Kody i mody

Jaki sens ma uparte zajmowanie się modą przez osobę, która nie ma najmniejszego prawa o modzie się wypowiadać?

Kiedy uczyłam w liceum, a rankami ( w lecie od 5)jeździłam na Wyścigach zdarzało mi się, że nie zdążyłam się przed lekcją przebrać. Przecież nie mogłam się spóźniać tylko dlatego, że spóźniał się tramwaj ze Służewca. W szkolnym kabarecie zadedykowano mi nawet piosenkę, która zaczynała się od słów: „ seniorita, niedospana, niedomyta”. Przez miłość własną wolałam traktować to jako wyraz sympatii.

W sprawach mody nie czuję się wcale jak ryba w wodzie. Raczej jak ichtiolog, który wpadł do wody i to zimnej. Proszę wybaczyć mi zatem błędy rzeczowe. Ilekroć wspominam na przykład o torebkach, które jest dobrze nosić, jeżeli jest się politykiem, nie mogę sobie przypomnieć ( za chińskiego boga) jak się nazywają.

Moda jest językiem. Wszyscy używamy mowy ciała i przekazujemy coś sposobem ubierania się nawet jeżeli tego nie wiemy( jesteśmy jak pan Jourdain, który nie wiedział, że mówi prozą), czy się wręcz od tego się odżegnujemy. Jak wiadomo  zgodnie z teorią McLuhana brak przekazu jest też przekazem i  każdy headhunter to potwierdzi. Przychodząc na rozmowę kwalifikacyjną w luźnym swetrze zamiast garnituru ( albo zamiast potwornego damskiego pancerza zwanego garsonką, wolałabym myć szalety niż codziennie wbijać się w coś takiego) dajemy czytelny sygnał, że w najlepszym przypadku jesteśmy oryginałem, a w najgorszym- zwykłym abnegatem.

Zdarza się, że ubiór mówi coś, czego wcale nie chcieliśmy powiedzieć. Paradowałam kiedyś na Hali Gąsienicowej w wygodnej bluzie, zdobytej z tak zwanych „zrzutów”, na której był  obrazek myszy z odkurzaczem( tak przynajmniej sądziłam)  oraz napis po francusku:  „wszyscy mężczyźni są egoistami”.  Ku memu zdumieniu daleki znajomy, z którym wybierałam się tego dnia w góry oświadczył, że jeżeli mamy iść razem, muszę „to paskudztwo” zdjąć. Okazało się, że w naiwności swojej brałam wibrator za odkurzacz. A znajomy okazał się małostkowy.

Bywało jeszcze gorzej. Kiedyś pani Wanda Łapińska ( słynna Dziunia z Morskiego Oka) poprosiła mnie żebym zabrała do Zakopanego jakąś dziewczynę, której uciekł ostatni autobus. Dziunia wiedziała, że idę przez różne łączki i polany, ale miała do mnie zaufanie. Pracowałam wtedy w TPN jako wolontariusz i prawdę mówiąc czułam się bezpieczniej nocą sama w górach niż na Krupówkach.
Dziewczyna miała dobre buty, wełniane stoptuty, słowacką horolezkę, no i poleciła ją Dziunia. Odruchowo potraktowałam ją więc jako człowieka z branży. Niestety zabłądziłam w gęstej mgle i brnąc w głębokim śniegu znalazłam się sama nie wiem gdzie, chyba gdzieś w okolicach Turni nad Dziadem. Niefortunnie się do tego  przyznałam. Dziewczyna usiadła w śniegu i płacząc stwierdziła, że chce zostać w tym miejscu i umrzeć. Jak się okazało była pierwszy raz w Tatrach. Ekwipunek pożyczyła od kolegi.  Ja też byłam bliska płaczu, choć obiektywnie rzecz biorąc nie było żadnego niebezpieczeństwa. Wrzeszczałam na nią, prosiłam, żeby się ruszyła, kopałam ją po nerkach. Dopchałam ją w ten sposób do miejsca, z którego było widać światła Łysej Polany i to przywróciło jej chęć do życia. Gdy wytoczyłyśmy się z lasu na szosę wyglądałyśmy jak śnieżne bałwany, a  kierowca pierwszego napotkanego samochodu chciał nas wieźć do szpitala.

Człowiek w tym wieku ( miałam 19 lat) jest głupi i próżny. Wiedziałam, że nie zostawię tej kretynki samej, ale najbardziej przerażająca wydawała mi się perspektywa zamarznięcia na oślej łączce pod Wołoszynem. Jakby zamarznięcie na Galerii Gankowej było czymś zasadniczo lepszym.

Od tego czasu zrobiłam się podejrzliwa. Jeżeli ktoś nosi linę i karabinki na wierzchu- uważam (być może niesłusznie), że na pewno nie jest alpinistą, pana z broda i fajką, opowiadającego o białych szkwałach, podejrzewam, że nie jest żeglarzem, a pana z sygnetem, że nie wywodzi się z arystokracji.

Podobnie widząc charta afgańskiego jestem prawie pewna, że jego właścicielka nie pochodzi z „bezetów”. Byłe ziemianki ( jak mówi mój znajomy- ziemianki z ziemią w doniczkach) ciągają za sobą na ogół ohydne kundle na ohydnych powrózkach.
Może dlatego, że staroświecka estetyka wyklucza używanie rzeczy niezgodnie z przeznaczeniem. Chart służy do polowania, a nie do paradowania po Marszałkowskiej, bryczka służy do przejażdżek, a nie jako skrzynka do kwiatów, absurdalne jest wieszanie na szczycie domu koła od wozu.
A może dlatego, że uważają, że nie muszą nikomu nic udowadniać. Wbrew pozorom to nie zarozumialstwo, lecz pewność siebie wynikająca z poczucia głębokiego zakorzenienia.

Na tej samej zasadzie zapewne Kuroń chadzał w jeansach, Michnik pojawił się gdzieś tam w crocsach, a profesorowie filozofii podawali bimber w musztardówkach.
Estetyka a rebours i elegancja a rebours  wywodzą się z przeświadczenia, że ma się prawo igrać ze standardami, że jest się najgłębiej „in” jak to jest możliwe.

Kupiłam kiedyś znajomemu z okazji doktoratu, na bazarze Różyckiego, trzy czerwone róże z piór- czerwoną, zieloną i żółtą. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej ohydnego. Tak wstrętnego, że aż pięknego. Jego promotor, nobliwy starszy pan, na ten widok dosłownie zaniemówił. „Dobrze, że istnieją na świecie  ludzie z tak wyszukanym smakiem”- powiedział w końcu, gdy pokonał już katalepsję. Jednak róże chyba spodobały się znajomemu, bo emigrując zabrał je do Paryża. 

Wśród młodzieży z ASP modne było ozdabianie pracowni odpustowymi świątkami z gipsu. Na ogół taki świątek ubrany był w korale, albo miał narciarską czapkę. Oznaczało to dystans, mrugniecie okiem, gdyby ktoś tępy nie zrozumiał sam.
Nawet antyki w inteligenckich domach mieszało się z zydlami z Bukowiny.
Ja też powiesiłam na rogach upolowanego przez jakiegoś przodka łosia korale z jabloneksu. Same rogi wydawały mi się niestrawne.

O podobnych fenomenach pisał Georges Perec w swoich książkach. Jego bohaterowie jednak tęsknili do blichtru, a żartobliwy persyflaż miał tylko maskować studencką biedę.

Wydaje mi się, że w Polsce chodzi o coś zupełnie innego. O sposób wypowiedzi uniemożliwiający złapanie kogoś za jego prawdziwe „ja”.
Takim jest styl filozofowania Leszka Kołakowskiego, który w każdym zdaniu zaprzecza poprzedniemu. Taka jest polska literatura i taki jest polski film.
Aktor grający dziedzica, parodiuje tego dziedzica, osoby wygrywające w konkursach tanecznych parodiują taniec, który odtwarzają.

Prześmiewanie się wychodzi nam najlepiej, weszło nam w krew.
A ja mam go naprawdę dość.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika szara_komórka

08-11-2011 [11:06] - szara_komórka (niezweryfikowany) | Link:

profesor filozofii podający bimber w musztardówce np. przy ognisku na spływie kajakowym, czy na wędrówce w górach. Jednak nijak nie mogą nigdzie wpasować crocsów. Te "trzy czerwone ? róże z piór- czerwona, zielona i żółta ?" - z bazaru Różyckiego zawsze sobie znajdą miejsce w mieszkaniu z tradycjami, w którym żadna część nie pasuje do innej, a wszystkie razem stwarzają niepowtarzalny klimat i atmosferę. Estetyka a rebours i elegancja a rebours i crocsy ? Może Leszek Kołakowski na wykładzie potrafi tak zamieszać komuś w głowie, że przełknie i to. Ja jestem chyba staroświecki a może tępy, bo mnie wzbiera na wymioty.

Obrazek użytkownika izabela

08-11-2011 [12:47] - izabela | Link:

Crocsy to raczej przykład wysokiego mniemania o sobie i przeświadczenia, że osoba nosząca je wyznacza normy. A swoją drogą czy przyszłoby komuś do głowy, że młodzi panowie będą chodzić z bokserkami wyłażącymi spod spodni, albo, że milanezowa halka będzie traktowana jako suknia, albo, że można chodzić w samych rajstopach, albo, że ramiączko wyłażące spod swetra( koszmar senny moich czasów) będzie szczytem elegancji. Ja się nie gorszę tylko sięśmieję. Moda jest irracjonalna.

Obrazek użytkownika Majowa

09-11-2011 [19:54] - Majowa (niezweryfikowany) | Link:

crocsy??? Jakieś krakersy?? Przepraszam, ale tak mi się skojarzyło. Chyba za krótko jeszcze jestem w kraju, żeby wiedzieć takie rzeczy.

Obrazek użytkownika Ziutka

09-11-2011 [22:26] - Ziutka (niezweryfikowany) | Link:

Wyjaśniam więc: w siwych plastikowych crocsach na bose stopy, A. Michnik przyszedł - bodajże po medal - do pałacu prezydenckiego. Wszyscy byli na galowo, a red. GWyb. w znoszonej koszuli, granatowych drelichach - wyglądało jakby wstał z łoża przed chwilą i zszedł piętro niżej , w godzinnach rannych, jeszcze przed kawą, rozdać dyspozycje służbie. A jak mu humor dopisywał. Ogólnie, ostatnimi laty, redachtorzy z GAzety - na prawo i lewo rozpowiadają, jakie dziś mają Eldorado w kraju nad Wisłą. Są, po prostu, u siebie...i z dnia na dzień będą jeszcze coraz bardziej. I bardziej, najbardziej, no po prostu, szkoda gadać.

Obrazek użytkownika MW

09-11-2011 [23:18] - MW (niezweryfikowany) | Link:

Często przejeżdżam Czerską. Towarzystwo parkujące w okolicach siedziby Agory (czy w samej siedzibie) zachowuje się jak jakaś kasta rządząca w kraju Zulu, której tubylcze prawo (kodeks drogowy) nie obowiązuje. Dla której zulu-ludzie są przezroczyści, a nawet ich samochody. Włączają się do ruchu ignorując, że ktoś jedzie. Parkują blokując ulicę. Nagminnie jeżdżą pod prąd - jakiś czas temu uczyniono fragment przy Agorze jednokierunkowym, żeby okoliczni zulu-ludzie nie jeździli bez potrzeby pod oknami dojeżdżając do Chełmskiej (żadnej innej racjonalnej przyczyny nie widzę). Ale GW-ludzie, nie będą przecież jeździć naokoło, po garbach i skręcać w (dość ruchliwą) Chełmską na skrzyżowaniu bez świateł. Co innego zulu-ludzie.

Ktoś powie, że wychodzą ze mnie jakieś demony. Nic podobnego, po prostu jeżdżę tam bardzo często i spotykam się z tymi zjawiskami właściwie za każdym razem. Gdzie indziej nie jest to normą, nie jest to aż tak częste (parkowanie na ulicy w miejscu niedozwolonym, jeżdżenie pod prąd, zajeżdżanie drogi). Sporo jeżdżę po Warszawie, i - przyznam - długo broniłem się przed takimi wnioskami, próbowałem to sobie tłumaczyć zbiegami okoliczności, jakimiś innymi uwarunkowaniami. Ale w końcu się poddałem - nie podobna przeczyć oczywistości.

Obrazek użytkownika Ziutka

10-11-2011 [09:22] - Ziutka (niezweryfikowany) | Link:

I teraz, możemy te PAna uwagi ekstrapolowac na kazdą dziedzine zycia i dzialalnosci GW-ludzi ( swoja drogą ładny skrót)...Polecam takie ćwiczenie umysłowe. w wolnej chwili...

Obrazek użytkownika MW

10-11-2011 [10:03] - MW (niezweryfikowany) | Link:

Dziękuję, do ćwiczeń umysłowych jestem zawsze chętny. Swoją drogą - można to też ekstrapolować na szersze środowisko dziennikarsko-filmowe, które chyba tłumacząc to jakąś wyższą misją (niczym komandosi) stawia się w pozycji powyżej przeciętnego człowieka. Swój przywilej, częściowo usankcjonowany prawem, a częściowo praktyką różnych służb (bardziej dla nich pobłażliwych), czasem może uzasadniony, rozciąga na wszystkie dziedziny życia. Brak im umiaru, powściągliwości, jakiegoś samo-ograniczenia. No, ale to jest czwarta władza (Nie jestem pewien rzeczywistej hierarchii tych władz, można by pewnie jeszcze dodać jakąś zerową, zresztą to nie jest porządek liniowy, używam tylko utartego określenia). O arogancji władzy jest już mowa w monologu Hamleta i wcześniejszych tekstach. Nihil novi sub sole. Co nie znaczy, że nie można sobie pogadać. Ale, czas do pługa..

Obrazek użytkownika Ziutka

10-11-2011 [10:55] - Ziutka (niezweryfikowany) | Link:

To życzę szerokiej drogi przy Czerskiej...

Obrazek użytkownika Majowa

10-11-2011 [02:07] - Majowa (niezweryfikowany) | Link:

Domyślam się, że to jakiś typ obuwia....googlnęłam i wyskoczyły takie gumowe laczki do ogródka, które można u Niemców w Baumarkcie kupić i w każdym centrum ogrodniczym, nawet nie wiedziałam że to się tak nazywa i że budzi tyle emocji i że ma tyle zalet. A długo już to szaleństwo na gumaki trwa? Bo niedawno wróciłam i jeszcze nigdzie nie widziałam, żeby ktoś w tym masowo chodził i żeby specjalnie się rzucało w oczy? Może już pochowali bo zimno i będę musiała czekać do przyszłego roku? :-(

Obrazek użytkownika Ziutka

10-11-2011 [09:32] - Ziutka (niezweryfikowany) | Link:

Ja takie podziurkowane łapcie gumowo-plastikowe (nawet w tym samym kolorze) kupiłam w ubiegłym roku nad morzem w Łukęcinie , u kupca przy ulicznym skrzyzowaniu (dosłownie).
Ale moze raz je zalozyłam idąc na plaże i więcej juz nie miałam ochoty. One nie służa do chodzenia , tylko do człapania. Niepraktyczne pod kazdym względem, kupić- i wyrzucić to jedyne co można z tym zrobic. Wracając z plaży własnie to zrobiłam i poczułam ulgę.Ani to do obory ani na plaże... może dla Adama M. w sam raz?

Obrazek użytkownika MW

10-11-2011 [12:20] - MW (niezweryfikowany) | Link:

Odpoczywając przez chwilę od żmudnej orki, dodam - oświeciła mnie kiedyś pewna damessa, z tych co to wyżej sr. itd. niż d. mają (przepraszam za dosadność) - że takie crocsy, w których się można pokazać na mieście to kosztują 200 zł, a w takich za 15, czy 20 zł chodzą istoty podrzędne. Nie wiem tylko jak ona odróżnia jedne od drugich, bo ja za chińskiego boga nie potrafię. Dorobiła też - owa paniusia - stosowną legendę o wręcz nadprzyrodzonych walorach tych za 200 zł.

Tak jakoś mi się nasuwa ćpuńska książka Nagi Lunch Williama Borroughsa (czy też film na jej podstawie), gdzie bohaterowie (pisarze) w jakichś surrealistycznych, onirycznych oparach absurdu rozwodzili się nad relacją między marką maszyny do pisania a jakością dzieła na niej pisanego, czy też wyrafinowanymi wrażeniami literackimi związanymi z tą marką. Wspólnym mianownikiem jest chyba rozmiękczenie mózgu - owych bohaterów literackich i mojej znajomej. Choć w pierwszym przypadku jest ono raczej nabyte, a w drugim - jak sądzę - wrodzone.

Obrazek użytkownika kolarz

08-11-2011 [13:09] - kolarz (niezweryfikowany) | Link:

"Aktor grający dziedzica, parodiuje tego dziedzica, osoby wygrywające w konkursach tanecznych parodiują taniec, który odtwarzają"

No dobrze, a może nie jest to zamierzone? Może ten aktor nie zdaje sobie sprawy, ze parodiuje, a parodiuje bo inaczej nie potrafi, nie dlatego, że jest złym aktorem a dlatego, że nie wie, nie widział wzorca, nie może się zmieścić ze swoją kreacją w archetypie dziedzica, bo go nie zna?
To samo dotyczy "wyczynowych" tancerzy. Skąd niby mają wiedzieć, że parodiują, jeśli nie wiedzą nawet CO parodiują? Jeśli "taniec" oznacza dla nich albo nierytmiczne przestępowanie z nogi na nogę pod melodie grane "do kotleta" albo to, co właśnie robią?
Brak wzorców, do których można by się odnieść (choćby negatywnie!), brak kontekstu kulturowego świadczy o czymś, co chciałbym nazwać nieciągłością historii, albo raczej cywilizacji. Dotyka nas, Polaków, to zjawisko nieco bardziej niż inne nacje i jedyną drogą wyjścia z tej sytuacji jest czas i sprzyjające okoliczności. Tu nie da się niczego zadekretować, ustanowić, zreformować, rozpropagować, wychować itp. Czas zrobi swoje, byle mu nie przeszkadzać.

Obrazek użytkownika izabela

08-11-2011 [13:49] - izabela | Link:

Zgadzam się z Panem co to braku wzorców i nieciągłości kulturowej. Jest jednak coś w tym więcej. Aktor kreując jakąś postać nieustannie szarżuje. Nawet dramat staje się w ten sposób niezamierzoną farsą. Myślę, że oduczano ich od patosu w szkole teatralnej. Nie interesuje się specjalnie tańcem ale zdarzyło mi się obejrzeć kilka par.To nie był taniec lecz pastisz tego tańca.

Obrazek użytkownika MW

08-11-2011 [23:31] - MW (niezweryfikowany) | Link:

Rzeczywiście, oglądając "mistrzowskie ekranizacje" naszych narodowych epopei, można odnieść wrażenie, że szlachcice nie porozumiewali się inaczej, niż krzykiem, plując przy tym i robiąc dziwne miny (wydaje mi się to mało prawdopodobne). To już nawet nie jest pastisz (może ewentualnie autopastisz) a jakaś męcząca (uszy puchną) groteska. Zastanawiam się tylko, czy jest to efekt niedostatków warsztatu - szarżowanie to raczej cecha początkujących/kiepskich aktorów, a tam same tuzy, nieciągłości kulturowej/historycznej (choć na to może być to obliczone), czy może po prostu kontynuacja PRL-owskiej propagandy. Piszę o konkretnym zjawisku, nie pomniejszając Waszych szerszych przemyśleń. Myślę, że warto postawić tę kropkę nad "i".

Obrazek użytkownika MW

08-11-2011 [23:55] - MW (niezweryfikowany) | Link:

Tytuł komentarza mógł źle zabrzmieć (a jeżeli mógł, to pewnie dla niektórych zabrzmiał), nie myślałem o Was ;) [Jeszcze ktoś mógł pomyśleć, że to wyrafinowana prowokacja - zaprzeczam, raczej senność]

Chyba czas iść spać, bo jeszcze się pogrążę.

Obrazek użytkownika izabela

09-11-2011 [07:58] - izabela | Link:

Kiedy pani Cywińska firmuje odrażający spektakl o polskich kresach, w którym ziemianki zachowują się jak tirówki wiem o co chodzi i "z jakich pozycji" się wypowiada. To samo dotyczy Wajdy, Kutza i innych pieszczoszków komuny. Ale dlaczego w filmie bynajmniej nie komediowym, aktor odtwarzający na przykład adwokata odgrywa burleskową karykatur tego adwokata- nie rozumiem. To temat na dłuższe rozważania.

Obrazek użytkownika MW

09-11-2011 [12:21] - MW (niezweryfikowany) | Link:

Może to jest kwestia konwencji, pewnej umowności wpisanej w sztukę filmową i pewnego przewrażliwienia (niekoniecznie w sensie negatywnym, raczej jako odstępstwa od normy) na wierność realiom. Też to mam, np. nie znoszę wszelkiej fantastyki, wydaje mi się ona naiwna, właśnie - przeszarżowana, choć b. lubię czytać inteligentne omówienia książek fantastycznych, szczególnie s-f, odkrywające przede mną - profanem - ich głębie, schowane za konwencją celowo (rozumiem to doskonale) lekceważącą, wypaczającą realia, czy wręcz - dowolnie tworzącą jakieś własne uniwersum, do którego jednak rzadko mogę się przekonać, z całym jego - często dla mnie wręcz kretyńskim - sztafażem. Ja np. stoję na stanowisku, że rzeczywistość jest najciekawsza, ale to dłuższy temat...

Zauważmy, że polskie filmy z 20-lecia międzywojennego, były chyba jeszcze bardziej burleskowe... Może główny nurt kinematografii ma to do siebie, że operuje bardziej jakimś zbiorowym wyobrażeniem danej profesji (z konieczności naiwnym), ludzi w niej pracujących i samej materii, niż wzorcami zaczerpniętymi wprost z rzeczywistości. I stąd to wrażenie burleski u bystrych obserwatorów. Często listy specjalistów-konsultantów po końcowych napisach są raczej zabiegiem formalnym, ozdobnikiem, a nie listą merytorycznych recenzentów.

Zniekształcenie realiów w filmach aspirujących do realizmu może się też brać z lenistwa ale też braku czasu, wynikającego ze złożoności całego przedsięwzięcia, ograniczonego budżetu, ram czasowych na produkcję. Na marginesie: miałem kiedyś okazję być na planie filmowym i byłem zdumiony chaosem, bałaganem, pośpiechem itd. na nim panującymi. Przeciętna polska budowa to po prostu pikuś. Aż dziw, że powstające filmy, jako tako trzymają się kupy.

Obrazek użytkownika MW

09-11-2011 [14:52] - MW (niezweryfikowany) | Link:

Pisałem komentarz w wielkim pośpiechu. Nie będę już niczego przeformułowywał (przy dobrej woli będę dobrze zrozumiany) ale dodać wypada o wielogodzinnych, czy wręcz wielodniowych "obsuwach" czasowych na planie filmu (czego doświadczyłem na własnej skórze) [przy jednoczesnej atmosferze gorączki...] co dopełnia analogii z budową, w stylu tutejszym [np. w krajach skandynawskich, czy Beneluksie podobno bywa inaczej]. Tzn obsuwy są analogiczne, na budowie atmosfera (mimo czasem wielkiego natężenia pracy) jest bardziej spokojna, "profesjonalna", robotnicy to nie aktoreczki, obce jest im ciągłe "artystyczne napięcie", są zwykle wyluzowani.

Kolejna sprawa - troszkę wracając do tematu - każdy robotnik po krótkim czasie zna całe kierownictwo budowy, które osobiście wszystkiego dogląda (tak było na budowie, na której pracowałem). Tymczasem na planie filmu, w którym zagrałem rólkę drugoplanową (Gitarzysta I, lub II, nie pamiętam) miałem styczność jedynie z jakimiś drugorzędnymi paniami, które zresztą nie przekazały mi żadnych instrukcji (oprócz tego, że mam wziąć haust soku z czarnej porzeczki udającego wino i zagrać to, co mam zagrać), mogłem więc z czymś przeszarżować - jako jeszcze b. młody człowiek - i zapewne to uczyniłem.

W ogóle Reżyser był na jakimś niedostępnym Olimpie, za chmurami, wszystko się działo jakoś samo, organizowane przez nerwowo poruszające się panie, które podsuwały aktorom kartki z fragmentami scenariusza, i ich ustawiały. Miałem nawet wątpliwości - być może nie uzasadnione - czy Reżyser w ogóle pojawia się na planie, czy nie jest czasem tylko jakimś abstrakcyjnym "logo", a wszystko nie odbywa się jedynie wysiłkiem tych dzielnych kobiet, rutynowo postępujących aktorów i obsługi technicznej. Podobno zdarza się, że reżyser dogląda osobiście każdego szczegółu (nie zdaje się na rutynę swoich pracowników), to się chyba nazywa "kino autorskie"...

Może wielu aktorów najlepiej odnajduje się w burlesce, odruchowo przybiera na planie najłatwiejszą dla siebie formę, czy też ich aktorstwo jest skażone tą formą, szczególnie, jeżeli reżyser specjalnie nimi nie kieruje. Jeżeli takim pętakiem jak ja nie kierowano, to co dopiero jakimś aktorem-celebrytą?

Warto zauważyć, że wielu tuzów aktorstwa to przede wszystkim wybitni aktorzy komediowi (szczególnie w czasach sit-comów, i szczególnie u nas, gdzie nie ma ostrego podziału na telewizję i kino). W ogóle, aby być aktorem trzeba mieć coś w sobie z komedianta (sięgając nawet do pierwocin współczesnego aktorstwa), w samym graniu roli - kogoś kim się nie jest - jest już coś komicznego. Choć może to już zbyt łatwa konkluzja, mogę zostać oskarżony o brak znajomości wielkiej tradycji aktorstwa dramatycznego itp. W ogóle, zbiera mi się na ciąg zbyt łatwych konkluzji, więc może na tym zakończę.

Obrazek użytkownika Ziutka

08-11-2011 [16:00] - Ziutka (niezweryfikowany) | Link:

Tym bardziej , że dziś - jesli chodzi o politykę - pozostaje nam przez 4 najbliższe lata smiech i płacz. Patrzyłam dziś na Sejm i posłow , którzy wyglądali w 3/4 jak urzednicy z Koziej Wólki Wielkiej. Tacy zostali naznaczeni w swoich regionach przez naszych partyjnych wodzów - Tuska i KAczyńskiego. Gdy myslę o jednym i drugim - żeby było jasne - cos mi podchodzi pod gardło. Dlatego , że za jednym i drugi stoi ich aparat, który jest identyczny. Ktoś powiedział,że to sekta albo mafia . Tkwimy po uszy i w sekcie i w mafii. Dlatego PAni felietony są tak krzepiące, tak inne, tak przywracajace proporcję i formę właściwą. Ale dziś jest tak gorzko. I tak przykro. Te cztery lata najbliższe sa strasznie ważne dla tego co będzie się działo w kraju i w UE. I zostały stracone - prawcia będzie przez 4 lata jęczeć i lamentować - choć posłowie opozycji PiS - są zadowoleni. Pieniądze są, brak odpowiedzialności, brak krytyki, bezkraność poczynań, a w okręgach niczym się nie różnią zwyczajami i mentalnością o dawnych apartczyków PZPR. Ale wystapią w TV Trwam jako jedyni niezłomni i znów mają głosy. I tak w kółko...

Obrazek użytkownika crom

08-11-2011 [18:39] - crom (niezweryfikowany) | Link:

Przestalem chodzic do kina po obejezeniu Ogniem i mieczem. Normalnie cyrk na kolkach. Widac nic sie nie zmienilo, bo plakaty ostatniej superprodukcji
przedstawiaja Natasze Urbanska z wybielonymi zebami przy karabinie maszynowym.
Wracaja do meritum jak mozna startowac do najwyzszego organu ustawodawczego nie majac kompetencji. Normalnie czarna rozpacz mnie ogarnia kiedy slysze w programie jakiegos rektora czy dziekana AWF, ze wszystkie dzieci nauczy... plywac. Nic poza tym. Przykady wybrancow mozna mnozyc od pederasty przez transwestyte na bramkarzu pilkarskim i agencie sluzb specjalnych konczac.
Nie wspomne juz o politykach calkowicie skompromitowanych, a mimo wszystko wybranych. Widocznie ludzie lubia kino i Natasze z Borysem w rolach glownych. Pozdrawiam

Obrazek użytkownika MW

08-11-2011 [21:42] - MW (niezweryfikowany) | Link:

... że często osoby, które po raz pierwszy w życiu zapisały się do chóru, profesjonalnie z muzyką nie miały nigdy nic wspólnego, i na pewno nie potrafią czytać nut, potrafią biegać z partyturami po korytarzach, szeleszcząc nimi, powiewając (jakoś "zbyt") i głośno obwieszczając całemu światu, że (ach) biegną kserować nuu-ty.

Podobnie domorośli grajkowie (gitarowi) od siedmiu boleści potrafią godzinami rozprawiać (w szerszym gronie...) np. o pentatonice, pozwalając sobie na błyskotliwe uwagi w rodzaju że "ma ona tylko cztery dźwięki" (to by była prędzej "kwadrotonika"), skalach doryckich i miksolidyjskich, harmonii modalnej, sprawach ledwie gdzieś zasłyszanych. Nie nadążając za ich gonitwą myśli (a znając powyższe terminy) i po pogardliwym odtrąceniu moich nieśmiałych uwag porządkowych, siedzę (lub stoję) zwykle w takich sytuacjach cicho, myśląc sobie "jak można mieć taki tupet?". Chyba popełniono jakieś błędy w moim wychowaniu...

A już każdy szanujący się gitarzysta-amator, pozujący na cygana-artystę obnosi się wszędzie z gitarą, najlepiej jakoś artystycznie pomazaną (dosłownie, ale i w przenośni), czasem nawet w fantazyjnym kapeluszu i płaszczu, choć nie umie wydobyć z instrumentu trzech czystych dźwięków (ani nawet brudnych). Jeżeli świadomie definiuje swój target (głupawe a ładne panienki o skrzywieniu artystowskim, co ciekawe - zwykle są one drobnej postury), to pół biedy, gorzej jeżeli sam myśli, "że to na prawdę" (bywają i tacy). Jest wtedy godzien tylko litości.

Nie brakuje też zatwardziałych palaczy (ze stażem trzymiesięcznym), którzy spektakularnie są wolni od nałogu po jednym dniu abstynencji, wzbudzając tym wielki poklask i sensację wśród innych, równie zatraconych dusz, stojących nad ziejącą i przepastną otchłanią. (Męka prawdziwego nałogowca ciągnie się miesiącami po odstawieniu i potrafi nasilać się stopniowo, jeden dzień w tej skali to jak jeden wiek w skali geologicznej.) Aż chce się powiedzieć, parafrazując pewnego gogusia (pardon: Bogusia) - co wy wiecie o paleniu i rzucaniu? (Nie twierdzę, rzecz jasna, że nałogi są czymś zaszczytnym, odrzucam ten "self-determined elitism")

To wszystko oczywiście tylko przypisy skromnego glosatora do pewnych uwag Autorki, z życia (mojego) wzięte.

Z puentą zgadzam się po trzykroć. Też mam już dość (od b. dawna) ciągłego przerzucania się (w różnych środowiskach) grypsami i cytatami (koniecznie w podwójnym cudzysłowie). Na dłuższą metę jest to potwornie nużące i aż do bólu jałowe. Wielu ludzi zachowuje się tak, jakby nie potrafili niczego powiedzieć na serio, jakby jakakolwiek rzeczowa rozmowa była czymś nagannym. Wśród młodzieży jest to wyraźny wpływ różnych telewizyjnych idoli, w istocie sprowadzających wszystko do bełkotu (od dawna mam dziwne wrażenie wszechogarniającego bełkotu). Ja też potrafię czasem mrugnąć okiem (co - mam nadzieję - widać w moich komentarzach), ale ciągłe i niekontrolowane mruganie okiem to jest po prostu tik nerwowy...

Obrazek użytkownika leszek hapunik

09-11-2011 [08:54] - leszek hapunik (niezweryfikowany) | Link:

władze/
drażnią mnie ludzie, którzy nawet "nie liznowszy " osobiście problemu, udzielają dobrych rad w stylu "wystarczy powiedzieć nie i po kłopocie".
Największym marzeniem po roku niepalenia jest głębokie zaciągnięcie się dymem z papierosa.Śni mi się to przez całą noc.
Wracając do pozerów. W moje góry przyjeżdża grupa ludzi wyposażona w trendy ocieplacze i sprzęt narciarski.I tak cały dzień wędrują z tym sprzętem od kawiarni do ...kawiarni.Po paru dniach narty w stanie dziewiczym wracają do stolicy.Może to i lepiej dla tego sprzętu i właścicieli.Inny przypadek ,lecz chyba ci sami aktorzy.Ślub córki. Zajechało paru gości w czarnych suvach. Ich znak/logo/ to noszone na czole markowe okulary przeciwsłoneczne przez cały czas trwania zaślubin i wesela. Na widok mojej pięknej acz stanu wolnego siostry zaczęła się licytacja "kogutów". Powoli zdominowała przyjęcie.A więc kto, ile razy ,gdzie.Dubaj, Kanary, Karaiby. w końcu siostra w świecie obyta/z czystej ciekawości/i znana z ciętego języka spytała: czy któryś z panów był w Borach Tucholskich?Może na piechotkę chadzał po zabytkach Krakowa?A może był ostatnio w teatrze lub muzeum?. Pełna konsternacja. Panowie pozdejmowali okularki i wesele potoczyło się swym zwykłym trybem.

Obrazek użytkownika MW

09-11-2011 [18:21] - MW (niezweryfikowany) | Link:

Dziękuję za komentarz - z zainteresowaniem zawsze czytam, to co piszesz. Chylę czoła przed rocznym niepaleniem, mój rekord - od czasu, kiedy palenie stało się już sprawą na prawdę poważną - to dokładnie cztery miesiące. Chciałbym więcej napisać, ale muszę się na razie powstrzymać z tym komentowaniem (to strasznie wciąga) i skupić nad tym, z czego mam chleb. Pozdrowienia,

Obrazek użytkownika Dyletant

10-11-2011 [16:17] - Dyletant (niezweryfikowany) | Link:

Nie pale, nie jestem ziemianskiego pochodzenia,, a znam ten sam bol i rozumiem doskonale, ze jesli wiem, jesli mam, jesli bylem, albo studiowalem etc. to nie trzeba sie z tym afiszowac (no chyba, ze wloze to w kontekst blizszy absurdu niz chart afganski na Marszalkowskiej, kolo od wozu na scianie budynku, czy narty w kawiarni).

Kiedys, kiedy umialem po Francusku mowic podobno (czasami) bez akcentu (po dosc dlugim pobycie we Frencji) ludzie czasem gratulowali mi tej umiejetnosci. Blizszym przyjaciolom wyjawilem jednak, ze moim sekretem jest po prostu nasmiewanie sie w duchu z Paryskiego akcentu.

Co do nie pokazywania prawdziwego "ja", to tutaj moze zaczac sie (i bardzo czesto zaczyna sie) spory problem. To nie jest tylko Francuska "ubranosc" Gombrowicza. To jest jej anarchistyczna, Polska wersja, gdzie standard wedlug ktorego "ja" jest ubrane nie jest kontrolowany przez nikogo, poza jego wlascicielem. Nie, zeby samo w sobie to bylo niedopuszczalne. Problem w tym, ze Polacy wykreowali swoista mode na indywidualna oryginalnosc i jesli ktos nie chce brac udzialu w tej konkurencji, to cierpi konsekwencje w swoim srodowisku, jako osoba nieciekawa (doslownie).

Przy tym, to ukrywanie wlasnego "ja" zbyt czesto jest uzywane do odrzucania sensownej argumentacji. Mozemy z ludzmi rozmawiac, ale niestety, czesto sie okazuje, ze taka dyskusja i autentyczne przekonywanie kogos konczy sie na stwierdzeniu, ze pomimo sensownych, logicznych argumentow, interlokutor ze mna zgodzic sie nie moze, bo moda, ktora wyznaje na to mu nie pozwala. A skoro ta moda jest dla lepszych, inteligentniejszych, bardziej wtajemniczonych, wyksztalconych, tych z wiekszych miast -- nieptrzebne skreslic, to przeciez nie ma sposobu, zeby zmienic zdanie pozostajac wyznawca mody. Zaczynam sie obawiac, ze taka postawa jest czescia (okreznej) drogi do uznania ogradzania ludzi drutem kolczastym za srodek perswazji.

Obrazek użytkownika leszek hapunik

10-11-2011 [22:20] - leszek hapunik (niezweryfikowany) | Link:

nie da się rozmawiać na argumenty z kimś kto np. "nienawidzi kaczorów". I chyba tylko dlatego, że taka jest wysterowana moda. Nie potrafi merytorycznie uzasadnić niechęci. Nienawidzi i już !
Przerażająca jest Twoja wizja życia w enklawie otoczonej drutem kolczastym acz całkiem realna. Pozdrawiam.

Obrazek użytkownika Dyletant

11-11-2011 [03:23] - Dyletant (niezweryfikowany) | Link:

Ale mi chodzi nie tylko o ten, bardzo powazny problem. Problem nienawisci w Polskiej polityce wydaje mi sie tylko jednym z przejawow tej Polskiej "elitarnosci" i "ekskluzywnosci". Nie jestem nawet pewien, czy nazywanie tego aspektu Polskiej kultury "moda" jest adekwatne. Ktos, kto nie jest "uczlowieczony" w jakis sposob w oczach swojego interlokutora, po prostu nie bedzie sluchany. Kazdy z nas zetknal sie z okresleniami typu "wsiochy", "mlotki", czy "burak". Nawet, jesli takich epitetow nie uzywamy, oczywiste sie wielu wydaje, ze na przyklad, ci nasi krewni ze wsi na Podlasiu nie sa nam rowni gdy chodzi o nalezny szacunek. Polacy z reguly maja bardzo waska i arogancka koncepcje dopuszczalnych zachowan, pogladow, czy nawet argumentow (tyle, ze te koncepcje sa indywidualnymi wersjami "politycznej poprawnosci", a nie czyms zadanym z gory). Wydaje mi sie, ze najlepiej to okreslic jako ciemna strone Herbertowskiego "smaku".

Obrazek użytkownika MW

11-11-2011 [14:16] - MW (niezweryfikowany) | Link:

Cieszę się, że mój komentarz stał się zaczątkiem ciekawej dyskusji. Dodam krótko - już zaczerniłem w tym wątku całą szpaltę, trzeba mieć trochę umiaru - że ci którzy "nie znoszą buraków", najczęściej wyręczają się w tej konkurencji swoją babcią, chodzi mi o znoszenie buraków do piwnicy. (W zasadzie - powtarzam po Panu, własnymi słowami.) Mam w życiu kontakt i z tymi, którzy "nie znoszą" i z owymi wiejskimi babciami. I całym sercem jestem po stronie owych babć, pielęgnujących nieraz resztki kultury włościańskiej, w starym dobrym wydaniu (choć zaadaptowanym do nowoczesności). Jest to może kwestia smaku. Mając do wyboru gumowy penis i moherowy beret, wybieram jednak moherowy beret. Ale też świadomości, że ludzie dobrowolnie wykorzenieni, nie przyjmują w zamian tego, co odrzucili, żadnej wartościowej oferty cywilizacyjnej. Raczej przysłowiowe g. w złotym papierku.

Ich mityczne "wykształcenie" czasem uwidacznia się raczej na ciele, niż na umyśle (nie wspominając o duszy), na przykład na brzuchu - à la calorifère. Ale bywają też cherlawi i bezkształtni (nawet częściej), w przeciwieństwie do swoich ojców, czy dziadów, np. zażywnych, rumianych chłopów, spacerujących dziarsko wiejską drogą, gryząc jabłko [lepsze to niż iPod] znalezione pod sadem na górce (otarłszy je zdecydowanym i niedbałym ruchem o koszulę) i prowadzących jakiś żywy dialog, czy monolog wewnętrzny (widać to po energii ich ruchów), lub schodzących niespiesznie piaszczystą drogą ku rzece - na ryby.

Wolę jakoś takie obrazki (te zaczerpnąłem z filmu - który nagrywa mi się we własnej głowie) niż obraz ludzi snujących się po mokotowskiej galerii handlowej upstrzonej różnymi LOGO i świecidełkami, nota bene: budowanej przez mojego zaprzyjaźnionego - pozwolę sobie na tę poufałość - Majstra (Mistrzowi, jeżeli to przeczyta, przesyłam ukłony) - górala spod Nowego Sącza. - Trudno uciec od estetyki (choć jest to coś więcej niż estetyka), ale nawiązując do spraw duchowych, czasem podejrzewam, że owi bezkształtni lub graniastokształtni ludzie nawet na duszy noszą metkę, choć nie mam na to - rzecz jasna - żadnych dowodów.

O seksie wielkomiejskim niedawno pisałem, ale z seksem idzie w parze szerzej pojęta rozrywka. I musi ona być koniecznie "na poziomie". Co zrobić, że czasem przejawia się to poziomym pluciem - w twarz.

Jednak nie mam umiaru, w porę się wstrzymuję, w pół akapitu, i przepraszam p. Piotra Słaboszewskiego, za trywialne operowanie "beretami", a wszystkich za - być może - przesolenie potrawy kalamburami, i pewien melanż stylistyczny (wolę jednak to, niż styl gładki jak stylisko, o szlachetnym połysku brylantyny, przepraszam, znowu się mnie uczepiło, zaczynam iść w ślady niejakiego Alefa Sterna). Odpowiedziałem Panu (kieruję te słowa do p. Dyletanta) nie wprost, zszedłem na boczne ścieżki, ot, uroki żywej wymiany myśli. Ale, czas już iść na świętomarciński obiad.

Obrazek użytkownika Gość

08-11-2011 [22:49] - Gość (niezweryfikowany) | Link:

za ten tekst, za wiele mądrych uwag i refleksji,- za wszystko co Pani daje z siebie innym.
Pozdrawiam z ogromnym szacunkiem,
- Szczęść Boże -
ES

Obrazek użytkownika izabela

09-11-2011 [12:04] - izabela | Link:

Ja też dziękuję i pozdrawiam.

Obrazek użytkownika leszek hapunik

09-11-2011 [06:34] - leszek hapunik (niezweryfikowany) | Link:

Chciało by się wykrzyczeć po tym felietonie. Różni nas wiele. Płeć ,wykształcenie,wiedza,życiowe doświadczenia i zapewne pozycja społeczna.Na pewno stosunek do Pana Marka.Ale to jedno dane jest i Pani i mnie.Obydwoje potrafimy śmiać się z siebie.Z naszych wpadek i niedoskonałości.Dziś coraz więcej ludzi zatraciło to radosne uczucie. Ukryło się za podwójną gardą. Chcą uchodzić za doskonałych.Gorzej gdy tę iluzoryczną doskonałość budują na prześmiewaniu innych. I tak jak Pani nie cierpię przeróżnych szyderców nie tylko z ludzi, ale z naszej historii, tradycji i obyczajów.

Obrazek użytkownika izabela

09-11-2011 [12:08] - izabela | Link:

Ma Pan rację. Nie lubię gdy ktoś czuje się lepiej tylko dlatego, że ktoś inny poczuł się gorzej. Nie lubię pozerstwa. Oczywiście można powiedzieć, że brak pozy jest też pozą. Niech i tak będzie. Pozdrawiam.

Obrazek użytkownika SWD

09-11-2011 [09:54] - SWD (niezweryfikowany) | Link:

Czy Pani się gniewa? O to przepraszam Panią bardzo.
No strasznie jest mi przykro i czuję się niezręcznie.
Bo kto to słyszał aby bez żadnej racji czy powodu,
Kobietę traktować tak niedyskretnie, tak niewdzięcznie.

Nie miałem takiego zamiaru, mówię szczerze.
To wiatr woalki rąbek uniósł lekko na chwilę
I nieopatrznie, tak zupełnie przypadkiem ujrzałem,
Jak uleciały te myśli płoche. I nie sadziłem, że aż ich tyle.

Lecz ja nikomu o tym nie powiem, nie ma obawy.
Nie jestem bowiem nieodpowiedzialny, lub paplą który
Będzie trąbił, że nocą przy księżycu Pani wyjada
Palcami wprost ze słoika zielono-żółte konfitury.

Obrazek użytkownika izabela

09-11-2011 [12:01] - izabela | Link:

Naprawdę śliczny wiersz. Dziękuję.  A na marginesie-skąd Pan wie o tych konfiturach?

Obrazek użytkownika SWD40

09-11-2011 [15:03] - SWD40 (niezweryfikowany) | Link:

I ja też pięknie dziękuję.
A na marginesie - skąd? - jestem uzależniony od takich konfitur.
Kłaniam się.
I pozdrawiam Panią.

Obrazek użytkownika zdzichu z Polski

10-11-2011 [23:14] - zdzichu z Polski (niezweryfikowany) | Link:

Wieszanie koła na szczycie jest tak samo absurdalne jak malowanie pisanek, wieszanie jemioły,stroiki, obchodzenie dnia zadusznego w takim a nie innym terminie. Jedno z najbardziej znanych kół od wozu zawieszonych na szczycie domostwa znajduje się nad portalem katedry w Reims, i oczywiście nad wejściem do Katedry Naszej Pani w Paryżu. Te koło to tz. Krąg Solarny
symbol szczęścia zaczerpnięty od Celtów. W formie używanego kola od wozu jest spotykany na budynkach, tam gdzie spotkamy stare kościoły z kręgiem solarnym, a te z kolei spotkamy tam gdzie byli Celtowie. Choinka gości w Pani domu na Boże Narodzenie, czy może uważa Pani to za zbędny snobizm?

Obrazek użytkownika izabela

13-11-2011 [00:41] - izabela | Link:

Koło na szczycie dworku z gipsu z kolumnami z tektury i plastikowym dachem tak się ma do koła celtyckiego jak śpiewy zespołu Śląsk do autentycznej muzyki góralskiej, jak świątki Cepelii do Ołtarza Mariackiego.

Obrazek użytkownika zdzichu z Polski

13-11-2011 [14:14] - zdzichu z Polski (niezweryfikowany) | Link:

był już w historii Polski taki jeden który pod swój gust chciał przykrawać świat. Potrafił nawet przywrócić właściwą wartość pietruszce.

Obrazek użytkownika izabela

13-11-2011 [17:49] - izabela | Link:

Ja nic nie chcę przykrawać. Jestem tolerancyjna, naprawdę. Czy jednak fakt, że cierpię słuchając na przykład młota pneumatycznego, uważanego przez mojego sąsiada za muzykę (techno) powinnam ukrywać?
Nie zwracam mu uwagi, nie przeszkadzam. Wyjeżdżam z działki. Nie słucham na działce Bacha, bo sąsiedzi dostaliby skrętu kiszek. Podobnie cierpię na widok złej architektury,  czy śmieci na mazurskiej wyspie. A może sprzątając śmiecie też kogoś obrażam?

Obrazek użytkownika zdzichu z Polski

13-11-2011 [18:23] - zdzichu z Polski (niezweryfikowany) | Link:

Niech sobie Pani cierpi. Jak można się zorientować po komentarzach lubiących się obnosić z cierpieniem jest całkiem sporo. Podbijających sobie bębenek z racji współcierpienia też nie mało. Tylko do licha, są chyba lepsze powody do samozadowolenia niż poczucie szczęścia z przynależności do grupy nie wieszających kół od wozu na ścianach. Zwłaszcza jak do końca nie wiadomo co jest powodem nie wieszania ich. Wyrobiony gust, czy brak własnego domu z dostatecznie wysokim szczytem?

Obrazek użytkownika piotr slaboszewski

10-11-2011 [23:19] - piotr slaboszewski (niezweryfikowany) | Link:

Moj komentarz jest troche spozniony i odnosi sie raczej do Pani poprzedniego felietonu. Bylem daleko, a czas plynie szybko. Dostalo mi sie za te krawaty, ale smiem twierdzic, ze niezasluzenie. Nie przypadkiem upodobalem sobie Hermes - to marka w najlepszym sensie tego slowa: tradycja (depuis 1837), swietne materialy i wykonawstwo, klasyczna elegancja poza, czy raczej ponad, modami. Ale komu ja to mowie - Pani zna siodla, uprzaz i buty do jazdy Hermes. Ich jedwabie to klasa sama dla siebie, nie jestem jedyna ani pierwsza osoba, ktora je kolekcjonuje. Wlasnie Hermes pozostaje w swiecie tandety z LOGO ostoja znakomitego produktu (slynne logo Hermes jest zawsze bardzo dyskretne, prawie niewidoczne). No, ale dosyc tej bezplatnej reklamy. Obawiam sie, ze do modnego klubu Pani nie wprowadze, bo nie bywam, nudze sie w takich miejscach. Wiele lat temu, na krotko, poddalem sie presji otoczenia i uprawialem "nightclubbing". Zaluje straconego czasu, przede wszystkim, i pieniedzy, ktore mozna bylo wydac na ksiazki, albo i te nieszczesne krawaty. Nie wiem jak sprawdzilbym sie w warunkach ekstremalnych, bo nigdy w nich nie bylem. Chodzilem troche po gorach, ale nie nazwalbym tego wspinaczka. Mam nadzieje, ze nie osmieszylbym sie. Chyba jestem winien Pani wyjasnienie skad ta obsesja bycia "bon chic bon genre". Pamietam z dziecinstwa, ktore spedzilem jeszcze w PRL, przede wszystkim, jedna rzecz: wszechobecna brzydote i brud, mniej politycznie "proletariacki syf". Nawet jesli ktos nie wywodzil sie "klasy robotniczej" nie mogl uciec przed brzydota, brudem i smrodem (wystarczylo wyjsc z domu, skorzystac z komunikacji miejskiej, nie daj Bog, toalety publicznej). Wlasciwie moja nienawisc do systemu zaczela sie od obrzydzenia; nie myslalem wtedy o wolnosci slowa, wyznania, demokracji. Obsesyjnie powtarzalem pytanie: dlaczego tu jest tak brudno, dlaczego facet w tramwaju nie myl sie od 3 dni? Teraz wyznam cos co byc moze oburzy Pania i innych czytelnikow. Prosze przyjac to jako gest zaufania i dobrej woli, wszak moze to wyznanie byc wykorzystane przeciwko mnie. W dziecinstwie ogladalem z babcia film wojenny (chyba jeden z odcinkow "Polskich drog"), po filmie powiedzialem: Chce byc Niemcem. Sa umyci, nosza eleganckie mundury i czyste buty. Po czym oddalem salut nazistowski. Babcia, ktore przezyla okupacje, zalamala rece. Wieczorem "wyprostowal" mnie ojciec, nie, nie batem, na ktory prawdopodobnie zasluzylem, tylko wyciagajac stare fotografie, ktorych wczesniej nie widzialem: dziadek w mundurze, dziadek z babcia na Nowym Swiecie, etc. To wyleczylo mnie ze slabosci do nazizmu, ale nienawisc do brzydoty pozostala. Pierwszym "zachodnim" miastem, ktore widzialem byl Wieden (wolalbym aby to byl Paryz, ale ...); piekne kamienice, czyste ulice, (generalnie) dobrze ubrani ludzie, i tu nastepny szok kulturowy, na kazdym kroku: "Bitte", "Danke", "Entschuldigen Sie". Wtedy pomyslalem, ze (pozwalam sobie zapozyczyc tytul Milana Kundery) zycie jest gdzie indziej. Ucieczka z Polski, ktora, co dzis wyznaje ze wstydem pogardzalem, stala sie obsesja. No i kiedy okazja nadarzyla sie wylecialem. Paradoksalnie, choc lata spedzone w USA byly i ciekawe, i lukratywne, bylbym "better off" pozostajac w Polsce (na ostatnim roku studiow pracowalem w miedzynarodowej firmie doradczej, bylem jednym z pierwszych, kim bylbym dzisiaj)? No, ale przynajmniej nikt z Panstwa nie moze mi zarzucic, ze bralem udzial w rozkradaniu majatku narodowego (co do tego rozkradania - rzecz, przedsiebiorstwo jest warta tyle ile nabywca chce zaplacic; wiem mozna tu manipulowac, ale co do zasady sprzedajesz za tyle ile nabywca placi. Jesli pamiec mnie nie zawodzi, nie bylo az tak dlugiej kolejki do nabycia polskich firm (otarlem sie o sprzedaz Huty Warszawa spolce Lucchini). Droga Pani Izabelo, na koniec cytat z zawsze dowcipnego Marka Twaina: "Clothes make the man. Naked people have little or no influence on society."

Pozdrawiam serdecznie.

PS Jesli juz mowimy o "wyfraczniu sie", przypominam swietna scene (poranna garderobe) z poczatku genialnej (IMHO) ekranizacji "Niebezpiecznych zwiazkow" Frears'a.

Obrazek użytkownika izabela

13-11-2011 [00:31] - izabela | Link:

Drogi Panie Piotrze, to bardzo ciekawe co Pan pisze. Brzydota jako symbol komunistycznego zniewolenia była obsesją choćby Tyrmanda. Moja teściowa (wspaniała osoba) wyniosła się do Anglii dokładnie z tej samej przyczyny. Dla mnie to sprawa bardziej skomplikowana. Kwestia napięcia między treścią i formą.
Spróbuję to sformułować. Pozdrawiam serdecznie.

Obrazek użytkownika B6

15-11-2011 [20:24] - B6 (niezweryfikowany) | Link:

Co można i w jaki sposób można, żeby się mimo wszystko nie zatracić i ciągłości cywilizacyjnej do cna nie zerwać? Musztardówki i plastykowe róże wiele nam w tym niestety nie pomogą. Wiele zachowań może balansować na granicy akceptacji, w zależności od podejścia. Jeśli zapuszczam sumiaste wąsiska to już jestem kiczowaty, czy może dopiero jak założę do tego maciejówkę?

Innymi słowy - co mają zrobić ludzie, którzy mimo wszystko mają ochotę, może nawet właśnie na przekór - pokazać się w czymś bardziej przylegającym do naszej kultury niż przeciętny, nie wyróżniający się współczesny samodział?

Obrazek użytkownika Tomies

26-12-2011 [14:22] - Tomies (niezweryfikowany) | Link:

ale jak one mogły czerwone tak być zielone i żółte zarazem?