tak, żeby ich nie było jeśli Niebo ma być dobrem. Druga postawa mówi, że NIC co mamy, nie jest nasze ani nic ze sobą nie zabierzemy w podróż, która być może rozpocznie się w chwili naszej śmierci. NIC poza relacją z Bogiem, który nas powtórnie obdarzy tym, czego nam będzie potrzeba, tym czym zechce. Stąd uporczywe przywarcie do kogokolwiek i czegokolwiek, było piętnowane przez Pana Jezusa.
Bo Bóg niczego człowiekowi nie zabiera, może poza jego złudzeniem na jego własny temat i na temat rzeczywistości. Bóg daje prawdę i w tej prawdzie będzie wszystko, co najlepsze. Kto wie, może nawet Dyzio... :)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2431
to się nazywa "babskie gadanie" :)
Zwierzęta nie mają wyższych uczuć, jakimi jest obdarzony człowiek, traktowanie zwierzęcia np. psa jak człowieka, niszczy jego psychikę, widzę to codziennie u wielu, którzy wyprowadzają psy na spacer, z pies robi co chce, nie słucha swojego "pana", to określenie jest chyba najwłaściwsze, pies nie kocha pan miłością "ludzką", pies jest zwierzęciem stadnym, w którym panuje hierarchia i każdy pies jest tej zasadzie podporządkowany, zna swoje miejsce i wtedy czuje się "szczęśliwy".
Podobne zjawisko występuje u ludzi, też wybierają sobie przywódcę, też występuje hierarchia, są zasady, wtedy jest porządek, człowiek wie co ma robić, jak się zachować, co robić itd. jak nastąpi anarchia, chaos, człowiek się gubi, odzywa się "ciemna strona" ludzkiego charakteru.
Czy zwierzęta, w tym psy idą do Nieba?
Czemu nie, one są stworzeniami Boskimi, niewinnymi, nie obciążone Grzechem Głównym jak człowiek, są ludzie którzy twierdzą, że widzą "duchy zwierząt", a jak jest, kiedyś się dowiemy.
O psach, podejściu do nich, traktowaniu itd. bardzo dobrze opowiada i naucza Cesar Millan, w serialu "Zaklinacz psów".
W 90-tych latach dostałem psa już dorosłego, dodrze wychowanego i wiem jaka to przyjemność obcowanie z takim "cyganem". Odszedł.
W tym czasie urodził się wnuk kuzynce. I spacery z psem zamieniłem na spacery z dzieckiem.
Jeden mnie oszukiwał, żę nie chce iść do suczki a drugi, że nie prowadzi mnie do lodziarni.
Od 10 lat mam psa ,ewidentnie z zaburzeniami, Pancia mówiła, że to on ją wybrał. Niewyobrażalnie agresywny ale tylko do psów. Kupiłem rower żeby nadążyć za nim po polach, żeby wytracił tę jego energię.
Jak to w domu, Jeżeli byłem niezadowolony, jeżeli, niezadowolony, mruczałem coś pod nosem na Pancię, on zaraz wskakiwał mi na kolana, lizał i normalnie prosił: nie złość się ...nie złość się...
Pancia już nie żyję ale w jaki on sposób zapytał się co się stało, że Panci nie ma, nie zapomnę nigdy.
Jak zwykle dawałem mu jedzonko a on nic tylko siedzi w słupka i patrzy mi w oczy, chciałem go zająć jedzeniem a on nic, nie rusza się, siedzi i patrzy mi w oczy. Siadłem tyko przed nim i popatrzeliśmy sobie głeboko w oczy i rozpłakałem się.. Nigdy nie widziałem tak intensywnego spojrzenia.
Piszę to i płaczę znowu.
A na koniec.
Ciocia pieska mnie chciała pocieszyć i powiedziała, że pieski też mają swój raj.
Ja sobie wyobraziłem ten Raj w ten sposób, że jest las na każdym drzewie kot a pod drzewem pies. Przepiękna muzyka z tego wychodzi.
Mam nadzieję, że to jest też częścią naszego Raju.
Wuj miał psa, taki do pilnowania, komuś go podarował, ale po czasie, wracał do domu, historia się powtarzała kilka razy, więc go zostawili. :)
Ale ludzie są za głupi.
Żaden pies nie powie ,że moja buda jest większa od twojej.
Jakiś czas temu coś się działo u sąsiadów, całą noc szczekały psy.
To była najszczęśliwsza noc w moim życiu
Oczywiście wyłączając z tego noce w agencji towarzyskiej.
A tak w ogóle, czy agencje towarzyskie działają? Chciałoby się porozmawiać z kimś inteligentnym.
"Niestety mój pies olewa moje myśli i rozkazy - nie chce się kąpać dobrowolnie!",
bo on nie jest twój tylko ty jego.
o psach, kotach czy innych zwierzętach można opowiadać godzinami, większość ludzi najzwyklej je kocha, one się do nas przywiązują, mają za swojego Pana, za którego bez wahania oddadzą życie.
Ja psa nie miałem, choć chciałem, ale warunki nie pozwalały. Opowiem jedną historię, której nigdy nie zapomnę.
Znajomy miał suczkę Sonię, taka trochę jamnikowata, z długą sierścią.
Kiedyś odwiedziłem znajomego, ma w domu pieska, co dziwne, nie znała mnie, ale jak to pieski, lubi obwąchać obcych, po swoim obowiązku, po pewnej chwili, już siedzieliśmy na tapczanie i popijali kawę, Sonia do mnie podeszła, przysiadła i patrzy we mnie jak zauroczona, cóż zacząłem ją głaskać, zaczęła merdać ogonem, podoba się jej, więc poklepałem kolana, zrozumiała, wskoczyła i się położyła, a ją ją głaskałem, to był początek naszej znajomości.
Następne wizyty, Sonia już mnie w jakiś sposób wyczuwała, znajomy mieszkał na 3 piętrze, jak tylko wszedłem do bloku, ona już stała koło drzwi (relacja znajomego), wiedzieli już że ja się zjawię, trwało to dłuższy czas.
Pewnego razu, jak zwykle idę w odwiedziny, wchodzę do mieszkania znajomych, Soni nie ma, aż tu wybiega z pokoju obok, tam miała legowiska, podbiega do mnie i odbiega, dziwne, znajomy podpowiada, ona chce byś poszedł za nią, więc idę, o ona doprowadza mnie do swojego legowiska, a tam szczeniaczki!
przysiadłem do niej, głaskałem, chwaliłem itd, nawet pozwoliła mi głaskać szczeniaczki, znajomy powiedział, że jestem jedynym, którego Sonia zaprowadziła do szczeniąt.
Znajomi szczeniak rozdali, zostawili jedną suczkę.
Po jakiś czasie odwiedzam znajomego, a przed drzwiami czeka na mnie Sonia i jej córka, obie siedziały mi na kolanach i je głskałem.
Nieszczęście, Sonia będąc na spacerze, została potrącona przez samochód, zginęła, przyjaciółka która zaakceptowała mnie od pierwszego wejrzenia, ale została jej córka, która nie wiem w jaki sposób, postępowała względem mnie tak samo, jak jej matka.
Pewnego razu znajomi wyprowadzili się poza granicę Polski, zabierając Sonię-córkę.
Miałem też inną dla mnie niesamowitą historię, ale nie chcę zanudzać.
Nie zanudzisz. Opowiadaj.
Ja mialem pierwszego psa podrzutka...Bursztyn...dożył 17 lat...córki pokonczyły licea,studia i piesek był nowotwór jądra i komplikacje,cierpiał,więc ja do weterynarza i pies do Nieba.
Po dwóch latach nastepny,schonisko i wzięliśmy młodego "piesuńcio-wariatuńcio" już ma 16 lat,a ja 33 lata spacerów z psami :-))
Każdy pies czyta myśli swojego "pana",on wie...kiedy można,kiedy nie można...kiedy ma ochotę na smakołyka,a kiedy też nie ma humoru...
Teraz leje jak z cebra...jest "ta godzina" na "sikundę",ale myśli: daj se spokój,poczekamy...nie pali się...
Każdy pies idzie do Nieba...psiego,czy w ogóle do Nieba....tylko ONE zasługują na to!
Każdy pies idzie do Nieba...psiego,czy w ogóle do Nieba....tylko ONE zasługują na to
Obyśmy się spotkali z tymi naszymi "cyganami".
Cygani, bo wycyganią wszystko co chcą od swojego......
Chciałbym podsłuchać jak się spotkają i opowiadają sobie ja nas wodzą za nos.
Patrzę na moje psy, drzemiące teraz (my już po spacerze) i wiem, że masz rację.
Musimy żyć z nimi w zgodzie, może nas zabiorą ze sobą.