Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

To były inne czasy Cz.1

jazgdyni, 30.10.2019
 


 
Lata 50-te, 60-te, 70-te .............. Stop. Wystarczy.
To moje dzieciństwo i młodość. To wtedy zostałem ukształtowany.
  
30 najważniejszych i najszczęśliwszych lat w życiu każdego.
Tylko, że wówczas było zupełnie inaczej. To były inne czasy. Wtedy, a teraz, to tak, jakby przenieść się z Arktyki na Karaiby,
Moje pokolenie dobrze rozumie, co mam na myśli.
 
 
Ci, którzy urodzili się po roku 1980 nie potrafią sobie tego w pełni wyobrazić, bo do momentu transformacji byli dziećmi, a potem przez całe lata dziewięćdziesiąte, uczyli się wraz ze swoimi rodzicami, oraz rówieśnikami, jak żyć w nagle zupełnie innym świecie, intrygującym i obiecującym, lecz pełnym nowych pułapek. Nie mieli punktu odniesienia i porównania w stosunku do starszych pokoleń. Bo oni tamtych lat nie przeżyli...
 
Czy ktokolwiek z nas, z pokolenia powojennego boomu demograficznego, gdy nasi rodzice musieli odreagować lata okrutnej i przerażającej wojny i z radością nadganiali stracone lata, przypuszczał wówczas, przez te trzydzieści młodych lat, że kiedykolwiek może być inaczej?
Oczywiście, że nie. Większość z nas zachowała zdrowy rozsądek, nie była zmanipulowana i zdobyła odpowiednią wiedzę. Prawdziwą wiedzę, a nie tę sowiecką. A sączono ją wszystkim nieustannie.
 
Czy młodsi wiedzą, co to były kołchoźniki? Wątpię. Większość miast, osiedli, a nawet wiele wsi, było osieciowane kablami, do których były podłączone wielkie metalowe głośniki (szczekaczki lub kołchoźniki), przez które władza, konkretnie – partia – wydział propagandy, nadawała swój program, czy ktoś chciał, czy nie, wyłączyć się nie dawało, zachwalający i uczący, jak piękny jest komunizm, jaki wspaniały raj będzie wkrótce, gdy u boku Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, wytężoną pracą dołożymy starań. Codziennie puszczano wszystkim pieśń - "Dziś lud roboczy wsi i miasta, W jedności swojej stwarza moc, Co się po ziemi wszerz rozrasta, Jak świt, łamiący wieków noc... Bój to będzie ostatni, Krwawy skończy się trud..."
Abyśmy przypadkiem nie zapomnieli.
 
Może, gdybyśmy nie byli Polakami, z naszym bagażem powstań, walki i oporu, z rozbiorami, które jednak nie pozbawiły nas narodowej tożsamości, to ci sowieci nasłani na Polskę uzupełnieni przez ich lokalnych pachołków, coś więcej by zdziałali z naszą świadomością i światopoglądem.
Lecz my zawsze wiedzieliśmy swoje.
Przeszliśmy w tryb, wykształcony już przez stulecie niewoli, w tryb przetrwania.
 
Chcieliśmy żyć normalnie, mieć swoje radości i mieć swoje małe sukcesy.
 
Ponieważ urodziliśmy się już pod sowieckim butem z cuchnącą, owiniętą onucami nogą w środku, to mieliśmy spore trudności z wyobrażeniem sobie jak może być inaczej.
Długie rodzinne opowieści o Złotym Wieku Jagiellonów, o odwadze i poświęceniu powstańców traktowaliśmy w młodych latach, nieco jak legendy i baśnie. Piękne i wzruszające, lecz teraz widzę, że jednak pozostały z nami na całe życie, a po 1989 stanowiły podglebie postaw życiowych i przekonań. Lecz wcześniej tego nie wiedzieliśmy. To była taka sama wiedza, wpajana przez rodzinę, jak należy się zachować, jak mówić, cały ten nasz rycerski szacunek dla kobiet, Naturalny szacunek dla starszych. Jak zachowywać się przy stole. Jak w szkole...
 
Czy dzisiaj ktoś zaobserwuje, że gdy na ulicy ksiądz spieszył do chorego z ostatnim namaszczeniem, to ludzie na jego trasie przyklękali, schylali czoło i odmawiali krótką modlitwę?
Nie pamiętam, by w moim mieście, w ostatnich dziesięcioleciach coś takiego można by zobaczyć. A przecież wtedy, gdy to było coś naturalnego, był komunizm. Był socjalizm. Boga nie ma! A religia to opium dla mas. Lecz nawet najwyżsi komunistyczni "przywódcy" Polacy, po cichu, często w tajemnicy, chrzcili swoje dzieci w kościele. Urządzali huczne przyjęcia z okazji pierwszej komunii. Śluby kościelne brali...
 
O właśnie! To jeden ważny rys czasów mojego dzieciństwa i młodości. Przeważająca większość Polaków żyła w stanie rozdwojenia.
Każdy miał poglądy oficjalne, oraz poglądy prywatne. Poglądy prywatne były demonstrowane głównie w kręgu zaufanego otoczenia. Gdy złe ucho pochwyciło nasze słowa, które nie były zgodne z linią władzy, to w najbardziej łagodnym przypadku można było stracić pracę, a w najgorszym, spędzić wiele lat w ciężkim więzieniu, jednocześnie skazując na ruinę swoją rodzinę.
Trzeba było uważać, co się mówi i do kogo się mówi.
Same archiwa komunistycznych służb bezpieczeństwa dokumentują, że stałych współpracowników, tak zwanych TW (tajny współpracownik) było około 100 000. Jednakże historycy twierdzą, że jest to liczba mocno zaniżona.
Tak więc byliśmy, czujni, ostrożni i skryci.
 
Nieprawdą jest, jak mówią dzisiaj "bohaterowie" tamtych lat, których teraz, gdy już można, namnożyło się tysiące, że istniała powszechna nadzieja na zmianę i upadek komunizmu. Znacznie bardziej wierzyliśmy w III Wojnę Światową i okropnie baliśmy się (słusznie) bomby atomowej.
Osobiście miałem długie etapy koszmarów sennych, w których przykryty białym prześcieradłem czołgałem się do najbliższego schronu, albo nieskutecznie poszukiwałem bliskich.
 
Tych, którzy mimo represji i zagrożeń siepaczy komunizmu, walczyli z otwartą przyłbicą, firmowali opór i sprzeciw wobec narzuconej rzeczywistości była dosłownie garstka. Nie było w Polsce ogólnie znanych dysydentów. Zresztą ci nieliczni, jawnie walczący z komunizmem, nie wrócili do kraju po zakończeniu wojny, lub też przemycili się za żelazną kurtynę.
Tak, przemycili się. Bo legalnie praktycznie można było po świecie podróżować wyłącznie za zgodą państwa, konkretnie służb specjalnych, po uprzednim prześwietleniu chcącego jechać, wraz z jego rodziną, na dwa pokolenia wstecz. Tak, to kim byli i co robili dziadkowie było ważne, czy mogłeś opuścić kraj. Choćby na parę dni...
Normalni obywatele nie mogli trzymać paszportów w domu. Po każdym powrocie z zagranicy miałeś tydzień, by paszport zwrócić w biurze Milicji Obywatelskiej. A jak nie zwracałeś, to przyszli po niego. I po ciebie też.
 
Co tam wyjazdy za granicę; poruszanie się po kraju też było utrudnione.
Istniał tak zwany obowiązek meldunkowy. Każdy Polak, nawet mały osesek, musiał być zameldowany. Co to znaczyło? Państwo musiało dokładnie znać miejsce twojego pobytu. W każdej chwili. Twoje mieszkanie, twój dom, to miejsce stałego pobytu. Lecz gdy wyjechałeś, czy to w celach wypoczynkowych, albo na delegację, lub do sanatorium, to musiałeś wylegitymować się swoim dowodem osobistym, który wtedy nie był plastikową kartą, tylko zieloną paru stronicową książeczką, z wszystkimi twoimi danymi osobowymi, oczywiście z każdym zameldowaniem, oraz z pustymi stronami, gdzie państwowe urzędy mogły umieszczać swoje adnotacje.
I taki hotel, pensjonat, czy sanatorium automatycznie meldowały ciebie na czas pobytu. A gdy wyjechałeś gdzieś do rodziny, lub przyjaciół, czy nawet u obcych wynająłeś pokój, czy całe mieszkanie, to ty miałeś, pod groźbą kary, obowiązek zgłosić władzy swoje aktualne miejsce zamieszkania. Tak zwany pobyt tymczasowy.
Istniał jeszcze jeden sposób kontroli i manipulowania ruchem obywateli. To był nakaz pracy.
Nie za bardzo podobałeś się służbom; z przeróżnych powodów podpadłeś – a to zbyt jesteś religijny i za dużo modlisz się w kościele; kolegujesz się ze złymi ludźmi, którzy już mają kartotekę w Urzędzie Bezpieczeństwa, albo twój ojciec przed wojną był radykalnym wrogiem komunizmu, to gdy na przykład ukończyłeś Uniwersytet Wrocławski, dostawałeś skierowanie do pracy w Mrągowie na Mazurach. Nie było dyskusji.
 
Oczywiście, tak jak dzisiaj, co jest chyba permanentnym elementem życia w społeczeństwie, była korupcja, był nepotyzm, były, oszustwa, kradzieże i morderstwa. Może inaczej były rozłożone akcenty i waga przestępstw była inaczej ustalona.
Korupcja, łapówka z ręki do ręki, była bardzo niebezpieczna i raczej mniej znaczyła, niż tak zwane układy, a konkretnie bardzo cenny element ewentualnego dobrostanu – protekcja. Jeden telefon właściwej, odpowiednio postawionej, nie koniecznie wysoko – na przykład kierowniczki sklepu mięsnego, więcej znaczył, niż parę tysięcy w kopercie pod stołem.
 
Tak się żyło...
 
A mimo tego radowaliśmy się. Bawiliśmy... Więcej niż dzisiaj chodziliśmy do kina i do teatru. Telewizja nastała później. Znamy czasy bez telewizora. Wówczas liczyło się posiadanie dobrego radia. Mówiło się o heterodynie. Nie, nie, to nie było nic związanego z seksem, to była lampa elektroniczna, część radia, która zapewniała lepszy odbiór. A głównym celem posiadania domowego radioodbiornika, było nasłuchiwanie z poza Żelaznej Kurtyny, polskojęzycznych stacji – Radio Wolna Europa i Głos Ameryki. To był rodzinny sekret co drugiej rodziny, gdy wieczorem, przy spuszczonych zasłonach w oknach i zamkniętych drzwiach, kręcąc gałką strojenia, pewnie dzisiaj byśmy powiedzieli – wyszukiwania, delikatnie dostrajaliśmy się do tych zakazanych stacji. Nie było to wcale łatwe, bo władze zagłuszały te stacje, używając potężnych nadajników nadających wyłącznie paskudny łoskot.
My młodzi oczywiście też mieliśmy ukochaną stację. To było Radio Luxemburg. Faktycznie programy nadawane były ze stacji w tym księstwie, ale z przyczyn prawnych, była to pierwsza komercyjna stacja wielkiego monopolisty brytyjskiego BBC. Zresztą oni się z tym specjalnie nie kryli i z wczesnej młodości pamiętam zapowiedzi – Londyn bibisi, dablju dabju łan (London BBC 221). Oczywiście słuchaliśmy muzyki. Muzyki początkowo zwalczanej przez władze, jako imperialistyczny twór potwora (szatan raczej tu nie pasuje), tej samej kategorii, jak bikiniarze,kolorowe skarpetki i fryzura w "kaczy kuper" (a'la Elvis).
To był nasz powiew wolności i podróż do najbliższej galaktyki
Potem ci u góry, konkretnie ich spece od młodzieży,musieli młodym odpuścić i nawet sponsorowali to, co wówczas nazwano big beat.
Miałem to szczęście, że byłem Gdynianinem. Dzisiaj wyraźnie widzę, że to tu narodziła się polska muzyka młodzieżowa. Niebiesko-Czarni, Czerwone Gitary i dziesiątki innych.
Pewnie dlatego, że ojcowie, czy starsi bracia, albo wujkowie pracujący na morzu, przywozili z zachodu single i longpleje Elvisa, Armstronga, a potem Beatlesów, Kingsów, Animalsów, Rolling Stone'sów, Lulu, Troggsów... i co tam jeszcze było aktualnie na topie (Top 20 to ukochana audycja RL).
 
Mieliśmy więc swoje ulubione sprawy. Swoje fascynacje i marzenia. Nie byliśmy ponurzy i zgryźliwi, czy smutni lub przegrani.
Nie... wystarczyła pajda chleba z czymś tam w garści i gnaliśmy kopać piłkę, lub grać w palanta. Albo po prostu tłuc się namiętnie między "wrogimi" ulicami, lub po filmie Krzyżacy walić w zakute łby rycerzy z czarnym krzyżem.
Chyba to zostało najlepiej i najtrafniej uchwycone przez węgierskiego autora Ferenca Molnara w jego wówczas "kultowej" książce "Chłopcy z placu broni".
Tacy właśnie byliśmy. Czy bratanki Węgrzy, czy szczeniaki Polacy.
Teraz już wiem, że niczym nie różniliśmy się od wszystkich młodych na całym świecie. Czy to w Chinach, Brazylii, Syrii lub Nowym Jorku.
Mieliśmy swoje sprawy. Sprawy młodych na całym świecie.
Poszukiwania i odkrywania. Poznawanie życia. Burza hormonów... pierwsze miłości ,,, i takie tam.
 
Starając się żyć normalnie i przyzwoicie, a gdy o tym zapominaliśmy, lub wzięło nas na jakieś wybryki, to klaps matki, lub w poważniejszych sprawach pasek ojca, przypominały nam o właściwej drodze. Nie było (na szczęście) wtedy hodowania z nas stokrotek, co to palcem nie można dotknąć, nie było tolerowania dziecięcych wygłupów i złego zachowania. Kształtowano nas na porządnych ludzi. A co potem wyrastało, to już osobna sprawa. Ale mieliśmy szkołę życia – w domu, szkole i w kościele. I na ulicy...
Ulica to jest termin umowny. Mówiło się: - Idę na dwór. A w Małopolsce: - Idę na pole.
Żadne tam jak dzisiaj kluby, galerie, czy kawiarnie. Jak te młode głupki przesiadujące godzinami w Starbucksach nad kubkiem sojowego latte stukając w klawisze laptopów Apple MacBook (koniecznie – inne marki są obciachem).
I spędzając w gronie kumpli czas na tym "dworze" nikt nie zwracał uwagi w co jesteś ubrany, jaką masz fryzurę, czy ładnie przycięte paznokcie. Gdybyśmy wówczas zobaczyli gnojka z dzisiejszą fryzurką i śladem makijażu, spodniach jak rajstopy i w bucikach na gołe nogi, to miałby natychmiast przerąbane. Nie przeżyłby dnia.
My, od dzieciństwa młodzi buntownicy ( bo byli też nie-buntownicy, dzieciaki trzymane krótko za uzdę przez "starych", albo ci nieśmiali samotnicy, przeciw którym nie mieliśmy żadnej zadry), nienawidziliśmy unifikacji, standardów. Nienawidziliśmy"mundurków".
Oczywiście komuna nas, buntowników i indywidualistów usiłowała ogarnąć. Już niemalże od przedszkola. Były więc "Zuchy". Potem "Harcerze" i wreszcie Związek Socjalistycznej Młodzieży – najlepsza droga do kariery w Partii, a potem, jak cię sprawdzą, że na 100% jesteś swój, to kto wie, jak wysoko.
Niedawno opisałem pewien epizod z dzieciństwa, jak pewnego jesiennego wieczoru (Złota Polska Jesień to zawsze we wspomnieniach najwspanialsza pora roku), zaczailiśmy się i zaatakowaliśmy harcówkę przy szkole, gdzie harcerze w mundurkach mieli to swoje zebranie, czy jak tam to nazywali. Napisałem: - obrzuciliśmy kamieniami. Mój błąd. Rzucanie kamieniami było dla nas poważnym przestępstwem i bardzo niehonorowe. Obrzucało się wroga wyłącznie trawą, wyrwaną z grudką ziemi w korzeniach. Broń skuteczna, ale nie powodująca krzywdy.
Strasznie oburzył się jakiś młody idiota – patriota, jeden z tych śmiesznych ludzików, wściekłych na świat, że ominęły ich przygody i "przyjemności" tragicznych lat 1968, 1970 i 1980 – 1989. O 1956 nie wspominam, bo byłem nic nie rozumiejącym dzieckiem, a inne Radomie znam tylko ze słyszenia.
Więc ten młody idiota-patriota strasznie się oburzył na te moje sponiewieranie harcerzy (chłopcy zielone mundurki, dziewczynki szare (żadne spodnie, nie daj Boże)). Już złapał go na haczyk mit, jakie mozolnie zbudowało komunistyczne ZHP, jakoby było bastionem oporu wobec bolszewizmu. Ha, ha, ha. W harcerstwie, tak jak w ZMS robiło się fantastyczne kariery, jako młody komunistyczny narybek.
I my – chłopcy z ulicy – świetnie to wiedzieliśmy. Sami z siebie. No, może starsi koledzy przekazywali to młodszym.
 
Stale mieliśmy w sobie ten wewnętrzny, boski kompas. Większość Polaków go miała. Za wyjątkiem tych tradycyjnych, nieodwracalnie zarażonych wirusem bolszewizmu, oraz szubrawców – zdrajców, których niestety nasza nieszczęsna Ojczyzna miała w dziejach pod dostatkiem.
A komuna już hodowała następnych. Jak widać – wyhodowała.
Dzisiaj, 75 lat od nastania sowieckiej okupacji mamy tych Polaków-Niepolaków, zawsze gotowych sprzedać Polskę, za łyżkę kawioru albo kęs bratwursta, prawie 5 milionów. Na 38 milionów obywateli to chyba sporo. Czy ja wiem... 13 procent potencjalnych i aktywnych zdrajców.
 
 
 
CDN
 
.
 
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 16026
tricolour

tricolour

30.10.2019 14:04

W kwestii formalnej - heterodyna to generator obcowzbudny, dzięki któremu częstotliwość odbieraną - po zmieszaniu z częstotliwością heterodyny - zamieniamy na pośrednią, która łatwiej wzmocnić z kilku powodów. Więc zasadniczo to nie lampa, a idea.
jazgdyni

jazgdyni

30.10.2019 18:19

Dodane przez tricolour w odpowiedzi na W kwestii formalnej -

Co ty człowieku pitolisz? Elektronik amator, lub sowiecki, lub wikipedia? Pojęcia nie masz.
Mieszanie, stabilne generowanie lub też zdudnianie, czyli heterodyna nie mogła zaistnieć gdyby nie powstały lampy z wieloma siatkami w naszym polskim przypadku UCH21 (heterodyna+mieszacz) w Pionierze, czy ECH81 w kolejnych radiach. Więc co? Była ta hereodyna w lampie poziomu heksody, czy heptody, czy nie? A może istniała już wówczas heterodyna na tajemniczych scalakach?
Postudiuj chłopie historię elektroniki i radiokomunikacji. Zacznij od lampowej diody.
tricolour

tricolour

30.10.2019 19:04

Dodane przez jazgdyni w odpowiedzi na Co ty człowieku pitolisz?

Weź się, kolego, nie kompromituj, bo od elektronika wymagamy logicznego myślenia. Chciałeś błysnąć, ale się zesra...
Heterodyna to nie jest lampa. Heterodyna to jest generator (a do czego, to napisałem). Czy ten generator zbudowany jest na lampie, na tranzystorze czy na korbie lub diodzie Gunna, to rzecz wtórna. Wiec nie pajacuj, że heterodyna to lampa, bo to łgarstwo, kompromitacja i śmieszność dla inżyniera elektronika
Zapamiętaj do końca swoich dni: heterodyna to generator.
jazgdyni

jazgdyni

31.10.2019 04:11

Dodane przez tricolour w odpowiedzi na Weź się, kolego, nie

Chłopie - twoje zrozumienie sensu tekstu jest tragiczne. Po prostu intelektualnie nie ogarniasz i PAJACUJESZ wychwytując według ciebie nieścisłości. Więc po kolei. Bzdurą jest co piszesz, że heterodyna to generator. Bo generator to tylko część układu heterodyny, a wniosek z tego, że jednak nie masz pojęcia, co to jest heterodynowanie. Heterodyna jest układem dokładnie opisanym i składa się z jak najbardziej stabilnego generatora i miksera! Właśnie mikser, po polsku mieszacz, jest decydującym elementem powodującym wymieszanie dwóch sygnałów - przychodzącego ze stacji odbieranej i wytworzonego u nas, w naszym własnym źródle drugiego sygnału - generatorze - tak, że w rezultacie powstaje na wyjściu trzeci sygnał, będący rezultatem fizycznej reakcji pomiędzy dwiema falami o bliskich częstotliwościach. Rozumiesz teraz? Postudiuj jeszcze, co to jest pośrednia częstotliwość.
Ciężko było takie zjawisko uzyskać na prostych lampach typu dioda, czy trioda (ta pozwalała na modulację, ale już nie na mieszanie, czy zdudnianie). I dopiero, gdy zbudowano i rozpowszechniono elektroniczne lampy próżniowe o większej ilości siatek - elektrod można było uzyskać heterodynowanie. Takimi najpopularniejszymi lampami były pentody, czyli lampy, które posiadały trzy siatki.
Warto cię chłopie jeszcze nauczyć, że dzięki heterodynowaniu (właśnie w tylko jednej lampie, np. pentodzie) następowała przemiana, czy inaczej wytworzenie zupełnie nowej częstotliwości, będącej sumą albo różnicą częstotliwości sygnału z odbieranej stacji i naszego własnego generatora. Pojmujesz wreszcie? Generator to nie heterodyna. Jest on tylko częścią heterodyny.
Że też muszę laikowi, może nawet młodemu elektronikowi po Wikipedii tłumaczyć operacje na sygnałach radiowych z zastosowaniem historycznych lamp próżniowych.
A teraz najważniejsze - posiadacze radioodbiorników w tamtych czasach, w 99% nie mieli pojęcia jak co działa. Wiedzieli tylko, że już jest nowa lampa, którą powszechnie nazywano, również jak całe takie radio - heterodyną. Choć będąc twojego rodzaju upierdliwcem, powinno być superheterodyną. Ale to już było za długie.
Więc opuść swój ciasny i złośliwy umysł i jak chcesz uderzyć i wyśmiać, to się tumanie naucz na piątkę. Ja, tak się składa, miałem wykłady i zajęcia w laboratorium z wówczas tylko doktorem Gruszczyńskim, wielokrotnie nagradzanym naukowcem, między innymi autorem książki "Odbiorniki radiowe z przemianą częstotliwości". I konstrukcję i zasady działania odbiorników AM, FM i pozostałych modulacji, również z uwzględnieniem cyfrowych, czy to w komunikacji, czy choćby w radarach, mieliśmy świetnie opanowane. Oczywiście - jak się na studiach nie ślizgałeś.
Więc się dalej nie ośmieszaj publicznie, bo jak piszesz - "to łgarstwo, kompromitacja i śmieszność dla inżyniera elektronika."
tricolour

tricolour

31.10.2019 10:37

Dodane przez jazgdyni w odpowiedzi na Chłopie - twoje zrozumienie

@jazgdyni
Mylisz sie kolego i nie potrafisz przyznać do błędu.
Heterodyna to generator, mikser to mikser, dwie odrebne rzeczy i zasada działania. Fakt, że mozna je zbudować na jednej lampie wielosiatkowej czy tranzystorze dwubramkowym nie ma znaczenia dla idei. Mozna tez zbudować, w zakresie optycznym, na diodzie laserowej (koherencja) i szklanym pryzmacie jako mikserze, bez znaczenia. To tyle, szanowny elektroniku bez odwagi cywilnej. Temat uważam za zamknięty, bo nie ma co bić piany gdy nie odróżniasz lokalnego generatora od mieszacza, czy to w zakresie budowy, czy też funkcji.
Na marginesie dodam, bo dzień mglisty, ze takie besserwisserstwo, doprowadza czasem do katastrof lotniczych i rozpaczliwego poszukiwania winnych wszędzie tylko nie u siebie.
jazgdyni

jazgdyni

31.10.2019 14:22

Dodane przez tricolour w odpowiedzi na @jazgdyni

Internet się zawiesił i pożarło duże polubowne wytłumaczenie. Pan nabył wiedzę i ją tutaj stosuje wg. wspóczesnych kanonów i nazewnictwa układów el. Jest więc pan niewinny i ma swoją rację.
Ja natomiast studiując w latach - przełom 60/70 uczyłem się tak, jak wtedy definiowano, a przypadkiem jest to nadal istniejący standard światowy.
"A heterodyne is a circuit that transfers a signal from one carrier wave to another with a different frequency."
Proszę zwrócić uwagę! Heterodyna przenosi sygnał z jednej częstotliwości nośnej (RF) na inną (p.cz). Nie generuje.
Proszę zwrócić uwagę na schemat blokowy, gdzie generacja czestootliwości jest dokonywana w osobnym elemencie heterodyny - Local Oscillator.
http://www.tech-faq.com/heterodyne.html
Jabe

Jabe

31.10.2019 15:31

Dodane przez jazgdyni w odpowiedzi na Internet się zawiesił i

W notce napisał Pan, że heterodyna jest lampą. Po co się było upierać, skoro to nie jest tematem?
jazgdyni

jazgdyni

31.10.2019 19:10

Dodane przez Jabe w odpowiedzi na W notce napisał Pan, że

I nadal to podtrzymuję.
Proszę zobaczyć ten wpis:
""1-10-2019 [10:44] - cyborg59 | Link: Warto wspominać.
Warto wspominać.
Jak nie będziemy PISAĆ jak było - historią zawładną marni wikipedyści. [...] Nie wiem skąd nasz kolega szpec wziął "obcowzbudność" (!) . Generator lokalny heterodyny pracował w tej samej bańce co mieszacz, a wszystko razem w kubku ekranującym. [...]"

Mówiło się - mam heterodynę, gdy się posiadało już radio z pentodą pozwalającą na przemianę częstotliwości.
Czyli rozumie już pan?
Ps. Upieram się zawsze, gdy widzę jakąś sprzeczność wobec znanych mi bez wątpienia faktów.
tricolour

tricolour

31.10.2019 16:58

Dodane przez jazgdyni w odpowiedzi na Internet się zawiesił i

@jazgdyni
Bardzo się cieszę, że jesteśmy w stanie tak zakończyć temat.
Mam też prośbę do Pana: w związku z tym, że żywię do Pana sporo sympatii, takiej internetowej sympatii, która nie wynika z realnej znajomości, tylko - w pewnym uproszczeniu - na podobnym sposobie myślenia, proszę o powściągnięcie emocji, szczególnie tych negatywnych. Bo po pierwsze jest to dla mnie bolesne z naturalnych powodów wynikających z czyjejś próby obrażenia mnie (ale to mniejsza sprawa), a po drugie (i to ta ważniejsza rzecz) odziera mnie Pan z tej sympatii do siebie. A że mam podejrzenie, że głównym czynnikiem, który nas dzieli, jest polityka i różne polityczne punkty widzenia, to kłócenie się z powodu polityki jest najgorszym z możliwych wyborów.
I tego chciałbym unikać i stąd moja prośba.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

31.10.2019 20:29

Dodane przez tricolour w odpowiedzi na @jazgdyni

Pozwolę sobie wtrącić co nieco, bo chyba wiem na czym ten problem polega. Pisałem tu o tym kilkakrotnie i wcale nie ma on ścisłego związku z bieżącą polityką "plemion". Przy okazji nie chciałbym rozpoczynać kolejnej jałowej dyskusji na kolejny poboczny temat, więc treści mojego wpisu proszę nie przyjmować literalnie do siebie. Cóż więc to jest? Owo zjawisko warczenia na siebie polskich naukowców i półnaukowców w dyskusjach, "wyjaśnieniach" jakby chciało się interlokutora opluć, w kłótniach o durne przecinki, jest mi dobrze znane od bardzo dawna. Poniżanie, które przy tym odchodzi, jest jeszcze bardziej raniące dumę, rażące i nieestetyczne, niżeli powyżej. Jest to po prostu wschodni komunistyczny sznyt "uprawiania nauki" wynaleziony w "związku radzieckim" i zawleczony do nas wraz z ichnim wojskiem, którego istotą było traktowanie profesorów jak zwykłych ludzi pracy odwalających normy i pilnujących koryta. W tym systemie pojęć i zachowań nominaci nauki byli po prostu swoistymi kapo w systemie wydawania papierów tylko zaufanym ludziom partii i skąpienia ich krzywym zaplutym padalcom i rewizjonistom. Swoisty szpunt do rury władzy chociażby w powiecie. Kapo to po prostu kapo, ma napie...lać i tyle. Dlatego to zjawisko tak bardzo przypomina kocenie w byle szkółce lub w jakim wojsku. Pochodną tego "obyczaju" jest ogólna niechęć, podejrzliwość i czyhanie na okazje do szmacenia innych. Na zasadzie, skoro ja w drodze na szczyt wziąłem tyle kopów w ... to tera się odegram. Zupełnie inne podejście prezentowane jest na zachodnich dystyngowanych uczelniach. Np. zwyczaje na brytyjskich uniwersytetach można podejrzeć w serii filmów "Bliżej prawdy". Wspólne obiady, wspólne dyskusje na tematy ogólne, wspólne zajmowanie się kulturą i szeroka pomoc młodym adeptom w osiągnięciu właściwego poziomu intelektualnego i kultury w ogóle. Przede wszystkim wzajemny szacunek bez względu na uprawianą dziedzinę i manierę zadawania "głupich pytań", no i chęć wyjaśniania, a nie gnojenia z marszu. Po prostu arystokracja, a nie wschodnie onucowe szmaciarstwo. Wystarczy tylko porównać reakcje powiedzmy "profesora" Hartmana w rozmowie o początkach Wszechświata z profesorem Meissnerem (film jest w sieci, a ja go kiedyś linkowałem i omawiałem na blogu Janko Walski). Zwracam jeszcze raz uwagę na to, że tam studenci (asystenci) też są zapraszani do stołu profesorskiego, a u nas ich prawa streścić można "wynieś, przynieś, pozamiataj" (albo postaw wódkę;). Dlatego nic nie stworzymy, nic nie osiągniemy na polu reformowania nauki, a przy tym i w całym szkolnictwie, dopóki nie uda nam się przywrócić elitarności i odpowiedniego poziomu kultury wśród kadry. Właśnie takich zachowań, jak na brytyjskich uniwersytetach. To musi być rzeczywista arystokracja mająca maniery arystokracji, a nie jacyś "traktorzyści" katedr, jak to jest w PRL-u do dziś. Studenci nadal się tego sznytu uczą i wleką to na gumofilcach ze sobą w przyszłość.
jazgdyni

jazgdyni

01.11.2019 11:35

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Pozwolę sobie wtrącić co

Witam Imci
Pozwolę sobie dopowiedzieć, że to nie tylko akademicki sznyt onucowy, tylko strategia demontażu struktury społeczeństwa.
Sprawa pierwsza - zniszczyć naturalny międzyludzki szacunek - w trakcie realizacji.
Sprawa druga - pozbawić kraj niekwestionowanych elit - zrealizowano. Takich elit już nie ma.
Sprawa trzecia - niszczyć naturalne autorytety przynależne do pełnionej funkcji - ksiądz, profesor, lekarz, sędzia, itp - zrealizowano.
Sprawa czwarta - nie dopuścić do wyrastania samoistnych autorytetów, przywódców, liderów, itp - w trakcie ciągłej realizacji.
Sprawa piąta -deprecjonować, ośmieszać, oskarżać wszelkie istotne organy władzy i urzędy - w trakcie ciągłej realizacji
Sprawa szósta - pozbawić naród jakiegokolwiek miarodajnego i godnego zaufania źródła informacji i opinii - zrealizowano
Sprawa siódma - doprowadzić do schamienia, zwulgaryzowania, bezmyślności społeczeństwa - zrealizowano
Wystarczy?
Bo jest jeszcze 8, 9, 10, ....................a^n
Mamy być motłochem od prezydenta do żula i tyle.
wielkopolskizdzichu

wielkopolskizdzichu

01.11.2019 12:57

Dodane przez jazgdyni w odpowiedzi na Witam Imci

Nieźle Pan Bloger pojechał po PiS.
jazgdyni

jazgdyni

31.10.2019 21:07

Dodane przez tricolour w odpowiedzi na @jazgdyni

Faktycznie, przepraszam. Wprawdzie ostrzegam w "o sobie", że jestem weredykiem, ale na starość ponosi mnie z tymi napadami gniewu. Żona też cierpi ;-).
Proszę jednak docenić, że jak do mnie dotarło, że to pan, to poświęciłem godzinę na grzebanie w literaturze, żeby wyjaśnić, dlaczego jest taka rozbieżność. No i faktycznie odkryłem chyba. I widzi pan, wiedza przyswojona na studiach pół wieku temu, potrafi się wryć silnie w umysł. Chociaż w dobie cyfryzacji, to powinny być ciekawostki historyczne.
Tak, że cieszę się, że temat został dobrze zamknięty.
Pozdrawiam
tricolour

tricolour

31.10.2019 23:04

Dodane przez jazgdyni w odpowiedzi na Faktycznie, przepraszam.

@jazgdyni
Dziękuję. Doceniam. Sam też przepraszam, że zepsułem wątek.
Roz Sądek

Roz Sądek

31.10.2019 12:46

Dodane przez jazgdyni w odpowiedzi na Co ty człowieku pitolisz?

Niepotrzebnie wdaje się Pan w polemikę. "Heterodyna" i jej budowa oraz zastosowanie nie mają tu znaczenie (nota bene racja jest po Pana stronie); zaczepki mają rozmydlić artykuł; taka jest dzisiaj szkoła prowadzenia heh dyskusji. Po przeczytaniu artykułu i paru komentarzy, czytelnik ma wyciągnąć szybki wniosek o niekompetencji autora i, a jakże, niewielkiej wartości tekstu. Osobiście, - jestem chyba nieco starszy od Pana, wszystko się zgadza, chociaż już ten pierwszy odcinek mógłby mieć objętość paru tomów. Pozdrawiam.
tricolour

tricolour

31.10.2019 14:05

Dodane przez Roz Sądek w odpowiedzi na Niepotrzebnie wdaje się Pan w

@rozsadek
Oczywiście nie ma racji co do heterodyny. To, że za pomoca jednej lampy wielosiatkowej (lub jej wspolczesnego odpowiednika) da sie zbudować generator i mieszacz w jednym, to nie ma to znaczenia dla idei. Heterodyna to tylko zewnętrzny generator.
Trudno sie przyznać nawet do drobnego błędu, co? Jutrzejszy dzień rozwiązuje takie problemy. U wszystkich.
mjk1

mjk1

30.10.2019 14:38

Dobrze Panu radzę, niech Pan przestanie brać to świństwo, albo zmieni dostawcę (w nowomowie dealera, fonetycznie dilera).
tricolour

tricolour

30.10.2019 14:52

Dodane przez mjk1 w odpowiedzi na Dobrze Panu radzę, niech Pan

@mjk
Przepraszam, Pański wpis skierowany jest do kolegi autora, czy do mnie?
mjk1

mjk1

30.10.2019 16:38

Dodane przez tricolour w odpowiedzi na @mjk

@tricolour
Oczywiście, że autora. Jeżeli jednak tak bardzo chcesz, żebym się do Twojego komentarza przyp…ł, to skoro prosisz to masz.  Jako jeden z nielicznych tutaj inteligentnych komentatorów, wykorzystałeś bezlitośnie niechlujstwo autora, który heterodynę pomylił z superheterodyną. Proponuję jednak nie rozwijać tego wątku. Ilość pozostałych idiotyzmów nagromadzonych we wpisie autora w zupełności wystarczy na komentarze do końca bieżącego roku.
tricolour

tricolour

30.10.2019 19:06

Dodane przez mjk1 w odpowiedzi na @tricolour

@mjk
A dziękuję za wyjaśnienie. Tak myślałem, ale wolałem dopytać...
jazgdyni

jazgdyni

31.10.2019 04:13

Dodane przez mjk1 w odpowiedzi na @tricolour

Komentarz wulgarny i powiedzieć - kretyński, to mało.
Kolejny wyprany mózg.
jazgdyni

jazgdyni

30.10.2019 18:20

Dodane przez mjk1 w odpowiedzi na Dobrze Panu radzę, niech Pan

To ja też pozwolę się zapytać - o jakie świństwo chodzi? Zazwyczaj jem, a nie biorę.
Tomaszek

Tomaszek

30.10.2019 23:50

Dodane przez jazgdyni w odpowiedzi na To ja też pozwolę się zapytać

@jazgdyni
A miała być sentymentalna retrospekcja . Ale nasi panowie pojechali po szczególach i zaczęli pouczać (pewnie nauczyciele , bo oni się na wszystkim"znają"). W szczegóły nie wnikam . Raz już kiedyś chcieli użyć do klimatyzacji turbosprężarki silnika . Jeden z nich to podobno doktor fizyki . Jaja co? Ja ich wtedy nazwałem tres debiles . Czy oni kur...a dzieciństwa i młodości nie mieli ? Najcelniejsze z tego było spostrzeżenie niejakiego Dżabego o obowiązku meldunkowym . Zacząłeś fajno , ale trolle się zesrali i po nastroju . Ale ciągnij dalej , bo jestem trochę młodszy ale generalnje towszystko gra . Sam nie napiszę ale poczytać dobrze . Dzięki z góry .
Domyślny avatar

cyborg59

31.10.2019 01:59

Dodane przez Tomaszek w odpowiedzi na @jazgdyni

Masz rację ! "Miszczowie"
Spece od rozwalania nastroju. W odróżnieniu od superheterodyny - naprawdę obcowzbudni.
jazgdyni

jazgdyni

31.10.2019 04:21

Dodane przez Tomaszek w odpowiedzi na @jazgdyni

Jeżeli to doktorzy, a może nawet profesorowie, to dokładnie widać, dlaczego polskie uczelnie są w piątej setce na świecie. To naukowe eunuchy. Pierdzą tylko w stołek i wyłącznie kombinują jak zdobyć kasę i pod jaki grant się podczepić. Po prostu, tak po prostu - durnie z tytułami. Z tego m.in. powodu porzuciłem doktorat i poszedłem na morze. Nie dało się znieść chełpliwych i próżnych idiotów, wówczas towarzyszy, ze wsparciem w KW PZPR.
Jak widać po komentarzach, oni nadal istnieją i zasmradzają otoczenie. Eunuchy naukowe...

Stronicowanie

  • Wszyscy 1
  • Wszyscy 2
  • Wszyscy 3
  • Następna strona
  • Ostatnia strona
jazgdyni
Nazwa bloga:
Żadnej bieżączki i propagandy
Zawód:
inżynier elektronik, oficer ETO (statki offshore), obecnie zasłużenie odpoczywa
Miasto:
Gdynia

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 1, 130
Liczba wyświetleń: 8,832,783
Liczba komentarzy: 31,995

Ostatnie wpisy blogera

  • PO/KO do góry a PiS dołuje. Dlaczego?
  • Spanikowany Bilderberg wściekle atakuje
  • PAŃSTWO NALEŻY DO NAS

Moje ostatnie komentarze

  • @@@Koncentrując się na antypolskich działaniach tych międzynarodowych cwaniaków z realizacją przez część władzy kraju można sobie wyobrazić w zakresie teorii spiskowych inny, bardzo prawdopodobny…
  • @@@Wyjątek: - cwaniacy z Berlina i opanowanej przez nich Brukseli, to dzisiaj wyjątkowi durnie.Wystarczy sobie przypomnieć zaproszenie emigrantów do siebie, bo tak socjalem rozleniwili swoich Niemców…
  • @Imć WaszećMam glupie pytanie, do dzisiaj zafascynowany linijkami zer i jedynek w chaoyucznej kolejności. Tak więć: - czy wy, matematyce, pracujecie głównie w systemie binarnym, czy również w…

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • PROWOKATOR
  • Czego my nie wiemy, choć powinniśmy wiedzieć.
  • Mafia powstała w Trójmieście. Tak, jak obecny rząd.

Ostatnio komentowane

  • spike, Jeżeli dobrze pamiętam, chodziło o Sumerów, odkryto że posługiwali się systemem liczenia trzydziestodwójkowym (32), co było zaskoczeniem.
  • Lech Makowiecki, [email protected] właśnie miało być. Dziękuję, już poprawiłem...Ostatni nabój (raper Basti & Lech Makowiecki)https://www.youtube.com/watch?v=qBI0g5ZR1uc
  • Zofia, Nastał już czas wskrzesić zapomnianą organizację późnych lat siedemdziesiątych XX wieku o nazwie TOTO. Kto walczył z komuną ten ten skrót rozszyfruje. Oni znowu łby podnoszą i protestują.

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności