Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
RUCHY CHARYZMATYCZNE W KK - O CO W TYM CHODZI ?
Wysłane przez Andrzej W. w 18-03-2017 [11:37]
CZĘŚĆ PIĄTA.
VII DLA SWEGO CELU RÓŻNYCH UŻYWA IMION...cz.1
„Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, tak szybko chcecie przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty! Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście - niech będzie przeklęty!’’– Św. Paweł (Ga 1, 6-9)
"Przeto, bracia, stójcie niewzruszenie i trzymajcie się tradycji, o których zostaliście pouczeni bądź żywym słowem, bądź za pośrednictwem naszego listu.- Św. Paweł (2 Tes 2, 15)
„Oni nie są w prawowicie założonym, żywym Kościele, stanowiącym jedność z Kościołem Walczącym, Cierpiącym i Triumfującym, ani też nie przyjmują Ciała Pana Boga naszego, lecz tylko chleb” –Bł. Anna Katarzyna Emmerich.
„W jaskini poniżej (zakrystii) jacyś ludzie wyrabiali chleb, ale nic z tego nie wychodziło. Wszystko w tym kościele należało do ziemi i do niej powracało; wszystko było martwe, wszystko było dziełem ludzkich umiejętności, był to kościół najnowszego formatu, kościół będący dziełem ludzkiej pomysłowości, jakby nowy innowierczy kościół w Rzymie" – Bł. Anna Katarzyna Emmerich.
„Głoszenie Prawdy nie jest możliwe bez potępienia błędów”- Alice von Hildebrand.
„Współczesny człowiek nie tylko toleruje aberracje religijne, ale nie odbiera już ich jako trucizny dla ludzkiej duszy”- Alice von Hildebrand.
„Nie bądźmy zdziwieni, jeśli pewnego dnia odkryjemy, że Judasz dalej kontynuuje niszczenie Kościoła”- Alice von Hildebrand.
1. Jednym razem nazwie się Kiko…, czyli „Droga” ku bezdrożom.
„Neokatechumenat jest albo największym albo jednym z największych ruchów posoborowych w Kościele i dlatego ze względu na zdolności destrukcyjne należy mu się nieco uwagi”- (ze strony: „W obronie Tradycji i Wiary”).
„Droga Neokatechumenalna lub Neokatechumenat – katolicka fundacja dóbr duchowych, której statutowym celem jest promowanie odnowy życia parafialnego w duchu soboru watykańskiego II poprzez otwieranie i prowadzenie w diecezjach i parafiach wtajemniczenia chrześcijańskiego na wzór katechumenatu pierwotnego Kościoła. Wtajemniczenie to opiera się na tzw. trójnogu chrześcijańskim: Słowo Boże, Liturgia, Wspólnota.
(…)
Droga Neokatechumenalna poświęcona jest „formacji w wierze osób dorosłych i starszej młodzieży”. Została zainicjowana przez hiszpańskiego malarza Kiko Argüello wspólnie z Carmen Hernández i Mario Pezzim w 1964, w czasach rządów gen. Franco. Powstała pod wpływem soboru watykańskiego II, który podkreślał potrzebę odpowiedzi Kościoła na zmiany społeczne XIX i XX wieku,
(…)
Do Polski Droga dotarła dzięki jezuicie o. Alfredowi Cholewińskiemu, który studiując w Rzymie wziął udział w katechezach początkowych. W 1975 roku powstała pierwsza wspólnota neokatechumenalna w Polsce, przy kościele rektoralnym Ojców Jezuitów na ul. Królewskiej w Lublinie (…)”- (tam też był superiorem ekipy katechistów prowadzących pierwsze katechezy w Polsce; przypis mój, A.W.).
https://pl.wikipedia.org/wiki/...
Tyle podstawowych informacji z Wikipedii.
By jednak niezorientowanych nie trzymać w niepewności odnośnie stosunku autentycznych Pasterzy do neokatechumenatu przytoczę krótką definicję ks. biskupa Atanazego Schneidera:
„Neokatechumenat to protestancko-żydowska wspólnota wewnątrz Kościoła, jedynie z katolicką dekoracją. ‘’
W dalszej części zostanie potwierdzona absolutna trafność definicji biskupa Schneidera.
Niestety, na przeciwległym biegunie znajdziemy stanowisko jednego (choć nie jedynego) z biskupów polskich:
„Neokatechumenat pokazuje, że nie tylko pasterze Kościoła mają być stróżami wiary i moralności. Tę ważną rolę powinny pełnić również wspólnoty parafialne” – powiedział abp Wacław Depo.
„Swoje osobiste doświadczenia z Drogą Neokatechumenalną ma abp Wacław Depo. – „Zaczęło się w seminarium w Radomiu, a potem już jako pasterz diecezji zamojsko-lubaczowskiej byłem opiekunem grup miejscowych oraz lubelskich” – wspomina.
Metropolita Częstochowski przypomniał zebranym, że neokatechumenat to droga. –„Jako ludzie ochrzczeni wszyscy nią podążamy będąc pielgrzymami wiary. Jest teraz taka moda, żeby mówić o działalności grup, stowarzyszeń, ruchów jak o „wiośnie Kościoła”. A ja bym powiedział, że ta wiosna łączy się z każdym ochrzczonym. A że ochrzczeni chcą jeszcze bardziej zagłębiać się w wierze, to tym bardziej trzeba to docenić i błogosławić” – zaznaczył abp Wacław Depo.
Na pytanie dotyczące kontrowersji wokół grup charyzmatycznych Metropolita Częstochowski odparł, że wynikają one bardziej z niezrozumienia poszczególnych obrzędów i rytów, niż z przekraczania granic wiary. – „Każda rodzina ma swoje blaski i cienie, ale wszyscy musimy pilnować, by być w zgodzie z nauczaniem Kościoła. A jeśli chodzi o obrzędy i tradycje? No cóż, każda epoka ma swoje wyzwania” – przekonuje abp Wacław Depo (…)”- (2013 r.).
Do arcybiskupa Wacława Depo jeszcze powrócę.
http://archiczest.pl/neokatech...
Zapewne sporo katolików zna księdza Piotra Pawlukiewicza z Archidiecezji Warszawskiej. Wielu zapewne także z racji głoszonych przez niego rekolekcji i kazań dostępnych w internecie. Na niektórych internetowych portalach katechezy księdza Pawlukiewicza reklamowane są jako „mocne” (np. portal „Fronda”). Wysłuchałem co najmniej kilku katechez Księdza, ale nie przy nich chciałbym się tutaj zatrzymywać. Dla mnie najmocniejsze „świadectwo” księdza Pawlukiewicza jest zawarte w jego odpowiedziach na „wątpliwości” rzekomego słuchacza audycji radiowej odnośnie do neokatechumenatu. Ów rzekomy słuchacz, a zarazem rzekomy autor listu do wspomnianej audycji miał się jakoby podpisać jako „słuchacz z prośbą o poradę” (rzecz cała miała miejsce już ok. 10 lat temu). Prowadzący audycję, jak się okazało należący do neokatechumenatu, zaprosił księdza Pawlukiewicza, by ten wypowiedział się właśnie na temat tego ruchu.
To, co mówi ksiądz Pawlukiewicz to jest naprawdę mocna wypowiedź, lecz nie tylko ze względu na potężne stężenie idiotycznych dyrdymałów. To jest mocna wypowiedź przede wszystkim ze względu na wyjątkowo tandetny scenariusz manipulacji z udziałem Księdza. To jest antyświadectwo katolickiego kapłana.
A ów scenariusz wygląda następująco: rzekomy słuchacz zawiera w liście do audycji swoje „zastrzeżenia” odnośnie do neokatechumenatu. Chciałby wstąpić, ale powziął „wątpliwości”.
Zdaniem „słuchacza” neokatechumenat:
- przypomina sektę;
-daje obietnicę rozwiązania problemów;
- posiada ukrytą część nauczania dostępną dla swoich;
- występuje ogromne przywiązanie do rytuałów
- posiada własny, specyficzny język występujący tylko w neokatechumenacie;
- stosuje emocjonalne uzależnienie od ruchu
- występują rozmaite miękkie techniki psychomanipulacyjne
- stosuje ścisłą indoktrynację dzieci już od pierwszych lat życia.
Następnie Ksiądz Pawlukiewicz gładko i bez zająknienia „rozprawia się” kolejno z każdym z tych ogólnikowych zarzutów. Tak przynajmniej było w założeniach. Niestety swoją „rozprawę” z krytyką neokatechumenatu Ksiądz kieruje do idiotów. Lub też sam nim jest. W punkcie dotyczącym ukrytej części nauczania Ksiądz dodaje: „na pewno nie ma (neokatechumenat) innej doktryny teologicznej i ukrytej doktryny teologicznej”.
https://www.youtube.com/watch?...
https://www.youtube.com/watch?...
Czy, aby na pewno? I czy naprawdę ksiądz Pawlukiewicz nie zna specyfiki neokatechumenalnej „liturgii”, czy treści neokatechumenalnego „nauczania” zupełnie przeciwstawnego Nauczaniu Kościoła Katolickiego, a w związku z tym, czy nigdy nie słyszał konkretnych (nie zaś ogólnikowych) zarzutów kierowanych w stosunku do neokatechumenatu? Wprost nie sposób w to uwierzyć w sytuacji, gdy wiele poważnych publikacji krytycznych ukazało się już wcześniej.
Zatem, zamiast na łatwych do zbicia i wyśmiania ogólnikach formułowanych przez kogoś anonimowego – a według moich podejrzeń – po prostu zgodnych z zaplanowanym filoneokatechumenackim, „oczyszczającym” z podejrzeń scenariuszem audycji, warto skupić się raczej się na szczegółowych zarzutach uznanych autorytetów.
Najpierw znakomity tekst zmarłego w 2003 roku ks. prof. Michała Poradowskiego. Rozpoczyna się on pasjonująco:
„Już w czasach apostolskich pojawiały się najrozmaitsze sekty wśród wspólnot chrześcijańskich, zagrażając czystości Wiary i nauki Kościoła.”
I dalej:
„Co to jest ruch neokatechumenalny?
W połowie lat sześćdziesiątych ukazał się w Hiszpanii ruch charytatywny, działający początkowo wyłącznie na przedmieściach Madrytu, opiekując się tamtejszą biedotą, na czele którego stały dwie osoby: Kiko Arguello i Carmen Hermandez; ruch ten spotkał się natychmiast z uznaniem tamtejszego arcybiskupa. Z biegiem jednak czasu z ruchu charytatywnego zaczął przekształcać się w ruch religijny typu sekciarskiego, co jednak nie zostało spostrzeżone przez autorytety kościelne, które nadal go popierały jako ruch charytatywny. To dzięki swej działalności dobroczynnej wśród najbardziej ubogich uzyskał sobie jak najlepszą opinię wśród autorytetów kościelnych tak w Hiszpanii, jak i winnych krajach na które stopniowo zaczął się rozszerzać. Stąd też i sympatia do niego ówczesnego Papieża Pawła VI, który zaczął go wychwalać i zalecać. W międzyczasie zaczęły się duże zmiany wewnątrz owego ruchu, a to w miarę jak przybywali zwolennicy i opiekunowie, tak iż z ruchu charytatywnego stał się rodzajem sekty religijnej wewnątrz Kościoła, o czym różni jego opiekunowie, głównie biskupi, niewiele wiedzieli, jako iż przez kierowników tego ruchu wypracowane instrukcje religijne nie zostały aż do dzisiaj opublikowane i są znane tylko wtajemniczonym, gdyż dostępne wyłącznie kierownikom owego ruchu, będąc wydane jako maszynopis do użytku prywatnego, liczący 373 stronice. Jest to tzw. “katecheza”, której analiza wykazuje, że nie ma ów ruch neokatechumenalny nic wspólnego z nauką oficjalną Kościoła. Co więcej, nauka owej “katechezy”, z punktu widzenia nauki tradycyjnej Kościoła, jest zbiorem najrozmaitszych herezji, głównie protestanckich (…)”.
Przejdźmy teraz do analizy „katechezy” pana Kiko dokonanej przez ks. prof. Poradowskiego. Ksiądz Profesor pisze:
„We wspomnianej “Katechezie”, zarezerwowanej tylko dla “wtajemniczonych”, znajduje się wiele stwierdzeń heretyckich, z których, w tej pierwszej części naszej krytyki, zostaną na razie wzięte pod uwagę tylko następujące:
– Człowiek nie może nie grzeszyć.
– Nawrócenie polega jedynie na uznaniu swej nędzy moralnej.
– Grzech nie obraża Pana Boga, bo jest czymś normalnym w życiu człowieka.
– Chrystus Pan dokonał odkupienia wszystkich ludzi nie przez Swą mękę i śmierć na Krzyżu, lecz przez Swe Zmartwychwstanie.
– Kościół nie został założony przez Chrystusa Pana, lecz przez pierwotną wspólnotę wiernych, jak wszystkie religie, stąd też są one sobie równe i każdy może się zbawić niezależnie od wiary, którą wyznaje. Kapłaństwo nie ma nic wspólnego ze święceniami, gdyż każdy chrześcijanin jest kapłanem przez Chrzest, a więc także i kobiety są kapłankami.
– Msza święta, zwana przez ową “Katechezę” Eucharystią nie jest ofiarą, stąd też nie jest potrzebny ołtarz, bo wystarcza stół.
– Eucharystia jest tylko ucztą – biesiadą, a nie ofiarą.
– Konsekracja chleba i wina jest tylko symbolem Zmartwychwstania Chrystusa.
– Msza święta nie jest celebrowana przez kapłana, lecz przez Zgromadzenie.
– Nie istnieje obecność rzeczywista Chrystusa Pana w Eucharystii, stąd też nie usprawiedliwiają się akty adoracji, przyklękania itp.
– Sakrament pokuty utożsamia się z sakramentem Chrztu i spowiedź powinna być publiczną wobec Zgromadzenia, a nie wobec kapłana.
– Wszyscy ludzie są grzeszni, więc nie może istnieć “stan łaski”.
– Chrystus Pan nie może być naśladowany.
– Chrystus Pan wymaga, aby każdy chrześcijanin nienawidził swych rodziców, braci i krewnych.
– Aby być chrześcijaninem trzeba najpierw wyzbyć się wszelkich dóbr na korzyść wspólnoty neokatechumenalnej.
– Dobra wspólne mogą być używane i nadużywane; nie usprawiedliwia się żadna asceza, ani też powściągliwość.
– Wszyscy będą zbawieni dzięki miłosierdziu Boga; nie istnieje piekło, ani czyściec, więc modlitwy za zmarłych są niepotrzebne.
– Historia Kościoła kończy się z edyktem cesarza Konstantyna i zaczyna się na nowo dopiero dzięki Drugiemu Soborowi Watykańskiemu.
– Biblia interpretuje się sama (a nie przez Kościół).
Jak z powyższego widać, Ruch Neokatechumenalny jest zbiorem najrozmaitszych herezji, jakie ukazywały się w ciągu dziejów Kościoła, a głównie jest syntezą nauki różnych sekt protestanckich.
Według tej “Katechezy” kapłaństwo (a więc i cała hierarchia Kościoła) są zbyteczne.”.
Następnie ksiądz profesor Poradowski szczegółowo analizuje każde z tych heretyckich twierdzeń poddając je probierzowi w postaci Nauczania Kościoła; nie będę przytaczał całości analizy z uwagi na obszerność materiału, a zwłaszcza z uwagi na jego dostępność pod zamieszczonym przypisem w postaci źródłowego linku.
Może tylko samo zakończenie publikacji Księdza Profesora:
„Ruch Neokatechumenalny idzie drogą Lutra, a nie tradycji Kościoła katolickiego. Co więcej, z powyższej krótkiej analizy jest oczywiste, że Ruch Neokatechumenalny jest zbiorem najrozmaitszych herezji, głównie sekt protestanckich, ale także i gnozy oraz kabały.”
http://www.bibula.com/?p=69013
https://gloria.tv/article/mhta...
Jeśli zestawić zarzuty księdza Poradowskiego z „wątpliwościami” rzekomego słuchacza audycji, w której wystąpił ksiądz Pawlukiewicz, który następnie (chyba) zadowolony z siebie z „wątpliwościami” tymi się rozprawił, to wnioski nasuwają się dwa; przynajmniej dla mnie. Wniosek pierwszy: to szkoła tandetnej filoneokatechumenackiej manipulacji, do której zaprzęgnięto (choć przecież nie pod przymusem) katolickiego księdza. I wniosek drugi: nie ma już księdza Pawlukiewicza, w stosunku do którego od początku zetknięcia się z jego kaznodziejską działalnością byłem nieco sceptyczny. Nie ma go, bo po prostu szkoda czasu.
Ks. Pawlukiewicz na koniec swych manipulatorskich dywagacji raczy słuchaczy taką oto kłamliwą konkluzją:
„ A im jest ruch, wspólnota, ksiądz bardziej radykalnie nastawiony na Pana Boga to będzie miał większy opór”.
Dość mocno przypomina to oklepany slogan „radykalnego stawiania na Biblię i liturgię”, głoszony m.in. przez orędownika neokatechumenatu, zafascynowanego ekumenizmem, protestantyzmem i samym Lutrem, ponoć także zwolennika dialogu z masonerią, ks. prof. Celestyna Napiórkowskiego, który w książce „Matka naszego Pana” (1992) pisze :
„Jednego z prezbiterów neokatechumenatu poproszono o wystąpienie na seminarium z tematem „Neokatechumenacki model pobożności maryjnej”. Prezbiter był w autentycznym kłopocie. Przede wszystkim takiego czegoś, jak „pobożność maryjna” u nich nie ma, czy prawie nie ma, albo jeszcze inaczej – tak się u nich sprawy nie stawia. Radykalnie postawili na „Biblię” i „liturgię” dość specyficznie zresztą przeżywaną. Mówią więc o swojej pobożności i duchowości, że są „biblijne” i „liturgiczne”. Ani w jednej, ani w drugiej nie znajdują miejsca na pobożność maryjnego niewolnictwa czy zawierzenia, na pielgrzymki do sanktuariów maryjnych. Ani w Biblii, ani w liturgii nie znajdują wzywania Maryi. Modlitwy liturgiczne wspominają świętych i Maryję, ale ich nie wzywają.
(…)
Tak ruch oazowy, jak ruch neokatechumenacki przyjmą Redemptoris Mater z mieszanymi uczuciami.”
Owo „radykalne postawienie na Biblię i liturgię” to nic innego, jak odrzucenie całej ciągłości Tradycji Apostolskiej oraz pseudoliturgiczne heretycko- judaistyczne wynaturzenia. Jest to typowo protestanckie i całkowicie sprzeczne z nauką Kościoła, potępiane przez Sobory i Papieży, o czym nauczają nas m. in i biskup Atanazy Schneider, i ks. prof. Poradowski. Jak się dalej przekonamy, nie tylko oni.
Jeśli chodzi o Matkę Najświętszą, to o ile w neokatechumenacie mogą występować modlitwy „z”, to brak jest modlitw „do”. Występuje więc pewien uwiarygodniający kamuflaż, a zarazem ścisła łączność z protestantyzmem zostaje zachowana. W ogóle natomiast nie ma miejsca na ludową pobożność maryjną, co jest przecież wielowiekową polską tradycją.
Duchowość neokatechumenalna odrzucająca wzywanie Maryi i świętych jest zarówno antybiblijna, jak i antyliturgiczna; antykatolicka, już choćby tylko przez wyraźne odrzucenie dogmatu Świętych Obcowania (lecz przecież antykatolickich treści jest tam całe mnóstwo, co zostanie udowodnione w tym opracowaniu).
Jeśli ksiądz Napiórkowski używa określenia „pobożność maryjnego niewolnictwa” to dokonuje także natychmiastowej autodekonspiracji. Już wiadomo czyim jest sługą. Tragedią jest to, że jako wieloletni pracownik KUL (1983- 2004) oraz promotor ponad 50-ciu doktoratów i wielu magisteriów, nauczyciel i wychowawca wielu roczników studentów posiadał możliwość destrukcji katolickiego Nauczania na dość dużą skalę.
Dla pełniejszego wizerunku księdza profesora Celestyna Napiórkowskiego OFMConv warto dodać, iż ten – jak wspomniałem - fascynat protestantyzmu i Lutra, orędownik neokatechumenatu, już przed laty, na początku lat 80-tych (bodajże w roku 1983) w jednym ze swych artykułów określał Lutra mianem – „Wielki Chrześcijanin i Reformator.” Zatrute ziarno było więc rozsiewane już dawno.
informacji znaleźć można pod linkiem:
http://www.piusx.org.pl/zawsze...
Sobór Trydencki na jednej z sesji polecił „biskupom oraz innym osobom zobowiązanym, odpowiedzialnym za nauczanie”, aby: „pouczali wiernych przede wszystkim o wstawiennictwie świętych, ich wzywaniu, czczeniu relikwii oraz odpowiednim posługiwaniu się obrazami, ucząc ich, że: święci królujący wraz z Chrystusem ofiarują Bogu swoje modlitwy za ludzi; dobrą i pożyteczną rzeczą jest pokorne wzywanie świętych i uciekanie się do ich modlitw, wstawiennictwa oraz pomocy w celu otrzymania dobrodziejstw od Boga przez Jego Syna, Pana naszego Jezusa Chrystusa, który jest naszym jedynym Odkupicielem i Zbawicielem”; bezbożnie myślą ci, którzy zaprzeczają temu, że święci radujący się wieczną szczęśliwością w niebie powinni być wzywani, lub twierdzą, że oni nie modlą się za ludzi lub że bałwochwalstwem jest wzywanie ich, by modlili się za każdego z nas (…)” (Sesja XXV/A, II „Wzywanie, cześć i relikwie świętych oraz święte obrazy”).
Tenże Sobór orzekł: „Gdyby ktoś mówił, że oszustwem jest odprawiać msze ku czci świętych, i dla uzyskania ich wstawiennictwa u Boga, jak czyni Kościół – niech będzie wyklęty.” (Sesja XXII, Kan.5)
http://soborowa.strefa.pl/tryd...
Jak się dalej przekonamy za cel swego heretyckiego ataku pan Kiko obrał szczególnie właśnie Sobór Trydencki:
„Tak dochodzimy do Soboru Trydenckiego. Z Soborem Trydenckim i od wieku XVI do XX wszystko zostaje zablokowane.”
Po prostu, pan Kiko z całą pewnością doskonale rozumie, iż gdyby zastosować wierność temu, co Sobór Trydencki ogłosił, a co konsekwentnie było realizowane do Vaticanum II jego herezje i oparty na nich ruch nie miałyby szans w Kościele istnieć, gdyż ich pojawienie się niechybnie musiałoby doprowadzić twórców i wyznawców do anatemy.
W obliczu stosunku neokatechumenatu do Matki Najświętszej (w ogóle do Świętych i dogmatu Świętych Obcowania) i w zestawieniu z poparciem udzielanym temu ruchowi przez Metropolitę Częstochowskiego Wacława Depo, słowa Arcybiskupa wygłoszone na zakończenie Apelu Jasnogórskiego dn. 7.12.2016 r. - „miejmy odwagę stanąć w Jej (Maryi) obronie”- brzmią dość dwulicowo.
Gdy natomiast Metropolita Częstochowski na zakończenie Apelu w dniu 9. marca br. przypomina – „W słynnej książce „Raport o stanie wiary” kardynał Ratzinger w roku 1986 pisząc o kryzysie koncepcji Kościoła, kryzysie moralności, kryzysie kobiety ratunku upatrywał w Maryi”, oraz już autorsko puentuje – „Czas by świat, Europa i Polska przyjęły ten ratunek na nowo”; albo, gdy na Apelu z 16. marca br. mówi – „Droga Maryjna jest wpisana w życie Kościoła na ziemiach polskich od samego początku, od chrztu Polski (…)”, a zarazem głosi apologię neokatechumenatu, to… szatan musi po prostu „boki zrywać”.
Także i w tym przypadku trudno uwierzyć, by w obliczu publicznie formułowanych zarzutów, również w formie publikacji książkowych, i również przez osoby duchowne Arcypasterz nie wiedział o antykatolickich treściach i zachowaniach w neokatechumenacie, zwłaszcza że, jak sam mówi osobiście zetknął się w swym życiu z „Drogą”.
Powtórzę użyte na wstępie jako motto słowa Alice von Hildebrand, w tym miejscu z dedykacją m.in. dla Metropolity Częstochowskiego:
„Głoszenie Prawdy nie jest możliwe bez potępienia błędów.”
O zachowaniu kardynała Dziwisza na koncercie w czerwcu 2013 roku przed „bramą śmierci” w Oświęcimiu, gdy wykonywano symfonię „Cierpienie niewinnych” skomponowaną przez pana Kiko można jedynie stwierdzić, iż jest to objaw apostatycznego służalstwa. Taka drobna dygresja; kto chce może ten fragment obejrzeć.
http://niepoprawni.pl/video/sh...
https://www.gloria.tv/video/WM...
https://www.youtube.com/watch?...
http://www.radiomaryja.pl/kosc...
W tym miejscu zasadne będzie przywołanie dwóch autentycznych (choć starszych, lecz przecież Kościół jest poza czasem) świadectw osób, które uczestniczyły w neokatechumenacie.
Całość tych świadectw jest dość obszerna, zacytuję więc tylko krótkie fragmenty dotyczące właśnie aspektu stosunku do Maryi i pobożności Maryjnej oraz kwestii obecności elementów judaistycznych. Taka skrótowość jest tym bardziej uzasadniona, gdy wiele sytuacji, zachowań oraz głoszonych herezji opisanych w tych świadectwach częściowo już została uwzględniona przy okazji omówienia publikacji ks. prof. Michała Poradowskiego, a wiele zostanie jeszcze opisanych przy omawianiu kolejnych opracowań krytycznych. Zatem tylko niewielkie fragmenty przekazanych doświadczeń dwojga uczestników „Drogi”.
Świadectwo I:
„Pragnę przekazać, że pełniłem w swojej grupie neokatechumenalnej funkcję odpowiedzialnego. Brałem udział w konwiwencjach, oraz jestem po pierwszym skrutinium.
(...)
Poniżej pragnę przedstawić powody, które spowodowały moją rezygnację z drogi neokatechumenalnej po 4-letniej obserwacji.
(…)
3/ Jako pieśni śpiewa się tylko psalmy, a odrzuca się przepiękne tradycyjne i natchnione pieśni, w imię powrotu do źródeł wiary !!! Nie śpiewa się też tak bardzo znanych i popularnych pieśni Maryjnych. Nie odmawia się też w ogóle Różańca Św.
4/ Wspólnoty neokatechumenalne odrzucają nabożeństwo do Matki Najświętszej, traktując Maryjność bardzo powierzchownie (…).
(…)
9/ Na konwiwencjach po skończonej „Liturgii Eucharystycznej” odbywa się często przy akompaniamencie gitar i śpiewu psalmów taniec hebrajski (…)”.
Świadectwo II:
(…)
Uczestniczyłam w kilku katechezach. Potem nastąpił wyjazd z grupą na tzw. „konwiwencje”(...). Głoszono tam katechezy, które nie przemawiały do mnie, oraz śpiewano psalmy. Nie odmówiliśmy ani jednej tajemnicy Różańca Św.! Po trzydniowym pobycie, na zakończenie spotkania została odprawiona Msza Św., ale nie w kościele, który był blisko, tylko w domu, gdzie odbywały się nasze rozmowy.
(…)
Dowiedziałam się, że odmawianie modlitw, np. Różańca Św. to dewocja dla tych, co są w kościele. Tutaj we Wspólnotach modlitwa jest niepotrzebna – wystarczy wiara. Adoracje Najświętszego Sakramentu, Nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego, Majowe, Czerwcowe, Różańcowe są niepotrzebne !”
Chciałbym teraz zwrócić uwagę na książkę śp. księdza prałata Edwarda Skotnickiego (zm. w 2012r.) pt. “Neokatechumenat – szansa czy zagrożenie dla Kościoła?” Jest to pozycja niezwykle interesująca o tyle, że ksiądz prałat Skotnicki jako proboszcz był zarazem przez 12 lat prezbiterem wspólnoty neokatechumenalnej w swej parafii w Kielcach. Poznał więc ruch neokatechumenacki „od środka”.
W jego notce biograficznej czytamy m.in. : „gorliwie strzegący czystości nauki Kościoła”. Nie mógł więc pozostać obojętny na to, co zaobserwował i czego doświadczył we wspólnocie.
Publikacja książkowa księdza Skotnickiego zawiera ok. 80-ciu stron i jest dostępna w całości pod zamieszczonym poniżej linkiem. Jako skrótowe przedstawienie jej najważniejszych tez niech posłuży recenzja, a zarazem wstęp do niej pióra ks. prof. Mieczysława Rusieckiego, byłego Kierownika Katedry Teologii Fundamentalnej oraz Katedry Misjologii z KUL, na której to uczelni niestety – jak gdzieś przeczytałem - neokatechumenat rozwija się w najlepsze.
Najpierw ks. prof. Rusiecki cytuje, zapewne ujmujące niektórych proboszczów słowa pana Kiko dotyczące ich roli:
“To właśnie on powinien tym wszystkim zarządzać. Nie można zostawić katechezy Kikowi Argüello, bo kto naucza, ma w ręku Kościół jutra, przyszłych chrześcijan. To właśnie proboszcz powinien ponosić odpowiedzialność za swoich katechetów” (tamże) realizujących “Drogę” w jego parafii. Przez tę odpowiedzialność rozumieć należy przede wszystkim samą doktrynę, a także postawy ewangeliczne, otwarte na inne wspólnoty działające w parafii, a zwłaszcza na świadomie przeżywaną liturgię – stanowiącą centrum życia parafialnego. O doktrynie mówi Kiko, że kształtowana jest w Neokatechumenacie na podstawie Credo oraz Katechizmu Kościoła Katolickiego. O postawach uczestników “Drogi” mówi, że są one formowane na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu i pozwalają im żyć w pokorze i prostocie, prowadząc do osiągnięcia chwały. Najważniejszą sprawą dla posiadających dojrzałą wiarę jest odkrycie, “że inny człowiek to Chrystus”.
Czyżby w wyniku takiego, dość wątpliwego uhonorowania proboszczów, ego niektórych z nich poczuło się dowartościowane na tyle, że pycha popchnęła ich do wywyższenia własnego „ja” ponad Nauczanie Kościoła? A z kolei inni, czyżby poczuli się uspokojeni, że wszystko jest w porządku, beztrosko zatracając roztropność i czujność?
Ksiądz Edward Skotnicki pomimo czynnego udziału we wspólnocie neokatechumenalnej, ani nie zatracił tych przymiotów, ani nie postawił na pierwszym planie swojej osoby. To cechy autentycznego kapłana Chrystusa.
Praktyka, z którą zetknął się ks. Skotnicki szybko sprowadzi „na ziemię” tych proboszczów, którzy nie będą absolutnie posłuszni katechistom pana Kiko:
“Powiedzcie proboszczowi, że się myli, żeby wszedł w wiarę (bis), że wy jesteście tutaj w imię Jezusa Chrystusa, że wy tu nie jesteście w swoim własnym imieniu, że On jest Tym, który was wybrał, to nie wy wybraliście tę parafię ...”- p. Kiko.
”Zbyt krytyczne jednak wypowiedzi Kiko w stosunku do proboszczów dają asumpt wielu katechistom do nieliczenia się z ich zdaniem i traktowania ich jako główną przeszkodę w głoszeniu katechez”- ks. Edward Skotnicki.
Wróćmy do treści recenzji ks. prof. Rusieckiego:
„2.„Droga” neokatechumenalna w ocenie ks. E. Skotnickiego
Po przyjrzeniu się z bliska tej, wydawałoby się, wspaniałej wizji twórcy Neokatechumenatu okazuje się, że odbiega ona od doktryny Kościoła. Staje się to bardziej oczywiste, kiedy się z nią wejdzie do konkretnej wspólnoty parafialnej i próbuje ten program realizować w praktyce. I o tym właśnie pisze ks. Edward Skotnicki w swojej książce “Neokatechumenat – szansa czy zagrożenie dla Kościoła?” Autor jako proboszcz od 12 lat bierze udział w inicjacji chrześcijańskiej prowadzonej przez “Drogę” neokatechumenalną w parafii Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny w Kielcach. Po ukazaniu się dwóch bardzo krytycznych książek dotyczących Neokatechumenatu ks. Skotnicki przygotował nową pozycję.
Jego książka składa się z trzech części:
Uwagi do katechez neokatechumenalnych.
Apel o poprawność katechez neokatechumenalnych.
Neokatechumenat, jakiego potrzebuje Kościół.
W swoich “Uwagach” w sposób ogromnie delikatny, ale stanowczy, formułuje zastrzeżenia dotyczące doktryny głoszonej przez katechistów we wspomnianej wspólnocie, za którą zgodnie z oświadczeniem twórcy Neokatechumenatu bierze pełną odpowiedzialność.
Zastrzeżenia te są natury bardzo poważnej. Dotyczą zarówno nieprecyzyjnej terminologii, jak i ewidentnych błędów merytorycznych, stojących w kolizji z ortodoksją nauki katolickiej.
Oto główne błędy dostrzeżone przez ks. E. Skotnickiego w Katechezach Zwiastowania7:
Niewłaściwe rozumienie religii naturalnej. Widzenie w niej jedynie niedojrzałej religijności w stylu religijności pogańskiej (z kultem bożków). Zarzucanie chrześcijaństwu, że jest taką religią (religijnością). Błędne przedstawianie historii Kościoła dotyczącej tego problemu.
Całkowite odrzucenie psychologii i socjologii wraz z ich metodami i wynikami badań. Dyscypliny te zostały uznane przez Kiko Argüello za szkodliwe. Są natomiast szanowane przez Kościół katolicki.
Odrzucenie “en bloc” tzw. duszpasterstwa sakramentalnego jako zupełnie nieskutecznego. “W Parafiach, owszem jest wiele Mszy św., rozdaje się wiele komunii, ale prawdziwego chrześcijaństwa trzeba ze świecą szukać” (Katechezy, s. 47).
W Neokatechumenacie odrzuca się pełne i pozytywne rozumienie Kościoła, zwłaszcza hierarchii ustanowionej przez Chrystusa. “Kościół to Chrystus Zmartwychwstały żyjący między ludźmi” (s. 56).
Mylnie jest rozumiana misja Kościoła. Nie ma on doprowadzać do wiary i wejścia do Kościoła, lecz jego zadanie ogranicza się do roli światła, soli, zaczynu. Kościół nie wymaga niczego od nikogo. “Kościół zbawia wszystkich, bo przebacza wszystkim… Kościół nie sądzi nikogo, nie wymaga, ale zbawia” (s. 84). W konsekwencji gorliwość apostolska Kościoła jest zupełnie zbyteczna (s. 74-75).
Obraz Boga: “Bóg to nie prawdy, to nie jest coś, w co trzeba wierzyć umysłem. Bóg to jest Słowo, które Abrahama wprawiło w ruch” (s. 97). Źródłem poznania Boga jest jedynie doświadczenie religijne. Praktycznie oznacza to deprecjację obiektywnego Objawienia.
“Jezus Chrystus nie jest żadnym ideałem życia. Jezus Chrystus nie przyszedł po to, żeby dać przykład i żeby nas nauczyć zachować Prawo” (s. 122). Autor przytaczając liczne teksty biblijne i dokumenty kościelne z łatwością wykazuje, że takie rozumienie misji Jezusa Chrystusa jest sprzeczne z Ewangelią.
“Chrześcijaństwo nie jest żadną doktryną. Chrześcijaństwa nie można się nauczyć przez lekcje Katechizmu, ani przez studium teologii. Chrześcijaństwo jest nowiną, jest wydarzeniem historycznym. I różni się ono od wszystkich filozofii, od wszystkich religii” (s. 124). Chrześcijaństwo nie jest religią (s. 122).
Nadużywanie słowa “moralizm”. Kiko tak szeroko je rozumie, że zachowanie prawa Ewangelii można by nazwać według jego sposobu rozumienia moralizowaniem (s. 123). Podobnie stosowane jest słowo perfekcjonizm i triumfalizm. Dla Kiko np. praca nad sobą zmierzająca do doskonałości – to perfekcjonizm albo triumfalizm (s. 208).
Błędne rozumienie nauki św. Pawła o usprawiedliwieniu: “Jest faktem, że człowiek nie może realizować dobra” (s. 127). Jeżeli czyni źle, to nie ma w tym jego winy (s. 135).
Niewłaściwe rozumienie grzechu i jego skutków. Kiko twierdzi, że gdy człowiek zgrzeszy, “przychodzi śmierć istnienia”(s. 130), przez grzech “stał się radykalnie bezsilny” (s. 127). Stąd obiegowe powiedzenie w Neokatechumenacie: “Ty się nie sprężaj, ty się nie wysilaj”. Oznacza to rezygnację z doskonalenia się. “Chrześcijaństwo nie wymaga absolutnie niczego od nikogo. Daje wszystko w drodze” (s. 241).
Dowolna interpretacja Pisma Świętego, a także wypowiedzi przeciwstawne w stosunku do słów samego Chrystusa (np. s. 122).
W sakramencie pokuty absolucja kapłańska jest zgoła niepotrzebna, bo mamy odpuszczone grzechy przez Chrystusa. W praktyce korzysta się z sakramentu, ale zdaniem Carmen – rozumienie tego sakramentu z czasem musi ulec zmianie.
W katechezach brak pojęcia łaski uświęcającej.
Nie ma prawdziwej biblijnej wiary ten, komu się Bóg nie objawił (s. 89).
“Księgi Pisma Św. same w sobie są tylko kartą papieru i martwymi literami, ale wewnątrz Kościoła, który ma wiarę w Ducha Świętego, nabierają życia i objawiają Boga pośród nas, zbawiając nas” (s. 230). Według Kiko Pismo Święte, to jakby szkielet. Dopiero we wspólnocie nabiera życia (s. 290). Zgromadzenie jest większe niż Księga. “Ta Księga bez Kościoła, bez ludu, który jest świadkiem, jest martwą literą” (s. 285).
Abraham był politeistą (s. 230).
Zaciera się rozróżnienie pomiędzy słowem Bożym a Pismem Świętym. Słowo pisane z dużej litery oznacza Słowo Wcielone, czyli Chrystusa, pisane z małej litery oznacza słowo objawione zawarte w Piśmie Świętym i Tradycji. Pisanie słowa zawsze w ten sam sposób jest mylące.
Eucharystia to realizacja przez Chrystusa Paschy (starotestamentalnej!), w czasie której “On nie wymyśli absolutnie niczego” (s. 320). Eucharystia to radowanie się i proklamowanie wielkich dzieł, które Bóg uczynił (s. 313). Według Carmen “Jezus nie wymyślił Eucharystii” (s. 318). “Kalwaria” w Eucharystii zasłania Paschę. Obecność realna Chrystusa w Eucharystii to “obsesja” Kościoła Katolickiego. “Obecność jest w funkcji Eucharystii” (s. 355). (Jest to wizja protestancka). Jak utrzymuje Carmen, “Luter nigdy nie zaprzeczył realnej obecności Chrystusa w Eucharystii. Jedyną rzeczą, którą zanegował było słówko “transsubstancjacja”, które jest słowem filozoficznym, chcącym wyjaśnić misterium” (s. 355). Dla Carmen zaś “to są wszystko filozofie, które nie dochodzą do niczego!” (s. 356).
Na pewnym etapie “Drogi” wymagane jest sprzedanie wszystkich dóbr, “bo jeżeli ich nie sprzedacie, nie będziecie mogli wejść do Królestwa, nie będziecie mogli wejść w katechumenat” (s.372).
W katechezach neokatechumenalnych panuje klimat ogromnej niechęci do Kościoła tradycyjnego, zwłaszcza do kapłanów, którzy nie akceptują Neokatechumenatu albo nie myślą jego kategoriami.
W Katechezach wyraźnie uwidocznia się odrzucenie Tradycji i Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, próba tworzenia Kościoła paralelnego w stosunku do tradycyjnego, opcja na rzecz Kościoła pierwotnego. Nie przeszkadza to twórcy Neokatechumenatu głosić: “Ale to Słowo musicie otrzymać od Kościoła. Tego Słowa nie wolno wam interpretować po swojemu. Ono musi być połamane dla was tak jak chleb przez Kościół” (s. 291 ). Szkoda, że tych słów Kiko nie odnosi do siebie.
Dostrzeżone błędy w Katechezach neokatechumenalnych to nie wszystkie, które one zawierają. Ale czy nie są wystarczającym argumentem, by bić na alarm?
(…)
W międzyczasie pojawiła się książka ks. Enrico Zoffoli: Czy “Droga” Neokatechumenatu” jest prawowierna? Magisterium Papieża a katecheza Kiko Argüello. Porównanie. Dostępny (w książce P. J. Cordesa: Znaki nadziei) stał się również wywiad z Kiko A. Zainspirowało to ks. E. Skotnickiego do napisania trzeciego rozdziału książki.
(…)
Czy mit o współdziałaniu wspólnot neokatechumenalnych z parafią zostanie wreszcie zweryfikowany? Czy jego apel posłuży do skorygowania tego, co nie koresponduje ze zdrową nauką Kościoła?
(…)
Dla wszystkich zaś duszpasterzy, zwłaszcza księży proboszczów, książka ta niech będzie przedmiotem wnikliwego studium, a może także szerszej dyskusji, jak również pewnego rodzaju drogowskazem w prowadzeniu wspólnot neokatechumenalnych.
Ks. Prof. dr hab. Mieczysław Rusiecki”
https://wobronietradycjiiwiary...
https://wobronietradycjiiwiary...
Ks. prof. Rusiecki wspomina o pracy ks. Enrico Zoffoli (zm. 1996r.): „Czy “Droga” Neokatechumenatu” jest prawowierna? Magisterium Papieża a katecheza Kiko Argüello. Porównanie.” Chciałbym zatrzymać się i przy tej pozycji jednak w nieco dalszej części tego opracowania.
W tym miejscu jeszcze kilka ważnych doświadczeń ks. prałata Edwarda Skotnickiego opisanych w jego książce. Na wstępie Ksiądz zaznacza na jakich materiałach – oczywiście oprócz własnego doświadczenia posługi w neokatechumenacie - w swej pracy się opiera:
„Korzystam z maszynopisu pt. “Katechezy Zwiastowania”, wydanych przez Centrum Neokatechumenalne (Lublin, 1991).
Katechezy te są przewidziane na 15 dni katechizacji i 3 dni konwiwencji. Poprzedza je wstęp, zawierający tłumaczenie z taśmy magnetofonowej przemówienia Kiko na spotkaniu w Centrum Neokatechumenalnym w Madrycie 22.10.1981. Wszystkie te katechezy są zredagowane przez Kiko Argüello i Carmen Hernandez, założycieli Neokatechumenatu. Dla ogółu te katechezy są niedostępne. Mogą z nich korzystać jedynie ekipy katechistów i przechowywane są u odpowiedzialnych.”
http://www.petrus.kielce.opoka...
Następnie Ksiądz opisuje ataki, jakich doświadczył po opublikowaniu swych krytycznych – w stosunku do neokatechumenatu – uwag, a także swoje empiryczne spostrzeżenia:
„ (…) W reakcji na moje “Uwagi” niektórzy z kręgów neokatechumenalnych zarzucili mi oszczerstwa, co jest nieporozumieniem, gdyż ja podaję tylko to, co się w tych Katechezach znajduje i co budzi moje zastrzeżenia. Wszystko jest dokładnie udokumentowane i nikt tego nie próbował kwestionować. Sądzę, że nie można posługiwać się takimi oskarżeniami, lecz należy sprawę dokładnie zbadać. Wystarczy Katechezy Kiko w całości przeczytać, aby zorientować się, co stanowi zagrożenie dla prawowierności nauczania. Doniosłość sprawy i poczucie kapłańskiego obowiązku oraz poważna troska o właściwy i autentyczny przekaz Ewangelii skłoniły mnie do publicznego zabrania głosu, także poprzez internet. Efektem tego jest druga część moich “Uwag”, zawierająca Apel o poprawność Katechez neokatechumenalnych.
Po moim wystąpieniu z krytyczną oceną katechez neokatechumenalnych i ukazaniu się “Uwag” w internecie mogłem spodziewać się interwencji Katechistów odpowiedzialnych za “Drogę” w Diecezji Kieleckiej. Przybyli do Kielc, aby wygłosić Katechezę wielkopostną. Była więc okazja do odbycia osobnego spotkania. W rozmowie ze mną padły bardzo ciężkie oskarżenia, a więc, że swoim wystąpieniem łamię jedność Kościoła, że występuję przeciwko Papieżowi, który w pełni popiera “Drogę”. Tłumaczono mi, że w Stolicy Apostolskiej wszystko zostało przebadane i zatwierdzone.
(…)
Nie miałem wtedy jeszcze książki ks. E. Zoffoli “Czy “Droga” Neokatechumenatu jest prawowierna?, aby zacytować słowa: “Lecz, niestety, prawda ta nadal jest bardzo poważnie zagrożona, bo chociaż zewnętrznie wystąpienia neokatechumenalne są coraz bardziej ostentacyjne, coraz bardziej nagłaśniane, choć rozgłaszają oni swe sukcesy i przechwalają się “cudami” swego świadectwa dawanego wierze, to jednak założenia doktrynalne “Drogi” nadal pozostają ukryte przed szeroką publicznością” . Kościół natomiast swojej nauki nie ukrywa przed nikim i nie ma powodu jej ukrywać. Jest ona dostępna np. w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Dodałem też, że w projektowanym statucie czy regule “Drogi”, o które dopomina się Jan Paweł II, najpoważniejszy punkt powinien brzmieć: Przyjmujemy jako podstawę nauczania Katechizm Kościoła Katolickiego. Czytając ten Katechizm, po długotrwałych utarczkach z nauczaniem Neokatechumenatu, doznaję ulgi, gdyż jest w nim jasno wyłożona nauka Kościoła w sprawach, które w nauczaniu Twórców Neokatechumenatu są zniekształcone i odbiegają od prawowitej nauki Kościoła.
(…)
Był nawet wcześniej taki moment, że odpowiedzialni katechiści postawili mi pytanie, czy ja w ogóle akceptuję Neokatechumenat. Odpowiedź z mojej strony była jasna. Dziś mogę ją podtrzymać. Jeśli chodzi o Neokatechumenat we właściwym wydaniu, a więc utrzymujący się w ramach zdrowej nauki Kościoła, to całym sercem! Natomiast gdyby miały być jakiekolwiek dewiacje i odstępstwo od doktryny Kościoła Katolickiego, to absolutnie nie! Dokładnie to samo powiedziałem wobec wspólnoty w obecności tychże Katechistów. Pomimo tak wyraźnie określonego stanowiska, Katechiści niejednokrotnie powoływali się na spotkaniach regionalnych, mówiąc: proboszcz jest z nami i to jest gwarancją, że my jesteśmy w Kościele i nie nauczamy niczego innego jak tylko tego, czego uczy Kościół katolicki. Z tego jasno widać, jak poważna odpowiedzialność spoczywa na proboszczach i prezbiterach, którzy powinni dbać o prawowierność głoszonych katechez. Jako proboszcz nie mogłem więc nie reagować na to, co w moim przekonaniu jest niezgodne z nauką Kościoła. Zarzut o łamaniu jedności Kościoła byłby dopiero wtedy słuszny, gdyby Neokatechumenat był tożsamy z Kościołem. Aby jednak utożsamiać się z Kościołem katolickim adepci Neokatechumenatu musieliby wyznawać dokładnie tę samą wiarę. Tymczasem co do prawowierności doktrynalnej mam poważne wątpliwości. Gdyby chodziło o rzeczy małoznaczące, nie kruszyłbym kopii i nie narażałbym się na tak gwałtowne ataki, które łatwo było przewidzieć. Cóżby mi zresztą zależało na tym, żeby występować przeciwko ludziom, z którymi się zżyłem, i przeciw “ruchowi”, którego charyzmat gotów jestem uznawać. Mam jednak prawo – jak każdy – upominać się o prawdę, o prawowierność, o wierność Kościołowi, którego naukę uznaję w całej rozciągłości i całym sercem.
(…)
Osobiście wierzę, że “Droga” nie musi prowadzić do wyrzeczenia się wiary katolickiej pod warunkiem dokonania korekty głoszonych Katechez, co pociąga za sobą oczywiście zmianę poglądów Założycieli Neokatechumenatu. Nie są władni dokonać tego nasi Katechiści. Może to uczynić tylko sam Kiko i Carmen, ale Kościół musi tego zażądać. Założyciele Neokatechumenatu tymczasem wygłaszają swoje poglądy bez liczenia się z nauką Kościoła katolickiego. Werbalnie odżegnują się od wszelkiej teologii i zapewniają, że wszystko jest u nich zgodne z nauką Kościoła, bo oni realizują wytyczne Soboru Watykańskiego II (?!) a w gruncie rzeczy uprawiają swoistą teologię, niezgodną z dogmatycznymi orzeczeniami samego Kościoła. Dotyczy to natury Kościoła katolickiego i jego misji, Magisterium tegoż Kościoła, kapłaństwa sakramentalnego i Eucharystii, problemu usprawiedliwienia przez wiarę, grzechu, sakramentu pokuty, naśladowania Jezusa Chrystusa, życia w łasce, ascezy chrześcijańskiej itp.
(…)
Nie są to tylko teoretyczne dywagacje i obawy. Należę do Neokatechumenatu już 12 lat, pełnię funkcję prezbitera I Wspólnoty w parafii, której jestem proboszczem. Uczestniczyłem jako prezbiter w Ekipie Katechistów prowadzącej Katechezy i rekatechezy w mojej parafii. W rezultacie przeprowadzonych katechez powstały dwie następne wspólnoty. Był to wystarczający czas i odpowiednie warunki, aby poznać bliżej Neokatechumenat, a także Katechezy Zwiastowania, które przygotowują do założenia wspólnot. Gorliwie uczestniczyłem w konwiwencjach i liturgiach także regionalnych. Mogę mówić o bogatym doświadczeniu.
(…)
Od początku jednak troszczyłem się o to, aby nie było przesterowań i odchyleń od autentycznej nauki Kościoła. Dokąd nie miałem w ręku Katechez, mogłem sądzić, że pojawiające się błędy w nauczaniu są skutkiem braku przygotowania teologicznego głosicieli Katechez. Potem jednak przekonałem się, że niestety, zapisane Katechezy zawierają poważne błędy. W nich tkwi źródło odchyleń od prawowitej nauki i nadużyć. Do tych nadużyć zaliczam: nadmierną krytykę Kościoła i dotychczasowego życia wiernych pod pozorem zwalczania religijności naturalnej, brutalność we wzajemnym oskarżaniu się, wręcz masochistyczne obnażanie się ze swoich słabości wobec wspólnoty i na szerszym gremium wspólnotowym wraz z ujawnianiem grzechów osób trzecich bez pytania ich o zgodę. Nie obowiązuje tu żadna wstydliwość i delikatność wobec innych.
(…)
Gdyby głoszone dosłownie za przewodem Kiko i Carmen Katechezy można było skorygować w duchu prawdziwej nauki Kościoła, byłoby to dla przyszłości Kościoła wielkim dobrodziejstwem. Jeżeli nie uda się tego uczynić, “Droga” może być dla Kościoła największym zagrożeniem.
(…)
Od strony duszpasterskiej Neokatechumenat stwarza również wiele problemów i niedogodności. Zasadniczą trudność stanowi tendencja to tworzenia Kościoła jakby równoległego, a nawet konkurencyjnego w stosunku do tradycyjnego. Sprzyja temu sprawowanie Liturgii poza zwykłym porządkiem parafialnym i życiem Kościelnym (Liturgia Eucharystyczna w sobotę wieczorem. Wigilia Paschalna całą noc, inna forma spowiedzi, wyłącznie własne śpiewy, szukanie miejsc na konwiwencje i sprawowanie Liturgii poza kościołem). Jest to praktycznie wyłączenie się z życia parafii na długie lata. Ponowne włączenie się w życie parafii jest problematyczne. Tym bardziej, że przeciwstawienie się duszpasterstwu tradycyjnemu jest tak mocno akcentowane, że można odnieść wrażenie, iż Neokatechumenat idzie własną drogą i nie ma zamiaru łączyć się z żadną inną wspólnotą w Kościele. Swoją odrębność Neokatechumenat zaznacza nie tylko przez fakt izolowania się Wspólnot od życia parafialnego, ale i zaczynaniem wszystkiego od zera, jakby przed wstąpieniem na “Drogę” życie chrześcijańskie w ogóle nie istniało. Zaczynanie od zera obowiązuje nie tylko tych, którzy byli zdechrystianizowani, a teraz wracają do Kościoła, lecz także tych, którzy w życiu Kościoła są zaawansowani. Dotyczy to również Kapłanów. Bywa, że najmilszym wyznaniem dla prowadzących “Drogę” jest “przyznanie się” prezbitera, że on dopiero z chwilą wejścia na “Drogę” uwierzył i nawrócił się. Nikt wtedy nie pyta, na jakiej zasadzie dotarł do kapłaństwa, jeśli nie miał wiary i nie został nawrócony. W myśl przekonania, że wszystko przed wstąpieniem na “Drogę” było złe, podczas katechez wstępnych bardzo ostrej krytyce poddane jest duszpasterstwo tradycyjne oraz religijność wiernych, sprowadzana niejednokrotnie do religijności naturalnej rozumianej najczęściej w sensie religijności pogańskiej.
(…)
Bardzo niepokojąca w Neokatechumenacie jest rola i pozycja prezbitera ograniczona do przewodniczenia Eucharystii i udzielania sakramentu pokuty bez realnego wpływu na nauczanie i styl życia danej wspólnoty. Jego ewentualne próby korygowania stereotypowych twierdzeń, przyjmowanych bezkrytycznie we wspólnotach są kwalifikowane jako brak rozumienia “Drogi”, nie respektowanie jej charyzmatu albo nie realizowanie założeń “Drogi”, co kwituje się orzeczeniem: “Nie robi Drogi”. Krytyka w Neokatechumenacie idzie tylko w jednym kierunku. Można krytykować wszystko i wszystkich w Kościele. Niedopuszczalna natomiast jest droga odwrotna krytykowania choćby najbardziej uzasadnionego czegokolwiek w Neokatechumenacie. W tej sytuacji obecność prezbitera we wspólnocie nie gwarantuje poprawnego nauczania zgodnie z nauką Kościoła.
(…)
Z tym właśnie “wszczepieniem we wspólnotę kościelną” w Neokatechumenacie jest najtrudniej. Sytuacja ta jest niezgodna z deklaracją Kongregacji i nie da się potwierdzić, żeby Neokatechumenat “unikając wszelkiego zamykania się i manipulacji ideologicznej” troszczył się o “misyjne oddziaływanie” na wspólnotę parafialną. Jest, niestety, przeciwnie. Żadna wspólnota nie jest tak szczelnie zamknięta na inne wspólnoty, jak Neokatechumenat. Dążyć do tego, żeby Neokatechumenat można było włączyć w życie parafii i w ten sposób przetworzyć życie parafialne jest złudnym marzeniem.”
To tylko drobny fragment wielkiej pracy ks. prałata Edwarda Skotnickiego. Konkretne zarzuty doktrynalno-eklezjalne zostały wypunktowane wyżej we wstępie do jego książki napisanym przez ks. prof. Mieczysława Rusieckiego.
Nie sposób jednak pominąć załączonego do książki jako Aneks III opracowania ks. prof. dra hab. Andrzeja Zubibera, którego doświadczenia z neokatechumenatem ks. Skotnicki przedstawia następująco:
„W trzecim aneksie zamieszczamy “Uwagi dotyczące Neokatechumenatu” Ks. dra hab. Andrzeja Zuberbiera. Ks. Profesor opracował je w roku 1993. Podjął się krytycznej oceny Neokatechumenatu na podstawie własnych obserwacji życia Wspólnot neokatechumenalnych. Był bowiem 7 lat prezbiterem takiej Wspólnoty. Ks. Profesor nie miał wtedy dostępu do katechez przekazywanych w maszynopisie i był przekonany, że przekazywane katechezy odgórnie są deformowane dopiero na niższych szczeblach ekip katechizujących: “... im «niżej», tym katechezy te – powtarzane na ogół przez ludzi nie znających szerzej nauki Kościoła – są doktrynalnie coraz bardziej zdeformowane” (por. Uwagi, p. 3). Tymczasem okazuje się, że dostrzeżone błędy są zawarte w katechezach wygłoszonych przez Twórców Neokatechumenatu, czyli u źródła. “Uwagi dotyczące Neokatechumenatu” Ks. Andrzeja Zuberbiera mogą być doskonałym podsumowaniem całości tej pracy. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że “Uwagi...” te zredagowane przez tak znakomitego Profesora Teologii Dogmatycznej, któremu przecież nieobca jest nauka Kościoła Katolickiego, są zbieżne z krytycznymi uwagami zawartymi w tej publikacji. Ta zbieżność nie jest przypadkowa. Świadczy ona o słuszności podjętej krytyki przekazywanych w Neokatechumenacie bezkrytycznie katechez i kształtowanych przez nie postaw. Spośród dwunastu bardzo istotnych, trzeźwych i niewątpliwe słusznych uwag Ks. Profesora najbardziej trafna jest wyrażona w słowach: “kształtuje się w ten sposób ludzi – chrześcijan – nie o wysokim stopniu osobowej dojrzałości, samodzielnych, zaangażowanych w życie społeczne, zdolnych do dialogu z inaczej myślącymi, lecz ludzi oddanych jedynie Neokatechumenatowi, często fanatycznych jego zwolenników, nie akceptujących żadnej jego krytyki” (tamże, nr 11). Autora tych słów tego rodzaju nastawienie w Neokatechumenacie doprowadziło do wniosku, że jest on niereformowalny i do ostatecznego zerwania z Drogą neokatechumenalną.”
Ponieważ publikacja ks. prof. Zubibera zawiera ważne treści, jak w przypadku ks. Skotnickiego również oparte na własnym doświadczeniu, a przy tym jest to ujęcie dość skondensowane prezentuję ją tutaj w całości:
„Aneks III:
Ks. Prof. dr hab. Andrzej Zuberbier – Uwagi dotyczące Neokatechumenatu
1. Neokatechumenat zorganizowany jest w szereg etapów czy stopni wtajemniczenia rozłożonych na wiele (kilkanaście) lat. Zastrzega się ich pełną tajemnicę w stosunku do tych, którzy do tych etapów jeszcze nie doszli. Wytwarza się w ten sposób swoisty ezoteryzm. Są wtajemniczeni i niewtajemniczeni. Nie znając ani poszczególnych etapów “drogi”, ani punktu dojścia (w istocie jest nim podporządkowanie całego życia celom “drogi” neokatechumenalnej) nie można od początku, tzn. wchodząc na drogę neokatechumenatu podjąć świadomej i wolnej decyzji o wejściu na tę drogę. Stawiane stopniowo, krok po kroku, wymagania coraz to większego zaangażowania, utrudniają wycofanie się z “drogi” i nie są pozbawione cech psychicznej manipulacji.
2. W Neokatechumenacie nie istnieje komunikacja z “dołu” do “góry”, tzn. od członków grup (wspólnot) młodszych do starszych, do tzw. katechistów. Nie ma miejsca na dialog, na wyjaśnianie wątpliwości. Liczy się jedynie transmitowany z “góry” nakaz, katecheza, czy decyzja wyższych katechistów.
3. W Neokatechumenacie nie podejmuje się teologicznego czy katechetycznego kształtowania członków “drogi”. Całe kształcenie polega na przekazywaniu od “góry” katechez – pouczeń. Katechezy te powtarza się aż do poszczególnych wspólnot, przy czym, im “niżej”, tym katechezy te – powtarzane na ogół przez ludzi nie znających szerzej nauki Kościoła – są doktrynalnie coraz bardziej zdeformowane. Katechiści – głosiciele katechez wstępnych, a następnie katechez na konwiwencjach, skrutiniach itp. uczą się ich głoszenia uczęszczając na takie katechezy prowadzone przez starszych katechistów. Istnieją (drukowane? powielane?) zbiory głównych katechez, nie są one jednak dostępne dla ogółu członków wspólnot. Nie jest wiadome, czy mają one kościelne imprimatur.
4. Przynajmniej praktycznie nie wierzy się w autentyczność dotychczasowego, tzn. przed-neokatechumenalnego życia chrześcijańskiego, nawet sakramentalnego. W neokatechumenacie wszystko zaczyna się od nowa, jakby Bóg w życiu członków wspólnot dotychczas nie działał, owszem, jakby Jego jedynym działaniem było doprowadzenie człowieka do neokatechumenatu. W czasie pierwszego skrutinium ( po dwóch czy trzech latach) dokonuje się nad każdym z członków wspólnoty egzorcyzmu, dokonywanego w liturgii chrześcijańskiej w stosunku do nieochrzczonych. Po następnych latach, w czasie tzw. drugiego skrutinium członkowie wspólnot stają się “uczniami Chrystusa”. Zapowiada się im przy różnych okazjach, że Eucharystię zrozumieją po paru kolejnych latach, gdy odbędą poświęconą jej, specjalną konwiwencję. Wszystko to dzieje się w stosunku do chrześcijan (często pobożnych i praktykujących przez całe życie, także w stosunku do księży), którzy przecież w czasie swego chrztu zostali wyrwani spod panowania szatana i stali się uczniami Chrystusa. Potwierdzali zaś to po wielokroć przez praktykę swego życia i udział w Eucharystii.
5. Chrześcijańska przemiana życia człowieka (np. że wyrzeka się “idoli” tzn. przede wszystkim, że wyrzeka się zabezpieczenia materialnego, że staje się uczniem Chrystusa, że umie się modlić itp.) wiązana jest z określonymi wydarzeniami na “drodze” neokatechumenalnej (z odpowiednimi katechezami, konwiwencjami, skrutiniami ...) tak, jakby to te wydarzenia, te przeżycia na “drodze” identyfikowały się z duchową, chrześcijańską przemianą człowieka, nie wiązaną z jego długotrwałym, moralnym wysiłkiem.
6. Wartości ludzkie – praca zawodowa, nauka, różne zamiłowania itp. – a także wartości międzyludzkie – kontakty rodzinne, przyjacielskie itp. – uważa się raczej za przeszkodę w realizacji neokatechumenalnego chrześcijaństwa, niż za dobro, które wiara ma objąć i pozwolić we właściwy sposób realizować.
7. Osobną sprawą jest rola prezbiterów ograniczana do przewodniczenia Eucharystii i udzielania sakramentu pokuty. Prezbiter nie ma żadnego wpływu na istotny nurt neokatechumenalnego nauczania i na kształt życia wspólnoty. Niestety, także i posługa biskupia we Wspólnotach neokatechumenalnych dokonuje się w ramach ściśle przez neokatechumenalny rytuał przewidzianych dla biskupa czynności i służy jako legitymizująca prawowierności “drogi”. Realnego wpływu na życie wspólnot neokatechumenalnych nawet biskupi wydają się nie mieć. Cały pion “pasterski” Kościoła (Biskup – prezbiterzy) traktowany jest w Neokatechumenacie “równolegle” do życia wspólnot, kierowanych przez z zasady teologicznie niewykształconych świeckich, a nie “nadrzędnie”, jako jedyna kościelna posługa, której należy się podporządkować. Znane mi seminarium neokatechumenalne uczy alumnów patrzenia na życie chrześcijańskie, powołanie prezbitera i na Kościół – z perspektywy neokatechumenatu, nie zaś patrzenia na Neokatechumenat z perspektywy Kościoła, jako na jeden ze współczesnych ruchów w Kościele.
8. Wiele z poruszanych tu spraw wskazuje na to, że neokatechumenat identyfikowany jest przez swych członków, zwłaszcza przez kierujących wspólnotami katechistów, z chrześcijaństwem. Znajduje to swój bezpośredni wyraz w sformułowaniach sugerujących niedwuznacznie, że wejście na Drogę neokatechumenalną jest wejściem nie tylko na drogę życia chrześcijańskiego, lecz na drogę zbawienia (np. ceremonia wpisywania imion członków wspólnoty w czasie pierwszego skrutinium do księgi Pisma św. właśnie na znak zapisania ich w księdze zbawienia). Odstąpienie od Drogi neokatechumenalnej traktowane jest jako odstąpienie od Kościoła, Chrystusa i drogi zbawienia. Tej identyfikacji sprzyja sprawowanie liturgii eucharystycznej, liturgii sakramentu pokuty, wigilii paschalnej, chrztu itp. poza zwykłym życiem kościelnym i parafialnym. Śpiewa się wyłącznie własne pieśni religijne (włącznie z własnymi melodiami części śpiewanych w liturgii eucharystycznej). Nie czyta się z reguły ogłoszeń parafialnych, listów pasterskich ... Złe się patrzy na zaangażowanie członków neokatechumenatu w inicjatywy czy struktury parafialne, w działalność charytatywną.
9. Najwyższą obawę budzi wiązanie tak a nie inaczej pomyślanej drogi neokatechumenalnej, konkretnych decyzji wyższych katechistów i całkowitego, bezwzględnego posłuszeństwa w stosunku do nich ze strony członków wspólnot – z działaniem Ducha Świętego. Z drugiej zaś strony wszelki sprzeciw i krytyka “Drogi” uważana jest za działanie “demona”. Uodparnia się też członków Neokatechumenatu na wszelką krytykę “Drogi” i ich własnego Neokatechumenalnego zaangażowania, jako na prześladowania, które będą gotowi znosić dla Chrystusa.
10. Budzi niepokój interpretacja pewnych postaw moralnych, z założenia słusznych i chrześcijańskich, prowadząca jednak do ich istotnego wypaczenia. Oto trzy przykłady. – W neokatechumenacie podkreśla się bardzo mocno, jako jedną z najważniejszych zasad postępowania, tzw. “słowo o nienawiści” (Łk 14,26: “Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci ...” itd.). Interpretuje się je praktycznie jako wymaganie przedkładania obowiązków neokatechumenalnych ponad obowiązki wobec najbliższych. Stawia się za przykład Pana Jezusa, który miał się wyrzec materialnej troski o swoją Matkę, nazywając swoich słuchaczy swą matką i braćmi (Mk 3,31-35). – Postuluje się usilnie “szczerość” w publicznych wypowiedziach o sobie samym i o “braciach i siostrach” ze wspólnoty, na co jest miejsce czy to we wspólnych liturgiach czy na tzw. konwiwencjach. W rzeczywistości postuluje się wręcz nawet uwłaczanie innym przez publiczne wyrażanie o nich negatywnych opinii w oparciu jedynie o własne odczucia i oceny. Postuluje się także ujawnianie wobec innych – bez poczucia wstydu – własnych grzechów i pożądań. – Głosi się, że Bóg miłuje nas takimi, jakimi jesteśmy i że wyzwolenie z grzechów jest darem Bożym, którego należy oczekiwać. Łatwo sprowadza się to do tolerancji w stosunku do własnych grzechów i słabości, do rezygnacji z aktywnego dążenia do moralnej doskonałości.
11. W rezultacie droga neokatechumenalna prowadzi często do swoistego zniewolenia człowieka. Winien on wypełniać wiernie liczne, czasochłonne wymagania “drogi” aż do całkowitego podporządkowania jej swego życia rodzinnego, zawodowego, materialnego, i oczywiście religijnego. Kształtuje się w ten sposób ludzi – chrześcijan nie o wysokim stopniu osobowej dojrzałości, samodzielnych, zaangażowanych w życie społeczne, zdolnych do dialogu z inaczej myślącymi, lecz ludzi oddanych jedynie neokatechumenatowi, często fanatycznych jego zwolenników, nie akceptujących żadnej jego krytyki. Na takie ukształtowanie wielu członków wspólnot neokatechumenalnych wpływają różne czynniki, które powinny zostać starannie zanalizowane. Wśród nich znajduje się stopniowe niszczenie osobistych więzi rodzinnych, przyjacielskich, zawodowych, pozbawianie członków wspólnot materialnej niezależności, a także łamanie naturalnego poczucia wstydu, wrażliwości sumienia i granic najbardziej osobistych relacji do Boga i najbliższych ludzi przez wymaganie publicznego ujawniania spraw intymnych dotyczących tych właśnie relacji. Nie bierze się pod uwagę rozróżniania między forum externum a forum internum, między tym – co stanowić może przedmiot żądanej publicznej wypowiedzi, a przedmiotem spowiedzi.
12. Ze względów wychowawczych budzi sprzeciw wymagana obecność dzieci w czasie tzw. echa słowa (w liturgii eucharystycznej, przed homilią), gdy rodzice i inni, znani im członkowie wspólnoty, oskarżają się o złe postępowanie, mówiąc w tym także o dzieciach i swoim stosunku do nich.”
Jak zauważa ks. Skotnicki, ks. prof. Andrzej Zubiber doszedł ostatecznie do wniosku, że neokatechumenat jest niereformowalny i to doprowadziło go do definitywnego rozbratu z tym ruchem. Niestety, jak widać niektórzy albo świadomie kłamią, albo łudzą się po dzień dzisiejszy.
Zainteresowanym tematem warto polecić całość pracy ks. Edwarda Skotnickiego, która dostępna jest pod poniższym linkiem źródłowym:
http://www.petrus.kielce.opoka...
Inną pozycją książkową (chronologicznie wcześniejszą, wyd. włoskie 1995 r.) poświęconą omawianej tu tematyce jest wspomniana już publikacja ks. Enrico Zoffoli: „Czy “Droga” Neokatechumenatu” jest prawowierna? Magisterium Papieża a katecheza Kiko Argüello. Porównanie.”
Słowo wstępne do polskiego wydania książki napisał ks. bp Zbigniew Józef Kraszewski (zm. w 2004r.). Pozwolę sobie zacytować je w całości:
„Bardzo ciekawa książka księdza Enrico Zoffoliego w tłumaczeniu ks. Henryka Czepułkowskiego pt. Czy “Droga” neokatechumenatu jest prawowierna? Magisterium Papieża a katecheza Kiko Argüello - porównanie, wydana przez pana Marcina Dybowskiego, jest niezwykle cenną pozycją.
Autor porównuje punkt po punkcie naukę Kościoła katolickiego - przedstawianą w wypowiedziach Najwyższego Autorytetu katolickiego Ojca Świętego Jana Pawła II - ze słowami założyciela “Drogi”, Kiko Argüello.
W książce czytamy, co Ojciec Święty, a co pan Kiko mówi na temat Kościoła katolickiego, magisterium tegoż Kościoła, struktury hierarchicznej Kościoła, kapłaństwa, grzechu, nawrócenia, zadośćuczynienia za grzechy, Eucharystii, sakramentu pokuty, łaski i świętości, Pana Jezusa jako wzoru świętości, nabożeństwa do Najświętszego Serca Pana Jezusa, różańca, Mszy św. Niedzielnej i życia pozagrobowego.
W drugiej części tej cennej książki mamy podsumowanie tematów i bilans ogólny. Jest on negatywny w stosunku do neokatechumenatu. Autor podkreśla najważniejsze błędy neokatechumenatu, a mianowicie nauczanie, że Kościół katolicki nie jest konieczny do zbawienia, że hierarchia Kościoła nie ma żadnego znaczenia, że tylko Biblia samodzielnie, “niezależnie” wyjaśnia, zawiera prawdziwą naukę itd. Jest to więc odnowiony luteranizm.
Do tego dodać należy, że liturgia neokatechumenalna jest sprawowana niezgodnie z przepisami Kościoła katolickiego, a "spowiadanie się" na głos wobec całego zgromadzenia neokatechumenów jest nadużyciem i niesłychanym upokorzeniem wyznającego swe grzechy. Następnie trzeba podkreślić, że pan Kiko świetnie dba o swoje interesy, nakazując swoim adeptom wyprzedaż tego, co posiadają, i przekazanie otrzymanych ze sprzedaży sum nie byle gdzie, tylko do kasy organizacji. Jest to więc nie tylko szerzenie błędnych nauk w Kościele katolickim, lecz również, mówiąc współcześnie, "świetny biznes"...
Książkę tę powinni przeczytać wszyscy. Przede wszystkim duszpasterze Kościoła katolickiego, aby nie dać się uwieść tej nowej herezji, a następnie wierni, aby w swej niewiedzy i dobroduszności nie popierali pana Kiko, nie dali się zatruwać błędnymi naukami i nie nabijali mu kasy pieniędzmi, używanymi dla niewiadomych celów.
Wszystkim czytelnikom tej książki z całego serca błogosławię.
+ Biskup Zbigniew Józef Kraszewski
Warszawa, 1 września 1998 r."
W tym miejscu chciałbym na chwilę sięgnąć po artykuł p. Marcina Dybowskiego, w którym znajdujemy cytat z katechezy pana Kiko („Konwiwencja”, Warszawa 1983 r., str.87, druk wewnętrzny, dostępny tylko dla katechistów), którego wymowa uprawdopodabnia jeden z zarzutów stawianych przez księdza biskupa Kraszewskiego:
"W czasie pierwszego skrutinium chrzcielnego za dwa lata, powie się wam, że macie sprzedać dobra. I powinniście je sprzedać wszystkie, bo jeśli ich nie sprzedacie, to nie będziecie mogli wejść do Królestwa, nie będziecie mogli wejść w katechumenat. Teraz nie macie na to sił, ale później będziecie je mieć, bo udzieli wam się (sic!) Ducha Świętego, byście to mogli uczynić."
http://rzymski-katolik.blogspo...
I jeszcze istotny fragment od polskiego wydawcy książki ks. Enrico Zoffoli, czyli właśnie p. Marcina Dybowskiego (wyd. „Antyk”):
„ (…) Na naszych oczach dokonuje się transformacja paradygmatu polskiego katolicyzmu, odrywanie go od korzeni, od tradycyjnej religijności i spychanie z pozycji “chrześcijańskiego przedmurza” w stronę wyalienowanych grupek “towarzystwa wzajemnej adoracji” i “katolicyzmu gitarowego”. Czy jednak w obecnej dobie socliberalizmu takie ma być nasze oblicze, czy tylko na to nas stać po okresie komunizmu, który ograniczał polski katolicyzm do “zakrystii”? Czy tak wypełniamy testament Prymasa Tysiąclecia?
Biblioteczka Św. Wincentego z Lerynu” ma nas wszystkich zachęcić do refleksji nad naszą wiarą, do rachunku sumienia – na ile jest to jeszcze wiara katolicka, na ile jest sprotestantyzowana lub ogarnięta orientalnymi mgłami pogaństwa.
Najwyższy czas podjąć dyskusję nad naszym pokoleniem, któremu przekazany został depozyt wiary bez prawa do jego zmiany. Depozyt ten mamy przekazać w trzecie tysiąclecie.”
Przejdźmy już do kapitalnej książki księdza Enrico Zoffoli, w której Autor przedstawia Nauczanie Papieża (także Soborów) w najważniejszych kwestiach teologiczno-dogmatyczno-eklezjalnych, a następnie porównuje z tym nieomylnym kryterium tezy głoszone przez pana Kiko. Jest to więc fascynująca i wszystko wyjaśniająca analiza porównawcza.
We wstępie ks. Zoffoli pisze m.in.:
„ (…) Celem tej pracy jest udzielenie odpowiedzi - jak najbardziej udokumentowanej - wszystkim neokatechumenom i ich sympatykom, którzy mojemu oskarżeniu ich o herezję wciąż przeciwstawiają fakt, że jak oni powiadają, Papież wie wszystko, Papież jest z nimi, Papież potwierdził ich charyzmat, Papież ich błogosławił i po wielokroć zachęcał do działania na polu liturgii, duszpasterstwa, pracy misyjnej...
Byłem zdania, że Papież o "Drodze Neokatechumenalnej" jest poinformowany tylko częściowo, gdyż nie zna ich założeń dogmatycznych. Lecz przyjmując hipotezę, że Papież jest na bieżąco zorientowany we wszystkim, nie ośmieliłbym się nigdy roztrząsać powodów jego milczenia i poparcia udzielanego Ruchowi; historia będzie mogła już jutro odsłonić wszystko, a na razie pozostaje mi tylko zdać się na sąd Boży.
Pomimo to poczuwam się do obowiązku otwartego oskarżania o błędy przeciw wierze katolickiej zawarte w głośnym tekście katechez Kiko, które już poddałem krytyce: „Orientacyjne wskazania dla ekip katechistów na stopniu nawrócenia”.
Egzemplarz maszynopisu przeze mnie przestudiowany nosi datę roku 1982. Że jest to tekst autentyczny, potwierdza, między innymi, okoliczność, iż został wydany staraniem Centrum Neokatechumenalnego "Słudzy Jahwe" przy San Salvatore, plac San Salvatore in Campo, Rzym. Lecz jak słusznie zauważono, Kiko po szeregu lat nowych doświadczeń i przemyśleń, mógł go przeglądnąć i może także poprawić w punktach zakwestionowanych.
Nie chcąc ryzykować, że się mnie weźmie za "walczącego z wiatrakami", postarałem się o inne skrypty Autora, świeższe, raczej o jego zapisane wystąpienia, których wykaz przedstawiam (…)”
Przejdźmy jeszcze na moment do pracy ks. Edwarda Skotnickiego, który po lekturze książki ks. Zoffoli zauważa następujący schemat działania neokatechumenackich katechistów, członków i sympatyków „Drogi”:
„Rozumiem doskonale autora tej książki, który miał odwagę przeciwstawić się niemalże obowiązującym poglądom, że Neokatechumenat jest bez zastrzeżeń akceptowany i popierany przez Stolicę Apostolską. Autor pisze we wstępie: “Celem tej pracy jest udzielenie odpowiedzi – jak najbardziej udokumentowanej – wszystkim neokatechumenom i ich sympatykom, którzy moim oskarżeniom o herezję przeciwstawiają fakt, że jak oni powiadają, Papież wie wszystko, Papież jest z nimi. Papież potwierdził ich charyzmat. Papież ich błogosławił i po wielokroć zachęcał do działania na polu liturgii, duszpasterstwa, pracy wewnętrznej” . Tym samym argumentem posłużyli się główni odpowiedzialni Katechiści w rozprawie ze mną, zarzucając mi łamanie jedności Kościoła i występowanie przeciwko Papieżowi ... ‘’
Wróćmy jednak do książki ks. Enrico Zoffoli. Oto wybrane fragmenty:
„Gdy mówi o naturze, posłannictwie i przeznaczeniu Kościoła, Kiko nie bawi się w subtelności; nie pozostaje po prostu nic innego, niż uznać go za heretyka:
(…)
„Poza Kościołem nie ma zbawienia /.../. W tym powiedzeniu, rozumianym jurydycznie, odbija się mentalność tych wszystkich ludzi, którzy będą was słuchać. To sformułowanie stanowi podstawę naszego myślenia o Kościele: stąd te ostatnie namaszczenia dla wszystkich chorych, spowiedzi w ostatniej chwili i przyspieszone chrzty dzieci tylko co urodzonych, itd. Gdyż jeśli Kościół jest jedyną deską ratunku, a ten, kto jurydycznie do niego nie należy, idzie na potępienie, tak właśnie powinno się robić.”
(…)
A ponadto;
„...My tak myślimy o Kościele: bez triumfalizmów, bez prozelityzmów, bez zamiaru zanoszenia Jezusa Chrystusa nie wiem już dokąd, ani żeby wszyscy do Kościoła wchodzili."
Z dwudziestu jeden Soborów powszechnych odbytych w Kościele wspomina on dwa zaledwie: Trydencki i Watykański II. I w tym jedynie celu, by je sobie przeciwstawić.
Kiko, jak z jednej strony potępia Sobór Trydencki, tak z drugiej strony raz po raz wygłasza panegiryki na cześć Soboru Watykańskiego II, dzięki któremu
„wyszliśmy z unieruchomienia prawie całkowitego."
O teologach większych i mniejszych - włącznie ze św. Tomaszem z Akwinu - którzy zasłużyli się dla uzasadniania i obrony oficjalnego Magisterium Kościoła, ani wzmianki, owszem niechęć i pogarda dla nich wszystkich... Kiko z ironią odzywa się o ich "dysputach" na temat dogmatu eucharystycznego i w ogóle o ich traktatach.
(…)
Niestety, główny katechista "Drogi" uważa za "opętanego przez demona" każdego, kto się nie zgadza z jego wykładem, narzucanym z góry i nie podlegającym dyskusji.
(…)
A więc Kościół nie hierarchiczny... Biskupi, kapłani i diakoni nie są przedstawieni jako istotne komponenty Kościoła, który naucza, uświęca, sprawuje władzę...
Chwilę przedtem powiedział, że parafia, proboszcz i jego pomocnicy nie tworzą Kościoła; i nic to nie znaczy, że jest wspólnota i kapłan na jej czele, że się odprawia Mszę św., że się naucza wiary i że się wierzy w prawdy objawione... Kościół, według niego, powstał z czegoś zupełnie innego, mianowicie z wiernych, którzy ożywieni przez Ducha Świętego, żyją w łasce Bożej według ducha i litery: Kazania na Górze,
i dlatego nie tworzą społeczności widzialnej, złożonej również z grzeszników.
Jak widzimy, Kiko wznawia błędne tezy po wielokroć potępione przez Magisterium. Wystarczyłoby przypomnieć błędne poglądy Montanusa, za którymi w średniowieczu poszli begardowie, fraticelli, a potem John Wyclif, Jan Hus, Marcin Luter, Quesnel i janseniści (synod w Pistoi).
(…)
Niestety, jednogłośne i wiarygodne świadectwa potwierdzają, że we wspólnotach neokatechumenalnych nie "kapłan" /czyli prezbiter/, lecz "katechista" /czyli człowiek świecki/ wszystko organizuje, o wszystko się stara i wszystkim rozkazuje.
(…)
Neokatechumeni mają swoje "katechezy" układane i organizowane na własną modłę, bez liczenia się ze wskazaniami i tematami Biskupów. Kapłan we wspólnotach jest tylko przewodniczącym, w zakresie rytualnym i sakramentalnym, a jego przewodniczenie nie oznacza żadnego autorytetu nauczycielskiego. Wspólnotą kieruje odpowiedzialny świecki.
„Wielkie niebezpieczeństwo dla wspólnot tkwi w tym - według Kiko - że księża je mordują, nawet niechcący. Na tej drodze wspólnota będzie miała odpowiedzialnego świeckiego...”
A zatem:
„Te wspólnoty nie będą szły drogą same, według własnego zdania, kiedy to każdy robi, co mu przyjdzie do głowy: tymi wspólnotami kierujemy my w imieniu Biskupa. Mamy misję doprowadzenia was do wiary dojrzałej, do chrztu. Z tej racji nie ma katechumenatu bez posłuszeństwa władzy katechistów...”
Kto został wybrany na "katechistę", tym samym ma być uważany za pełnego Ducha Świętego i od tej chwili jego instrukcje i wypowiedzi nie podlegają dyskusji, są nieomylne... Ma on:
„charyzmat rozróżniania duchów.”
W rezultacie:
jeśli nie ma posłuszeństwa katechiście, nie ma też "Drogi"...
W tym rzecz, że ani Biskup, ani proboszcz nie wybierają katechisty. Im powierzono jedynie udzielanie "mandatu" w trakcie uroczystej ceremonii, która się odbywa według rytuału ustalonego przez Ruch, a polegającego na "włożeniu przez nich rąk". Jest to naśladownictwo obrzędu święceń kapłańskich... Otóż Jan Paweł II, chociaż uznaje władzę duszpasterzy do powierzania określonych zadań ludziom świeckim, podkreśla, że:
„pełnienie pewnych zadań nie czyni człowieka świeckiego duszpasterzem, ponieważ w rzeczywistości to nie funkcja konstytuuje urząd, lecz sakramentalne wyświęcenie...”
Niestety, "katechista" we wspólnocie neokatechumenalnej przywłaszcza sobie władzę, która absolutnie przekracza wszelkie granice jego stanu... Zażalenia i protesty wiernych, którzy wpadli w tę sieć, są alarmujące i częste.
Grzech.
(…)
Mówiąc krótko: Kiko widzi tylko płaszczyznę miłości Boga do człowieka, nie bierze zaś pod uwagę, że człowiek może się nią cieszyć jedynie pod warunkiem, że będzie miłował Boga na pierwszym miejscu i ponad siebie samego, ponieważ jego prawdziwe dobro zależy jedynie od tej miłości.
Jak zobaczymy dalej, Kiko "naucza", że człowiek, ponieważ nie obraża Boga, nie jest też obowiązany do żadnej pokuty i żadnego zadośćuczynienia, będącego duszą "ofiary", którą Kiko - logicznie - odrzuca.
(…)
Kiko:
„Człowiek nie może czynić dobra, ponieważ odłączył się od Boga i stał się z gruntu bezsilnym, w mocy złych duchów. Stał się niewolnikiem Złego. Zły jest jego panem. Dlatego nic nie znaczą ani dobre rady, ani stawiane wymagania. Człowiek nie może czynić dobra /.../. Nie może wypełniać prawa; prawo ci mówi, żebyś kochał, żebyś nie reagował na krzywdę, ale ty nie możesz: ty robisz to, czego chce Zły.”
Człowiek
„jest głęboko skażony. Jest cielesny. Musi tylko kraść, wadzić się z innymi, być zawistnym, zazdrościć itd., nie może postępować inaczej. I nie ma w tym jego winy...”
Właśnie dlatego
„na nic się nie zda żadne gadanie. Na próżno mówić: "Poświęćcie się, bądźcie życzliwi, kochajcie!" A jeśli ktoś tego spróbuje, zrobi się z niego największy faryzeusz, ponieważ będzie to wszystko robił dla swojej osobistej doskonałości...”
Jakiż to niesłychany, irytujący sposób rozumowania!... Zatem doskonalenie się osobiste, którego żąda Bóg, nie jest już naszym obowiązkiem? I dlaczego miałby być "faryzeuszem" ten, kto stara się dążyć do doskonałości i zachęca do tego innych? Widać z tego, że Kiko nie wie, co mówi, na pewno nie według języka Pisma św., który jest także językiem Kościoła i wszystkich Świętych...
Pewna pani, matka rodziny, napisała między innymi: "Wdałam się w dyskusję z neokatechumenami i ich księżmi na temat spowiedzi i grzechu. Odpowiedzieli mi: Czy chodzimy do spowiedzi, czy nie, zawsze jesteśmy w stanie grzechu. Co do Łaski, odnosi się wrażenie, jakby jej wcale nie było, zresztą nie służy do niczego: ten, komu się zdaje, że ją posiada, jest zarozumialcem, ponieważ chce stać się jak Bóg, a jest w rękach Szatana, gdyż nie akceptuje siebie takim, jakim jest (przecież Bóg nie chce, żebyśmy byli innymi, bo kocha nas właśnie takich, jacy jesteśmy); a to oznacza, że się będzie dalej grzeszyło..."
Czy taka jest meta, do której zmierza "Droga Neokatechumenalna"?
(…)
W jego katechezie nauka Kościoła o Eucharystycznej Ofierze zdaje się nie znajdować żadnego odbicia: wszystko jest wypaczone, pomieszane, niejasne i niezrozumiałe.
(…)
Kiko: „w Eucharystii nie ma żadnej ofiary”,
toteż gani on wierzącego, „który we Mszy widzi Kalwarię.”
(…)
Kiko jest konsekwentny; skoro nie uznał, że śmierć Chrystusa ma charakter i skuteczność "ofiary przebłagalnej", całkiem logicznie odmawia uznania charakteru prawdziwej i autentycznej ofiary we Mszy św.
Dla niego nie jest potrzebny ani kościół, ani ołtarz:
„My chrześcijanie (nie powie nigdy: my katolicy) nie mamy ołtarza, ponieważ jedynym świętym kamieniem jest Chrystus, kamień węgielny. Dlatego też możemy sprawować Eucharystię na stole i możemy ją celebrować na placu, w polu i gdzie się nam spodoba! Nie mamy jakiegoś miejsca, na którym wyłącznie powinno by się sprawować akty kultu...”
(…)
Gdy się zanegowało przeistoczenie, a Mszę św. zredukowało do świątecznej biesiady z racji obchodzenia Paschy, upadek okruchów Hostii na ziemię nie powinien nikogo niepokoić:
„Takiej kwestii, jak jakieś okruchy lub rzeczy tego typu, po prostu nie ma...”
(…)
Kult eucharystyczny
W tej kwestii Kiko jest logiczny aż do krańcowych konsekwencji i pozwala sobie na bezczelne wyskoki przeciw magisterium Papieża, odsłaniając niechcący to, co się dzieje wewnątrz jego "wspólnot", winnych obrazy - oprócz dogmatu - najbardziej zakorzenionej i czułej pobożności eucharystycznej ludu katolickiego, wyrosłej z przykładu setek i tysięcy świętych ze wszystkich epok:
„Rozpoczynamy wielkie wystawienia Sanctissimum, jakich nigdy dotąd nie było /.../. Chleb i wino nie są już do jedzenia i picia.
Ja zawsze mówię tym sakramentalistom, którzy zbudowali ogromne tabernakulum: gdyby Jezus Chrystus życzył sobie, by Eucharystia tam się przechowywała, to zrobiłby się obecnym w kamieniu, który się nie psuje...”
(…)
Sakrament Pokuty
(…)
Mylne założenia.
Z tych założeń Kiko nie robi tajemnicy, a z nich logicznie wynika (z punktu widzenia teoretycznego, istotnego dla prawowiernego stanowiska) radykalne wykluczenie samego istnienia sakramentu pokuty:
1. Pierwsze założenie odnosi się do grzechu, który jakoby nie jest możliwy;
a. ponieważ Bóg nie może zostać obrażony przez człowieka;
b. ponieważ człowiek nie może nie popełniać grzechu, a więc z tej racji “nie ma też winy...” Nie musi również odczuwać żadnej skruchy serca, ani nie ma obowiązku zadośćuczynienia...
2. Drugie założenie dotyczy spowiednika, którego kapłaństwo nie odróżnia się od kapłaństwa wszystkich ochrzczonych, ani go nie przewyższa.
3. Trzecie założenie, konsekwentnie, to odrzucenie "Kościoła hierarchicznego", obdarzonego władzą odpuszczania grzechów; Kiko akceptuje wyłącznie "Kościół charyzmatyczny".
(…)
Ze stanowiska Kiko wynika, że katechumen znajdujący się na swej "Drodze" może przystępować do Najświętszej Eucharystii bez spowiedzi z ewentualnie popełnionych grzechów ciężkich. Kiko, jak już wiemy, odrzuca "spowiedź prywatną, indywidualną", odbytą dla odzyskania łaski uświęcającej i ponownego wkroczenia na drogę osobistej świętości...
Pamiętajmy, że postępując konsekwentnie, Kiko w okresie pre-katechumenatu wzywa do przyjmowania Eucharystii nawet ateistów, złodziei, żyjących w konkubinacie itp.: "Każdy robił to, co chciał..."
(…)
Znamienna strategia przemilczania.
Niepokojące jest nakazywane katechistom zachowanie tajemnicy na temat tego co Kiko mówi krytycznie o przeciętnym wiernym, który z wiarą przyjmuje artykuły "Credo" i spowiada się. Kiko poucza katechistów: "Tego ludziom nie powinniście mówić..."
(…)
Atak na kontrreformację trydencką.
Jako skryty wyznawca szkoły luterańskiej, Kiko znowu gwałtownie atakuje:
„Tak dochodzimy do Soboru Trydenckiego. Z Soborem Trydenckim i od wieku XVI do XX wszystko zostaje zablokowane. Pojawiają się konfesjonały, te pudła są świeżej daty. Konfesjonały okazują się konieczne, gdy się zaczyna upowszechniać spowiedź prywatna, lecznicza i dewocyjna, propagowana przez mnichów.
Nie śmiejcie się, bo i sami to przeżywaliśmy. Spowiedź jako środek osobistego uświęcenia, podobnie jak kierownictwo duchowe, wszystko to stanowi część drogi doskonałości. Tym, który stawia konfesjonały ponad wszystko, jest św. Boromeusz, z detalami takimi jak krata itp. Teraz rozumiecie, że wiele z tych rzeczy, które głosił Luter, miało swój fundament...”
(…)
Protestancka mania "pierwotności"
Zdaniem Kiko (i jego przypuszczalnych "mistrzów") Kościół obecny, który on uważa za jedynie jurydyczny (czyli ten widzialny i hierarchiczny), ma początek czysto ludzki, podczas gdy Kościół założony przez Chrystusa miałby być Kościołem ducha i prawdy, czyli
„charyzmatycznym, wewnętrznym, wyjętym spod wszelkiego magisterium i jurysdykcji zewnętrznej...”
Kiko chce się cofnąć do Kościoła pierwotnego, nie wiedząc, być może, że został już wyprzedzony przez Lutra i wszystkich jego poprzedników z czasów średniowiecza.
(…)
Różaniec
W swych Orientamenti wspomina on (Kiko) o Najświętszej Pannie, jednak nie po to, by uczcić Jej przywileje, przede wszystkim Niepokalane Poczęcie, pełnię łaski, najwyższą świętość, co sprawia, że jest Ona Matką i Królową wszystkich świętych, ani po to, by sławić potęgę Jej wstawiennictwa.
(…)
Wątpliwości co do maryjnej pobożności Kiko znajdują potwierdzenie w praktyce jego wspólnot neokatechumenalnych, gdzie nie odmawia się różańca, a w każdym razie nie mówi się o nim często, owszem, przygania się temu, który chce pozostać wiernym tej nabożnej praktyce... Wszystko to jest wysoce symptomatyczne, ponieważ zgadza się z całym kontekstem pseudoteologicznej wizji, zarysowanej w Orientamenti.
(…)
PODSUMOWANIE
Kontrast pomiędzy nauczaniem Jana Pawła II a katechezą Kiko jest rzeczywisty, głęboki, zasadniczy, nawet jeśli się nie zawsze i nie pod każdym względem takim wydaje i jeśli w tylu kwestiach pozostawia nas w niepewności, także dzięki stylowi wysławiania się Kiko, na które wpływa jego temperament, umysłowość, jego znajomość zagadnień biblijnych, teologicznych i historycznych, raczej fragmentaryczna i chaotyczna. Jakkolwiek bądź, jego katecheza ujawnia błędy i bezdyskusyjnie niezgodne z oficjalnym nauczaniem Kościoła.
Wielu neokatechumenów energicznie zaprzecza tej opinii i zapewnia, że w swoich wspólnotach nigdy nie widzieli i nie słyszeli niczego, co by naprawdę było przeciwne temu, co widzieli i słyszeli w swojej parafii. Lecz nie upłynie wiele czasu, a sami się przekonają o prawdzie, jeśli będą nadal słuchać i spokojnie się zastanawiać, jak już wielu z nich mi się zwierzyło.
Neokatechumenami bywają również księża, nawet biskupi, którym się wydaje, że różnice doktrynalne są pozorne, nieistotne, łatwe do usunięcia, podczas gdy trudno się nie cieszyć "owocami" "Drogi".
Jakimi "owocami"?
Aby ocenić ich wartość, trzeba koniecznie poczekać, aż dojrzeją. Prawda dla swego potwierdzenia potrzebuje tylko czasu: "Veritas filia temporis"
Zresztą niektóre tezy Kiko są echem pseudokultury teologicznej typowo posoborowej, na którą także wielu księży przychylnie spogląda, ponieważ nie zostali na czas przeciw niej immunizowani przez solidne przygotowanie teologiczne.
Mogą oni, niestety, pochwalać wręcz odmienną opcję, powierzchowną, pluralistyczną, importowaną od protestantów, oderwaną od Magisterium, niecierpiącą wszelkiej poważnej tradycji teologicznej, zwłaszcza tomistycznej..., i to przeciw wyraźnej woli Soboru Watykańskiego II , na który wciąż się powołują, a który punkt za punktem nie przyznaje im racji.
Świadomie napomknąłem o prawie niepowstrzymanym procesie protestantyzacji, który "zawdzięczamy" lawinie dzieł teologów niemieckich, holenderskich, austriackich, szwajcarskich, którzy przede wszystkim na polu egzegezy biblijnej ośmielają się dyktować prawa, a są z kolei służalczo naśladowani przez plejadę teologów włoskich, wykładających w naszych seminariach i na uniwersytetach papieskich. Nie wiadomo, w jaki sposób mógł Kiko przyswoić sobie błędy, które propagowane po trosze wszędzie, odnajdujemy wszystkie w książkach i artykułach Josefa Blanka z Saarbrücken, otwartego antykatolika.
Uderza, iż u wszystkich występuje szeroko (coraz bardziej upowszechniona) preferencja (wyłączna) Pisma św. ponad Kościół i ponad Tradycję apostolską, zachowywaną na żywo w magisterium Papieży i Soborów:
„Chrystianizm teologii orientującej się na Pismo św. należy przedkładać nad ten, który ma swoje źródło w Kościele.””
Następnie ks. Zoffoli przedstawia antykatolickie tezy Josefa Blanka oraz zestawia je z założeniami „Drogi” opracowanymi przez pana Kiko i panią Carmen, by bez cienia wątpliwości zakończyć takie porównanie następującą konkluzją:
„TEORETYCY "DROGI NEOKATECHUMENALNEJ" MUSIELIBY TYLKO TEMU WSZYSTKIEMU PRZYKLASNĄĆ”- (antykatolickim tezom Blanka, przypis mój, A.W.).
Ksiądz Zoffoli oprócz problemów powyżej sygnalizowanych dokonuje porównania Nauczania Papieża z tym, co głosi pan Kiko także w takich zagadnieniach teologicznych, jak: nawrócenie, zadośćuczynienie odkupieńcze i ofiara, łaska, świętość, wolność sumienia, Jezus – uniwersalny wzór świętości. Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusa, Msza Święta Niedzielna, życie przyszłe.
Po tym, zaledwie fragmentarycznym ujęciu przejdźmy do rozważań końcowych ks. Enrico Zoffoli zawartych w drugiej części Jego pracy:
„Zestawienie katechezy Kiko z nauczaniem Papieża nieodparcie zmusza do wniosku, że charyzmatyczny przywódca "Drogi Neokatechumenalnej" błądzi po bezdrożu.
Dosyć było przytoczyć wypowiedzi Jana Pawła II, najwierniejszego we wszystkim tradycji Kościoła powszechnego, i twierdzenia Kiko, wystarczyło przeanalizować jego Orientamenti, czyli tekst najbardziej znaczący i kompletny w porównaniu ze wszystkimi innymi, które go poprzedziły lub ukazały się po nim.
Pragnę, by to zestawienie pomogło przejrzeć na oczy wszystkim jego uczniom, którzy - zwłaszcza po głośnym liście Jana Pawła II do biskupa P.G. Gordes z dnia 30 czerwca 1990 r. - byli przekonani, że Papież jest z nimi, zatwierdza ich, zachęca i błogosławi.
W tym stanie rzeczy łatwo zrozumieć postawę Papieża, jeśli:
a/ zna wyłącznie strony pozytywne “Ruchu Neokatechumenalnego”, a nie wie nic o jego stronach negatywnych: jednych natury pastoralnej, innych natury dogmatycznej..., albo też
b/ zna dobrze obie strony Ruchu i wybiera milczenie, aby wielu - niezorientowanych i pozostających w dobrej wierze - opuściwszy Kiko, nie zostało skuszonych do odejścia od Kościoła, odwrócenia się plecami do Chrystusa, zapomnienia nawet o Bogu.
Biorąc pod uwagę obie hipotezy, uważam za swój święty obowiązek pisać w dalszym ciągu, czy to, aby Papież mógł wreszcie poznać prawdziwy stan rzeczy, jeśli go nie zna, czy też, aby "Droga" podjęta przez tylu neokatechumenów, po przeczytaniu tych kart, urwała się jak najprędzej wraz z odkryciem całej prawdy: nauczanej przez Papieża i zaprzeczanej przez Kiko Argü ello.
Właśnie triumf tej prawdy jest celem niniejszej pracy.
(…)
Mogę wykazać, że te "grupy", jeśli dają się kierować owymi Orientamenti Kiko, tworzą sektę nie mniej niebezpieczną od innych, z punktu widzenia zarówno wyznawanych teorii, jak i działań praktycznych. Postawa biskupa Brescii, Bruno Foresti, biskupa Triestu, Lorenzo Belloni, i Episkopatu Umbrii, potwierdza moje zdanie. Ich zaniepokojenie podzielają inni biskupi i duszpasterze, nawet jeśli nie mają odwagi głośno się wypowiedzieć. "Można by zapełnić wiele kart krytycznymi ocenami Drogi Neokatechumenalnej nie tylko ze strony księży, lecz i biskupów niemalże z całego świata. W Anglii doszło dosłownie aż do tego, że porównuje się neokatechumenów do sekty Moon'a..."
Niestety, biskupi i duszpasterze, którzy przyjęli Ruch Neokatechumenalny, nie przejmują się podnoszonymi krytykami; ich interesują "fakty", są uszczęśliwieni, że mogą widzieć kościoły wypełnione, frekwencję na "Eucharystii", młodych entuzjastów itd. "Z owoców ich - powtarzają - poznacie ich."
Lecz właśnie te "owoce" budzą największe wątpliwości i obawy, gdyż to one powodują - w niezliczonych przypadkach - że "katechumeni" opuszczają "Drogę", dotknięci kryzysem sumienia, rozgniewani, rozjątrzeni, oburzeni przede wszystkim zachowaniem się "katechistów", upokorzeni i zgorszeni pewnymi "spowiedziami publicznymi", odstręczeni moralną presją, by sprzedali swoją własność, terroryzowani inkwizycyjnymi metodami, pozostawieni samym sobie, a często nawet prześladowani, gdy nie chcą już więcej słyszeć o "Drodze."
(…)
Czy biskupi i księża znają te fakty? Czy wiedzą, że katechista jest jedynym "nauczycielem" prawdy, jedynym tłumaczem woli Bożej, najbardziej miarodajnym przewodnikiem duchowym itd., mimo że jest "laikiem", często nieukiem, arogantem, z głową nabitą teologicznymi dewiacjami Kiko?...
(…)
Już czas przerwać tę zmowę milczenia o fenomenie "Drogi Neokatechumenalnej." Społeczeństwo ma prawo być poinformowane o Ruchu, który przybiera rozmiary międzykontynentalne, jest silny dzięki poparciu duchowieństwa i dzięki potędze finansowej, którą dysponują tylko bardzo nieliczne dzięki instytucje religijne. Jest konieczne, by prasa katolicka uwolniona od kompleksów "liczenia się ze względami" i /zrozumiałych, niestety/ obaw, zaczęła mówić wszystko: nie tylko o tym, co jest dobre /o czym wszyscy wiedzą wszystko/, lecz również, i ze szczególnym naciskiem, o tym, co jest złe, to znaczy o błędach w wierze, o nieuleczalnej awersji do Kościoła hierarchicznego, do Kościoła rzymskich Papieży, wielkich Soborów powszechnych, od Nicei do Trydentu, aż do nie zrozumianego i zdradzonego Soboru Watykańskiego II .
(…)
Jesteśmy zatem poza drogą. Wiarę, historię, liturgię, życie wewnętrzne - wszystko bierze się pod nogi, wszystko jest podeptane i to beztrosko.
(…)
Czy nie mamy do czynienia z Drogą, która zmierza do przepaści najbezbożniejszej herezji?
(…)
Zaprzeczając ofierze krzyża, Kiko odrzuca również ofiarę ołtarza. Eucharystia nie uwiecznia - jego zdaniem - krwawej ofiary złożonej na Kalwarii (…)
Znajdujemy się dokładnie na antypodach wiary katolickiej. Kiko sfałszował formę i treść, znak i rzecz oznaczoną w liturgii celebrowanej przez Kościół od dwóch tysięcy lat, wymyślając inną, całkowicie swoją.
Zamiast ołtarza postawił stół; lecz usuwając ołtarz, pozbył się "sakramentalnego kapłaństwa", zarazem i Kościoła hierarchicznego... Słowem, skończył na tym, iż pozbawił wiernych "szczytu i źródła całego kultu oraz życia chrześcijańskiego". Zdradzając misterium eucharystyczne, Kiko pozbawił swoją metodę rechrystianizacji wszelkiej możliwej skuteczności odnowicielskiej.
(…)
Przewrót w liturgii katolickiej powoduje następstwo jeszcze bardziej godne ubolewania, mianowicie odrzucenie "Obecności eucharystycznej" zawdzięczanej cudowi przeistoczenia, jak już stwierdziłem powyżej.
Może nawet bezwiednie, Kiko przychylnie traktuje świeżą teorię heretycką o "transsygnifikacji", potępioną przez Pawła VI.. Tak naprawdę, jego zdaniem, przez słowa konsekracji istota chleba (w znaczeniu ontologicznym, obiektywnym) nie ulega zmianie; przez konsekrację chleb uzyskuje jedynie nową wartość, jako że się odnosi do Ducha Chrystusa, który zmartwychwstaje i wskrzesza wierzących. Jego obecność realizuje się nie przez to, że chleb staje się Jego Ciałem, lecz tylko dzięki temu, że chleb staje się symbolem tego Ciała zmartwychwstałego w przejściu ze śmierci do życia, z poniżenia do chwały.
A więc sam w sobie i sam przez się - co do swej istoty - ten chleb pozostaje nadal zwyczajnym pokarmem człowieka i dlatego nie należy mu się adoracja, podobnie jak okruchom, które pozostają lub spadają ze stołu.
(…)
Krótko mówiąc, ta egzegeza (dotycząca Obecności Eucharystycznej – przypis mój, A.W.) kontrastowo odbiega od Tradycji i uroczystego Magisterium Kościoła katolickiego, co wystarcza, by ją odrzucić jako heretycką.
Otóż gdy już przekreślił Eucharystię, największy ze wszystkich sakramentów, jedyne i nieogarnione Serce Kościoła, jak może Kiko ważyć się na formowanie "wspólnot neokatechumenalnych"? Brakuje im owego "Centrum przyciągania", które pociąga i wszczepia w Siebie wszystkich ich członków, jednocząc je z Bogiem i pomiędzy sobą. A więc wspólnoty bez duszy, pozbawione życia. Jakich osiągnięć mogą się spodziewać?...
(…)
Łudzące pozory
Sukces i szybkie rozprzestrzenianie się Drogi Neokatechumenalnej w dużej mierze należy przypisać oddziałującym na psychikę i spektakularnym elementom, które charakteryzują życie tych wspólnot; tu wszystko jest zaprogramowane w sposób ścisły, skomplikowany, mechaniczny, zdolny ludziom na to nie przygotowanym zaimponować nowością aparatu, śpiewów, gestów, obrzędów, ustalonych "odcinków" "Drogi", a nawet języka, który Kiko zapożycza ze źródeł hebrajskich, popisując się erudycją biblijną, jakby godną pozazdroszczenia...
(…)
Odnosi się wrażenie, jakby neokatechumeni chcieli być strażnikami tych "cieni"; czcząc znaki, zdają się zapominać o rzeczywistości, na którą znaki wskazują, a która stanowi najprawdziwsze bogactwo Kościoła .
Zreasumujmy więc pobieżnie te błędy:
- grzech nie jest naprawdę grzechem, gdyż jest niedobrowolny...
- nawrócenie nie jest rzeczywiste, ponieważ jest niemożliwe dla człowieka, niezdolnego do wyboru czy to do dobra, czy to do zła;
- żal za grzechy, pokuta, zadośćuczynienie nie mają sensu dla kogoś, kto w ogóle nie mógł obrazić Boga;
- zbawcze oddziaływanie Chrystusa nie jest skuteczne, ponieważ pozostawia człowieka - w jego wnętrzu - grzesznikiem;
- Jego śmierci nie da się rozsądnie wytłumaczyć, ponieważ Jezus, Słowo Wcielone, mógł bez umierania uwolnić człowieka z niewoli śmierci;
- samo Jego zmartwychwstanie było bezpożyteczne, ponieważ rozporządzając najbogatszą, niewyczerpaną żywotnością, nie potrzebował "powracać do życia";
- gdy się nie uzna zasługi śmierci-ofiary /najwyższego aktu miłości/, zmartwychwstanie nie może być otoczone chwałą, mieć charakteru "nagrody";
- Kościół, społeczność ze swej istoty jak najbardziej religijna, nie ma własnego kultu, ponieważ - oczywiście według Kiko - nie składa żadnej ofiary:
- pozbawiony Eucharystii, jako Boga-z-nami, Kościół nie posiada ani widzialnej podstawy, która nadaje mu byt i w istnieniu podtrzymuje, ani ośrodka, dokoła którego mógłby skupiać swe życie, ani Pokarmu, który by go karmił i umacniał;
- nie mając kapłaństwa ministerialnego, sakramentalnego, nie ma też wcale widzialnej Hierarchii, jest więc społecznością anarchiczną i bezgłową;
- chrzest, do którego Droga Neokatechumenalna ma prowadzić, jest "odrodzeniem" bardziej pozornym, niż rzeczywistym, ponieważ wcale nie jest jasne, czy obdarowuje nowym życiem nadprzyrodzonym, które zawdzięczamy łasce uświęcającej i praktykowaniu cnót wlanych, moralnych i teologalnych, wysiłkowi, by trwać w łączności z Bogiem, stanowiącej preludium uczestniczenia w życiu trynitarnym... Wszystko to nie miałoby żadnego sensu, jeśli człowiek w swej głębi pozostaje grzesznikiem, niewolnikiem namiętności, niezdolnym do zapanowania nad sobą, do poprawy z własnych braków i błędów, do zdobywania się na heroizm, naśladowania Świętych, przemieniania się w Chrystusa... Jeżeli wszystko przyznaje się Bogu, a człowiekowi zgoła nic (gdyż człowiek ma biernie oczekiwać wszystkiego od Boga), Drogę Neokatechumenalną czeka niewątpliwie upadek, gdyż działa bez celu...
- słabość i bierność woli ludzkiej jest tak wielka, że tylko zbawcze oddziaływanie Chrystusa Zmartwychwstałego unieszkodliwia tę niegodziwą grę szatana, i to do tego stopnia, iż wyklucza konieczność kary czyśćcowej, a tym bardziej możliwość potępienia: "Kościół zbawia wszystkich, ponieważ przebacza wszystkim. Jeśli jest on Chrystusem, a Chrystus jest Bogiem, to sam Bóg im przebaczył z góry. Kościół nie osądza, nie stawia wymagań, natomiast zbawia, leczy, przebacza, wskrzesza..." Otóż te zapewnienia, którymi triumfalnie się wymachuje, nie sprzyjają ćwiczeniu się w bojaźni Bożej, osłabiają ludzką wolę, prowadzą do zarozumiałej pewności siebie. Droga podjęta w przekonaniu o niezawodności końcowego sukcesu prowadzić może jedynie do ruiny. Tego właśnie Kościół zawsze nauczał, a potwierdzało to doświadczenie Świętych.
(…)
W przypowieści o faryzeuszu i celniku Kiko w tym pierwszym widzi mnicha, a w celniku - prostytutkę... "Na tych zebraniach - opowiedziano mi - gada się bez końca na księży, na duchowieństwo, że przez 2000 lat nie potrafili wiele zdziałać. Za to Kiko jest "Słowem", którego trzeba słuchać. Tam zwłaszcza, gdzie "księża niczego nie rozumieją".
(…)
Neokatechumen, w oznaczonym okresie swojej Drogi, ma obowiązek sprzedać swoje dobra, a otrzymane pieniądze oddać katechistom. Naprawdę dziwne w tej sprawie polecenie daje Kiko: “Tego nie mówcie ludziom, bo by się wszyscy wynieśli z naszego toru”.
(…)
Cóż, można naprawdę osłupieć wobec takiej zręczności i przebiegłości Kiko w przekręcaniu sensu tekstów i kontekstów Ewangelii wbrew jednomyślnej egzegezie Ojców Kościoła, Urzędu Nauczycielskiego, tradycji życia duchowego najrzetelniej chrześcijańskiego.
(…)
Ostatnia refleksja
Trudno jest przewidzieć następstwa, katastrofalne dla Kościoła, powierzenia świętego ministerium uczniom Kiko, którzy coraz liczniej wypełniają jego seminaria duchowne i otrzymują formację na podstawie jego "teologii", aby roznieść to złowróżbne przesłanie na cały świat, zdecydowani propagować rzekome "odnowienie" w wierze i obyczajach, fałszywie przypisane Soborowi Watykańskiemu II. Wywoła to niewątpliwie poważny zamęt w sumieniach, jeden z najgroźniejszych, jakie zapisały się w historii Chrześcijaństwa.
(…)
“Interesujące są wasze doświadczenia osobiste; lecz jeśli nie są one pod kontrolą zdrowej wiedzy teologicznej, popychają ku anarchii, czyli ku zburzeniu Kościoła, ku likwidacji chrześcijaństwa założonego na Wcieleniu Słowa, ku zniszczeniu dzieła, które On sam nadal rozwija poprzez swoje sługi”
(zacytowany w książce fragment wcześniejszego listu otwartego z 1990 r. Autora,przypis mój, A.W.).
(…)
To jest to, co Papież mógłby wam powtórzyć. Lecz – uwaga! – Papież prawdziwie i w pełni poinformowany o ideach Kiko i Carmen, zawartych w ich katechezach. Papież, gdyby się z nimi bliżej zapoznał, zmieniłby swoją postawę
wobec was i może znalazłby dla autora tych stron ojcowski uśmiech zadowolenia i... uznania.
OSTATECZNE PRZESŁANIE AUTORA
Idea, która zainspirowała Drogę Neokatechumenalną, jeśli nie jest oryginalną, jest jednak niewątpliwie prawowierną, różni się od "form" użytych dla jej realizacji i jest kontrastowo różna od doktryn zawartych w katechezach Kiko.
Otóż i te "formy" nie są jedyne i nie do zastąpienia w procesie autentycznego powrotu nowoczesnego świata do chrześcijaństwa, te doktryny natomiast – na dalszą metę – stanowią dla tego powrotu przeszkodę nie do pokonania. Sadzę, że wykazałem to na każdej stronicy tego studium, podkreślając głęboką niezgodność katechez Kiko z nauczaniem Papieża.
Tej opinii można by przeciwstawić to, co ja sam powyżej przyznałem: na wielu ludzi, dalekich od Boga, "Droga" wywiera taki wpływ, że decydują się na zupełną zmianę kierunku życia, otwiera ich na wyższy świat, poucza o Objawieniu, o Chrystusie i Jego dziele, o wartościach moralnych i o życiu przyszłym.
Otóż właśnie w tym punkcie rozumowanie niektórych ludzi jest raczej uproszczone. Mianowicie są oni zdania, że gdyby ci "konwertyci" dowiedzieli się o podstawowych błędach Drogi wskazywanej przez Kiko, zaistniałoby ryzyko, iż porzuciliby wszystko i rychło powróciliby w nicość szarej egzystencji, bez celu i bez wartości... Dlatego zamiast interweniować, wydawać ostre deklaracje i surowe zarządzenia, lepiej milczeć i pozwolić sprawom posuwać się naprzód, ufając, że łaska nadal będzie działać, aż doprowadzi do pełnego i definitywnego otwarcia się sumień i umysłów na obiektywną prawdę. Na razie jest rzeczą najważniejszą, żeby Biskupi i duszpasterze towarzyszyli Ruchowi, by się nie wymykał ze struktur Kościoła i by uznawał autorytet i władzę Hierarchii...
Słyszałem to po wiele razy i byłbym skłonny z tym się zgodzić, gdyby pewne refleksje nie kazały mi myśleć inaczej.
Autentyczne nawrócenie się na chrześcijaństwo może zależeć tylko od przekazania jego istotnej prawdy, polegającej na misterium Krzyża i na nieodłącznym zrozumieniu takich prawd, jak grzech człowieka i jego zbawienie dokonane przez Chrystusa na mocy Jego zadośćczyniącej ofiary. Niestety, doktryna Kiko odrzuca i przekręca te prawdy. Od swej pierwszej prezentacji ukrywa ona prawdę i zdradza chrześcijaństwo, dlatego też nie jest w stanie spowodować procesu prawdziwego nawrócenia, które powinno doprowadzić do pełni wiary.
Wynika z tego, że błąd przyjęty jako założenie u samego początku "Drogi", a dotyczący samej istoty chrześcijaństwa, nie może nie umacniać się w następnych fazach aż do wywołania totalnego odrzucenia prawdy objawionej – w rewolcie, otwartej lub nie do końca świadomej, przeciw nauce Kościoła .
(…)
Chrześcijaństwo, jakie Kiko ośmiela się prezentować, będąc zafałszowane w swoim najbardziej żywotnym rdzeniu, nie mniej jest zniekształcone w innych, bardziej szczegółowych aspektach, które się ujawniały w miarę rozwoju działalności: grzech, łaska, nawrócenie, zadośćczyniąc śmierć Chrystusa, ministerialne kapłaństwo, Ofiara Eucharystyczna, Kościół hierarchiczny, życie przyszłe itd. – prawdy wiary nieobecne w kontekście katechezy Kiko. I właśnie tu rozwiera się ogromna pustka, którą jego Droga Neokatechumenalna zapoczątkowuje, pogłębia i doprowadza do kresu: dotychczas ten Ruch, pomimo terroryzującego rygoru swoich "skrutyniów", nie wydał ani jednego "świętego", którego Kościół katolicki mógłby wynieść na ołtarze.
"Droga" istotnie może tylko przyćmić – w tych, którzy ją podjęli – to cenne wyposażenie w prawdy wiary przyswojone na łonie rodziny i w rodzinnej parafii. W konsekwencji tylko dzięki niewiedzy i łudzeniu się Władza kościelna może ich uważać za prawdziwych członków Kościoła katolickiego. Okazuje się przy tym, że nieuzasadnione są jej obawy, że może ich utracić... Niezależnie od dobrej wiary wielu i najlepszych intencji nie poinformowanych i nie zorientowanych kapłanów, ci "neokatechumeni" są heretykami; nie tylko nie należą do "owiec", lecz się oddalają coraz bardziej od "Owczarni", trzymając się "Drogi", której nie zaprogramowano według nauki Kościoła ...
Milczenie jednak i przyzwalanie, by sprawy szły swoim torem, nie prowadzi do niczego, nie ocali nikogo, owszem, pogarsza sytuację duchową wielu nieświadomych i łatwowiernych, sprzyja zarażaniu się błędami warstw społecznych mniej wykształconych, bardziej podatnych na przyjęcie wszelkich ekstrawagancji osobników lub grup egzaltowanych i przesadnie pewnych siebie.
Obowiązek informowania Kościoła hierarchicznego jest bardzo poważny, gdyż tym licznym, którzy zainicjowali "Drogę", trzeba przeciwstawić innych – być może liczniejszych – którzy z nią od lat zerwali, nie przez opuszczenie się duchowe, lecz z tej przyczyny, iż doznali straszliwego zachwiania w wierze i w uczuciach rodzinnych, iż budziły w nich odrazę i sprzeciw pewne praktyki
sakramentalne nie do pogodzenia z normami liturgicznymi, iż czuli się obrażani pychą i arogancją katechistów, a także, iż w tylu wypadkach zrujnowano ich tam ekonomicznie. Wielu z tych powodów utraciło nawet równowagę psychiczną, a nie brak i takich, którzy, oszukani i zdezorientowani, nie wierzą już ani w Boga... Odnośnie tych spraw dysponujemy jednoznaczną dokumentacją...
Dlaczego nie zatroszczyć się także o te dusze, demaskując niebezpieczne błędy?
(…)
Przy zakończeniu tej pracy jedno mogę stwierdzić z całkowitą pewnością: nie jest możliwe uznać, że całe prawdziwe dobro, realizowane przez Ruch, jest owocem doktrynalnych założeń katechezy Kiko, gdyż właśnie tym założeniom musimy przypisać wszystkie jego strony negatywne w aspekcie teologicznym, liturgicznym i moralnym.
Wynika stąd wniosek, że Hierarchia, jeśli jeszcze zamierza posługiwać się "Drogą", ponieważ na swój sposób może być przydatna w reewangelizacji świata, powinna ją oczyścić z wszelkich naleciałości heretyckich, które ją wyróżniają wśród wszystkich innych "ruchów" działających w Kościele.
Jest moim pragnieniem, by niniejsza krytyczna analiza mogła być pomocna Biskupom i duszpasterzom przy podjęciu naglących działań celem oczyszczenia i wprowadzenia Drogi Neokatechumenalnej na drogę prawdy i zbawienia dla wszystkich."
[ Wszystkie cytaty z książki ks. Enrico Zoffoli „Czy "droga" neokatechumatu jest prawowierna? Magisterium Papieża a katecheza Kiko Argüello.”pochodzą z jej polskiego wydania; wyd. „Antyk”, p. Marcin Dybowski; w tłumaczeniu ks. Kanonika Henryka Czepułkowskiego.]
http://www.antyk.org.pl/wiara/...
Gdy uwzględnić te wszystkie zarzuty herezji, a w ich świetle spojrzeć na świetną karierę pana Kiko i jego „Drogi” w Kościele Katolickim można dojść do uzasadnionego przekonania, że nie jacyś tam naśladowcy, ale sam najprawdziwszy Luter wcale nie musiałby dziś opuszczać Kościoła, bo wraz z rzeszą zwolenników miałby w nim wielkie pole do popisu przy milczącym, a niekiedy głośno zachęcającym przyzwoleniu znacznej części hierarchów. Gdyby to owi hierarchowie pisali scenariusz wydarzenia Wieczernika, Judasz zapewne wcale nie musiałby go opuszczać, lecz arogancko ofensywnie przedstawiałby w nim swój punkt widzenia.
Ksiądz Zoffoli w pewnym miejscu swej książki pyta o tych, którzy czują się oszukani i pokrzywdzeni przez neokatechumenat: „Dlaczego nie zatroszczyć się także o te dusze, demaskując niebezpieczne błędy?”
Niestety jest to pytanie dość naiwne. W ostatnich paru dziesięcioleciach hierarchia Kościoła niejednokrotnie dawała absolutnie niekatolicki przykład układania się z silnymi, zapominając o słabych. Znamy to również doskonale z ostatniego ćwierćwiecza Polsce.
Sięgam teraz po książkę ks. Karola Stehlina FSSPX p.t. " Ruch charyzmatyczny - czy to jest katolickie? "
Oto fragment dotyczący neokatechumenatu:
„(…) Na przykład Kiko, założyciel Neokatechumenatu wołał: Mówię do was w imieniu Kościoła, w imieniu Biskupów, wśród was jestem Janem Chrzcicielem, nawróćcie się, bo Królestwo Boże jest blisko... Daję wam życie poprzez Słowo Boże we mnie złożone: To ja wyjaśniam Słowo... my jesteśmy waszą pomocą, jak Mojżesz na pustyni.
Książka ta nosi tytuł "Katecheza" i jest zapisem spotkań prowadzonych przez Kiko i Carmen w lutym 1972 roku. Często powtarza się tam słowa: "Nic o tym nie mówcie", "To, co teraz powiem nie jest po to byście o tym mówili ludziom, ale by wam służyło za bazę, za podstawę".
Kiko (Neokatechumenat) mówi: Nie staramy się nikogo zdobywać, nie głosimy chrześcijaństwa "prozelickiego", bo zbawienie nie zależy od tego lub innego wyznania, lecz od przyjęcia przez wiarę i głoszenia "dobrej nowiny". Zbawienie to cierpliwa miłość względem drugich. Neokatechumenat nawet mówi, że to oni, którzy są strażnikami Słowa, są zarazem obecnością Boga w świecie, są Kościołem, wspólnotą braci... Tam zbawia się świat.
I tak na przykład, Neokatechumenat mówiąc o rzeczywistej obecności Chrystusa w tabernakulum twierdzi, że: Kościół Katolicki został opętany ideą rzeczywistej obecności do tego stopnia, że dla niego rzeczywista obecność jest wszystkim. Obsesyjne dyskusje teologiczne nad kwestią czy Chrystus jest faktycznie obecny w chlebie i winie są śmieszne. W pewnym momencie, trzeba było akcentować rzeczywistą obecność, aby przeciwstawić się protestantom, ale obecnie nie jest to wieczne i nie należy już przy tym obstawać... ("Katecheza"). Jeśli w takich sytuacjach hierarchia Kościoła interweniuje i pokazuje błędy lub przynajmniej niebezpieczne tendencje ruchu, wtedy w imię Ducha Św. buntują się przeciw niej. Potępieni przez Magisterium kończą w fanatyzmie. Taka postawa nieuchronnie prowadzi do coraz większych błędów dogmatycznych i uchybień moralnych.”
https://gloria.tv/article/4LNb...
http://rzymski-katolik.blogspo...
Jakiż to szatański paradoks, że wierne katolickiej Tradycji Bractwo św. Piusa X w sensie formalnym wciąż pozostaje poza Kościołem, a heretycka sekta negująca kilkanaście wieków Tradycji Apostolskiej oraz Magisterium Kościoła, de facto Kościół opluwająca, tkwi sobie w Nim w najlepsze i otrzymuje dla swych herezji „imprimatur” od - ponoć naszych - Pasterzy. Nie jest możliwe inne wyjaśnienie niż uwzględniające judeo – protestancko - masoński, antykatolicki spisek przeciwko Kościołowi, już – niestety od dziesięcioleci - także w Jego wnętrzu.
I jeszcze jeden fragment „Katechezy” pana Kiko, zaczerpnięty z artykułu pani Marii Kominek OPs (zm. w 2013r.):
„Kościół ma być charyzmatycznym, wewnętrznym, wyjętym spod wszelkiego magisterium i jurysdykcji zewnętrznej. Dzisiaj wszelkie odnowicielskie dociekania odkrywają centrum sakramentu i teraz pojmuje się Eucharystię jako pamiątkę męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa… Odkrycie sedna centrum Eucharystii sprawia iż wyjaśniają się inne aspekty, skutkiem czego zanikają rozbieżności z protestantami. W pewnym momencie dla przeciwstawienia się protestantom trzeba było podkreślić realną obecność. Ale w momencie gdy to nie jest konieczne, nie trzeba przy tym się upierać. Gdyż ten historyczny moment już przeminął. Eucharystią jest obwieszczenie, kerygmat o powstaniu Jezusa Chrystusa ze śmierci"- Kiko.
[Skrót OPs za nazwiskiem p. Marii Kominek oznacza, że była świecką Zakonu Kaznodziejskiego. OPs, czyli Ordo Praedicatorum Saecularis – łacińska nazwa trzeciej, świeckiej gałęzi Zakonu Dominikańskiego. ]
http://rzymski-katolik.blogspo...
Poza wszystkimi zarzutami sprzeczności z Magisterium Kościoła, a niekiedy głoszeniem chaotycznych nonsensów, warto też zwrócić uwagę na używany język. Np. we wcześniej cytowanym fragmencie katechezy Kiko kierowanej do katechistów i członków ruchu – „udzieli wam się Ducha Świętego”. Czy można mieć jeszcze wątpliwości odnośnie ogromnej pychy guru i sekciarskiego, czyli heretyckiego, czyli antykatolickiego charakteru stworzonego przezeń ruchu?
A w związku z tym pytaniem pozwolę sobie zacytować pewną opinię dedykując ją polskim biskupom:
„Zważywszy na naprawdę druzgocącą krytykę z 1997 roku wraz z ukazaniem herezji neokatechumenatu dotyczących naprawdę wszystkich dziedzin teologii, życia chrześcijańskiego i eklezjalnego powstaje pytanie, dlaczego biskupi polscy, przynajmniej ci, bo nie piszemy o wszystkich biskupach świata, neokatechumenatu nie zabronią? (…)
To za ten ewidentny brak troski nasi pasterze z pewnością odpowiedzą przed Bogiem, w tym życiu i po śmierci. Skoro bowiem Pan Bóg nie pozostawia niczego nie nagrodzonym, podobnie i nie pozostawia niczego nie ukaranym, a im wyższe stanowisko, tym większy wpływ na innych.”
https://wobronietradycjiiwiary...
Aż prosi się, o dodanie:
„Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą” (Łk 12, 48 b).
Zmierzając już do puenty tego, z pewnością niepełnego opracowania, powróćmy do Jego Ekscelencji biskupa Atanazego Schneidera. Oto dłuższy, wiele wyjaśniający fragment wywiadu, jakiego udzielił w 2016 roku na temat neokatechmenatu:
„ To bardzo złożone i smutne zjawisko. Mówiąc otwarcie: jest to koń trojański w Kościele. Znam ich bardzo dobrze, ponieważ byłem u nich delegatem biskupim przez kilka lat w Kazachstanie, w Karagandzie. Również uczestniczyłem w ich Mszach i spotkaniach i czytałem pisma Kiko, ich założyciela, więc znam ich dobrze. Jeśli mówić otwarcie bez dyplomacji, muszę stwierdzić: Neokatechumenat to protestancko-żydowska wspólnota wewnątrz Kościoła, jedynie z katolicką dekoracją. Najbardziej niebezpieczny aspekt dotyczy Eucharystii, ponieważ jest ona sercem Kościoła. Kiedy serce jest w złym stanie, całe ciało jest w złym stanie. Dla Neokatechumenatu, Eucharystia jest jedynie braterską ucztą. To protestanckie, typowo luterańskie podejście. Odrzucają pojęcie i nauczanie Eucharystii jako prawdziwej ofiary. Uważają nawet, że tradycyjne nauczanie i wiara Eucharystię jako ofiarę nie jest chrześcijańska, lecz pogańska. To zupełny absurd, to typowo luterańskie, protestanckie. Podczas ich liturgij eucharystycznych traktują Najświętszy Sakrament w tak banalny sposób, że czasem jest to aż straszne. Podczas przyjmowania Komunii siedzą, gubią fragmenty gdyż nie przykładają do nich uwagi, a po Komunii tańczą zamiast się modlić i adorować Jezusa w ciszy. To zupełnie światowe i pogańskie, naturalistyczne.
Drugim niebezpieczeństwem jest ich ideologia. Główną ideą Neokatechumenatu, według założyciela Kiko Argüello jest: Kościół prowadził życie idealne tylko do Konstantyna w IV wieku, tylko wtedy był właściwie prawdziwy Kościół. Wraz z Konstantynem Kościół zaczął degenerować: degeneracja doktrynalna, liturgiczna i moralna. Swoje dno degeneracji doktryny i liturgii Kościół osiągnął wraz z dekretami Soboru Trydenckiego. Tymczasem prawda jest odwrotna: były to czasy świetności w historii Kościoła dzięki klarownej doktrynie i dyscyplinie. Według Kiko, od IV wieku do II Soboru Watykańskiego trwały ciemne wieki w Kościele. To herezja, ponieważ to tak jakby mówić że Duch Święty opuścił Kościół. I jest to typowo sekciarskie i zgodne z linią Marcina Lutra, który uważał że aż do niego Kościół był w ciemności i tylko dzięki niemu pojawiło się światło w Kościele. Pozycja Kiko jest fundamentalnie taka sama, z tym tylko że Kiko postuluje wieki ciemne Kościoła od Konstantyna do II SW. Oni źle interpretują II Sobór Watykański. Uważają że są apostołami V II. Wszystkie swoje heretyckie praktyki uzasadniają Soborem. To wielkie nadużycie.
Jak taka wspólnota mogła być oficjalnie uznana przez Kościół?
To kolejna tragedia. Ustanowili silne lobby w Watykanie co najmniej trzydzieści lat temu. Jest i inne oszustwo: przy wielu okazjach przedstawiają biskupom wielkie owoce nawróceń i powołań. Wielu biskupów jest zaślepionych owocami, i nie widzą błędów, nie badają ich. Mają oni duże rodziny, mają wiele dzieci, i wysokie standardy moralne w życiu rodzinnym. To są, oczywiście, dobre rezultaty. Istnieją też jednak przesadne naciski na rodziny by mieć maksymalną liczbę dzieci. To nie jest zdrowe. Mówią, akceptujemy Humanae Vitae, i to jest, oczywiście, dobre. Ale w rzeczywistości jest to iluzja, bo istnieje dziś na świecie również wiele grup protestanckich o wysokich standardach moralnych, mających wiele dzieci i protestujących przeciwko ideologi gender, homoseksualizmowi, i które również akceptują Humanae Vitae. Ale dla mnie to nie jest decydującym kryterium prawdy! Istnieje też wiele wspólnot protestanckich, które nawracają wielu grzeszników, ludzi którzy żyli w nałogach takich jak alkoholizm czy narkotyki. Więc owoce nawróceń nie są dla mnie kryterium decydującym i nie będę zapraszał tych dobrych grup protestanckich nawracających grzeszników i mających wiele dzieci do diecezji by prowadzili apostolat. To iluzja wielu biskupów, zaślepionych tak zwanymi owocami. ‘’
http://rzymski-katolik.blogspo...
W tym miejscu przypominam słowa Arcybiskupa, Metropolity Częstochowskiego - Wacława Depo o „niezrozumieniu poszczególnych obrzędów i rytów” oraz o tym, iż „każda epoka ma swoje wyzwania”.
W istocie są to stwierdzenia obrażające naszą inteligencję i odmawiające prawa do teologiczno-eklezjalnej wiedzy tym katolikom, którzy ośmielili się neokatechumenat krytykować.
Wobec tej, tak lekceważącej manipulacji bardzo trudno wierzyć, że mamy tu do czynienia wyłącznie z uleganiem iluzji. Poza – być może - czymś dużo gorszym, jest to także efekt wpływu aroganckiej indoktrynacji pana Kiko, który przecież często powtarza do „swoich”, aby o tym i owym ludziom nie mówili, „bo ci nie zrozumieją”.
Lecz gdy Pasterz ulega tak prymitywnie nachalnie aroganckiej ideologii…
W każdym razie, ja wolę podążać za kapłanami autentycznie głoszącymi katolickie Nauczanie:
„Niech was Bóg broni przed wstępowaniem do neokatechumenatu. Tam się dzieje nieustanna profanacja i deptanie Pana Boga”- ksiądz Jacek Bałemba SDB ( A.D. 2015).
https://www.youtube.com/watch?...
https://sacerdoshyacinthus.com/
Koniec części piątej…
***
[Zamieszczone na wstępie cytaty z wypowiedzi Alice von Hildebrand pochodzą z wywiadu dostępnego pod linkiem]:
http://www.traditia.fora.pl/pe...
Komentarze
18-03-2017 [23:59] - Domasuł (niezweryfikowany) | Link: Zycze powodzenia wszystkim
Zycze powodzenia wszystkim czytającym. Ja poczekam, az będę miał więcej czasu :)
19-03-2017 [01:33] - OLI | Link: Per aspera ad astra. ;)
Per aspera ad astra. ;)
Dzisiejsi ludzie chcieliby wszystko jak w McDrive, a materii przedstawionej nam przez autora nie sposób podać w wersji instant.
Chociaż temat z grubsza od strony teoretycznej jest mi znany, przegryzłam się przez powyższe opracowanie, co nie okazało się aż tak trudne, jak by się wydawało sądząc po objętości tekstu.
Z lektury kolejnych odcinków , które tutaj zapodaje nam @Andrzej W., wyziera obraz dryfującego Kościoła. Zbałamuceni, błąkający się po przedziwnych i ryzykownych zakamarkach wierni to przysłowiowa myszka z łańcuszkowej bajki o rzepce, którą wyrywali dziadek, babcia, wnuczek, wnuczka, piesek i kotek i kto tam jeszcze.
Na początku tej łańcuszkowej bajki mamy duchowieństwo. To, co mi się nie może pomieścić w głowie - to odpowiedź na pytanie - co się im wszystkim stało, że tak odważnie i ufnie zapuścili się na nieznane wody.
Odsłuchałam zalinkowaną audycję z udziałem księdza Pawlukiewicza.
Faktycznie, chamska ustawka i pic na wodę fotomontaż. Prowadzący czyta nagłówek listu i udaje zdziwienie, a księżulo już wie, że będzie po kolei obalał wątpliwości wyrażone w szeregu pytań. I tak im to zastawianie sieci zgrabnie idzie w dwu aże częściach.
A pamiętam jeszcze z czasów nie tak odległych, bo lata 60-te to nie prehistoria - wizytę duszpasterską "po kolędzie".
Pochwaliliśmy się księdzu egzemplarzem biblii przywiezionej jeszcze przed wojną z Ameryki - w formacie na pół stołu, na szlachetnym papierze, z rycinami Gustava Doré. Pierwszą rzeczą, jaką ksiądz sprawdził, było to, czy jest opatrzona Imprimatur, kto ją wydał i czy zawiera wszystkie księgi kanoniczne.
A dzisiaj nikt już nie odróżnia tego, co katolickie od tego, co heretyckie akceptując nawet przymieszki "duchowości" dalekowschodniej. Bez lęku i bez poczucia odpowiedzialności.
19-03-2017 [17:49] - Andrzej W. | Link: Byle nie za długo. Życzę
Byle nie za długo. Życzę powodzenia :)
19-03-2017 [17:49] - Andrzej W. | Link: Byle nie za długo. Życzę
19-03-2017 [18:37] - Domasuł (niezweryfikowany) | Link: Moja praca magisterska była
Moja praca magisterska była krotsza :)
Ponieważ sam nie angazuje się w zycie kościoła, jedna tylko kwestia jest dla mnie istotna: czy ten neokatechumenat (można sobie jezyk polamac na tym slowie, już nie mowiac o jego deklinacji) jest dyskusja wewnątrz kościoła. Bo jeśli tak to rozumiem, ze wierni tocza dyskusje, jak ma wygladac przyszlosc ich wyznania i pojawiają się rozne prady reformatorskie. No ale jeśli nie, to zwolennicy tego ruchu krytyczni wobec katolicyzmu powinni zerwac z kosciolem i dzialac jako jeden z wielu odlamow chrzescijanstwa. Bo przecież nikt nikogo nie zmusza, żeby wyznawal taka wiare a nie inna. Ja z tym nigdy nie miałem problemu.
20-03-2017 [01:11] - Andrzej W. | Link: "Ja z tym nigdy nie miałem
"Ja z tym nigdy nie miałem problemu."
Rozumie Pan zatem, jak wygląda intelektualna i życiowa uczciwość. Dlatego Pana polubiłem.
Ja natomiast w całym szeregu wpisów (jeszcze niezakończonym; teraz będzie - o ile Bóg pozwoli - następny o tzw. szkole nowej ewangelizacji) wykazuję, że tu nie chodzi o brak logiki, lecz wręcz przeciwnie - o logikę prawie doskonałą (niezależnie od debilnych zachowań "wykonawców"). "Prawie" pozwala maluczkim, takim jak ja wykazywać zarowno sprzeczności, jak i całą ideę.
Serdecznie Pana pozdrawiam.
A.
03-11-2017 [15:59] - Wolarz | Link: Szukałem informacji o
Szukałem informacji o neokatechumenacie. jakiś obiektywnych. W moim mieście niema tego ruchu ale w sąsiednim są katechezy zastanawiam się czy sie wybrać. Zebrał Pan tak ogromną negatywnych informacji ale musiał Pan się sporo naszukać bo tu jakiś ksiądz tu inny, jakis biskup z kazachstanu, potem jakis drugi...jakaś siostra, cytaty z blogów bez podpisu, niby sporo ale wartość żadna w skali ogromu Kościoła. Szukałem jakiejs informacji o tym, że jakaś wspólnota neokatechumanalna odeszła od Kościoła założyła swój własny ale nic nie znalazłem. Wydaje mi się, że jak coś z czymś jest nie tak to jest powszechna krytyka a tu takowej nie znajduje. Najbardziej mnie zaciekawiła i zaniepokoiła ta informacja "Ustanowili silne lobby w Watykanie co najmniej trzydzieści lat temu" I znalazłem taki cytat: Jan Paweł II pisał: „Uznaję Drogę Neokatechumenalną jako itinerarium formacji katolickiej ważnej dla społeczeństwa i czasów dzisiejszych”.
Natomiast Benedykt XVI w 2006 r. mówił: „Wasze działanie apostolskie dąży do umiejscowienia się w sercu Kościoła, w całkowitej zgodności z jego dyrektywami i w jedności z Kościołami partykularnymi, w których będziecie działać, doceniając w pełni bogactwo charyzmatów, jakie Bóg wzbudził przez inicjatorów Drogi”. W 2011 r. dodawał: „Od ponad 40 lat Droga Neokatechumenalna pomaga ożywić i umocnić wtajemniczenie chrześcijańskie w diecezjach i parafiach, promując stopniowe i radykalne odkrycie bogactwa chrztu, pomagając zakosztować życie Boże, które Pan zapoczątkował poprzez swoje Wcielenie, poprzez przyjście między nas, poprzez narodzenie się jako jeden z nas”. Jan Paweł II pod wpływem lobbystów ? człowiek tak mądry i święty ?
Czym sa Pana cytaty wobec tych słów tak wielkich i świętych mężów Bożych Jana Pawła II i Benedykta XVI. Jak pan myśli ? Kogo posłucham ? Chyba, że nie wie Pan kim są te dwie postacie :)
08-02-2021 [15:12] - Kacperros | Link: trafiłem na ten stek bzdur i
trafiłem na ten stek bzdur i zastanawiam się czy to jest objaw jakiejś choroby (wtedy można usprawiedliwić), czy jednak przejaw celowego wyrafinowanego działania. Bóg działa poprzez Neokatechumenat i są tego owoce. Kto wie, ten wie :-) Z Bogiem