Sytuacja geopolityczna sprawiła, że nieustannie zastanawiamy się nad stosunkiem sił do możliwości. W konflikcie Rosji i Ukrainy chodzi o siły militarne. W naszym kraju natomiast warto się zastanowić czy stać nas na taki zakres pomocy humanitarnej jaki ofiarowujemy Ukrainie. W tych dyskusjach stosowany jest, a nawet nadużywany zwrot „mierz siły na zamiary”, który pochodzi z „Pieśni filaretów” Adama Mickiewicza, napisanej w 1820 roku dla tajnego stowarzyszenia patriotycznego młodzieży wileńskiej. O dziwo zwrot ten używany jest obecnie w zupełnie przeciwnym znaczeniu niż użył go Mickiewicz i w sprzeczności z elementarną logiką. Przez polityków i dziennikarzy używany jest w sensie, że zamiary należy dostosowywać do możliwości, że nie należy ryzykować porywając się z motyką na słońce. Tymczasem jeżeli chciałoby się nawoływać do ostrożności należałoby przecież powiedzieć: „mierz zamiary na siły”.
Znaczenie słów Mickiewicza jest zatem dokładnie przeciwne do obecnie używanego. Zwrot „mierz siły na zamiary” oznacza u Mickiewicza, że to możliwości trzeba dostosowywać do zamiarów, i że najpierw trzeba stawiać sobie ambitne i dalekosiężne cele a dopiero potem szukać sposobów ich zrealizowania. Warto to sprawdzić w oryginale, przy czym zauważmy, że w wersji pierwotnej siła była użyta w liczbie pojedynczej, było „mierz siłę na zamiary”.
Cyrkla, wagi i miary
Do martwych użyj brył;
Mierz siłę na zamiary,
Nie zamiar podług sił.
W odniesieniu do wojny na Ukrainie- powinniśmy mierzyć zamiary na siły tak naprawdę jednak mierzymy siły na zamiary, a nawołując w naszym mniemaniu do umiarkowania i ostrożności faktycznie nawołujemy do czegoś wręcz przeciwnego.
Trudno ustalić w jaki sposób powstało to nieporozumienie. To nie jest zwykły błąd językowy jak na przykład nagminne używanie przez telewizyjne pogodynki zwrotu „temperatury minusowe” zamiast „temperatury ujemne” oraz setki podobnych błędów popełnianych przez polityków i dziennikarzy. Używanie bez cienia refleksji tego zwrotu świadczy, że język polski jest nadal gwałcony, bo jak za czasów komuny słowom przypisuje się znaczenia wręcz przeciwne do ich znaczenia prawdziwego. Za czasów komuny zmiana znaczenia słów najczęściej odbywała się przez dodanie do właściwego słowa jakiegoś przymiotnika, który funkcjonując jako differentia specifica miał je redefiniować. Tak powstał na przykład termin „demokracja ludowa”, która -jak się mawiało- miała tyle wspólnego z demokracją co krzesło elektryczne ze zwykłym krzesłem.
Można podać wiele przykładów bezceremonialnego obecnie gwałcenia języka. Na przykład „preparat genetyczny na bazie technologii mRNA” niesłusznie nazywa się „szczepionką”, a „walka o praworządność w Polsce” jest w istocie rzeczy „walką z praworządnością”, walką o zachowanie status quo, czyli postkomunistycznego bezprawia. Używanie słów niezgodnie z ich znaczeniem, albo co gorsza w przeciwnym znaczeniu, jest najistotniejszym symptomem zniewolenia społeczeństwa, które już nie zauważa codziennego kłamstwa albo milcząco je akceptuje. I nie jest to kłamstwo sporadyczne, które można przypisać konkretnym osobom lecz kłamstwo systemowe, instytucjonalne. W obronie kłamstwa instytucjonalnego stają nie tylko ci, którzy na kłamstwie korzystają lecz również ci, którzy dali się kłamstwu zwieść. W obronie kłamstwa komunistycznego, którego przejawem była komunistyczna nowomowa, stawali nie tylko partyjni prominenci lecz naiwniacy, którzy uwierzyli w dobrodziejstwa komuny i liczni oportuniści którzy godzili się używać bez protestów jej zakłamanego języka dla własnej korzyści, a nawet bez wyraźnej korzyści. Doskonale rozumiał to George Orwell. W jego słynnej powieści „ Rok 1984” możemy przeczytać napisane wielkimi literami –„WOJNA TO POKÓJ, WOLNOŚĆ TO NIEWOLA, NIEWIEDZA TO SIŁA”. Doskonale rozumiał to również Sołżenicyn, który ubolewał nad śmiercią języka rosyjskiego. Jak twierdził jego rodacy zapomnieli znaczenia większości rosyjskich słów, a do porozumiewania się wystarczy im kilkaset słów wzbogaconych źle rozumianą angielszczyzną. Rosjanie jak pisał Sołżenicyn nie umieją już odróżniać kłamstwa od prawdy, lata niewoli zamordowały nie tylko język lecz i ducha narodu. Dlatego trzeba pilnować języka polskiego żeby nie uległ podobnej degeneracji.
Pewien znany mi młody działacz ekologiczny nosi dokumenty w teczce z rysunkiem jaszczurki i napisem: „ life let it be”. Jego organizacja chce wydać podobną teczkę z odpowiednim napisem w języku polskim. Tłumacząc na polski to hasło napisałabym: „niech sobie żyje” mając na myśli oczywiście jaszczurkę. Albo: „życie – niech sobie będzie”. Młody człowiek upiera się jednak żeby na teczce umieścić napis: „ niech żyje”. albo „ „chrońmy wszelkie życie”, albo- jego zdaniem dosłownie- „niech będzie życie”. Tłumaczyłam mu, że „niech żyje” wykrzykuje się podczas wieców i pijackich biesiad więc tu nie pasuje. Tłumaczenie nie musi być dosłowne natomiast powinno oddawać ducha przesłania. Przesłanie reklamującej ochronę przyrody teczki jest następujące- żyje sobie mała jaszczurka, nikomu nie przeszkadza więc pozwólmy jej nadal żyć. Chodzi o to żeby nie niszczyć bezmyślnie życia. „Chrońmy wszelkie życie” jest nadinterpretacją, podsuwa natychmiast argument, że przecież nie możemy i nie chcemy chronić wszelkiego życia na przykład groźnych dla życia człowieka wirusów i bakterii, a nawet pcheł i kleszczy.
Jeszcze w kwestii dosłowności. Idiom angielski : „collect hay while the sun is shining” czyli: „ zbieraj siano gdy świeci słońce” tłumaczymy: „kuj żelazo póki gorące”. Obydwa idiomy odwołują się do mądrości ludowej lecz etyka tłumacza nie nakazuje nam posługiwać się dosłownym tłumaczeniem idiomu angielskiego. Podobnie „let us call a spade a spade” nie tłumaczymy: „nazywajmy łopatę łopatą” lecz „nazywajmy rzeczy po imieniu”. I właśnie o to chodziło Norwidowi gdy postulował: „odpowiednie dać rzeczy słowo” oraz Słowackiemu gdy pisał : „chodzi mi o to, aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa”.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7715
Pozwolę sobie na jeszcze jedną ciekawostkę :)
Okazuje się, że rośliny faktycznie cierpią jak się odrywa liście czy gałęzie, potwierdziły to badania, a co najciekawsze, okazało się, że rośliny potrafią odbierać emocje, okazało się, że wystarczy pomyśleć o zerwaniu liścia czy ścięciu rośliny, reagowała na to, podobnie jak reaguje na muzykę, czy bliskość opiekuna.
Wniosek jest jeden, życie to nie tylko biologia, ale także sfera emocjonalna, splatająca życie na Ziemi, przypomniał mi się film Avatar.
Pzdr.
Każe nam jeść syntetyczne kotlety. już nad tym pracują tęgie głowy.
Tu więcej o mięsie hodowanym (i nie tylko mięsie) w laboratoriach.https://www.youtube.com/…
Pozdrawiam Panią serdecznie
Ciekawe jest, jaki ma przebieg ta technologia, każda komórka organizmu potrzebuje czasu by rosnąć i się powielać, zwierzęta są karmione hormonami by szybciej rosły i antybiotykami by nie chorowały, domyślać się możemy, że te namnażane tkanki są podobnie traktowane, więc pod względem zdrowotnym dla człowieka, mogą być problematyczne, czy się o tym dowiemy ?
Cóż kontrola nad tym, planowana przez PiS została uwalona przez wielkich producentów wspartych przez Rydzyka i pisiorstwo.
Życie to istnienie, śmierć to nieistnienie. Jest sporo religii, które w nieistnieniu upatrują zbawienia wiecznego. Ba, nawet są relacje ze świata ponoć nieistniejącego. Kiedyś, jeszcze w czasach PRL, obejrzałem występ jogina w TVP Makarego Sieradzkiego. Najpierw powiedział jak dziennikarka ma na imię, której wcześniej nie poznał, potem pokazał swoje joginowe sztuczki. Bardzo mi zaimponował. No i coś mówił o świecie astralnym, gdzie króluje miłość, a nie nienawiść jak u nas na Ziemi :-)
Nie znam religii żydowskiej, ani trochę, ani ciutkę. Poznałem trochę żydów podczas studiów w Warszawie i sprawili na mnie bardzo pozytywne wrażenie, w sensie że są świetnymi matematykami i inżynierami. Potem bywało różnie. Poznałem w internecie trzech żydów marcowych z 1968 roku i oni dyszą do dziś chęcią zemsty na nas Polaczkach, choć de facto Jaruzel umożliwił im ucieczkę z Raju Krat, który jednak oni gorliwie współtworzyli. Ogólnie uważam że czasy opisane w Biblii to przeszłość, ale złe duchy chętnie dążą do powtórki z tej przeszłości. Temu nadchodzącemu szybko armagedonowi chętnie bym zapobiegł, ale nie wiem jak.
U mojej śp. Babci, tej ruskiej, był lep na muchy na parapecie, biedaczki wpadały seryjnie :-)
PS. Andrzej Wajda, suwalczanin, nakręcił był onegdaj film pt. Polowanie na Muchy. Kluczowym momentem filmu było wystąpienie zespołu Big Beat "Bliscy Płaczu". Genialny film o PRL, ale nie tylko o PRL, bo ambicje wielkości są zawsze i wszędzie. Pod każdą szerokością i długością geograficzną :-)
I nie zapomnijmy o niezłej roli pewnej anonimowej muchy w Pociągu do Hollywood ...
Kocham USA, za jej totalną wolność, obwarowaną jednak free access to guns. Co prawda nie importowałbym wszystkich ich hamerykanów, rozwiązań do Lechistanu. Guns to obosieczna broń. Ale widząc jak lechici się meczyli podczas powstań nie mając broni uważam, że my wszyscy powinniśmy mieć easy access to guns and roses :-)
Dawniej też były takie problemy: http://blog.zbyszeks.pl/1406/konfucjusz/
"Ministerstwo Wojny" -oczywiście "Ministerstwo Pokoju". Jak u Orwella.
Słyszałem, że za PRLu, było dużo lepiej, nie można było nadawać niepolskich nazw , np firmie, restauracji itd., a nawet imion, dziennikarze starali się mówić czystą polszczyzną itd.
Tak -za PRL było lepiej z olimpiadami matematycznymi, z poziomem nauczania przedmiotów przyrodniczych, z językiem. Co nie znaczy że za PRL było lepiej.
Może to wynika z charakteru człowieka, że jak czego nie ma, to bardzo tego pragnie, a jak ma, to ignoruje. Czyż z tego nie wzięło się przekonanie, że to co zdobędziemy pracą, wyrzeczeniami, dbamy o to i szanujemy, a to co się dostanie w prezencie, lub znajdzie, zaniedbujemy, albo wyrzucamy.
Przywołajmy definicję pojecia szczepionka:
(...)Szczepionka to preparat, który w założeniu imituje naturalną infekcję i prowadzi do rozwoju odporności analogicznej do tej którą uzyskuje organizm w czasie pierwszego kontaktu z prawdziwym drobnoustrojem - bakterią lub wirusem.(...)
Preparat genetyczny na bazie technologii mRNA spełnia warunek zawarty w definicji pojęcia "szczepionki", bo to nie to decyduje w jakiej technologii wytworzono preparat, ale zgodność skutków jego zastosowania, ze skutkami tradycyjnych szczepionek przygotowanych z inaktywowanej lub osłabionej postaci czynnika sprawczego lub z jego składników, lub produktów.
Weźmy przykład samolotu.
Definicja samolotu:
(...)Samolot – załogowy bądź bezzałogowy statek powietrzny cięższy od powietrza (aerodyna), utrzymujący się w powietrzu dzięki sile nośnej wytwarzanej za pomocą nieruchomych, w danych warunkach, względem statku skrzydeł. Ciąg potrzebny do utrzymania prędkości w locie poziomym wytwarzany jest przez jeden lub więcej silników.(...)
Pierwszy samolot samolot napędzany był silnikiem tłokowym. Potem konstrucje tego statku powietrznego się zmieniały i obecnie duża część samolotów wyposażonych jest w róznego rodzaju silniki odrzutowe.
Czy zmiana napędu i konstrukcji statków powietrznych zmieniała ich nazwę? Nie, bo te zmiany nie zmieniały istoty statków powietrznych z silnikami, niezależnie od tego jaki silnik wypełniał tę samą rolę(wytwarzanie ciągu), co ten w pierwszym samolocie.
"Preparat genetyczny na bazie technologii mRNA spełnia warunek zawarty w definicji pojęcia "szczepionki", bo to nie to decyduje w jakiej technologii wytworzono preparat, ale zgodność skutków jego zastosowania, ze skutkami tradycyjnych szczepionek "
-ja podam inny przykład różnicy między szczepionką, a preparatem "szczepionkopodobnym".
szczepionka to odpowiednio przygotowany wirus, czy bakteria, która ma ograniczone możliwości "rozrodcze", podana do organizmu, powoduje stan alarmowy, organizm ją sobie "zbada" i 'zapamięta" jego parametry, czyli wprowadzi do swojej "bazy danych", że osobniki o takich cechach należy unicestwić.
-preparat nie uczy organizmu kto jest wrogiem, jak należy go unicestwić, tylko o nim opowiada, na tej podstawie organizm ma znaleźć intruza, nie mając doświadczenia, to tak jakbyśmy kazali psu szukać kogoś, czy czegoś na podstawie opisu, a nie zapachu, którego doświadczył.
Czyż nie widać, że ta sztuczna szczepionka, która miała być rewolucją, dająca odporność, wręcz "nieśmiertelność" już po pierwszej dawce, okazała się wielką pomyłką, a właściwie przekrętem, bez należytego testowania została dopuszczona do stosowania. Okazuje się, że musimy się szczepić tym preparatem nie jeden raz, a kilka, mówi się nawet, że co kilka miesięcy, a wielu ludzi mimo to umiera i to z powodu tej "super szczepionki", na zawały, zakrzepice etc.
-przykład z samolotem chybiony, bo on mimo to istnieje, na nim uczą się ludzie latać, ciekawe kto by poleciał samolotem, którego pilot nauczył się latać tylko na symulatorze, no ?
-ten genetyczny preparat jest takim symulatorem dla organizmu, stąd nie jest tak skuteczny, a wręcz zabójczy.