Środowisko dawnych ziemian, pokrzywdzonych dekretem o tzw. reformie rolnej PKWN z 1944 r. odbierającym na rzecz państwa wszystkie majątki rolne o powierzchni powyżej 50 ha, stawiają sprawę jasno. Według nich niedawno ogłoszony projekt ustawy reprywatyzacyjnej, prezentowany przez wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, bezpowrotnie pozbawia ich możliwości uzyskania choćby częściowego zadośćuczynienia za doznane krzywdy.
Co więcej, jak możemy dowiedzieć się z komunikatu Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego, „w projektowanej ustawie zostaliśmy zrównani (!) z takimi kategoriami jak zdrajcy Narodu, wrogie elementy i osoby, które odstąpiły od narodowości podczas wojny, a którym to osobom (co jest zrozumiałe) projekt nie przyznaje żadnych rekompensat”.
PTZ wyraża zdziwienie takim postawieniem sprawy w projekcie, tym bardziej, że jego środowisko jest „znane ze swojego patriotyzmu” i „aktywnej pomocy AK w czasie wojny” czy walki z komunistyczną dyktaturą po wojnie i nie wiadomo, „czym zasłużyło na takie traktowanie?”
Cała ta sprawa jest złożona i zawiera drugie, trzecie, a może i dziesiąte dno. Z jednej strony od dekretów komunistycznych władz zainstalowanych w naszym kraju dzięki pomocy sowieckich bagnetów, odbierających dotychczasowym właścicielom wielowiekową często własność, minęło już ponad 70 z górą lat. Przez ten czas ich nieruchomości były sprzedawane nowym osobom, zostały zagospodarowane na cele nie - rolnicze (np. na drogi, szlaki kolejowe, budowę miast, osiedli, zakładów przemysłowych itd.), a część pozostała nieużytkami, znajdującymi się w gestii państwowej Agencji Nieruchomości Rolnych.
W wyniku możliwości prawnych po 1989 r. część z tych nieruchomości została odzyskana i to - nierzadko w całości, przez dawnych właścicieli, a najczęściej ich spadkobierców - na drodze cywilno-prawnej. Chodziło przy tym - paradoksalnie - o wykazanie w sądzie, że dana nieruchomość została przejęta przez państwo z naruszeniem dekretów reformie rolnej, o nacjonalizacji przemysłu czy tzw. dekretu Bieruta obowiązującego na terenie Warszawy. Bowiem komuniści postępowali według własnego widzimisię, i często nie przestrzegali nawet wydanych przez siebie „praw”.
Tymczasem, według PTZ, projektowana ustawa proponuje rekompensaty „tylko tym osobom, których mienie zostało przejęte z naruszeniem prawa, a i to tylko tym z nich, które nie otrzymały żadnego świadczenia z tzw. ustawy zabużańskiej (!) lub też zwrotu jakiegokolwiek (choćby najmniejszego) gruntu z ogółu przejętych przez państwo, lub też wypłaty choćby najmniejszego odszkodowania za jakiś fragment przejętego mienia”.
Ponadto „zaistnienie któregokolwiek z tych zdarzeń eliminuje określoną osobę całkowicie z grona osób uprawnionych do rekompensaty”. Co więcej taka eliminacja dotyczy również tych osób, które w obecnym stanie prawnym mogą w pełni dochodzić swoich praw.
Wiceminister Jaki przedstawiając projekt, uzasadniał ograniczenia kręgu osób, które mogą skorzystać z 20-proc. rekompensat za odebrane przez komunistów nieruchomości, m.in. obecnymi możliwościami finansowymi państwa, które na ten cel w najbliższych latach miałoby wyasygnować sporo, bo ok. 15-20 mld zł (wielkość państwowego Funduszu Reprywatyzacyjnego, z którego można by czerpać środki na rekompensaty, szacuje się obecnie na 3-4 mld zł).
Czy poszerzenie kręgu uprawnionych do rekompensat o ziemian, którym odebrano nieruchomości rolne o pow. powyżej 50 ha, stanie się dla ustawodawcy zadaniem niewykonalnym pokaże czas. Z pewnością jednak będzie to temat chętnie poruszany przez środowiska dawnych ziemian podczas zapowiedzianych przez wiceministra konsultacji społecznych dotyczących projektu wspomnianej ustawy.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7875
Ostrzegam przy okazji przed kłamliwymi nazwami. Obecnie proponowana rzekoma reprywatyzacja, nie tylko nie zakłada choćby minimalnego zadośćuczynienia, ale wręcz zakazuje zwrotu tego, czego nawet w najgłębszej komunie nie wolno było zabrać. Mamy więc twórcze rozwinięcie czasów stalinowskich.
Zaledwie od dwóch lat są media prawicowe (jeżeli chodzi o telewizję). Przedtem były tylko postkomunistyczne.
Gazeta Polska była kiedyś bardzo mocno za reprywatyzacją. Ale, kto wtedy czytał Gazetę Polską? A w sprawie niemocy. Trudno cokolwiek zrobić wbrew społeczeństwu.
Tak prowadzi, ale też nie jest tak, że lud podąża bezwolnie.
Z tymi głosami to jak z głosami rezydentów. Nagłaśniane są głosy właściwe, głosy rzekomo reprezentatywne.
Nikt się nie sprzeciwiał rekradzieży zagrabionych po wojnie majątków prywatnych, tak samo nikt się nie domaga dostępu do kształcenia w ramach specjalizacji.
Faktem jest, że przeprowadzenie prawdziwej reprywatyzacji nie nastąpi na koszt tych, którzy są beneficjentami, ale kosztem wszystkich Polaków z poszkodowanymi włącznie. Ziemianie, fabrykanci i kamienicznicy mają zatem rację, ale czy mają realną możliwość odzyskania mienia lub rekompensaty w całości?
Państwo ma właśnie lepsze pomysły na pobudzanie koniunktury gospodarczej niż przywrócenie własności.
Społeczny sprzeciw wobec reprywatyzacji został w społeczeństwie utrwalony (25 lat urabiania opinii przez postkomunistów zrobiło swoje). A w takiej sytuacji nawet nec Herkules contra plures.
„Ziemianie, fabrykanci i kamienicznicy mają zatem rację, ale czy mają realną
możliwość odzyskania mienia lub rekompensaty w całości?”
Pytanie brzmi, czy powinni mieć możliwość zwrotu w całości oraz, czy zwlekać
z rozwiązaniem sprawy wątpliwości jest wiele?, vide; http://www.rp.pl/Nieruch….
Zapominamy, że Kwaśniewski nie podpisał ustawy reprywatyzacyjnej, czas biegnie
a kasa, cytowanym u góry rośnie. Jednoznacznie można określić problem pozostały
po okresie rządów lewicowo-liberalnej kasty. Nie potrafię zrozumieć, krytykowana jest
ustawa i ludzie, którzy po przeczytaniu takich artykułów, nie mają wątpliwości, że, vide;
http://prawo.gazetaprawn…;
„Artykuł 7 ust. 1 dekretu Bieruta do dziś jest jednym z najważniejszych przepisów w polskim prawie.
To właśnie on stanowi podstawę reprywatyzacji.
Jego pierwsza część – a zarazem pierwsza przesłanka uzyskania korzystnej decyzji zwrotowej
– brzmi tak: „Dotychczasowy właściciel gruntu, prawni następcy właściciela, będący w posiadaniu
gruntu [...]”. To oznacza, że uprawnieni do wystąpienia o zwrot nieruchomości
(względnie odszkodowanie) byli dotychczasowi właściciele gruntu, będący w jego posiadaniu, a także
prawni następcy właściciela – również będący w jego posiadaniu”.
Wyjaśnienia aferałów na temat reprywatyzacji mają dla ogromnej większości społeczeństwa, wartość
argumentacyjną podobną do carskich lub cesarskich aktów nadania własności.
Komu należy zagwarantować reprywatyzację, sądzę ustawa Jakiego jednoznacznie orzeka.
Pozdrawiam serdecznie.
Ziemianie, jak słyszałem w jednym z programów TVP INFO, nie są ze sobą solidarni. Są w różnych sytuacjach ci, którzy liczą na zwrot w naturze, a w innej pozostali.
Tym bardziej peselowicze - płatnicy rekompensat - nie będą się z nimi solidaryzowali.
Lokatorzy kamienic warszawskich mają przeciwne interesy do ograbionych kamieniczników. To osobny i nieporuszany temat - spuścizna po PRLU i IIIRP. Tak samo zresztą jak bankructwo ZUS w zakresie ubezpieczeń emerytalnych, rentowych i także zdrowotnych.
W tej sytuacji renacjonalizacja może być drogą do reprywatyzacji, w której zbilansuje się obciążenia Polaków z ich roszczeniami. Metoda "wspólnego garnka S.A." nie jest sprawiedliwa z punktu widzenia roszczeń, bo sprawiedliwość zbiorowa jest fikcją. To inna nazwa sprawiedliwości społecznej. Jest to forma wybrnięcia by zbilansować roszczenia i koszty roszczeń spadające na społeczeństwo. Jest to też szansą na wzajemne umorzenie sobie przez Polaków niezawinionych długów po obu komunach. Straconego czasu sobie nie umorzymy.
Jednak nie zaprotestuję wobec żadnej z form zwrotu majątków (sam nie jestem potencjalnym beneficjentem, a jestem potencjalnym płatnikiem). Dostrzegam jedynie możliwość rekompensaty w postaci papierów wartościowych (na 100%utraconej wartości) upoważniających do licytacji nieruchomości. Większość, jak się domyślam, byłaby na tzw. ziemiach odzyskanych, o ile coś pozostało po wykupie ziemi pod dotacje unijne.