To już kolejny raz, gdy ministerstwo finansów wydaje optymistyczny komunikat, pokazujący wciąż dobrą sytuację naszego budżetu pomiędzy styczniem, a majem br. - z wybijającym się na czoło newsem o niemal zerowym poziomie deficytu. Po raz pierwszy tak niskim od niepamiętnych czasów.
Jedyna zła wiadomość jest taka, że głównym „sprawcą zamieszania”, tj. znacząco wyższym niż w poprzednich latach poziomie dochodów były te osiągnięte z podatku VAT. Przypomnijmy, że został on podwyższony - jeszcze za rządów PO-PSL „na tylko trzy lata” - od 2011 r. z 22 do 23 proc. Tak to trwa więc już siódmy rok. Można w tej sytuacji odnieść wrażenie, że ani wicepremier Mateusz Morawiecki, ani rząd nie będą specjalnie zainteresowani powrotem do „starej” stawki tego podatku, który można porównać do kury znoszącej złote jaja. Dzięki niemu bowiem budżet zyskał od stycznia do maja br. prawie 16 mld zł, tj. o 30 proc. więcej w porównaniu z podobnym okresem w ub.r.
Wracając do niemal śladowego deficytu na koniec maja br. to jest on rzeczywiście zaskakująco niski, nawet zestawiając jego poziom w porównywalnych okresach tylko na przestrzeni ostatnich czterech lat. Malał co prawda z każdym rokiem, jednak tak niski nie był nigdy dotąd. W 2014 r. ukształtował się na poziomie 22,5 mld zł (47,3 proc. planu rocznego), w 2015 wyniósł 19,6 mld zł (42,6 proc. planu), zaś w ub.r. ukształtował się na poziomie 13,5 mld zł tj. 24,6 proc. wartości planowanej w ustawie budżetowej na cały ówczesny rok.
Tymczasem na koniec maja br. deficyt wyniósł 0,2 mld zł, tj. 0,3 proc. jego poziomu zaplanowanego w ustawie budżetowej na cały 2017 r. (59,3 mld zł). Liczby te świadczą jednocześnie o tym, że poziom deficytu zaczął obniżać się znacząco dopiero za rządów PiS - jest znacząco niższy niż ten osiągany w okresie koalicji PO-PSL.
W tym samym czasie budżet osiągnął 143,3 mld zł dochodów, tj. 44,0 proc. ich poziomu zaplanowanego na cały rok, jednocześnie wydatkowano wówczas 143,5 mld zł, tj. 37,3 proc. całorocznego poziomu.
Od stycznia do maja 2017 r. dochody budżetu państwa były wyższe o 14,2 mld zł w porównaniu z tym samym okresem w ub.r. Dochody z podatków wzrosły w tym okresie o 18,8 proc. w porównaniu z takim samym poziomem w ub.r. Przy tym dochody z VAT były wyższe o 30,0 proc. (tj. o ok. 15,9 mld zł); z podatku akcyzowego i podatku od gier były wyższe o 3,9 proc. (tj. ok. 1,0 mld zł), z PIT wyższe o 7,4 proc. (tj. ok. 1,4 mld zł); z CIT - wyższe o 14,3 proc. (tj. ok. 1,9 mld zł).
Zaś dochody z podatku od niektórych instytucji finansowych w tym samym okresie wyniosły 1,8 mld zł. Jednocześnie wykonanie dochodów niepodatkowych wyniosło 9,2 mld zł, czyli o 7,4 mld zł mniej niż rok wcześniej.
Wykonanie wydatków budżetu państwa w tym samym okresie wyniosło 143,5 mld zł tj. na podobnym poziomie, co rok wcześniej (142,6 mld zł).
Jeśli zatem pójdzie tak dalej w kolejnych miesiącach tego roku, to poziom deficytu na koniec 2017 może osiągnąć poziom znacznie niższy niż planowany (tj. 2,9 proc.).
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5054
Vat i akcyzy są podatkami pośrednimi. ZUS i podatek dochodowy bezpośrednimi. ZUS ma dodatkowo charakter piramidy finansowej ze wszystkimi cechami w skali makro, jak w skali mikro ma piramida Amber Gold.
Dzisiaj już nikt nie pamięta, bo byliśmy dziećmi, że ZUS w PRLu wyciągnął dochód Polaków jak Amber Gold by państwo PRL budowało swoje OLT w ramach RWPG i na rzecz obsługi Układu Warszawskiego. III RP jest zainteresowana utrzymaniem tego układu, a nawet go nakręcała wprowadzając emerytury pomostowe. Zobowiązania ZUS i zadłużenie IIIRP wynikające z uzupełniania bieżącego deficytu ZUS są źródłem finansowego ubezwłasnowolnienia naszego państwa. Nie jest realne wydobycie się z pułapki piramidy ZUS, to od początku była "lipa", w inny sposób niż jej przecięcie.
Dlatego podatek ZUS jest pierwszy na liście do skreślenia niezależnie od euforii z nadwyżek wpływów Vat. To groźna euforia, typowa dla chwilowego zaspokojenia głodu narkotykowego przez uzależnionego. W rzeczywistości wartość tej nadwyżki jest mniejsza od deficytu, który zależy od kosztów obsługi zadłużenia, który zależy od chwilowo niskiego oprocentowania, który zależy od tych, u których jesteśmy zadłużeni.
Emerytura państwowa jest koniecznością i odwlekanie decyzji w czasie jest pogłębianiem zapaści. Tym bardziej w chwilowej euforii spowodowanej wyobrażeniem dużych pieniędzy, w dodatku wydanych już uprzednio w napadzie szastania pieniędzmi przez Rafalską. To straszne kto nami rządzi.
Owszem, narazie mamy jakieś liczby, abstrakcyjne coś mówiące że się polepszyło. Prawda wyjdzie dopiero za jakiś czas. Przy czym trzeba pamiętać że na wskutek wepchnięcia Polski w globalny system gospodarczy, bardzo dużo (większość) zależy o obcych niekontrolowanych przez rząd czynników. A te jak się wydaje powoli acz nieubłaganie zmierzają do wywołania globalnego kryzysu.
http://wolnosc24.pl/2017…
Pacjenci niezależnie czy Premier Szydło pozwoli w placówkach państwowych na dopłaty czy nie i tak będą dopłacali. W aptekach wolno np. dopłacać, czyli kupować lek refundowany, a w szpitalach nie wolno kupować usług refundowanych. W szpitalach spowodowałoby to skrócenie kolejek i poszerzenie oferty, polepszenie jakości i oczywiście wszystkie patologie jak w wypadku refundacji leków . Ponadto byłyby widoczne nierówności społeczne, których przy zakupie leków nie widać, co nie znaczy, że nie ma. Celem leczenia nie jest jednak aby wszyscy byli tak samo średnio zdrowi.
Rozwiązaniem problemu nie jest dekretowanie jak i za ile leczyć choroby tylko uwolnienie urzędników z części tych decyzji i przekazanie ich pacjentom, czyli przekazanie części pieniędzy w ręce pacjentów. Zacząć trzeba od analizy charakteru świadczeń by dojść do decyzji o współfinansowaniu ich przez pacjentów. Możliwe jest pogodzenie w części świadczeń (by nie rzucać nikogo na głęboką wodę) refundacji administracyjnej, z refundacją drogą bonu i odpłatnością gotówką. A w części procedur państwo powinno zrezygnować z przymusu ubezpieczeń. To jest jednak w niezgodzie z ideologią socjalistyczną, która przymusza do otrzymywania obietnic o wszystkim co najlepsze.
Z powodu zaszłości (np. zubożenie w wyniku przymusu ubezpieczeń) jest to idea, do której należy dążyć czyniąc wyjątki - ze świadomością ich konsekwencji.
też jestem za likwidacją ZUS w sensie systemu ubezpieczeń w obecnej formie,
nie wiem czy likwidować ZUS w sensie instytucji (bo to jest i działa)
nie jestem zwolennikiem pozostawiania ludzi bez grosza tylko odwrotnie, żeby mieli (np. z emerytury tzw. kanadyjskiej, ze wzrostu siły nabywczej po obniżenia podatków) i żeby sami wydawali (korzyść z większej skuteczności).
Do wyżywienia klopa, plebsu, gawiedzi, czy jak tam chcecie ich pogardliwie nazywać, nie potrzeba ZUSu, podatków pośrednich, bezpośrednich,, czy też braku ZUSu, i podatków. Nie potrzeba też ani deficytu budżetowego, ani nadwyżki budżetowej. W ogóle nie potrzeba żadnego budżetu. Niepotrzebne też są dolary, złotówki czy złoto. Do wyżywienia plebsu potrzebna jest tylko i wyłącznie żywność.
I teraz kochane dzieci zadanie domowe.
Jeżeli jeden z Was wyprodukuje żywność dla 100 darmozjadów, to wydaje mi się, choć mogę się mylić, że to w zupełności wystarczy do wyżywienia tych darmozjadów i darmozjady nie umrą z głodu.
Pozostaje jednak pytanie: co wg Was, kochane dzieciaczki, należy zrobić, aby ten jeden szlachetny spośród Was z ochotą produkował tę żywność nie tylko dla siebie, ale i dla tych 100 darmozjadów?
Odpowiadając sami dacie świadectwo lub nie.