W starym numerze Wysokich Obcasów z 23.01.21 przeczytałam felieton pani Janiny Bąk na temat szczepień. Ładna młoda dziewczyna reklamuje się jak może ujawniając, że przez pięć lat uczyła statystyki i metodologii badań w Trinity Colege w Dublinie. Miałam nadzieję, że w Dublinie uczą tej samej statystyki co nad Wisłą i na całym świecie i że pani Bąk spróbuje przekonać szerokie grono czytelników do szczepień przybliżając im te, znane jej doskonale, metody. Pomyliłam się.
Pani Bąk pisze: „ Uznałam za oczywiste, że wiara w naukę i naukowców powinna być automatyczna, samowystarczalna, że nie musimy nikomu tłumaczyć, co robimy i dlaczego, niech świat po prostu przyjmie, że zawsze mamy rację”.
A jednak pani Bąk tym razem nie ma racji. Naukowcy wiele razy mylili się i to bardzo. I to nie tylko naukowcy sowieccy.
Pozwolę sobie zacytować obszerne fragmenty świetnego tekstu nieżyjącego już niestety Piotra Skórzyńskiego zatytułowanego:„ „Nauka I błąd” a drukowanego w 1998 roku w „Archiwum Akademickim”.
„Nauce nieraz mocno dała się we znaki filozofia. Anegdotyczna jest wpadka Hegla, który w 1800 roku ogłosił, że choć definicja planety zmieniła się od czasu Ptolemeusza, to jednak, filozoficznie rzecz ujmując, satelitów Słońca może być tylko siedem. Kilka tygodni później odkryto ósmego satelitę Słońca - planetoidę Ceres.
Mniej zabawne konsekwencje miała filozofia jego ucznia, Marksa. Marksizm zakłada plastyczność natury ludzkiej, którą trzeba ulepszyć za pomocą inżynierii społecznej. Dlatego jest całkiem prawdopodobne, że wymordowanie genetyków rosyjskich za poduszczeniem Trofima Łysenki było uzasadnione właśnie tym, iż sprzeciwiali się oni teorii o bezpośrednim dziedziczeniu cech nabytych, która miała zmienić całą przyrodę, według wskazówek Biura Politycznego WKP(b). (-)
Kompromitujące błędy zdarzały się największym: Galileusz zanegował istnienie komet, bo nie mógł ich dostrzec przez swoją prymitywną lunetę, z kolei Lavoisier stanowczo zaprzeczał istnieniu meteorytów: bo każdy wie, że w niebie nie ma kamieni. (-)
Historia medycyny z natury rzeczy niejako obfituje w różne dramatyczne epizody. (-) Prawdziwą tragedią była sprawa Ignacego Semmelweisa, lekarza węgierskiego, żyjącego w latach 1818-1865. Pracując w wiedeńskiej klinice położniczej spostrzegł on ogromną różnicę w śmiertelności kobiet rodzących na sali, gdzie często prano i zmieniano pościel, a oddziałem dla kobiet ubogich, gdzie czyniono to rzadko. Na podstawie ksiąg szpitalnych wykazał statystycznie, że gorączka popołogowa wiąże się nieodmiennie z brudną pościelą. Ale całe środowisko lekarskie zareagowało drwinami: odrzucono jego habilitację i nie odnowiono asystentury. Musiał opuścić Wiedeń. W 1861 r. wydał własnym sumptem opracowanie swoich badań, ale kliniki niemieckie zorganizowały prawdziwy bojkot jego osoby. Przez cztery lata pisał listy prywatne, jak również listy otwarte, prowadząc samotną kampanię w obronie życia milionów kobiet, aż w końcu załamał się nerwowo i wkrótce potem zmarł w zakładzie dla umysłowo chorych. Dopiero po jego śmierci różne autorytety zaczęły półgębkiem wspominać, że "być może coś w tym jest" i po paru kolejnych latach jego odkrycia znalazły popleczników.”
Łatwo się domyślić ile istnień ludzkich udałoby się ocalić gdyby wiedeńscy i niemieccy naukowcy nie uważali się, jak pani Bąk, za nieomylnych.
Co do Covid-19, szczepionek, ich skuteczności i komplikacji z nimi związanymi. Telewizja PL1.TV dotarła do zamkniętego tajnego forum internetowego lekarzy. Lekarze ujawniają tam komplikacje które po przyjęciu szczepionki dotknęły ich samych oraz ich pacjentów. Komplikacje te ukrywają jednak przed opinią publiczną, radzą żeby się do nich nie przyznawać, radzą również sobie nawzajem żeby na czas szczepienia brać kilkudniowy urlop aby nie zdradzić się przed otoczeniem dolegliwościami i skrajnym osłabieniem. Omerta dotycząca szczepień jest wiec bardzo ścisła i konsekwentna.
Prawie wszyscy lekarze i naukowcy gorliwie agitują za szczepieniami nie dopuszczając do jakiejkolwiek dyskusji na forum publicznym na temat szczepionek oraz ich wad i zalet. Oznacza to, że lekarze i naukowcy podporządkowali się cenzurze jak za dobrych komunistycznych czasów kiedy wszyscy naukowcy, przede wszystkim socjolodzy i filozofowie prywatnie drwili sobie z marksizmu lecz gorliwie pisali na jego temat dysertacje naukowe. Wszyscy przyrodnicy wiedzieli również, że teorie Łysenki to brednie lecz nikt nie odważył się tego powiedzieć publicznie.
Problemy związane z pandemią są obecnie objęte podobnie ścisłą cenzurą. Ludzie zgłaszający wątpliwości spotykają się z drwinami a w środowisku naukowym z pogardą i ostracyzmem.
Pani Bak otwarcie pisze: „Niegdyś było we mnie mnóstwo pogardy i arogancji ale teraz jest więcej strachu”. Oraz :„Chodzi o osiągnięcie takiego poziomu odporności stadnej, by bezpieczni byli również ci , którzy nie mogą się zaszczepić”. Dobrze widać pogardę pani Bąk dla nienaukowej gawiedzi. Pani matematyk i statystyk ( matematyczka i statystyczka jak o sobie pisze, widać oszlifowano ją skutecznie w GW ) nie rozumie, że w odniesieniu do ludzi niestosowny jest termin „odporność stadna” stosowany w zootechnice wyłącznie w odniesieniu do zwierząt, do bydła. Ludzie nie tworzą stada, ludzie tworzą społeczność, grupę. Właściwym terminem jest zatem „odporność populacyjna” lub „odporność grupowa”. Wydaje się nie rozumieć również, że jak podobno mówił Einstein: „nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi”.
W 1927 roku francuski pisarz Julien Benda wydał książkę pt. „Zdrada klerków”, w której oskarżał współczesnych sobie intelektualistów o związki z polityką i lekceważący stosunek do prawdy. W 1961 roku amerykański filozof Thomas Molnar napisał książkę pt. „The decline of the intellectual” (Upadek intelektualistów). Molnar twierdzi, że od czasów Oświecenia naukowcy zamiast poszukiwać prawdy chcą manipulować człowiekiem. Dotyczy to również naukowców XXI wieku.
Prawda ich nie interesuje i właśnie na tym polega ich zdrada.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 11815
W tym sporze z żalem muszę przyznać rację Adminowi.
Elektrowstrząsy miały naprawdę bardzo dużą skuteczność.
W byłym Związku Radzieckim w stu procentach, leczyły wszystkich z awersji do komunizmu.
tu w zasadzie nie chodzi już nawet o te "szczepionki" -- de facto będące jakimiś zajzajerami o nieznanym a podejrzanym składzie, a nie szczepionkami w dawnym znaczeniu tego słowa -- co o pełną dobrowolność wszelakich zabiegów medycznych, ze szczepieniem włącznie. Znaczy: żebym miał prawo się nie zaszczepić nawet wtedy, gdybym miał 100% pewność (popartą wielorakimi dowodami), że jakaś szczepionka byłaby dla mnie korzystna. Tak, żebym mógł "uprzejmie podziękować" za coś, co mogłoby być dla mnie może i dobre -- po prostu dlatego, że "nie potrzebuję". I żeby nawet nie nakłaniano mnie do tego, a uszanowano moje "nie". Jako wolnego, suwerennego człowieka.
Rozumie Pan?
podparł się wypowiedzią prof. Pyrcia. Dzisiaj jesteśmy krok dalej; https://naukawpolsce.pap…
Ciekawe, że to akurat polszczyzna jest w ostatnich latach tak gwałcona, chyba w celu unifikacji z czeskim (bo to w czeskim mamy np. termin "doktorka"; po polsku powiemy "pani doktor"). Tymczasem bezpośrednio "u samych źródeł" tych politpoprawnych bredni wcale nie ma takiego trendu! W angielszczyźnie (o ile mi coś nie umnkęło) nie ma "sfeminizowanych" określeń żadnego zawodu o nazwie kończącej się na "-ist". A więc jest "psychologist", ale angielskiego odpowiednika lansowanej obecnie w Polsce (bardzo nachalne to jest np. na stronach Onetu) "psycholożki" po prostu nie ma. Podobnie nie ma -- i chyba nie będzie -- "archeolożki" czy "scenografki", ani "fotografki".
Również innych terminów, wydawałoby się "ewidentnych kandydatów" do takiej operacji, Anglosasi nie feminizują; np. wprawdzie jest w powszechnym użyciu "actor" i "actress", ale już formy "directress" (od "director') nie ma -- po prostu nie używa się jej, ani nikt tego nie proponuje -- podobnie jak jest "singer", ale "formy żeńskiej" od niego również nie ma! Czemu? Widocznie nie ma takiej potrzeby, aby nachalnie zaznaczać, że np. Mrs. Brown nie jest ot, takim zwykłym "reżyserem", ale "reżyserką"! Czyli -- po polsku -- tą budką, w której siedzi realizator jakiegoś widowiska.
Takich przykładów można podać jeszcze wiele -- i są one widocznymi przykładami, jak nadgorliwi są nadwiślańscy hunwejbini politycznej poprawności.
Aha, z "fleksyjności"? Jest jakiś przepis, który narzuca odmianę "w językach fleksyjnych" ("z definicji")? To proszę się nań powołać.
A' propos: czy "maskulinizację" terminów takich, jak np. "kierowca", "artysta", "polonista" również Pan zaproponuje "z definicji"?
Tak nieśmialo wtrącę, że do szczepienia na c19 może mieć Pani taki stosunek, jak ja do noszenia spódnic: nie chcę więc nie noszę, nie chcę więc się nie szczepię. Bez dorabiania teorii o skutkach ubocznych podwiewania czy zdarcia z pupy gdy wychodząc z autobusu idący za mną Łysenko niechcący nastąpi na opadający po schodkach tren.
Odnoszę wrażenie, że wyjątkowo męczy się Pani nie szczepiąc się. Ja - przykładowo, dla odmiany - wcale się nie męczę gdy nic robię, ale męczyłbym się gdybym miał zrobić, ale miesiącami lekceważył.
To jak to jest z Panią? Luzik czy zerka pani na wiszący miecz?
Wie Pani - dziś sześćdziesiąt tysięcy dzieci na świecie umrze z braku wody. Luzik to jest wtedy gdy nawet o tym nie pomyślimy...
Ale jeśli zrezygnuje Pani z żeglowania, a regularnie powraca do żagli i nieustannie wykazuje jaka to była słuszna i potrzebna decyzja, to rezygnacja zaczyna
wydawać się problemem większym od żeglowania.
Proszę przeczytać wpis Komentatora z godz. 11.53.
Powinien Pan zrozumieć o co toczy się spór.
Doskonale rozumiem o co chodzi. Dokładnie o to samo co antyszczepionkowcom w XVIII i XIX w. Jest jedna istotna ròżnica, niebyło wtedy mediów, a antyszczepionkowa propaganda wynosiła prowodyrów na stołki. Dziś każdy może skrobać w internecie, nie zastanawiając się w zasadzie w jakim celu. Też ktoś do tego nawołuje i lobbuje, ale że dzięki tym samym mediom można to oszacować i ocenić z punktu widzenia bezpieczeństwa publicznego, władze państw zajęte normalnymi zajęciami dają temu spokój, traktują jako marginalne i niegroźne. Nazywane telewizjami vlogi mają swoich zwolenników, akurat tylu, by z subòw, lajków i patronajtów mieć na swoje gaże. Nie zawadzi teź przy okazji dowalić rządowi, ale to mieści się ww. wsparciu finansowym i historycznie miało miejsce w ostatnich 2 wiekach.
Niezbyt długi tekst, proszę przeczytać.
https://www.ncbi.nlm.nih…
"Zatem, niezależnie od Pana rzeczywistych kompetencji oraz kompetencji Pana współmieszkańców w poruszanej tematyce, właśnie osiągnął Pan zerowy poziom wiarygodności."
============
Szanowny Panie, w temacie szczepień i wirusów jestem rekordowo niewiarygodny. Nie tylko kompletnie nie znam się na wirusach, ale na tysiącach innych spraw również. Podobnie lekarze w mojej rodzinie - zero przecinek zero, nic z wirusologii, mało tego, nie mają najmniejszego zamiaru czegokolwiek z tego tematu czytać! Dwa podręczniki, które mieli sprzedali jeszcze na studiach, w dniu otrzymania zaliczeń. Uwierzy Pan? Murarz domy buduje, krawiec szyje ubrania - tak działa od początku ten świat. Mam zaufanie do kompetentnych ludzi i jestem podobnie jak cała rodzina zaszczepiony. To działa w dwie strony; inni mają zaufanie do moich kompetencji, i jak przyłożę pieczątkę czują się bezpiecznie. Co do Pana komentarza, w którym wyjeżdża Pan z komuchami, ich progeniturą i na dodatek z Armią Czerwoną, to mnie Pan zaskoczył, odbiega Pan zdecydowanie od portretu psychologicznego typowego (światowego) antyszczepionkowca - tamci są jakby to powiedzieć, no, bardziej dowcipni i rzeczowi.
Niezamożny gość postanowił, ot dla lansu, się wybrać do drogiej restauracji. Czytając menu stwierdził, że stać go jedynie na bułkę. Zamówił i po dłuższym oczekiwaniu otrzymał pieczywo na gustownym talerzu. Bułka była mokra. Ponieważ gość w trakcie oczekiwania zdążył się już poczuć jak bywalec, zaczął rugać kelnera na czym świat stoi. Na co kelner na całą salę: "A odczep się Pan! Co Pan myślisz, że jak ja niesę na salę sześć talerzy z gorącym daniem i bułkę pod pachą to się nie mogę spocić?!" koniec
P.S.: Wszelkie skojarzenia z zaistniałymi sytuacjami są nieuprawnione oczywiście.