Moim zdaniem, sprzyjający zdrowiu tryb życia powinien być zgodny z wymogami programów zarządzających naszym organizmem, które sprawdziły się w ciągu milionów lat ewolucji człowieka. -- Jest to logiczne stwierdzenie nie wymagające uzasadnienia.
Oto przykłady:
-- Powietrze, które wdychamy powinno zawierać: ok. 21% tlenu i ok. 0,04% dwutlenku węgla. Powietrze, które wydychamy zawiera ok. 17% tlenu i ok. 4% (sto razy więcej!) dwutlenku węgla, zatem w zamkniętym pomieszczeniu z każdym wydechem ilość tlenu maleje a ilość dwutlenku węgla gwałtownie wzrasta. Zmiany te można policzyć, stosując narzędzia arytmetyki ze szkoły podstawowej. – Oczywistość? -- Tak mogłoby się wydawać. Łatwo jednak zauważyć, że homo sapiens powymieniał nieszczelne drewniane okna na hermetyczne plastykowe, których nie otwiera, szczególnie zimą, aby zaoszczędzić ciepło. Nawet wykształceni i niby-kochający rodzice bronią swoje małe dzieci przed uchylaniem okna. Matematyczny rachunek dla nich nie istnieje. Starsze osoby z kolei, często wrzeszczą, protestując przeciwko propozycji uchylenia lufcika w pokoju, w którym można zawiesić topór. – Niestety, nikt (ani dziecko, ani dorosły) nie będzie zdrów, jeśli powietrze, które wdycha, nie będzie miało składu zgodnego z programami zarządzającymi naszym organizmem. -- Przykre to, ale sporo ludzi zamieniło swoje mieszkania i miejsca pracy w Niewietrzone Królestwa Pleśni i Grzybów.
-- Ludzkie ciało składa się w ok. 75% z wody. Czysta woda (a nie kawa, coca-cola, herbata, piwo…) bierze udział we wszystkich procesach, które zachodzą w naszym organizmie. – Nikt, kto nie dostarczy codziennie swojemu organizmowi stosownej ilości czystej wody, zdrowy nie będzie itd. itp.
Pojawiają się kolejne pytania o treść programów, które zarządzają naszym organizmem i reguły ich poprawnego funkcjonowania. Uczeni zajmujący się genetyką nie mają wątpliwości, że gdyby udało się zapisać wszystkie kody związane z ludzkimi genami, to potrzebna byłaby taśma o szerokości jednego metra i długości drogi do Księżyca i z powrotem. Niektórzy uczeni chcą zmieniać te kody i programy zarządzające naszym organizmem, „nie dysponując najmniejszym przypuszczeniem, jakie mogą być tego efekty.” (dr John H. Tilden „Toksemia” str.79)
Za 200 lat uczeni będą wiedzieli o tych programach i ich wymogach więcej niż dziś, a za 500 lat – jeszcze więcej, tak przebiega rozwój nauki. Obecnie bazujemy na okruszkach wiedzy. Ot, na przykład, wiemy, że aby być zdrowym, należy przestrzegać zasad higieny, należy się wysypiać, odpoczywać, omijać sytuacje stresowe, zimą nosić czapkę, jeść sporo surowych warzyw, jagód, owoców i innych produktów zawierających witaminy, błonnik i roślinne białko, ciągle zmieniać pozycję ciała oraz gimnastykować się, spacerować, biegać, nie unikać słońca, siedząc w ciemnicy bądź chodząc cały czas w kapturze. Wiemy, że nie wolno nadużywać produktów tłustych lub zawierających nadmiar cukrów, soli, ulepszaczy i konserwantów. Patrzymy jednak przez palce na wiele swoich niemądrych zachowań, które mają cechy powolnego samobójstwa.
W sprawach zdrowia, my wszyscy: pacjenci, lekarze i aptekarze, zachowujemy się tak, jakby współczesna wiedza medyczna osiągnęła apogeum i jakby jedynymi środkami umożliwiającymi rozwiązywanie problemów zdrowotnych było faszerowanie ludzi lekami i stosowanie różnych sztuczek technicznych. W tej niby-nowoczesności wspomniane wyżej składniki powietrza i czysta woda nie są już ważne, większe znaczenie ma reklama i biznes.
Szczególne wrażenie robią na nas spektakularne przeszczepy (nerek, serca i innych narządów) o których jest bardzo głośno, natomiast całkowitym milczeniem pomija się świąd, który odczuwają pacjenci po przeszczepach lub np. pacjenci poddawani dializom.
12 lat temu podczas trudnej detoksykacji, kiedy trucizny wylewały się ze mnie przez skórę, ponieważ moje nerki i wątroba miały dla nich zbyt małą przepustowość, odczuwałem straszny świąd. Przez pół roku prawie w ogóle nie spałem. Zasypiałem na 1 - 2 sekundy i natychmiast się budziłem. Kiedy po kilku miesiącach koszmaru przespałem pierwszy raz bez przerwy 40 minut, ogłosiliśmy w domu święto. Gdybym brał wówczas jakiekolwiek środki przeciwświądowe lub inne leki, to detoksykacja zostałaby zablokowana i do końca skróconego życia byłbym uszkodzony przez tzw. atopowe zapalenie skóry, łuszczycę i inne jakieś choroby.
Ani sobie, ani nikomu innemu, nie życzę żadnego przeszczepu, 1000 razy łatwiej i prościej (i także taniej) jest nie dopuścić, aby taki przeszczep był potrzebny. Energię służby zdrowia i pacjentów oraz czas i pieniądze należałoby ukierunkować na profilaktykę i edukację. Ci, którzy mówią inaczej albo robią to w złej wierze (biznes i kariery naukowe) albo nie są zorientowani, albo chcą przypodobać się ogłupionemu elektoratowi.
Od 100 lat pseudomedyczny biznes wygrywa z rozumem. (Nie ja to odkryłem. Według mojej wiedzy, pierwszy tak powiedział lekarz, dr n. med. John H. Tilden, a drugą, zdaje się, była moja żona.) Uczestniczący w tym procederze uczeni i lekarze zdają sobie sprawę, że etyki w tym zero, a pieniędzy mnóstwo – czyli fałsz, obłuda i oszukaństwo. Tendencję tę wzmacnia też okoliczność, że różne nowinki i sztuczki stwarzają możliwość obrony doktoratów, habilitacji czy otrzymania Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny, czego nie zapewnia (wielokroć tańsza i skuteczniejsza) znana od lat profilaktyka i zwykły rozsądek.
Ot, weźmy chociażby przypadek dr n. med. Ewy Dąbrowskiej. Kiedy wygłaszała ona wykład dotyczący postępowania ratującego życie pacjenta z nadciśnieniem, wobec którego typowe lekarskie postępowanie było bezradne, niektórzy profesorowie (stojący na straży swojego dorobku) wychodzili z sali na znak protestu, trzaskając drzwiami. Gdzie i jak ma dr Ewa Dąbrowska spełnić wymogi habilitacyjne?!
Innym przykładem obstrukcyjnych działań medycznego lobby było to, że rozprawa dr hab. n. med. Kingi Wiśniewskiej-Roszkowskiej pt. „Rewitalizacja i długowieczność” ukazała się w wydawnictwie „Różdżkarz” a nie w naukowym obiegu PWN, gdyż profesorskiej elicie nie spodobał się rozdział dotyczący leczniczego znaczenia postu, który w rzeczywistości odgrywa istotny wpływ na nasze zdrowie.
Zostaje pocieszenie, że Albert Einstein też miał kłopoty z karierą naukową… a Pitagorasa, Kopernika i wielu innych uczonych nie interesowały tytuły naukowe.
Przy rozwiązywaniu problemów zdrowotnych można zwalczać objawy chorób lub/i ich przyczyny. Przedstawię to w dwóch kolejnych wpisach. Potem spróbuję odpowiedzieć na pytanie: W jaki sposób można poznać wymogi naszych programów zdrowotnych.
Pozdrawiam serdecznie P.T. Czytelników, Kazimierz Jarząbek
Za tydzień: „Usuwanie objawów choroby”
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 10430
Zgadzam się: 100% prawdy.
Przepraszam, ze względów prawnych, musiałem edytować ten post.
Poruszył Pan bardzo ciekawy wątek. Zdaje się, że tej argumentacji użyłem w pierwszym wpisie w stosunku do lekarzy, jeśli mam cenić ich wiedzę, to niech zademonstrują to w działaniu, niech żyją długo sprawni fizycznie i umysłowo. Tak się moje życie złożyło, że od przeszło 50 lat towarzyszy mi spore grono lekarzy. Ci z mojego pokolenia wszyscy już poumierali. O czymś to świadczy.
Trzeba jednak zauważyć, że pracownicy służby zdrowia w swojej pracy muszą podporządkować się obowiązującym przepisom i tzw. osiągnięciom współczesnej wiedzy medycznej, i tu, moim zdaniem jest pies pogrzebany.
Spotykałem lekarzy, farmaceutów i dietetyków którzy wiedzą, że sami muszą być zdrowi, bo inaczej traciliby na wiarygodności. Ot, dziś na fb poznałem p. X.Y. (przepraszam, usunąłem nazwisko, bo pani zarzuciła mi, że podbieram jej klientów) która w Londynie doradza w sprawie diety. Pobieżnie przeleciałem jej publikacje. Z satysfakcją zauważyłem, że pokrywa się to z moimi spostrzeżeniami. Już wkrótce o tym napiszę.
Mam nadzieję, że jeszcze się na NB spotkamy. Dzięki za komentarz, pozdrawiam.
Przepraszam, ze względów prawnych musiałem edytować ten post, aby wykreślić imię i nazwisko, bo przed chwilą Pani zarzuciła mi, że podbieram jej klientów, chociaż ja ich nie mam i nie zamierzam ich mieć, bo mój blog nie jest związany z biznesem.
O p. X.Y. wyżej napisałem, a przed chwilą odkryłem na fb inną super ciekawą Annę zajmująca się dietetyką -- p. Annę Gurczyńską. Z dietetykami nie jest tak źle, jak w Pańskich przypuszczeniach. Pozdrawiam.
Ojej, ale niespodzianka. Nie oczekiwałem, że zostanę przez kogokolwiek pochwalony. Dziękuję i pozdrawiam.
100% było do tekstu wyżej, tu mamy dyskusję. Lekarz, aptekarz, rehabilitant, dietetyk i nawet skromny bloger (to o mnie :)) ma szansę komuś (pacjentowi/człowiekowi) pomóc, jeśli ten ktoś szuka i nie utracił zdolności do uczenia się. Niestety grupa takich ludzi jest niewielka. -- Kilka procent populacji? Znacznie gorzej mają politycy -- oni muszą przypodobać się ogłupionemu elektoratowi.
Inne wątki Pani komentarza będą dla mnie inspiracją przy opracowywaniu następnych notek.
Dziękuję Pani za bardzo ciekawy komentarz, pozdrawiam serdecznie, K.J.
Zgadzam się, zabrakło słowa "źródlana" lub "filtrowana", bo miałem na uwadze taką wodę, a nie destylowaną. Dziękuję za uwagę, K.J.
Czysty Komunizm..manipulacja i dialektyka...
Nie bylo zadnej "ewolucji czlowieka" !
Byl Boski Akt Stworzenia ...ex catedra !
Napisał Pan: "Byl Boski Akt Stworzenia..." -- Zgadzam się co do tego z Panem i o tym,w poprzednim wpisie, wyraźnie i zdecydowanie napisałem.
Różnimy się jednak co do oceny ludzkiego umysłu w porównaniu z możliwościami Pana Boga. Ja, zdecydowanie uważam, że ludzki umysł jest mały przed Panem. Pan Bóg jest wieczny i wszechmocny i działa zgodnie ze swoją a nie ludzką wolą, Pańską czy moją. Nam, maluczkim, trudno działania boskie zrozumieć. Trochę o tym wiemy z Pisma Świętego, ale Księgi zostały napisane tak, aby ludzie zdołali je zrozumieć, stąd pojęcie dnia, gliny czy żebra. Człowiek w zależności od swojego wykształcenia i poziomu intelektu może nazwy te odbierać dosłownie lub inaczej. Sprawami tymi zajmują się teolodzy, specjaliści od doktryn chrześcijańskich. -- Ja, wyraźnie zastrzegłem się, że nie zamierzam wyręczać ani zastępować teologów ani innych uczonych. -- Jeśli chce się Pan doszkolić lub ich pouczyć, to proszę się zwrócić do nich, a nie do mnie.
Ktoś, wyobraża sobie, że Pan Bóg wziął do ręki glinę i ulepił z niej Adama i wetknął w niego duszę -- proszę bardzo, ma do tego prawo.
Ja, wyobrażam sobie, że "gliną" użytą w akcie stworzenia było ciało przodków naszych przodków, które było nosicielem programów zarządzających obecnie naszym organizmem.
Ktoś, kto powie, że programy zarządzające naszym organizmem są dziełem boskim, będzie zgodny i z wypowiedzią Pana i z moją. Przecież dla osób wierzących wszystko jest dziełem boskim. -- Uczeni nie mają wątpliwości: akt stworzenia człowieka trwał miliony lat.
Dziękuję Panu za ciekawy komentarz i serdecznie pozdrawiam, Kazimierz Jarząbek
Kłaniam się. Pani komentarz pasuje do niektórych wypowiedzi Renee Taylora w "Sekrety zdrowia plemienia Hunzów". O to chodzi. Każdy z nas z osobna i wszyscy jako naród stoimy przed pytaniem -- jak przejąć odpowiedzialność za swoje zdrowie, nie zwalając odpowiedzialności na osoby trzecie i los.
Dziękuję Pani za komentarz, pozdrawiam, K.J.
Nie ma za co. Skąd ja to znam? Pozdrawiam :)