W mojej klasie w szkole podstawowej był chłopczyk o podwójnym bardzo charakterystycznym nazwisku połączonym spójnikiem „vel”. Kiedyś przyniósł do szkoły prawdziwy pistolet i wyszło na jaw, że jest synem jakiegoś tajniaka, ubeka. Nie podaję tego bardzo rzadkiego podobno nazwiska bo noszą je, jak sprawdziłam, szanowani ludzie różnych szanowanych zawodów, którzy zapewne nic nie wiedzą o rodzinnym trupie w szafie. A może wiedzą i się tym nawet szczycą. W naszych czasach wszystko jest możliwe. Chłopczyk wielokrotnie odgrażał się w klasie, że jego ojciec kogoś z nas aresztuje i „wyśle na białe niedźwiedzie”. Używał takiej retoryki, wyraźnie wyniesionej z domu.
Naiwnym wydaje się, że „vel” to coś w rodzaju „von” i że nobilituje posiadacza podwójnego nazwiska. Tymczasem „vel” to łacińskie słowo, znaczące „czyli”. Jeśli występuje z dwoma nazwiskami, to wskazuje na to, że ktoś używał lub używa tych dwóch nazwisk. Zwykle przynajmniej jedno z nich jest fałszywe albo celowo zmienione po to, by jego właściciel mógł ukryć swoją tożsamość. Konstrukcję typu „Kowalski vel Nowak” spotyka się najczęściej w komunikatach policyjnych i w kronice kryminalnej.
Kolejne nieporozumienie językowe to nieprawidłowe użycie zwrotu: „między Bogiem a prawdą” zamiast prawidłowo: „Bogiem a prawdą”. „Bogiem a prawdą” oznacza „prawdę mówiąc”. Przywołuje obyczaj przysięgania na Boga aby nasze słowa uznano za prawdę. Przecież między Bogiem i prawdą nie można nic stawiać bo Bóg jest prawdą nawet w rozumieniu wyłącznie kulturoznawczym. To przeinaczenie ma jednak swoją logikę. Sens tego powiedzenia grawituje od „ściśle rzecz biorąc” do „na marginesie”. Tak jakby między prawdą i prawdą była jakaś szczelina w której mieści się to co mówimy. To typowo postmodernistyczne podejście do prawdy.
Do języka potocznego wszedł obecnie termin: „zadziało się” używany zamiast: „zdarzyło się”, „stało się”, „miało miejsce”. Kto to u licha wymyślił? Przecież „zapodziało się” lub „zadziało się” znaczyło zawsze „zagubiło się”. Nie chodzi mi o to, żeby wyśmiewać czyjeś błędy językowe czy nieporadność językową. Fascynują mnie jednak przemiany języka, te spontaniczne, mimowolne a nie zadekretowane tak jak idiotyczna zmiana zwrotu „na Ukrainie” na zwrot „w Ukrainie” inspirowana polityką. Taką spontaniczną zmianą sensu słowa na dokładnie przeciwny jest używanie słowa „bynajmniej” nie w sensie przeczenia lecz potwierdzenia. Podobnie w przeciwnym, pozytywnym sensie używane jest przez niektórych słowo „niestety”. Pamiętam z kabaretowego programu radiowego; „to moja narzeczona bynajmniej niestety”.
Każda zmiana języka zarówno spontaniczna jak i zadekretowana jest znacząca. Doskonale rozumiał to Orwell. Komunistyczną nowomową i jej rolą w niewoleniu społeczeństwa zajmował się w Polsce miedzy innymi wybitny socjolog Jakub Karpiński.
Podstawowy problem to rozróżnienie pomiędzy znaczącym i znaczonym. Pamiętna jest przedwojenna anegdota sądowa opisująca skazanie kobiety za nazwanie sąsiada sufraganem. Kobieta nie widziała zapewne co oznacza słowo sufragan ale zdecydowanie chciała sąsiada obrazić. Słowo neutralne może być zatem uznane za obraźliwe w zależności od intencji osoby je wypowiadającej. Inna wielokroć przytaczana anegdota mówi o procesie pewnego wieśniaka, który nazwał Franciszka Józefa starym pierdołą. Krakowscy językoznawcy poproszeni o ekspertyzę oświadczyli zgodnie że „stary pierdoła” oznacza „szanowanego i lubianego starszego człowieka” i chłopina został uniewinniony.
Żarty językowe stają się z czasem normą językową. Boję się więc czasem nawet żartować. Na przykład historyka sztuki nazywa się u nas w domu „histerykiem sztucznym” na cześć pewnej damy tej specjalności, która była niezwykle pobudliwa i niezwykle nadęta. Muzykę klasyczną nazywamy „muzyką pogrzebową” od czasu gdy jeźdźcy z tatersalu w Koczku zgłosili się do właściciela ośrodka ze skargą, że słuchamy muzyki pogrzebowej. Na niedogotowany makaron mówimy „al dante” zamiast „al dente” od czasu, gdy ku naszej radości tak usprawiedliwiał paskudną pastę bardzo miły kelner z restauracji w Siemianach nad Jeziorakiem. Pewnie myślał, że Dante lubił jadać surowe kluchy. Zamiast „mam to w nosie” mówimy „mam to w nosiu” ponieważ politycy i dziennikarze nagminnie mówią „w cudzysłowiu”, zamiast poprawnie „w cudzysłowie”. Te żarty to nasz rodzinny slang, persyflaż. Ze zgrozą myślę, że usłyszę kiedyś te same słowa wypowiadane zupełnie serio przez dziennikarza lub polityka. Podobnie jak zupełnie serio dziennikarze mówią „w tych pięknych okolicznościach przyrody” choć te słowa padły jako dowcip z ust Jana Himilsbacha w satyrycznym filmie „Rejs” Marka Piwowskiego, a inny frazeologizm o żartobliwej proweniencji: „i to by było na tyle” jest też coraz częściej przez nich używany na serio.
To znak czasów, signum temporis. Kiedyś to lud psuł język elit. Na przykład mówiąc „kontrol” zamiast kontrola, albo „sosza” zamiast „szosa”. Również używając jako przerywnika niecenzuralnych słów. Obecnie język ludu, czyli nas wszystkich, psują elity. Elity władzy, elity mediów, elity naukowe. Oto jeden z przykładów. Małgorzata Kidawa-Błońska odczytując z mównicy sejmowej nazwę dzieła Kopernika "O obrotach sfer niebieskich" przekręciła ją na: „O obrotach stref niemieckich". Chciałabym wierzyć, że był to tylko lapsus. A może to wręcz przejęzyczenie freudowskie? Inny przykład. Profesor Uniwersytetu Szczecińskiego Inga Iwasiów podczas demonstracji na szczecińskim Placu Solidarności bodajże w 2020 roku używała w swoim wystąpieniu wyjątkowo wulgarnych słów. Cytuję dosłownie: „jebać PiS i wypierdalać”. W jej obronie stanęli miedzy innymi dr Mikołaj Iwański, prorektor Akademii Sztuki w Szczecinie oraz dr hab. Tomasz Kitliński z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. No cóż. Ideał Uniwersytetu jako świątyni wiedzy i kultury sięgnął bruku. Chciałabym jednak mieć nadzieję, że pani profesor stylizuje się tylko na ulicznicę. I jej język kłamie głosowi a głos myślom kłamie.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7075
Żartobliwe "piękne okoliczności przyrody" weszły zupełnie poważnie do języka prawniczego jako używane już bez pamięci "okoliczności faktyczne". Tak piszą w pismach sądowych.
Zanika fleksja i deklinacja, niektórzy najinteligentniejsi nawet komentatorzy, o politykach nie mówiąc, używają bez sensu rzeczowników w mianowniku, nie odmieniają też czasowników, są bezradni wobec znanych powiedzonek. Nie wiedzą, czy powiedzieć "dorzucę do tych uwag..." czy "dorzucę dla tych uwag" (fuj!). Ten rodzaj błędów staje się powszechny, no i język potoczny jak zawsze upraszcza formy.
Język wulgarny był do niedawna językiem-szyfrem służb specjalnych, sygnalizującym przynależność do nich; zwłaszcza komunistycznych, wywodzących swój język z języka sowieckich doradców. Wiele pracy włożyli, żeby mówili tym językiem wszyscy (no pewnie, nie wszyscy, ale dużo za dużo).
Słyszałam jak pewien polityk cytując rozmowę Kmicica z księciem Bogusławem powiedział: " Rzeczpospolita to połeć czerwonego sukna" . Rozumiem, że nie pamiętał słowa "postaw". Ale powinien wiedzieć, ze połeć to kawał słoniny. Przeprowadziłam prywatną ankietę wśród kilkudziesięciu uczniów. Żaden nie wiedział co to jest " koromysło".. To jasne, że nikt nie nosi obecnie wody na kijku. Ale oni nic nie czytają. i język umiera..Do porozumiewania się wystarcza 300 słów. To liczba charakterystyczna dla języków ginących.
Pani to potrafi odebrać radość nawet z przebiegnięcia półtorej kilometra.
Słyszałam jak ktoś zamawiał półtorej litry soku. Może chciał ugasić pragnienie po przebiegnięciu półtorej kilometra.
Inna sprawa - to usilna praca "modernistów" nad zmienianiem znaczenia kluczowych definicji słów (vide: tolerancja = admiracja). Dzieje się tak przez większość okresu tzw. wolnej Polski. W tomiku "Ja tu zostaję" (2015) poświęciłem temu procederowi niejeden wierszyk...
MOHER, KIBOL, FASZYSTA...
Nadziwić się nie mogę (zewsząd to już słychać),
Jak prostych słów znaczenia odwraca się dzisiaj...
To, co z mediów wypływa – w głowie się nie mieści;
W przekazach braknie prawdy (choć jest nadmiar treści)...
Kijem Wisły nie wrócisz, więc – stary czy młody –
Machnij na wszystko ręką. Czas się z tym pogodzić...
***
Gdy miłowanie kraju „faszyzmem” dziś zowią –
Nazwijcie mnie „faszystą”! To moja odpowiedź...
Gdy Dekalog wam wadzi w zabawie wesołej,
Stempel „mohera” – proszę – wbijcie mi na czoło...
Kiedy prawdy dociekam, wbrew mainstreamu czarom,
„Oszołomem” możecie nazwać mnie od zaraz...
Gdy „Bóg – Honor – Ojczyzna” krzyczę na stadionie,
Ochrzcijcie mnie „kibolem”. Nie będę się bronił...
***
A kimże wy jesteście, obrońcy „wolności”?
Wy, co nie odróżniacie seksu od miłości,
I w demoralizacji jesteście mistrzami...
(Przedszkoli już sięgacie brudnymi łapami!)
Wykształceni z miast wielkich – smutne to, niestety,
Nic nie czytacie... Nawet „Wyborczej Gazety”...
(Czytanie móżdżek męczy, wiec komiksy wolą
Ci, co mienią się chlubą ziemi tej... I solą...)
I wy, politykierzy od siedmiu boleści
Z gębą pełną frazesów (cud, że tyle mieści),
Bez sumienia czy wstydu, pod prąd uczciwości,
Za to z całym bagażem mega-pazerności...
Gardzę wami, zaprzańcy. Tyle wam dziś powiem.
Ja – „moher” i „faszysta”! Czyli dobry człowiek...
I wielce wam współczuję; wasz wybór i wola.
„Oszołom”, „sekciarz”, „kibol” – jednak dobry Polak...
Wiersz jak zwykle trafia w dziesiątkę. Dziękuję.
Wnuki przyjechali do nas na Święta,jeden 10 lat,drugi prawie 6...i TEKST PADŁ: BABCIA!!! CO TO SĄ WYDMUSZKI?
No to babcia nolens wolens [ha,ha,ha] wzięła kilka jajek i chłopaki dmuchali,potem malowali....aaaaa! no taeraz wiemy!
Czego wymagamy od pokolenia 10-cio latków? Oni żyją już 100 lat "do przodu" .
Ja na przykład nie chcę zajmować się pokemonami, Harry Potterem i tańcem z gwiazdami. Grozę moją budzi nieustanne macanie telefonu. Większość dzieci nie może się opanować, To czynność kompulsywna .
P.S. Podobno pewien zacny ksiądz wygłosił kiedyś/gdzieś do swoich parafian bardzo krótkie kazanie, a oto cytat: "Chamiejemy, bracia i siostry, coraz bardziej chamiejemy".
P.S.S. Cytat - cytata 🤣🤣🤣
Oczywiście hierarchizując gros podziękowań za przypomnienie pani profesor z jej motto „je…ać”. Stało się popularne, a poziomem przypomina poziom umysłowy socjalistów, którzy uciekli do ZSRR, bo brakowało im w II RP swobód obywatelskich. Skończyli w najlepszym razie w gułagach. Ponoć komuś udało się wrócić do GG przez San w Wilcze. Ale to tylko przekaz niepoparty zapisem.