Starają się jak mogą – wyjaśniają, edukują, uspokajają i zbywają żartem. Tak, bo dobrze wiedzą, co jest najgroźniejsze.
Puste ulice, ruch praktycznie zamarł. W sklepach i marketach na podłogach zaznaczone linie oznaczające odstępy dla tych przed kasą. Klienci posłusznie przestrzegają dystansów. Bo się boją. Krnąbrni zawsze Polacy nagle spokornieli? Bo za kasą siedzi zła hitlerka, która wrzeszczy, jak zrobisz niewłaściwy krok? To nie tak – ona boi się jeszcze bardziej. Chociaż zainstalowali jej szybkę z pleksiglasu, dali niebieskie rękawiczki, płyn na mikroby i szmatkę do przecierania. A jeszcze wczoraj cały handel przedłużał godziny otwarcia. Dzisiaj zamyka wcześniej. O piątej... a nawet o trzeciej. Nie ma sensu trzymać otwarte, bo po południu już większość siedzi w domach. Po ulicach krążą puste autobusy, puste tramwaje i trolejbusy.
Świat wokół zamarł w oczekiwaniu na nieuniknione.
Tak jest na prawdę. To nie wyszukiwanie tych, których wirus dopadł i nie izolowanie ich w kwarantannach jest najważniejsze, lecz panowanie nad wszystkimi, którzy ciągle są na granicy histerii.
Panowanie nad milionami Polaków, którzy po prostu się boją. Którzy od paru tygodniu dzień i noc są w stanie wielkiego, często podświadomego niepokoju, tylko z jednym pytaniem – kiedy mnie dopadnie.
Pech chciał, że gdy jak grom z jasnego nieba spadł koronawirus na wczesnym przedwiośniu, to już szalała grypa i klasyczne o tej porze każdego roku przeziębienia. Parę milionów obywateli kichało, smarkało, kaszlało, źle się czuło i chrypiało. Takie normalne wiosenne, jak i jesienne przypadłości. Lecz już ich tak nie widzimy i tradycyjnie lekceważymy, kiedy za rogiem, a dokładniej metr od ciebie czai się koronawirus.
Na dodatek paru nierozsądnych naukowców i lekarzy już zawyrokowało – ten wirus praktycznie ogarnie 100% populacji. To nie ważne, że zaraz dodali, iż w zdecydowanej większości będzie to albo forma kompletnie bezobjawowa, lub lekka, czyli właśnie kichanie, kaszelek, drapanie w gardle i ogólne rozbicie. Czyli własnie to, co parę milionów rodaków dokładnie przeżywa. Tylko.... że codziennie przychodzi informacja o kolejnych zmarłych. I nie ma już pocieszenia, że to tylko nieszczęśni osiemdziesięciolatkowie, ale już młodzi i bardzo młodzi umierają.
Więc co ze mną? Kiedy ja?
Stan permanentnego niepokoju, tym większego, że zagrożenie jest niewidzialne – to nie wysypka na całym ciele, nieustanna biegunka i wymioty, albo czarne plamy na twarzy – to napastnik dobrze zamaskowany i podstępny: coroczny kaszel i katar, wiosenne łamanie w kościach, czyli odwieczne, towarzyszące nam przez całe życie przeziębienie.
Aż jest już za późno.
Na dodatek wielu ma przeróżne inne choroby; ciężkie i mniej ciężkie; przewlekłe, takie z którymi można długo i szczęśliwie żyć, albo takie, że trzeba każdego dnia bardzo uważać. Jak cukrzyca typu 2, nadciśnienie, alergie. Z pytaniem do pana doktora w TV dzwoni pani z uszkodzeniem wątroby. Dzwoni młody człowiek z łuszczycą. I inni z reumatyzmem. Pytają, bo się boją, czy przez te trywialne schorzenia są teraz bardziej narażeni na atak koronawirusa.
Nasze polskie, pomysłowe tęgie głowy kombinują – jedyne skuteczne zabezpieczenie przed tym paskudztwem, to unikanie ludzi. Całkowita pustelnia... samotnia. Tylko kto tak może? 99,9% z nas ma rodziny, albo jest członkiem jakiejś rodziny. Poza tym trzeba kupować jedzenie, trochę się ruszać, a na drodze znienacka może pojawić się pieprzony nosiciel.
No dobrze, mamy więc te rodziny: mama, tata są w porządku – snują się po chacie, zero zagrożenia. Żona to inna bajka... pracuje. Ale to akurat profesjonalistka. Wie jak się zabezpieczać. Tak? A jeśli nagle staje przed nią pacjent, duży facet i z uśmiechem na gębie opowiada, że właśnie wrócił ze Szwecji. Godzinna akcja ratowania przed zawałem, bo oto przyszedł gość z kwarantanny, prowadzi do informacji, że to kierowca TIRa, a ci kwarantannie nie podlegają. Co za ulga! Bo ci dzielni drajwerzy, władza to zapewnia, nigdy, przenigdy wirusów nie łapią.
A do tego wiadomo, że wnuczka potajemnie spotyka się z koleżankami. Jak zresztą większość dzieciaków, które nie są przykute łańcuchem do haka, którego właśnie zabetonowałem w ścianie nośnej. Te dzieciaki to podobno najwięksi roznosiciele zarazy, bo nic po nich nie widać.
No i co? Bezpieczna rodzinka?
A na dodatek takie, jakże typowe w naszym kraju kwiatki. Facet w Giżycku też powrócił ze Szwecji. Ale nie kierowca, więc dostał dwa tygodnie obowiązkowej kwarantanny. Forsa mu się skończyła, dalej już nie mógł zamawiać pizzy, więc wskoczył w buty i udał się do kantoru, by te szwedzkie korony wymienić na przyzwoite pieniądze. Niedaleko miał – trzy przystanki autobusowe. W kantorze na szczęście dopadła go policja.
Biedak bronił się dając przykład jeszcze większego i znacznie bardziej niebezpiecznego idioty, bo ważnego, który sobie wrócił z Włoch, jądra zarazy i jak gdyby nigdy nic udał się na obrady, gdzie w niedużym pomieszczeniu miał setkę kolegów i koleżanek. Aha, gość był na tyle przyzwoity, że najpierw w świetle kamer umył sobie ręce.
Wniosek z tego jeden – praktycznie nie ma szans, by skutecznie obronić się przed zarazą. Wszyscy mniej lub bardziej jesteśmy na wirusa narażeni.
Czyli jak to w życiu – o wszystkim decyduje przypadek – orzeł, czy reszka – szczęście, czy pech.
Czy to nie wystarczy, by wiele milionów Polaków było w solidnym stresie, w nieustannym niepokoju, na granicy histerii i paniki.
Atak jest niewidzialny i niezrozumiały. Podstępny i losowy. Może nadejść w każdej chwili i w każdym miejscu. I jesteśmy tacy bezradni...
To właśnie z tym musi najbardziej teraz zmagać się władza, chociaż otwarcie o tym nie mówi. Stosuje psychologiczne przykrywki. Patrzcie jak inni mają znacznie gorzej. Jak ich niefrasobliwość zabija. A my jesteśmy przezorni i mamy lepiej! Mamy lepiej!
Do tego jeszcze budujemy dla gospodarki, ba, dla całego państwa tarczę gospodarczej pomocy. Fakt, tylko na tyle, na ile nas stać. Więc się nie bójcie, nie zginiecie z głodu, bezrobocia, długów aż do śmierci.
Symptomatyczne, że w tym temacie najgłośniej protestują właściciele, przedsiębiorcy i ci najlepiej zarabiający. Wrzeszczą, że to ich najbardziej trzeba chronić. To oni nie chcą nic stracić... a może nawet chcą nieco zarobić, windując ceny gdzie się da i ile się da. Klasyczne faryzeuszostwo bogaczy. A to oni nie chcą mówić o tym, że to właśnie ich pieniądze:
"Na koniec 2018 roku stan oszczędności Polaków na rachunkach bankowych osiągnął rekordową kwotę 828 mld zł."
( https://najlepszelokaty.pl/oszczednosci-polakow-w-bankach )
A te pieniądze ulokowane w bankach to tylko ułamek majątku: gruntów, nieruchomości, dóbr trwałych i dóbr ruchomych. I co tam jeszcze mają.
Państwo deklaruje pomoc w wysokości 212 miliardów, ale oni swojej kasy nie ruszą. Ciężko na nią pracowali. Albo kradli.
Tylko w tym wszystkim, w tym globalnym kryzysie to nie o to chodzi. Przynajmniej dla przeciętnego człowieka.
Polacy nie są szczególnie bojaźliwi, lecz dzisiaj wielu z nich to kłębek nerwów.
Bo tak na prawdę, dla każdego, nawet jeśli sam przed sobą tego nie precyzuje, chodzi przecież o najważniejsze, o ludzkie życie.
.
Jedynym sposobem zatrzymania epidemii korona wirusa okazała się kwarantanna. Tak jak w średniowieczu ☺
Tylko, że w dzisiejszych czasach, utrzymanie ścisłej kwarantanny jest niesłychanie trudne. Przecież całe pokolenia były wychowywane w filozofii Rubta co chceta.
A do tego cały ten neo-liberalizm, który właściwie jest libertynizmem.
A i tak jestem pełen podziwu dla dyscypliny Polaków.
Tak, jest Pan jednym z wielu podchodzących do tego co się dzieje od strony materialistycznej. IMO, raczej prędzej niż później doczekamy uklęknięcia, i to na obydwa kolana, nie tylko jednostek ale całych narodów.
Niejako przy okazji: wczoraj TVP Info transmitowało o 18:00 modlitwę Papieża o ustanie pandemii. Jak wyczytałem w necie, transmitowana była do 130 krajów. Nie wiem, czy jeszcze któraś z tych 100 telewizji zrobiła (włoska, niemiecka, francuska czeska, słowacka, austriacka - nie zrobiła) taki numer jak ta (heh) nasza (???). Podczas całej godziny trwania, podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu, podczas Błogosławieństwa Światu - w czasie najwyższego modlitewnego skupienia, na 1/3 ekranu, na wysokości połowy Monstrancji, na połowie ołtarza, wyświetlono 4 piętra wyświetlających absolutne BZDETY ruchomych pasków. Pod tłumaczką języka migowego pokaz slajdów z reklamą programów TVP, z "W tyle wizji na czele". Absolutny brak wyczucia, albo sabotaż. Kto tą telewizją kręci?
1. Emeryci nie protestują, bo swoje marne grosze dostaną.
2. Pracownicy najemni tak długo protestować nie będą, jak długo swoje będą dostawać. Im dłużej nie będą pracować i swoje dostawać, tym bardziej nie będą protestować.
3. Protestują ci, którym może zabraknąć na wypłaty dla swoich pracowników. Protestują, zanim im zabraknie na wypłaty dla swoich ludzi i na tym polega odpowiedzialność. Wcale się przy tym nie dziwię, że przy okazji są oni najlepiej zarabiającymi, bo na tym polega przedsiębiorczość, że ma się i pieniądze i zdolność przewidywania najbliższej przyszłości. Oczywiście mogli by NIE protestować i 31.03 wywalić ludzi na bruk, bo sami - co oczywiste - nie umrą z głodu. Tak sobie myślę, że oni myślą, że lepiej protestować i nie wywalać ludzi niż nie protestować i wywalać. Złodzieje.
Kolega z pracy mówi, że gdy z żoną lekko przyoszczędzą, to mogą miesięcznie odłożyć 25 tysięcy złotych. Nie protestuje.
Zawsze umierali. Na koronawirusa też, tylko zapomniał Pan dodać, że to pod względem wieku jest wyjątkiem, a pod względem chorób potwierdzeniem reguły.
Np.27-lat z Włoch umarł "młody i zdrowy" tylko, że na sekcji okazało się, że miał białaczkę limfoblastyczną, czyli miał wyrok a egzekucję w krótkim czasie, prawdopodobnie w czasie infekcji innej niż propagowana w TV.
a co to ma do strachu, niepokoju i stresu. Myśli pan, że młodzi się mniej boją. A we Włoszech, jak właśnie widziałem, emocje osiągnęły zenit, cierpliwość się kończy i tylko czekać, jak zaczną się zamieszki. Tyle co do młodych nietykalnych.
Celem nie jest zerowa ilość nosicieli wirusa. Celem jest taka populacja uodpornionych by nie byli nosicielami. Dlatego dobra jest decyzja, że nie paraliżujemy transportu. Zła, że paraliżujemy resztę kraju. Co innego izolowanie grupy ryzyka i rozsądne ograniczanie tempa zakażenia, co ludzie sami z siebie robią, a co innego dezorganizacja kraju.
To już teraz tylko teoretyzowanie, bo wiadomo, że dezorganizacja była niezbędna by był pretekst do walki o pieniądz.
Ad hoc wszystkich wrzutek się nie zweryfikuje ale pojawiają się informacje od ekspertów nieakredytowanych przy mediach za to z pierwszej linii frontu. Dlatego przytoczyłem wypowiedź zakaźnika, co leczy ludzi i "nie przejmuje się", że koronawirusa się nie leczy antybiotykami. Włosi mogą mieć wredniejszą odmianę (tak podają niektórzy) ale znając tryndy może być jednocześnie tak, że w panice nikt już nie myśli żeby osłuchać, o rtg klatki piersiowej nie wypada dzisiaj mówić bo jesteśmy nowocześni, od razu tomograf komputerowy i/lub OIOM i żarna procedury mielą. Wiemy, że nie wiemy co wiemy. Patrzę na zdjęcia w TV i widzę chwyty te same co z nachodźcami, z klimatyzmem i innymi zarazami.
https://wiadomosci.onet…
Puszczają do nas oko.
Można sobie trochę pospekulować.
A jak by Szanowny odpowiedział, oczywiście hipotetycznie tylko, na również hipotetyczne pytanie, bo zdaje się, ta anegdota tego również dotyczy, czy Wszechświat jest deterministyczny?
I co do cholery z moją wolną wolą? Tu dodaję, że jestem zatwardziałym neo-tomistą. A tu nagle w opowieści pojawia się fatum?? OK, rozumiem, że każdy matematyk MUSI być wyznawcą determinizmu. A jak mają kłopot z odpowiedzią, to podeprą się zasadą nieoznaczoności lub twierdzeniem o niezupełności i już wszystko gra.
Co ma wolna wola do matematyki ??? Niesamowite pytanie...
The gist of it is this: They say they have proved that if humans have free will, then elementary particles -- like atoms and electrons -- possess free will as well.
https://www.princeton.edu/news/2009/03/13/high-powered-mathematicians-take-free-will
I tu można również nieco sobie podumać:
https://philosophy.stackexchange.com/questions/11179/what-is-a-mathematical-description-of-free-will
DLATEGO WŁAŚNIE ZAWSZE STAWIAM FILOZOFIĘ WYŻEJ NIŻ MATEMATYKA. BOGATSZA WYOBRAŹNIA (M.IN.)
Ps. A fin, spin i twin zostawimy na później?
Z funkcją schodkową spotkałem się dopiero jak już pracowałem na polibudzie, jak budowałem generator sygnału schodkowego do charakterografu ( na którym potem dobierałem sobie pary tranzystorów do końcówek mocy w systemie push-pull).
Przyznam, że dręczyły mnie punkty nieciągłości funkcji. Natomiast zwinięte wymiary wyobrażałem sobie z dużą łatwością.
To, że przestałem się w końcu wgłębiać, by zrozumieć, czy pojąć całą matematykę do końca, mimo, że z topologią nie miałem najmniejszych problemów, był wówczas brak możliwości dobrego zrozumienia algebry abstrakcyjnej.
A potem zainteresowania przerzuciłem na fizykę wg. Feynmana. Mam jeszcze z tamtych lat trzy tomy jego wykładów.
To były czasy...