Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Kody i mody

Izabela Brodacka Falzmann, 08.11.2011
Jaki sens ma uparte zajmowanie się modą przez osobę, która nie ma najmniejszego prawa o modzie się wypowiadać?

Kiedy uczyłam w liceum, a rankami ( w lecie od 5)jeździłam na Wyścigach zdarzało mi się, że nie zdążyłam się przed lekcją przebrać. Przecież nie mogłam się spóźniać tylko dlatego, że spóźniał się tramwaj ze Służewca. W szkolnym kabarecie zadedykowano mi nawet piosenkę, która zaczynała się od słów: „ seniorita, niedospana, niedomyta”. Przez miłość własną wolałam traktować to jako wyraz sympatii.

W sprawach mody nie czuję się wcale jak ryba w wodzie. Raczej jak ichtiolog, który wpadł do wody i to zimnej. Proszę wybaczyć mi zatem błędy rzeczowe. Ilekroć wspominam na przykład o torebkach, które jest dobrze nosić, jeżeli jest się politykiem, nie mogę sobie przypomnieć ( za chińskiego boga) jak się nazywają.

Moda jest językiem. Wszyscy używamy mowy ciała i przekazujemy coś sposobem ubierania się nawet jeżeli tego nie wiemy( jesteśmy jak pan Jourdain, który nie wiedział, że mówi prozą), czy się wręcz od tego się odżegnujemy. Jak wiadomo  zgodnie z teorią McLuhana brak przekazu jest też przekazem i  każdy headhunter to potwierdzi. Przychodząc na rozmowę kwalifikacyjną w luźnym swetrze zamiast garnituru ( albo zamiast potwornego damskiego pancerza zwanego garsonką, wolałabym myć szalety niż codziennie wbijać się w coś takiego) dajemy czytelny sygnał, że w najlepszym przypadku jesteśmy oryginałem, a w najgorszym- zwykłym abnegatem.

Zdarza się, że ubiór mówi coś, czego wcale nie chcieliśmy powiedzieć. Paradowałam kiedyś na Hali Gąsienicowej w wygodnej bluzie, zdobytej z tak zwanych „zrzutów”, na której był  obrazek myszy z odkurzaczem( tak przynajmniej sądziłam)  oraz napis po francusku:  „wszyscy mężczyźni są egoistami”.  Ku memu zdumieniu daleki znajomy, z którym wybierałam się tego dnia w góry oświadczył, że jeżeli mamy iść razem, muszę „to paskudztwo” zdjąć. Okazało się, że w naiwności swojej brałam wibrator za odkurzacz. A znajomy okazał się małostkowy.

Bywało jeszcze gorzej. Kiedyś pani Wanda Łapińska ( słynna Dziunia z Morskiego Oka) poprosiła mnie żebym zabrała do Zakopanego jakąś dziewczynę, której uciekł ostatni autobus. Dziunia wiedziała, że idę przez różne łączki i polany, ale miała do mnie zaufanie. Pracowałam wtedy w TPN jako wolontariusz i prawdę mówiąc czułam się bezpieczniej nocą sama w górach niż na Krupówkach.
Dziewczyna miała dobre buty, wełniane stoptuty, słowacką horolezkę, no i poleciła ją Dziunia. Odruchowo potraktowałam ją więc jako człowieka z branży. Niestety zabłądziłam w gęstej mgle i brnąc w głębokim śniegu znalazłam się sama nie wiem gdzie, chyba gdzieś w okolicach Turni nad Dziadem. Niefortunnie się do tego  przyznałam. Dziewczyna usiadła w śniegu i płacząc stwierdziła, że chce zostać w tym miejscu i umrzeć. Jak się okazało była pierwszy raz w Tatrach. Ekwipunek pożyczyła od kolegi.  Ja też byłam bliska płaczu, choć obiektywnie rzecz biorąc nie było żadnego niebezpieczeństwa. Wrzeszczałam na nią, prosiłam, żeby się ruszyła, kopałam ją po nerkach. Dopchałam ją w ten sposób do miejsca, z którego było widać światła Łysej Polany i to przywróciło jej chęć do życia. Gdy wytoczyłyśmy się z lasu na szosę wyglądałyśmy jak śnieżne bałwany, a  kierowca pierwszego napotkanego samochodu chciał nas wieźć do szpitala.

Człowiek w tym wieku ( miałam 19 lat) jest głupi i próżny. Wiedziałam, że nie zostawię tej kretynki samej, ale najbardziej przerażająca wydawała mi się perspektywa zamarznięcia na oślej łączce pod Wołoszynem. Jakby zamarznięcie na Galerii Gankowej było czymś zasadniczo lepszym.

Od tego czasu zrobiłam się podejrzliwa. Jeżeli ktoś nosi linę i karabinki na wierzchu- uważam (być może niesłusznie), że na pewno nie jest alpinistą, pana z broda i fajką, opowiadającego o białych szkwałach, podejrzewam, że nie jest żeglarzem, a pana z sygnetem, że nie wywodzi się z arystokracji.

Podobnie widząc charta afgańskiego jestem prawie pewna, że jego właścicielka nie pochodzi z „bezetów”. Byłe ziemianki ( jak mówi mój znajomy- ziemianki z ziemią w doniczkach) ciągają za sobą na ogół ohydne kundle na ohydnych powrózkach.
Może dlatego, że staroświecka estetyka wyklucza używanie rzeczy niezgodnie z przeznaczeniem. Chart służy do polowania, a nie do paradowania po Marszałkowskiej, bryczka służy do przejażdżek, a nie jako skrzynka do kwiatów, absurdalne jest wieszanie na szczycie domu koła od wozu.
A może dlatego, że uważają, że nie muszą nikomu nic udowadniać. Wbrew pozorom to nie zarozumialstwo, lecz pewność siebie wynikająca z poczucia głębokiego zakorzenienia.

Na tej samej zasadzie zapewne Kuroń chadzał w jeansach, Michnik pojawił się gdzieś tam w crocsach, a profesorowie filozofii podawali bimber w musztardówkach.
Estetyka a rebours i elegancja a rebours  wywodzą się z przeświadczenia, że ma się prawo igrać ze standardami, że jest się najgłębiej „in” jak to jest możliwe.

Kupiłam kiedyś znajomemu z okazji doktoratu, na bazarze Różyckiego, trzy czerwone róże z piór- czerwoną, zieloną i żółtą. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej ohydnego. Tak wstrętnego, że aż pięknego. Jego promotor, nobliwy starszy pan, na ten widok dosłownie zaniemówił. „Dobrze, że istnieją na świecie  ludzie z tak wyszukanym smakiem”- powiedział w końcu, gdy pokonał już katalepsję. Jednak róże chyba spodobały się znajomemu, bo emigrując zabrał je do Paryża. 

Wśród młodzieży z ASP modne było ozdabianie pracowni odpustowymi świątkami z gipsu. Na ogół taki świątek ubrany był w korale, albo miał narciarską czapkę. Oznaczało to dystans, mrugniecie okiem, gdyby ktoś tępy nie zrozumiał sam.
Nawet antyki w inteligenckich domach mieszało się z zydlami z Bukowiny.
Ja też powiesiłam na rogach upolowanego przez jakiegoś przodka łosia korale z jabloneksu. Same rogi wydawały mi się niestrawne.

O podobnych fenomenach pisał Georges Perec w swoich książkach. Jego bohaterowie jednak tęsknili do blichtru, a żartobliwy persyflaż miał tylko maskować studencką biedę.

Wydaje mi się, że w Polsce chodzi o coś zupełnie innego. O sposób wypowiedzi uniemożliwiający złapanie kogoś za jego prawdziwe „ja”.
Takim jest styl filozofowania Leszka Kołakowskiego, który w każdym zdaniu zaprzecza poprzedniemu. Taka jest polska literatura i taki jest polski film.
Aktor grający dziedzica, parodiuje tego dziedzica, osoby wygrywające w konkursach tanecznych parodiują taniec, który odtwarzają.

Prześmiewanie się wychodzi nam najlepiej, weszło nam w krew.
A ja mam go naprawdę dość.
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 9864
Domyślny avatar

szara_komórka

08.11.2011 11:06

profesor filozofii podający bimber w musztardówce np. przy ognisku na spływie kajakowym, czy na wędrówce w górach. Jednak nijak nie mogą nigdzie wpasować crocsów. Te "trzy czerwone ? róże z piór- czerwona, zielona i żółta ?" - z bazaru Różyckiego zawsze sobie znajdą miejsce w mieszkaniu z tradycjami, w którym żadna część nie pasuje do innej, a wszystkie razem stwarzają niepowtarzalny klimat i atmosferę. Estetyka a rebours i elegancja a rebours i crocsy ? Może Leszek Kołakowski na wykładzie potrafi tak zamieszać komuś w głowie, że przełknie i to. Ja jestem chyba staroświecki a może tępy, bo mnie wzbiera na wymioty.
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

08.11.2011 12:47

Dodane przez szara_komórka w odpowiedzi na Nie razi mnie

Crocsy to raczej przykład wysokiego mniemania o sobie i przeświadczenia, że osoba nosząca je wyznacza normy. A swoją drogą czy przyszłoby komuś do głowy, że młodzi panowie będą chodzić z bokserkami wyłażącymi spod spodni, albo, że milanezowa halka będzie traktowana jako suknia, albo, że można chodzić w samych rajstopach, albo, że ramiączko wyłażące spod swetra( koszmar senny moich czasów) będzie szczytem elegancji. Ja się nie gorszę tylko sięśmieję. Moda jest irracjonalna.
Domyślny avatar

Majowa

09.11.2011 19:54

Dodane przez izabela w odpowiedzi na @szara_ komórka

crocsy??? Jakieś krakersy?? Przepraszam, ale tak mi się skojarzyło. Chyba za krótko jeszcze jestem w kraju, żeby wiedzieć takie rzeczy.
Domyślny avatar

Ziutka

09.11.2011 22:26

Dodane przez Majowa w odpowiedzi na A co to są ...

Wyjaśniam więc: w siwych plastikowych crocsach na bose stopy, A. Michnik przyszedł - bodajże po medal - do pałacu prezydenckiego. Wszyscy byli na galowo, a red. GWyb. w znoszonej koszuli, granatowych drelichach - wyglądało jakby wstał z łoża przed chwilą i zszedł piętro niżej , w godzinnach rannych, jeszcze przed kawą, rozdać dyspozycje służbie. A jak mu humor dopisywał. Ogólnie, ostatnimi laty, redachtorzy z GAzety - na prawo i lewo rozpowiadają, jakie dziś mają Eldorado w kraju nad Wisłą. Są, po prostu, u siebie...i z dnia na dzień będą jeszcze coraz bardziej. I bardziej, najbardziej, no po prostu, szkoda gadać.
Domyślny avatar

MW

09.11.2011 23:18

Dodane przez Ziutka w odpowiedzi na Michnik w crocsach u prezydenta Komorowskiego

Często przejeżdżam Czerską. Towarzystwo parkujące w okolicach siedziby Agory (czy w samej siedzibie) zachowuje się jak jakaś kasta rządząca w kraju Zulu, której tubylcze prawo (kodeks drogowy) nie obowiązuje. Dla której zulu-ludzie są przezroczyści, a nawet ich samochody. Włączają się do ruchu ignorując, że ktoś jedzie. Parkują blokując ulicę. Nagminnie jeżdżą pod prąd - jakiś czas temu uczyniono fragment przy Agorze jednokierunkowym, żeby okoliczni zulu-ludzie nie jeździli bez potrzeby pod oknami dojeżdżając do Chełmskiej (żadnej innej racjonalnej przyczyny nie widzę). Ale GW-ludzie, nie będą przecież jeździć naokoło, po garbach i skręcać w (dość ruchliwą) Chełmską na skrzyżowaniu bez świateł. Co innego zulu-ludzie. Ktoś powie, że wychodzą ze mnie jakieś demony. Nic podobnego, po prostu jeżdżę tam bardzo często i spotykam się z tymi zjawiskami właściwie za każdym razem. Gdzie indziej nie jest to normą, nie jest to aż tak częste (parkowanie na ulicy w miejscu niedozwolonym, jeżdżenie pod prąd, zajeżdżanie drogi). Sporo jeżdżę po Warszawie, i - przyznam - długo broniłem się przed takimi wnioskami, próbowałem to sobie tłumaczyć zbiegami okoliczności, jakimiś innymi uwarunkowaniami. Ale w końcu się poddałem - nie podobna przeczyć oczywistości.
Domyślny avatar

Ziutka

10.11.2011 09:22

Dodane przez MW w odpowiedzi na tak... (wywody sfrustrowanego kierowcy)

I teraz, możemy te PAna uwagi ekstrapolowac na kazdą dziedzine zycia i dzialalnosci GW-ludzi ( swoja drogą ładny skrót)...Polecam takie ćwiczenie umysłowe. w wolnej chwili...
Domyślny avatar

MW

10.11.2011 10:03

Dodane przez Ziutka w odpowiedzi na Wybrańcy ...narodu?

Dziękuję, do ćwiczeń umysłowych jestem zawsze chętny. Swoją drogą - można to też ekstrapolować na szersze środowisko dziennikarsko-filmowe, które chyba tłumacząc to jakąś wyższą misją (niczym komandosi) stawia się w pozycji powyżej przeciętnego człowieka. Swój przywilej, częściowo usankcjonowany prawem, a częściowo praktyką różnych służb (bardziej dla nich pobłażliwych), czasem może uzasadniony, rozciąga na wszystkie dziedziny życia. Brak im umiaru, powściągliwości, jakiegoś samo-ograniczenia. No, ale to jest czwarta władza (Nie jestem pewien rzeczywistej hierarchii tych władz, można by pewnie jeszcze dodać jakąś zerową, zresztą to nie jest porządek liniowy, używam tylko utartego określenia). O arogancji władzy jest już mowa w monologu Hamleta i wcześniejszych tekstach. Nihil novi sub sole. Co nie znaczy, że nie można sobie pogadać. Ale, czas do pługa..
Domyślny avatar

Ziutka

10.11.2011 10:55

Dodane przez MW w odpowiedzi na Nihil novi sub sole

To życzę szerokiej drogi przy Czerskiej...
Domyślny avatar

Majowa

10.11.2011 02:07

Dodane przez Ziutka w odpowiedzi na Michnik w crocsach u prezydenta Komorowskiego

Domyślam się, że to jakiś typ obuwia....googlnęłam i wyskoczyły takie gumowe laczki do ogródka, które można u Niemców w Baumarkcie kupić i w każdym centrum ogrodniczym, nawet nie wiedziałam że to się tak nazywa i że budzi tyle emocji i że ma tyle zalet. A długo już to szaleństwo na gumaki trwa? Bo niedawno wróciłam i jeszcze nigdzie nie widziałam, żeby ktoś w tym masowo chodził i żeby specjalnie się rzucało w oczy? Może już pochowali bo zimno i będę musiała czekać do przyszłego roku? :-(
Domyślny avatar

Ziutka

10.11.2011 09:32

Dodane przez Majowa w odpowiedzi na Ale co to te croscscy?

Ja takie podziurkowane łapcie gumowo-plastikowe (nawet w tym samym kolorze) kupiłam w ubiegłym roku nad morzem w Łukęcinie , u kupca przy ulicznym skrzyzowaniu (dosłownie). Ale moze raz je zalozyłam idąc na plaże i więcej juz nie miałam ochoty. One nie służa do chodzenia , tylko do człapania. Niepraktyczne pod kazdym względem, kupić- i wyrzucić to jedyne co można z tym zrobic. Wracając z plaży własnie to zrobiłam i poczułam ulgę.Ani to do obory ani na plaże... może dla Adama M. w sam raz?
Domyślny avatar

MW

10.11.2011 12:20

Dodane przez Ziutka w odpowiedzi na Jeszcze te laczki z dziurami

Odpoczywając przez chwilę od żmudnej orki, dodam - oświeciła mnie kiedyś pewna damessa, z tych co to wyżej sr. itd. niż d. mają (przepraszam za dosadność) - że takie crocsy, w których się można pokazać na mieście to kosztują 200 zł, a w takich za 15, czy 20 zł chodzą istoty podrzędne. Nie wiem tylko jak ona odróżnia jedne od drugich, bo ja za chińskiego boga nie potrafię. Dorobiła też - owa paniusia - stosowną legendę o wręcz nadprzyrodzonych walorach tych za 200 zł. Tak jakoś mi się nasuwa ćpuńska książka Nagi Lunch Williama Borroughsa (czy też film na jej podstawie), gdzie bohaterowie (pisarze) w jakichś surrealistycznych, onirycznych oparach absurdu rozwodzili się nad relacją między marką maszyny do pisania a jakością dzieła na niej pisanego, czy też wyrafinowanymi wrażeniami literackimi związanymi z tą marką. Wspólnym mianownikiem jest chyba rozmiękczenie mózgu - owych bohaterów literackich i mojej znajomej. Choć w pierwszym przypadku jest ono raczej nabyte, a w drugim - jak sądzę - wrodzone.
Domyślny avatar

kolarz

08.11.2011 13:09

"Aktor grający dziedzica, parodiuje tego dziedzica, osoby wygrywające w konkursach tanecznych parodiują taniec, który odtwarzają" No dobrze, a może nie jest to zamierzone? Może ten aktor nie zdaje sobie sprawy, ze parodiuje, a parodiuje bo inaczej nie potrafi, nie dlatego, że jest złym aktorem a dlatego, że nie wie, nie widział wzorca, nie może się zmieścić ze swoją kreacją w archetypie dziedzica, bo go nie zna? To samo dotyczy "wyczynowych" tancerzy. Skąd niby mają wiedzieć, że parodiują, jeśli nie wiedzą nawet CO parodiują? Jeśli "taniec" oznacza dla nich albo nierytmiczne przestępowanie z nogi na nogę pod melodie grane "do kotleta" albo to, co właśnie robią? Brak wzorców, do których można by się odnieść (choćby negatywnie!), brak kontekstu kulturowego świadczy o czymś, co chciałbym nazwać nieciągłością historii, albo raczej cywilizacji. Dotyka nas, Polaków, to zjawisko nieco bardziej niż inne nacje i jedyną drogą wyjścia z tej sytuacji jest czas i sprzyjające okoliczności. Tu nie da się niczego zadekretować, ustanowić, zreformować, rozpropagować, wychować itp. Czas zrobi swoje, byle mu nie przeszkadzać.
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

08.11.2011 13:49

Dodane przez kolarz w odpowiedzi na Czy tylko...?

Zgadzam się z Panem co to braku wzorców i nieciągłości kulturowej. Jest jednak coś w tym więcej. Aktor kreując jakąś postać nieustannie szarżuje. Nawet dramat staje się w ten sposób niezamierzoną farsą. Myślę, że oduczano ich od patosu w szkole teatralnej. Nie interesuje się specjalnie tańcem ale zdarzyło mi się obejrzeć kilka par.To nie był taniec lecz pastisz tego tańca.
Domyślny avatar

MW

08.11.2011 23:31

Dodane przez izabela w odpowiedzi na @kolarz

Rzeczywiście, oglądając "mistrzowskie ekranizacje" naszych narodowych epopei, można odnieść wrażenie, że szlachcice nie porozumiewali się inaczej, niż krzykiem, plując przy tym i robiąc dziwne miny (wydaje mi się to mało prawdopodobne). To już nawet nie jest pastisz (może ewentualnie autopastisz) a jakaś męcząca (uszy puchną) groteska. Zastanawiam się tylko, czy jest to efekt niedostatków warsztatu - szarżowanie to raczej cecha początkujących/kiepskich aktorów, a tam same tuzy, nieciągłości kulturowej/historycznej (choć na to może być to obliczone), czy może po prostu kontynuacja PRL-owskiej propagandy. Piszę o konkretnym zjawisku, nie pomniejszając Waszych szerszych przemyśleń. Myślę, że warto postawić tę kropkę nad "i".
Domyślny avatar

MW

08.11.2011 23:55

Dodane przez MW w odpowiedzi na Zapluci krzykacze; @izabela, kolarz

Tytuł komentarza mógł źle zabrzmieć (a jeżeli mógł, to pewnie dla niektórych zabrzmiał), nie myślałem o Was ;) [Jeszcze ktoś mógł pomyśleć, że to wyrafinowana prowokacja - zaprzeczam, raczej senność] Chyba czas iść spać, bo jeszcze się pogrążę.
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

09.11.2011 07:58

Dodane przez MW w odpowiedzi na Zapluci krzykacze; @izabela, kolarz

Kiedy pani Cywińska firmuje odrażający spektakl o polskich kresach, w którym ziemianki zachowują się jak tirówki wiem o co chodzi i "z jakich pozycji" się wypowiada. To samo dotyczy Wajdy, Kutza i innych pieszczoszków komuny. Ale dlaczego w filmie bynajmniej nie komediowym, aktor odtwarzający na przykład adwokata odgrywa burleskową karykatur tego adwokata- nie rozumiem. To temat na dłuższe rozważania.
Domyślny avatar

MW

09.11.2011 12:21

Dodane przez izabela w odpowiedzi na @MW

Może to jest kwestia konwencji, pewnej umowności wpisanej w sztukę filmową i pewnego przewrażliwienia (niekoniecznie w sensie negatywnym, raczej jako odstępstwa od normy) na wierność realiom. Też to mam, np. nie znoszę wszelkiej fantastyki, wydaje mi się ona naiwna, właśnie - przeszarżowana, choć b. lubię czytać inteligentne omówienia książek fantastycznych, szczególnie s-f, odkrywające przede mną - profanem - ich głębie, schowane za konwencją celowo (rozumiem to doskonale) lekceważącą, wypaczającą realia, czy wręcz - dowolnie tworzącą jakieś własne uniwersum, do którego jednak rzadko mogę się przekonać, z całym jego - często dla mnie wręcz kretyńskim - sztafażem. Ja np. stoję na stanowisku, że rzeczywistość jest najciekawsza, ale to dłuższy temat... Zauważmy, że polskie filmy z 20-lecia międzywojennego, były chyba jeszcze bardziej burleskowe... Może główny nurt kinematografii ma to do siebie, że operuje bardziej jakimś zbiorowym wyobrażeniem danej profesji (z konieczności naiwnym), ludzi w niej pracujących i samej materii, niż wzorcami zaczerpniętymi wprost z rzeczywistości. I stąd to wrażenie burleski u bystrych obserwatorów. Często listy specjalistów-konsultantów po końcowych napisach są raczej zabiegiem formalnym, ozdobnikiem, a nie listą merytorycznych recenzentów. Zniekształcenie realiów w filmach aspirujących do realizmu może się też brać z lenistwa ale też braku czasu, wynikającego ze złożoności całego przedsięwzięcia, ograniczonego budżetu, ram czasowych na produkcję. Na marginesie: miałem kiedyś okazję być na planie filmowym i byłem zdumiony chaosem, bałaganem, pośpiechem itd. na nim panującymi. Przeciętna polska budowa to po prostu pikuś. Aż dziw, że powstające filmy, jako tako trzymają się kupy.
Domyślny avatar

MW

09.11.2011 14:52

Dodane przez MW w odpowiedzi na Może to jest kwestia

Pisałem komentarz w wielkim pośpiechu. Nie będę już niczego przeformułowywał (przy dobrej woli będę dobrze zrozumiany) ale dodać wypada o wielogodzinnych, czy wręcz wielodniowych "obsuwach" czasowych na planie filmu (czego doświadczyłem na własnej skórze) [przy jednoczesnej atmosferze gorączki...] co dopełnia analogii z budową, w stylu tutejszym [np. w krajach skandynawskich, czy Beneluksie podobno bywa inaczej]. Tzn obsuwy są analogiczne, na budowie atmosfera (mimo czasem wielkiego natężenia pracy) jest bardziej spokojna, "profesjonalna", robotnicy to nie aktoreczki, obce jest im ciągłe "artystyczne napięcie", są zwykle wyluzowani. Kolejna sprawa - troszkę wracając do tematu - każdy robotnik po krótkim czasie zna całe kierownictwo budowy, które osobiście wszystkiego dogląda (tak było na budowie, na której pracowałem). Tymczasem na planie filmu, w którym zagrałem rólkę drugoplanową (Gitarzysta I, lub II, nie pamiętam) miałem styczność jedynie z jakimiś drugorzędnymi paniami, które zresztą nie przekazały mi żadnych instrukcji (oprócz tego, że mam wziąć haust soku z czarnej porzeczki udającego wino i zagrać to, co mam zagrać), mogłem więc z czymś przeszarżować - jako jeszcze b. młody człowiek - i zapewne to uczyniłem. W ogóle Reżyser był na jakimś niedostępnym Olimpie, za chmurami, wszystko się działo jakoś samo, organizowane przez nerwowo poruszające się panie, które podsuwały aktorom kartki z fragmentami scenariusza, i ich ustawiały. Miałem nawet wątpliwości - być może nie uzasadnione - czy Reżyser w ogóle pojawia się na planie, czy nie jest czasem tylko jakimś abstrakcyjnym "logo", a wszystko nie odbywa się jedynie wysiłkiem tych dzielnych kobiet, rutynowo postępujących aktorów i obsługi technicznej. Podobno zdarza się, że reżyser dogląda osobiście każdego szczegółu (nie zdaje się na rutynę swoich pracowników), to się chyba nazywa "kino autorskie"... Może wielu aktorów najlepiej odnajduje się w burlesce, odruchowo przybiera na planie najłatwiejszą dla siebie formę, czy też ich aktorstwo jest skażone tą formą, szczególnie, jeżeli reżyser specjalnie nimi nie kieruje. Jeżeli takim pętakiem jak ja nie kierowano, to co dopiero jakimś aktorem-celebrytą? Warto zauważyć, że wielu tuzów aktorstwa to przede wszystkim wybitni aktorzy komediowi (szczególnie w czasach sit-comów, i szczególnie u nas, gdzie nie ma ostrego podziału na telewizję i kino). W ogóle, aby być aktorem trzeba mieć coś w sobie z komedianta (sięgając nawet do pierwocin współczesnego aktorstwa), w samym graniu roli - kogoś kim się nie jest - jest już coś komicznego. Choć może to już zbyt łatwa konkluzja, mogę zostać oskarżony o brak znajomości wielkiej tradycji aktorstwa dramatycznego itp. W ogóle, zbiera mi się na ciąg zbyt łatwych konkluzji, więc może na tym zakończę.
Domyślny avatar

Ziutka

08.11.2011 16:00

Tym bardziej , że dziś - jesli chodzi o politykę - pozostaje nam przez 4 najbliższe lata smiech i płacz. Patrzyłam dziś na Sejm i posłow , którzy wyglądali w 3/4 jak urzednicy z Koziej Wólki Wielkiej. Tacy zostali naznaczeni w swoich regionach przez naszych partyjnych wodzów - Tuska i KAczyńskiego. Gdy myslę o jednym i drugim - żeby było jasne - cos mi podchodzi pod gardło. Dlatego , że za jednym i drugi stoi ich aparat, który jest identyczny. Ktoś powiedział,że to sekta albo mafia . Tkwimy po uszy i w sekcie i w mafii. Dlatego PAni felietony są tak krzepiące, tak inne, tak przywracajace proporcję i formę właściwą. Ale dziś jest tak gorzko. I tak przykro. Te cztery lata najbliższe sa strasznie ważne dla tego co będzie się działo w kraju i w UE. I zostały stracone - prawcia będzie przez 4 lata jęczeć i lamentować - choć posłowie opozycji PiS - są zadowoleni. Pieniądze są, brak odpowiedzialności, brak krytyki, bezkraność poczynań, a w okręgach niczym się nie różnią zwyczajami i mentalnością o dawnych apartczyków PZPR. Ale wystapią w TV Trwam jako jedyni niezłomni i znów mają głosy. I tak w kółko...
Domyślny avatar

crom

08.11.2011 18:39

Przestalem chodzic do kina po obejezeniu Ogniem i mieczem. Normalnie cyrk na kolkach. Widac nic sie nie zmienilo, bo plakaty ostatniej superprodukcji przedstawiaja Natasze Urbanska z wybielonymi zebami przy karabinie maszynowym. Wracaja do meritum jak mozna startowac do najwyzszego organu ustawodawczego nie majac kompetencji. Normalnie czarna rozpacz mnie ogarnia kiedy slysze w programie jakiegos rektora czy dziekana AWF, ze wszystkie dzieci nauczy... plywac. Nic poza tym. Przykady wybrancow mozna mnozyc od pederasty przez transwestyte na bramkarzu pilkarskim i agencie sluzb specjalnych konczac. Nie wspomne juz o politykach calkowicie skompromitowanych, a mimo wszystko wybranych. Widocznie ludzie lubia kino i Natasze z Borysem w rolach glownych. Pozdrawiam
Domyślny avatar

MW

08.11.2011 21:42

... że często osoby, które po raz pierwszy w życiu zapisały się do chóru, profesjonalnie z muzyką nie miały nigdy nic wspólnego, i na pewno nie potrafią czytać nut, potrafią biegać z partyturami po korytarzach, szeleszcząc nimi, powiewając (jakoś "zbyt") i głośno obwieszczając całemu światu, że (ach) biegną kserować nuu-ty. Podobnie domorośli grajkowie (gitarowi) od siedmiu boleści potrafią godzinami rozprawiać (w szerszym gronie...) np. o pentatonice, pozwalając sobie na błyskotliwe uwagi w rodzaju że "ma ona tylko cztery dźwięki" (to by była prędzej "kwadrotonika"), skalach doryckich i miksolidyjskich, harmonii modalnej, sprawach ledwie gdzieś zasłyszanych. Nie nadążając za ich gonitwą myśli (a znając powyższe terminy) i po pogardliwym odtrąceniu moich nieśmiałych uwag porządkowych, siedzę (lub stoję) zwykle w takich sytuacjach cicho, myśląc sobie "jak można mieć taki tupet?". Chyba popełniono jakieś błędy w moim wychowaniu... A już każdy szanujący się gitarzysta-amator, pozujący na cygana-artystę obnosi się wszędzie z gitarą, najlepiej jakoś artystycznie pomazaną (dosłownie, ale i w przenośni), czasem nawet w fantazyjnym kapeluszu i płaszczu, choć nie umie wydobyć z instrumentu trzech czystych dźwięków (ani nawet brudnych). Jeżeli świadomie definiuje swój target (głupawe a ładne panienki o skrzywieniu artystowskim, co ciekawe - zwykle są one drobnej postury), to pół biedy, gorzej jeżeli sam myśli, "że to na prawdę" (bywają i tacy). Jest wtedy godzien tylko litości. Nie brakuje też zatwardziałych palaczy (ze stażem trzymiesięcznym), którzy spektakularnie są wolni od nałogu po jednym dniu abstynencji, wzbudzając tym wielki poklask i sensację wśród innych, równie zatraconych dusz, stojących nad ziejącą i przepastną otchłanią. (Męka prawdziwego nałogowca ciągnie się miesiącami po odstawieniu i potrafi nasilać się stopniowo, jeden dzień w tej skali to jak jeden wiek w skali geologicznej.) Aż chce się powiedzieć, parafrazując pewnego gogusia (pardon: Bogusia) - co wy wiecie o paleniu i rzucaniu? (Nie twierdzę, rzecz jasna, że nałogi są czymś zaszczytnym, odrzucam ten "self-determined elitism") To wszystko oczywiście tylko przypisy skromnego glosatora do pewnych uwag Autorki, z życia (mojego) wzięte. Z puentą zgadzam się po trzykroć. Też mam już dość (od b. dawna) ciągłego przerzucania się (w różnych środowiskach) grypsami i cytatami (koniecznie w podwójnym cudzysłowie). Na dłuższą metę jest to potwornie nużące i aż do bólu jałowe. Wielu ludzi zachowuje się tak, jakby nie potrafili niczego powiedzieć na serio, jakby jakakolwiek rzeczowa rozmowa była czymś nagannym. Wśród młodzieży jest to wyraźny wpływ różnych telewizyjnych idoli, w istocie sprowadzających wszystko do bełkotu (od dawna mam dziwne wrażenie wszechogarniającego bełkotu). Ja też potrafię czasem mrugnąć okiem (co - mam nadzieję - widać w moich komentarzach), ale ciągłe i niekontrolowane mruganie okiem to jest po prostu tik nerwowy...
Domyślny avatar

leszek hapunik

09.11.2011 08:54

Dodane przez MW w odpowiedzi na Od siebie mogę dodać...

władze/ drażnią mnie ludzie, którzy nawet "nie liznowszy " osobiście problemu, udzielają dobrych rad w stylu "wystarczy powiedzieć nie i po kłopocie". Największym marzeniem po roku niepalenia jest głębokie zaciągnięcie się dymem z papierosa.Śni mi się to przez całą noc. Wracając do pozerów. W moje góry przyjeżdża grupa ludzi wyposażona w trendy ocieplacze i sprzęt narciarski.I tak cały dzień wędrują z tym sprzętem od kawiarni do ...kawiarni.Po paru dniach narty w stanie dziewiczym wracają do stolicy.Może to i lepiej dla tego sprzętu i właścicieli.Inny przypadek ,lecz chyba ci sami aktorzy.Ślub córki. Zajechało paru gości w czarnych suvach. Ich znak/logo/ to noszone na czole markowe okulary przeciwsłoneczne przez cały czas trwania zaślubin i wesela. Na widok mojej pięknej acz stanu wolnego siostry zaczęła się licytacja "kogutów". Powoli zdominowała przyjęcie.A więc kto, ile razy ,gdzie.Dubaj, Kanary, Karaiby. w końcu siostra w świecie obyta/z czystej ciekawości/i znana z ciętego języka spytała: czy któryś z panów był w Borach Tucholskich?Może na piechotkę chadzał po zabytkach Krakowa?A może był ostatnio w teatrze lub muzeum?. Pełna konsternacja. Panowie pozdejmowali okularki i wesele potoczyło się swym zwykłym trybem.
Domyślny avatar

MW

09.11.2011 18:21

Dodane przez leszek hapunik w odpowiedzi na znam ten bul/ aktualna pisownia zatwierdzona przez najwyższe

Dziękuję za komentarz - z zainteresowaniem zawsze czytam, to co piszesz. Chylę czoła przed rocznym niepaleniem, mój rekord - od czasu, kiedy palenie stało się już sprawą na prawdę poważną - to dokładnie cztery miesiące. Chciałbym więcej napisać, ale muszę się na razie powstrzymać z tym komentowaniem (to strasznie wciąga) i skupić nad tym, z czego mam chleb. Pozdrowienia,
Domyślny avatar

Dyletant

10.11.2011 16:17

Dodane przez MW w odpowiedzi na Czas do pługa..

Nie pale, nie jestem ziemianskiego pochodzenia,, a znam ten sam bol i rozumiem doskonale, ze jesli wiem, jesli mam, jesli bylem, albo studiowalem etc. to nie trzeba sie z tym afiszowac (no chyba, ze wloze to w kontekst blizszy absurdu niz chart afganski na Marszalkowskiej, kolo od wozu na scianie budynku, czy narty w kawiarni). Kiedys, kiedy umialem po Francusku mowic podobno (czasami) bez akcentu (po dosc dlugim pobycie we Frencji) ludzie czasem gratulowali mi tej umiejetnosci. Blizszym przyjaciolom wyjawilem jednak, ze moim sekretem jest po prostu nasmiewanie sie w duchu z Paryskiego akcentu. Co do nie pokazywania prawdziwego "ja", to tutaj moze zaczac sie (i bardzo czesto zaczyna sie) spory problem. To nie jest tylko Francuska "ubranosc" Gombrowicza. To jest jej anarchistyczna, Polska wersja, gdzie standard wedlug ktorego "ja" jest ubrane nie jest kontrolowany przez nikogo, poza jego wlascicielem. Nie, zeby samo w sobie to bylo niedopuszczalne. Problem w tym, ze Polacy wykreowali swoista mode na indywidualna oryginalnosc i jesli ktos nie chce brac udzialu w tej konkurencji, to cierpi konsekwencje w swoim srodowisku, jako osoba nieciekawa (doslownie). Przy tym, to ukrywanie wlasnego "ja" zbyt czesto jest uzywane do odrzucania sensownej argumentacji. Mozemy z ludzmi rozmawiac, ale niestety, czesto sie okazuje, ze taka dyskusja i autentyczne przekonywanie kogos konczy sie na stwierdzeniu, ze pomimo sensownych, logicznych argumentow, interlokutor ze mna zgodzic sie nie moze, bo moda, ktora wyznaje na to mu nie pozwala. A skoro ta moda jest dla lepszych, inteligentniejszych, bardziej wtajemniczonych, wyksztalconych, tych z wiekszych miast -- nieptrzebne skreslic, to przeciez nie ma sposobu, zeby zmienic zdanie pozostajac wyznawca mody. Zaczynam sie obawiac, ze taka postawa jest czescia (okreznej) drogi do uznania ogradzania ludzi drutem kolczastym za srodek perswazji.
Domyślny avatar

leszek hapunik

10.11.2011 22:20

Dodane przez Dyletant w odpowiedzi na Nie pale, nie jestem

nie da się rozmawiać na argumenty z kimś kto np. "nienawidzi kaczorów". I chyba tylko dlatego, że taka jest wysterowana moda. Nie potrafi merytorycznie uzasadnić niechęci. Nienawidzi i już ! Przerażająca jest Twoja wizja życia w enklawie otoczonej drutem kolczastym acz całkiem realna. Pozdrawiam.

Stronicowanie

  • Wszyscy 1
  • Wszyscy 2
  • Następna strona
  • Ostatnia strona
Izabela Brodacka Falzmann
Nazwa bloga:
Blog autorski

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 1, 035
Liczba wyświetleń: 7,667,984
Liczba komentarzy: 20,764

Ostatnie wpisy blogera

  • Kto i w jakim celu propaguje pogańskie zwyczaje Halloween?
  • Rude Prawo
  • Skąd się biorą politycy?

Moje ostatnie komentarze

  • @ Lala To Pani też nie uważa ich za Polaków? Oj nieładnie. Oni uważali się sami za Polaków pochodzenia żydowskiego a nie za Żydów przypadkiem osiadłych w Polsce. Brandwajn choć przyjechał na…
  • @ LalaWarto tu przypomnieć osoby wybitne, które wyjechały do Izraela i tam tworzyły kulturę . Czy ktoś dziś pamięta taką postać jak Rachmiel Brandwajn. Wspaniałego znawcę literatury francuskiej. Na…
  • @ LalaJak to nie było? A emigranci po 68 roku? Czy zaprzecza Pani, że tworzyli kulturę?

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Upadek edukacji. Tym razem piszę jako fachowiec.
  • Historia pewnej kamienicy
  • Śpioszki rozmiaru XXXL

Ostatnio komentowane

  • Marcin Niewalda, Szanowna Pani IzabeloJestem na tropie genealogi Małyszczyckich i Płaskowickich z Widybora i okolic. Był tam Konstanty Płakowskicki - zesłany na Sybir za udział w Powstaniu Styczniowym. Czy Pani…
  • Izabela Brodacka Falzmann, @ Lala To Pani też nie uważa ich za Polaków? Oj nieładnie. Oni uważali się sami za Polaków pochodzenia żydowskiego a nie za Żydów przypadkiem osiadłych w Polsce. Brandwajn choć przyjechał na…
  • lala, pięknie, że Pani pamięta o tych, których wygnano i pozbawiono obywatelstwa - jednak całkowicie nie zrozumiała Pani tego, co napisałam;moja uwaga dotyczyła faktu banalnego - to nie Polacy…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności