Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
"RUCHY CHARYZMATYCZNE" W KK - O CO W TYM CHODZI ?
Wysłane przez Andrzej W. w 05-02-2017 [16:21]
CZĘŚĆ TRZECIA.
VI KRÓTKI PRZEGLĄD "CHARYZMATÓW" U "CHARYZMATYKÓW" - cz.2
2. "Modlitwa w językach", czyli zły duch parodiuje Ducha Świętego.
„Jeżeli szukacie znaków nadzwyczajnych to one najpewniej obecne są w Eucharystii; każdego dnia i każdej Eucharystii.” – Św. Jan Paweł II
Kolejny „charyzmat” charakterystyczny dla tzw. Odnowy to „modlitwa językami”.
Niejednokrotnie byłem świadkiem tego rodzaju „uwielbienia”, także w wykonaniu osób duchownych, w przypadku których dało się zauważyć – mniejszy lub większy – zasób wytrenowania.
Po raz kolejny sięgam do tekstu, niewątpliwie znawcy tematu, ks. biskupa Andrzeja Siemieniewskiego, który swą publikację rozpoczyna od przedstawienia stanowiska „charyzmatyków”:
„Ruch Odnowy w Duchu Świętym w drugiej połowie XX stulecia upowszechnił przekonanie, że po wielu wiekach przerwy powróciła do wspólnoty wierzących powszechna praktyka „modlitwy w językach”, zwana inaczej glosolalią. Termin glosolalia pochodzi z języka greckiego i oznacza tyle co mówienie językami (skoro „mówić językami” to po grecku lalein glossais). Zdecydowanie najczęściej spotykaną dziś formą modlitwy w językach jest wypowiadanie sylab i słów, których nie rozumie ani wypowiadający, ani słuchający. W tym sensie mówi się też czasem o niej jako o „modlitwie w Duchu”, gdyż tylko – jak się tłumaczy – Duch Święty jest w stanie zrozumieć dźwięki modlitewne podsuwane przez Niego modlącemu się charyzmatykowi. Modlitwa taka – jak się uważa – była żywo obecna w czasach apostolskich, potem jednak zanikła, albo przynajmniej występowała wyjątkowo.
(…)
Wielu uczestników odnowy charyzmatycznej niewzruszenie wierzy, że ma udział w tym samym charyzmacie, który został udzielony Apostołom w dniu Pięćdziesiątnicy (Dz 2,1-11) i którym posługiwali się także uczniowie Apostołów, na przykład w domu Korneliusza (Dz 10,44-47), w Efezie (Dz 19,5-7) i w Koryncie (1 Kor 12,4-10 i 14,2-28).
Dzisiaj nazywa się darem języków recytowaną lub śpiewaną głośną modlitwę, której dźwięków jednak nie sposób zrozumieć. Normą jest, że nie rozumie jej ani żaden ze słuchaczy, ani nawet sam wypowiadający taką modlitwę. Rzecz ciekawa, że takie pojmowanie mówienia językami jest wyraźnie odmienne od reprezentowanego przez starożytnych chrześcijan. Jeden z czołowych teologów katolickich zajmujących się początkami ruchu odnowy charyzmatycznej, o. Francis A. Sullivan, stwierdza kategorycznie: „Ojcowie [Kościoła] i niemal wszyscy piszący na ten temat, aż do ostatnich czasów, rozumieli dar języków jako cudowną zdolność głoszenia Ewangelii obcym, niewyuczonym języku”. Po pierwsze więc, daru języków w Kościele pierwotnym nie rozumiano jako jakiegoś rodzaju modlitwy, ale jako obdarowanie do głoszenia chrześcijańskiego orędzia. Po drugie zaś, istotę daru upatrywano w jego zrozumiałości.
Z tej niewygodnej pozycji istnieją dwa wyjścia. Pierwsze z nich wskazał nam sam F.A. Sullivan. W jego opinii Kościół pierwszych wieków po prostu się mylił: dopiero w XX wieku właściwie zrozumieliśmy, co naprawdę oznaczał biblijny dar języków. Warto przyjrzeć się takiemu postawieniu sprawy, tym bardziej że Sullivan reprezentuje wybitny teologiczny autorytet. Ten profesor Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie jest autorem artykułu o ruchu charyzmatycznym w słynnym i renomowanym francuskim słowniku teologicznym Dictionnaire de spiritualité, a także autorem tekstów w międzynarodowym słowniku ruchów zielonoświątkowych i charyzmatycznych.”
Ks. bp Siemieniewski w dalszej części swej fascynującej publikacji dokonuje konfrontacji „rozumienia charyzmatycznego” z głosem – zdaniem ideologów Odnowy - „mylącego się” Kościoła:
„Głos pierwszych chrześcijan, starożytnego Kościoła, średniowiecza i całej późniejszej Tradycji (aż do pierwszych dziesięcioleci XX wieku) jest jednoznaczny: zarówno w Dziejach Apostolskich, jak i w I Liście do Koryntian opisany jest dar języków w sensie posługiwania się niewyuczonym, faktycznym językiem ludzi. Mamy wyraźny dowód, że na przykład Orygenes († 253) rozumiał dar języków opisywany przez Apostoła Pawła w 1 Kor 14 jako zdolność komunikowania się w istniejących językach. Pisze on, że Paweł „od Ducha Świętego otrzymał łaskę przemawiania w językach wszystkich ludów. Sam o tym mówi: «[…] mówię językami lepiej od was wszystkich»”.
Kiedy św. Jan Chryzostom (ok. 350-407) stawia pytanie: „Dlaczego na początku wszyscy ochrzczeni mówili językami?”, od razy wyjaśnia sens języków. Pyta: „Co to znaczy «mówić językami»?”, i udziela odpowiedzi, z której jasno i precyzyjnie wynika, jak to rozumie: „Ochrzczony mówił zaraz w języku Hindusów, Egipcjan, Persów, Scytów, Traków; jeden rozumiał wiele języków […]. Kiedy Paweł włożył na nich ręce, wszyscy zaczęli mówić językami”. W bardzo wielu miejscach swoich homilii tak właśnie wyjaśniał ów dar. W komentarzu do fragmentu z I Listu do Koryntian: „Ten bowiem, kto mówi językiem, nie ludziom mówi, lecz Bogu. Nikt go nie słyszy, a on pod wpływem Ducha mówi rzeczy tajemne” (1 Kor 14,2-3); Chryzostom pisał:
„Gdy budowano wieżę [Babel], jeden język podzielony został na wiele; tak więc wtedy [w dniu Pięćdziesiątnicy] wiele języków często spotykało się w jednym człowieku i ta sama osoba przemawiała zarówno po persku, jak i po łacinie, i po hindusku i w wielu innych językach, gdy Duch w nich brzmiał. Dar ten zwano darem języków, ponieważ człowiek taki mógł od razu mówić wieloma językami”.
Komentując zaś tekst św. Pawła: „Jeżeli jednak nie będę rozumiał, co jakiś dźwięk znaczy, będę barbarzyńcą dla przemawiającego, a przemawiający barbarzyńcą dla mnie […]. Będę się modlił duchem, ale będę się też modlił i umysłem, będę śpiewał duchem, będę też śpiewał i umysłem” (1 Kor 14,11.15); stwierdzał:
„Jeśli ktoś mówiłby tylko po persku, albo w jakimś innym języku, i nie rozumiałby tego, co mówi, to oczywiście i dla siebie samego byłby barbarzyńcą, a nie tylko dla innych, nie rozumiejąc dźwięku słów. Wielu bowiem było dawniej, którzy mieli dar modlitwy razem z darem języków; modlili się więc i językiem mówili, modląc się czy to w perskim języku czy po łacinie, ale rozumem nie wiedzieli, co mówili”.
Po tych jednoznacznych przykładach bp Siemieniewski wskazuje konsekwencje pozycji przyjętej przez egzegetów Odnowy:
„Idąc tą drogą, Sullivan w kilku zdaniach pożegnał się zarówno z zaufaniem do rzetelności opisu Dziejów Apostolskich, jak i ze zgodnym przekonaniem Ojców Kościoła. „Chociaż niektórzy współcześni egzegeci utrzymują, że glosolalia Koryntian była mówieniem w nieznanym im obcym języku, to znacznie powszechniejszy jest obecnie pogląd, [że «języki» to] «wypowiedź ekstatyczna», «język ekstazy» i temu podobne””.
W konsekwencji musi pojawić się u biskupa Siemieniewskiego pytanie: „– Czy bliżej prawdy będziemy, traktując zdanie starożytnych chrześcijan jako błędne, czy też przyjmując głos Ojców jako wiarygodny?”
To pytanie, dla katolika jest w istocie pytaniem retorycznym, lecz jest zarazem wskazaniem istoty buntu przeciwko całej Apostolskiej Tradycji Kościoła, buntu stanowiącego – u jednych zapewne świadomy, u innych mniej – fundament antykatolickiej herezji zwanej Odnową charyzmatyczną.
Do tej najważniejszej diagnozy jeszcze powrócę.
Teraz zaś sięgam ponownie do tekstu bp-a Siemieniewskiego, który należy polecić w całości; w tym miejscu zostają zacytowane jedynie fragmenty – moim zdaniem – najistotniejsze zarówno dla zarysowania całości obrazu prezentującego stanowisko Ojców i Doktorów Kościoła, jak i konkluzji Autora publikacji :
„Podobnie jak inni autorzy starożytnego Kościoła, także Augustyn (360-430) rozumiał mówienie językami tylko i wyłącznie w sensie daru porozumiewania się w jakimś faktycznie istniejącym obcym języku ludzkim, niewyuczonym przez człowieka. „Duch Święty dlatego jako pierwszy dar udzielił ludziom daru języków – które zostały ustanowione w celu porozumiewania się i dla przyjemności ludzi […] – aby pokazać, w jaki sposób z największą łatwością mógłby ludzi uczynić mądrymi mądrością Bożą”. Jeśli podawano jakieś przykłady trwania tego charyzmatu, to tylko w takim właśnie sensie: wspomniany w życiu Pachomiusza, mnicha żyjącego w IV wieku w Egipcie, fenomen mówienia językami polegał na tym, że ten – chociaż nigdy nie uczył się łaciny – po kilkugodzinnej modlitwie był w stanie rozmawiać z gościem w tym właśnie języku.
Św. Augustyn nie słyszał o darze języków rozumianym tak, jak rozumie się współczesną glosolalię, czyli rodzaj modlitewnego gaworzenia za pomocą dźwięków bez szczególnej dyskursywnej treści na chwałę Bożą. Jak się wydaje, nie słyszał też o tym żaden z innych pisarzy pierwotnego chrześcijaństwa. W każdym razie nie sposób przytoczyć jakiegoś tekstu, który by o takim rozumieniu świadczył. Kiedy więc w pierwotnym chrześcijaństwie mówi się o darze języków, ma się na myśli cud: posługiwanie się niewyuczonym i osobiście nieznanym, ale jednak rzeczywistym językiem obcym. Takim darem języków za czasów Augustyna (całkiem podobnie jak i dzisiaj wśród charyzmatyków dowolnych wyznań) – wyjąwszy przypadki rzadkich cudów – wierni się nie posługiwali. Jakie wnioski wyciąga z tego święty biskup?
„Dlaczego nikt nie mówi językami wszystkich narodów, jak mówili ci, którzy wtedy zostali napełnieni Duchem Świętym? Bo to, co oznaczał [ten dar], zostało wypełnione […]. To, że mały Kościół mówił językami wszystkich narodów, [oznaczało], że ów wielki Kościół, od wschodu do zachodu, będzie mówił językami wszystkich narodów. Teraz wypełniło się to, co wtedy zostało wypowiedziane”.
Warto zauważyć, że z tym zdaniem starożytnego Ojca Kościoła współbrzmią w naszej współczesnej liturgii słowa prefacji na Zesłanie Ducha Świętego, która wyraża przecież najczystszą wiarę Kościoła: „Duch Święty w początkach Kościoła […] zjednoczył różne języki w wyznawaniu tej samej wiary”.
Ale wróćmy do Augustyna: jak dokładnie rozumiał on biblijne mówienie językami, wynika niedwuznacznie z jego dalszego komentarza. Dar języków był dla niego udzieloną przez Boga zdolnością porozumiewania się w mowie jednego z okolicznych ludów:
„Śmiem ci powiedzieć, że mówię językami wszystkich. Jestem w ciele Chrystusowym, jestem jego w Kościele. Jeżeli ciało Chrystusowe już przemawia językami wszystkich, to i ja jestem pośród tych wszystkich języków. Mój jest grecki, mój jest syryjski, mój jest hebrajski, mój jest język wszystkich ludów, ponieważ należę do jedności wszystkich ludów”.
Następnie ks. bp Siemieniewski przywołuje głos innych Ojców i Doktorów Kościoła:
„Przyobiecano im, że mają być ochrzczeni Duchem Świętym i przyobleczeni mocą z wysokości […], aby mieli dar czynienia cudów i łaskę uzdrowień, aby dla głoszenia Ewangelii wielu narodom uzyskali znajomość różnych języków”. Po tym Hieronim dokładnie opisuje, jak rozumie ów dar języków:
„Uzyskali znajomość różnych języków, by już wtedy można się było przekonać, którzy z Apostołów którym narodom mieli zwiastować [Ewangelię]. Wszak Apostoł Paweł, który głosił Ewangelię od Jeruzalem aż po Ilirię, a stąd przez Rzym szybko podąża do Hiszpanii, dziękuje Bogu, że lepiej od innych Apostołów mówi językami (1 Kor 14,18). Ten bowiem, który wielu narodom miał głosić Ewangelię, otrzymał łaskę znajomości wielu języków […]. [Apostołowie] otrzymali znajomość języków wszystkich narodów, aby mając głosić Chrystusa, mogli się obchodzić bez żadnego tłumacza”.
(…)
Św. Bazyli: „skoro słowa modlitwy pozostają niezrozumiałe dla obecnych, umysł modlącego się nie osiąga celu, gdyż modlitwa taka nikomu nie jest pomocna”.
(…)
Wniosek z lektury tekstów chrześcijaństwa pierwszych wieków wydaje się jednoznaczny. Opisane w Nowym Testamencie mówienie językami nie było według starożytnych chrześcijan tworzeniem niezrozumiałych dźwięków pod wpływem duchowego natchnienia, ale faktycznym posługiwaniem się autentycznym ludzkim językiem. (…)
Porównując rozumienie przez Kościół pierwszych wieków tekstów biblijnych o mówieniu językami z rozumieniem powszechnym dziś w odnowie charyzmatycznej, zauważamy więc istotną różnicę interpretacyjną. Dziś przecież jednoznacznie używa się tych tekstów (Dz 2,1-11; 10,44-47; 19,5-7; 1 Kor 12,4-10; 13,1; 14,2-28) dla wyjaśnienia zjawiska modlitewnej glosolalii Odnowy w Duchu Świętym. A glosolalia jest z reguły niezrozumiała ani dla mówiącego, ani dla słuchacza.”
Dalej bp Siemieniewski usiłuje jednak podsunąć pewną drogę wyjścia „z twarzą” dla członków „charyzmatycznych wspólnot”:
„W rozmaitych miejscach w pismach św. Augustyna pojawia się odwołanie do tego specjalnego rodzaju modlitewnego zachowania się ludzi. Zachowanie to ów wielki doktor Kościoła określa łacińską nazwą iubilatio. W wielu szczegółach opisuje, jak taka jubilacja wygląda, czego jest wyrazem i czemu powinna służyć.
(…)
Po pierwsze więc, jubilacja jest to modlitwa głośna, ale obywająca się bez sylab jakichś konkretnych słów. Powodem użycia takiej formy wypowiedzi jest niemożność wypowiedzenia wielkości tajemnic wiary.
(…)
„Ten, kto wznosi jubilację (iubilat), nie wypowiada słów, ale wydaje dźwięki radości bez słów (sine verbis). Jest to bowiem głos umysłu zalanego radością, wyrażającego uczucie, jak potrafi […]. Człowiek, w rozradowaniu ciesząc się dźwiękami, których nie można zrozumieć i wypowiedzieć, wydaje odgłosy wesela bez słów. Czyni to tak, że wydaje się, że on samym głosem się raduje, ale słowami nie potrafi wyrazić tego, jak się raduje, bo jest wypełniony nadzwyczajną radością”- ( Św. Augustyn).
(…)
Po drugie, jubilacja jest śpiewem co do zewnętrznej formy podobnym do świeckich zwyczajów epoki Augustyna. Święty biskup nie uważa takiego śpiewu za cudowny dar. Nie uważa go za charyzmat ani za specjalne uzdolnienie mające udowodnić napełnienie Duchem Świętym. Z całą pewnością nie widzi związku między modlitwą jubilacji a biblijnym darem charyzmatycznym mówienia językami. Wręcz przeciwnie, wyraźnie odwołuje się do świeckich wzorców tego sposobu wyrażania uczuć.
„Ponieważ ci, co śpiewają czy to przy żniwach, czy przy winobraniu, czy przy jakiejkolwiek pracy pożytecznej, kiedy rozpoczynają wyśpiewywać z radości pieśń słowami, niejako napełniają się takim weselem, że nie potrafią tego wyrazić słowami, porzucają sylaby słów, a przechodzą w wydawanie tylko dźwięku jubilacji (sonum iubilationis).Taki dźwięk jubilacji (iubilum sonus) czasami oznacza, że w sercu rodzi się coś, czego wypowiedzieć niepodobna”.
Sama zewnętrzna forma jubilacji nie była więc czymś wyjątkowym w otaczającej chrześcijan kulturze starożytnego świata śródziemnomorskiego. Raczej odtwarzała to, co i tak działo się przy innych okazjach w świecie poza Kościołem. „Spójrzcie na tych, którzy wyśpiewują w jubilacji (iubilant in cantilenis ), i to choćby podczas zapasów światowej radości” – zachęca Augustyn. „Kiedy napełnia ich radość, jakiej język nie potrafi sprostać wyrazami, niejako wykrzykują w jubilacji (quemadmodum iubilent), a przez taki głos wskazują na stan duszy, nie mogąc wyrazić słowami tego, co sercem pojmują”.
(…)
Podsumujmy to, czego dowiedzieliśmy się o jubilacji. W opisie św. Augustyna jawi nam się ona jako modlitwa głośna, choć nie posługująca się konkretnymi słowami. W tym aspekcie wydaje się podobna do tego, czym jest współczesna glosolalia w środowiskach charyzmatycznych. Jubilacja nie jest jednak traktowana jako charyzmat sam w sobie: jest raczej wzorowana na świeckich zwyczajach środowiska, które Augustyn znał w swojej epoce, na przykład na obyczajach ludzi pracujących na roli i wyrażających radość z udanych zbiorów. Tym, co stanowi o sensie tej modlitwy, jest nastawienie wdzięcznego serca. Szczególnie ważny jest aspekt jednoczący takiej modlitwy, gdyż jest to modlitwa wspólna, dynamiczna i głośna.
4.Wnioski
Materiały historyczne zdają się potwierdzać tezę: kiedy pierwsze pokolenia Kościoła mówiły o biblijnym charyzmacie języków, wówczas zawsze i jednoznacznie myślano o cudownym darze posługiwania się niewyuczonym, istniejącym faktycznie językiem ludzkim. Kiedy natomiast mówiono o modlitewnych dźwiękach nieskładających się w zrozumiałe słowa jakiegoś ludzkiego języka, wówczas – doceniając i taki rodzaj modlitwy – nie łączono tego zjawiska z biblijnym darem języków.
W Kościele pierwszych pokoleń chrześcijańskich czytano i interpretowano teksty z Dziejów Apostolskich oraz z I Listu do Koryntian wspominające „mówienie językami” lub „języki”. Wszyscy starożytni autorzy rozumieli te wzmianki jednoznacznie: jako cudowny dar posługiwania się językiem nieznanym osobie mówiącej, który słuchacze rozumieli albo bezpośrednio, albo wskutek udzielenia przez Boga daru tłumaczenia języków (1 Kor 12 i 14). Taki sposób rozumienia biblijnego mówienia językami trwał też przez następne stulecia. Był charakterystyczny jeszcze w XX wieku nawet dla pierwszego pokolenia protestanckich zielonoświątkowców (którzy skądinąd w darze języków upatrywali niezbędny warunek zbawienia).
Dar języków, jak uważano, ze swojej istoty powinien być komunikatywny: czy to wskutek rozumienia od razu mowy wypowiadanej pod wpływem daru języków, czy też wskutek charyzmatycznego daru ich tłumaczenia. Gdyby taka mowa pozostała ostatecznie niezrozumiała dla słuchacza, uważano by ją za bezcelową: „Gdyby nie było tłumacza, nie powinien mówić na zgromadzeniu; niech zaś mówi sobie samemu i Bogu!” (1 Kor 14,28).
W Kościele starożytnym można spotkać wzmianki o modlitwie za pomocą dźwięków nieskoordynowanych w słowa czy w zrozumiałe zdania. Modlitwę taką św. Augustyn nazywa jubilacją, ale nigdy nie łączy jej z biblijnym mówieniem językami. Podstawowym powodem tego odróżnienia jest niezrozumiałość jubilacji dla innych ludzi.
Pomiędzy Kościołem pierwszych stuleci a dzisiejszą odnową charyzmatyczną powstaje więc ważna rozbieżność interpretacyjna. Współczesne utożsamianie biblijnego daru mówienia językami z jubilacją polegającą na wydawaniu dźwięków z zasady niezrozumiałych ani dla mówiącego, ani dla słuchacza, jest nowością. Nowość ta upowszechniła się dopiero około lat trzydziestych XX wieku. Powodem pojawienia się takiego poglądu była, jak się wydaje, potrzeba wyjaśnienia, dlaczego glosolalia powszechnie używana w środowisku pentekostalno-charyzmatycznym nie spełniała pokładanych w niej oczekiwań: nie okazała się darem posługiwania się faktycznymi i niewyuczonymi wcześniej językami ludzkimi.
Od początków nowożytnego ruchu charyzmatyczno-pentekostalnego, czyli od początku XX wieku, ludzie posługujący się glosolalią wierzyli, że mówią którymś z języków ludzkich. Początkowo wierzyli, że pozwoli im to głosić Ewangelię w innych krajach bez potrzeby uczenia się języków obcych, później – że będą mogli przynajmniej modlić się w jakimś obcym języku. Wreszcie, po kilkudziesięciu latach realia zmusiły do reinterpretacji tej tezy: zaczęto uczyć, że większość nowotestamentowych wzmianek o mówieniu językami odnosi się do glosolalii w takiej postaci, w jakiej najczęściej obecna jest we współczesnym ruchu odnowy charyzmatycznej.
(…)
Pewną trudność stanowi tu fakt, że Augustyn pisze o człowieku, któremu brakuje środków wyrazu dla ekspresji radości Bożej, więc sięga po znany sobie i używany przy innych okazjach sposób wyrażania radości: jubilację. Tymczasem dziś glosolalia nie jest naturalnym sposobem wyrażania emocji, raczej trzeba taką umiejętność dopiero nabyć.
(…)
Dodatkowym argumentem powinno tu być dobrze udokumentowane występowanie glosolalii w religiach niechrześcijańskich, na przykład w szamanizmie lub buddyzmie, a nawet w ogóle poza kontekstem religijnym. Podobnie jak językiem polskim można się posłużyć do wyrażenia zarówno treści chrześcijańskich, jak i na przykład buddyjskich, podobnie za pomocą glosolalii może modlić się zarówno szaman, jak chrześcijanin.
– Wynika z tego, że nie należy przedstawiać samej zdolności do „modlitwy w językach” jako niezawodnego znaku działania Ducha Świętego albo jako charyzmatu.
– Warto doceniać pożytek takiej modlitwy, zwłaszcza wobec wielkiej liczby przykładów ludzi, którzy w ten sposób podtrzymywali swoją relację z Bogiem i trwali w Jego obecności. Miliony ludzi w ten właśnie sposób odkrywały w naszych czasach nową więź z Bogiem i przeżywało Jego działanie w swoim sercu.”
Tyle ks. biskup Andrzej Siemieniewski.
https://sychem.wordpress.com/2...
http://teologia-duchowosci.blo...
Zgodny z treścią publikacji bp-a Siemieniewskiego pozostaje tekst ks. prof. Andrzeja Kobylińskiego. Oto istotny fragment tej publikacji:
„Bardzo spektakularnym przykładem ukazywania zjawisk naturalnych jako nadprzyrodzonych jest niewątpliwie dość częsty brak rozróżnienia podczas charyzmatycznych spotkań modlitewnych między glosolalią jako „modlitwą w językach” (gr.lalein glossais – mówić językami) a jubilacją jako modlitwą głośną, ale całkowicie niezrozumiałą, ponieważ wyrażaną bez sylab tworzących konkretne i zrozumiałe słowa (łac. jubilare– krzyczeć z radości). Gdy w pierwotnym chrześcijaństwie mówiono o darze języków jako zjawisku nadrzyrodzonym, to rozumiano je jako posługiwanie się przez chrześcijan niewyuczonym i osobiście nieznanym, ale jednak rzeczywistym językiem obcym. Dla św. Augustyna dar języków był udzieloną przez Boga zdolnością porozumiewania się w mowie jednego z okolicznych ludów. Natomiast jubilację (łac. jubilatio) rozumiał autor Wyznań jako wydawanie przez człowieka dźwięków, które wyrażają to, czego się nie da wyrazić słowami. Jubilacja to inaczej nieskrępowane wyrażanie radości, wychodzące poza sferę sylab, wyrazów i języka. Dla św. Augustyna jubilacja jest śpiewem co do zewnętrznej formy podobnym do świeckich zwyczajów występujących wówczas przy żniwach czy przy winobraniu. Biskup z Hippony nie uważał bynajmniej takiego śpiewu za dar Ducha Świętego i nie widział związku między modlitwą jubilacji a biblijnym darem mówienia obcymi i niewyuczonymi językami, które miały służyć głoszeniu Ewangelii innym narodom. Dzisiaj w ruchu charyzmatycznym, wbrew nauczaniu św. Augustyna i Tradycji, nazywa się nadprzyrodzonym darem języków recytowaną lub śpiewaną głośną modlitwę, której dźwięków jednak nie sposób zrozumieć i która przypomina starożytną modlitwę jubilacji. Najczęściej nie rozumie jej ani żaden ze słuchaczy, ani nawet sam wypowiadający taką modlitwę.”
https://www.academia.edu/15602...
Również w kontekście „charyzmatycznej modlitwy w językach” musi się pojawić pytanie o występujące w ruchach tzw. Odnowy przyczyny skłonności do nieograniczonego nadużywania pojęcia charyzmatu jako działania Ducha Świętego.
Czy absurdalne – w kontekście efektów - użycie określenia „modlitwa w językach” nie jest parodystycznym szyderstwem z autentycznych darów Ducha Świętego?
A w związku z tym, czy Pasterze naprawdę nie potrafią usytuować tego rodzaju zwodniczej kpiny w kontekście ewangelicznej przestrogi przed grzechem, który wymierzony przeciwko Duchowi Świętemu odpuszczony nie będzie? Jakiego wstrząsu potrzeba, aby zostali przebudzeni z letargu zobojętnienia na profanację stanowiącą zarazem wieczystą pułapkę?
Człowiek wiary, której emanację stanowić musi także święta bojaźń Boża, nietrudno dostrzeże właściwy drogowskaz: „Nie będziesz brał Imienia Pana Boga twego nadaremno”.
Dlaczego zatem paraliżujący kapitulancki oportunizm jest wyznacznikiem działania tych, którzy winni podnieść pasterski głos, gdy w Chrystusowym Kościele pełna pychy barbaria autorytarnie ogłasza i nakazuje do wierzenia jakoby bełkotliwe, niezrozumiałe odgłosy, głupawy śmiech, krzyki, konwulsje czy upadki to dary Ducha Świętego?
Czyż Kościół nie naucza i nie przestrzega zarazem, że Duch Święty jest często "imitowany" przez złego ducha, także w stosunku do osób pobożnych, lecz niezbyt pokornych, zalecając by nie dowierzać każdemu duchowi, lecz badać, czy od Boga pochodzi? (por.1 List św. Jana 4,1).
Podążając zaś tropem myśli ks. biskupa Siemieniewskiego i sytuując owe, dla nikogo niezrozumiałe „modlitwy” wyłącznie na poziomie jubilacji, trzeba zapytać: czy pełen skarbiec Tradycji Chrystusowego Kościoła nie przekazuje nam dość piękna autentycznego uwielbienia Pana, bez konieczności wprowadzania niezrozumiałego bełkotu o pogańskich konotacjach?
Ks. bp Andrzej Siemieniewski dość ostrożnie sygnalizuje zaledwie sugestię o nieistnieniu potrzeby sięgania po jubilację w obliczu bogactwa modlitewnych treści Kościoła dwóch tysięcy lat, wekslując następnie tę myśl na nieco poboczne tory.
Pisze bowiem -
„Pewną trudność stanowi tu fakt, że Augustyn pisze o człowieku, któremu brakuje środków wyrazu dla ekspresji radości Bożej, więc sięga po znany sobie i używany przy innych okazjach sposób wyrażania radości: jubilację. Tymczasem dziś glosolalia nie jest naturalnym sposobem wyrażania emocji, raczej trzeba taką umiejętność dopiero nabyć.”;
by następnie w ogóle pierzchnąć na manowce zwodniczej spolegliwości – „Warto doceniać pożytek takiej modlitwy”.
Otóż nie, Księże Biskupie! Mamy tu do czynienia z grzechem przeciwko Duchowi Świętemu, zarówno na płaszczyźnie realizacji, jak intencji.
Odgłosy tego rodzaju, ani nie stanowią charyzmatu modlitwy w językach, ani nawet spontanicznego uniesienia w obliczu Boga, gdyż są pretensjonalnym, wyrachowanym, niekiedy wytrenowanym dążeniem do spektakularnej „nadzwyczajności”.
Stanowią jednak coś dużo groźniejszego.
Biskup Siemieniewski zauważa przecież zderzenie pomiędzy rozumieniem glosolalii przez dwadzieścia wieków Tradycji Apostolskiej a ideologią tzw. Odnowy.
Dlatego też propozycja jakiegoś „wyjścia z twarzą” skierowana przez bp-a Siemieniewskiego do członków tzw. ruchów charyzmatycznych poprzez podsunięcie pomysłu odejścia od nadużywania pojęcia „modlitwy w językach” na rzecz pojęcia jubilacji, skazana jest z góry na porażkę, gdyż samo stwierdzenie „rozbieżności interpretacyjnej” nie stanowi żadnego wyjaśnienia postaw i skłonności „charyzmatyków”.
„Rozbieżności interpretacyjne” istniejące pomiędzy Tradycją Apostolską a ruchem Odnowy nie są przyczyną samą w sobie, lecz jej skutkiem. Kto nie chce tego zauważyć oszukuje sam siebie.
Przyczynę stanowi bunt pychy i pogardy, czyli tego, co jest podstawą każdego antykatolickiego buntu, który w tym przypadku podpowiada: „to my znaleźliśmy właściwą drogę uwielbienia Pana, bo to na nas i w nas – po wiekach uśpienia i błędów – wreszcie realizują się biblijne charyzmaty”.
I dlatego, z jednej strony, nie może być kompromisu z kłamstwem, nie wolno „ugłaskiwać” pełzającego buntu, ani próbować adaptować jego ordynarnych błędów, z drugiej zaś strony pycha będąca posiewem diabła nigdy nie będzie dążyć do kompromisu, bo nie on jest celem szatańskiego podstępu.
Zamiast eksploatować siły na beznadziejne szukanie jakiegoś porozumienia, stosować ekwilibrystykę „rozkroku” pomiędzy Nauczaniem a zamętem, trzeba odrzucić zaniechania ostatnich kilku dziesięcioleci i powrócić do autentycznej postawy duszpasterskiej określającej sytuację tak, jak ona rzeczywiście wygląda.
Z pewnością Pasterze powinni wreszcie odważyć się (właściwie) zrozumieć wskazania „dwudziestowiecznego Doktora Kościoła”, jak go nazywał Papież Pius XII, czy -według Josepha Ratzingera/ Benedykta XVI - „jednej z najwybitniejszych postaci naszych czasów” - Dietricha von Hildebranda:
„Pozostawienie heretyka na łonie Kościoła jest zaś złem większym, aniżeli gdyby Kościół utracił jednego wyznawcę. Lepiej będzie, jeżeli opuści Kościół lub będzie z niego wykluczony przez anatemę czy ekskomunikę. Będzie tak lepiej z punktu widzenia Kościoła i ogółu wiernych, ale także i dla duszy heretyka, gdyż lepiej uświadomi on sobie swe odstępstwo od prawdziwej wiary i będzie mógł się przez to obudzić.” („Spustoszona winnica” 1973);
„Ponadto musimy wszelkimi siłami walczyć z herezją, która dziś głosi się codziennie bez obawy przed potępieniem, anatemą i ekskomuniką. Nie dajmy się odwieść od świętej walki frazesom o jedności katolików.” („Spustoszona winnica”).
„Popełnia się fatalny błąd: wynosi się jedność ponad prawdę, co w ostatecznym sensie znaczy: ponad Boga! Dlatego przedkładanie jedności ponad prawdę jest jednym z najcięższych błędów Kościoła dzisiaj. Zapomina się, że prawdziwe zjednoczenie, jedność, nie jest możliwa inaczej, jak tylko na bazie prawdy.” („Chiesa viva”, 1971).
“Dostatecznym powodem do smutku jest już to, że ludzie tracą wiarę i opuszczają Kościół, jednak dzieje się znacznie gorzej, kiedy ci, którzy w rzeczywistości wiarę stracili, pozostają w Kościele i usiłują – niczym termity – drążyć wiarę chrześcijańską, oznajmiając, że interpretują chrześcijańskie objawienie tak, by odpowiadało ono nowoczesnemu człowiekowi.” („Koń Trojański w Mieście Boga”,1967).
W obliczu wykazanych profanacyjnych nadużyć, które w grupach „charyzmatyków”, niestety także księży, porażają wręcz swym szkaradnym, pogańskim prymitywizmem (jak choćby w przypadku „daru języków”) trzeba ostatecznie dojść do pytania najdalej idącego: czy wobec publicznego, zbiorowego grzechu przeciwko drugiemu przykazaniu Dekalogu, ewidentnej kpiny z Ducha Świętego i Jego rzeczywistych charyzmatów oraz ośmieszania Kościoła możemy w ogóle zakładać jakiekolwiek Boże działanie w tego rodzaju sekciarstwie ?
Czy Duch Święty działa tam, gdzie tak trywialnie i szyderczo małpuje się Jego dary, a nade wszystko podważa Jego rzeczywiste działanie w całej Apostolskiej Tradycji?
W Litanii do Ducha Świętego prosimy: „Od buntu przeciwko prawdzie chrześcijańskiej – wybaw nas, Duchu Święty Boże.”
Dlatego też „charyzmatycznej modlitwy w językach” nie należy postrzegać jako infantylnego "gaworzenia", nieszkodliwego nadużycia, lecz jako potencjalną śmiertelną groźbę dla każdego wiernego oraz jeden z elementów realizowanego na wielu płaszczyznach niszczycielskiego podstępu przeciwko Kościołowi Katolickiemu jako drodze do zbawienia.
Miłość do Chrystusa i Jego Kościoła, pokora i naturalność zawsze podpowiadają czerpanie modlitw ze skarbca Tradycji Kościoła, a przepięknego wzoru uwielbienia dostarcza nam Najświętsza Maryja Panna w swym Magnificat.
Św. Jan Paweł II w różańcowych rozważaniach zwraca się do Matki Bożej: „Maryjo (…) naucz mnie pięknie wielbić Boga. Chcę czerpać często z biblijnych źródeł Twojej modlitwy”.
Czy jednak, wśród pychy i pogardy lekceważących Tradycję, a podsuwających inne, rzekomo „lepsze” formuły „pobożności” może być miejsce do naśladowania Niepokalanej?
Niestety, pewnym ruchom, które wdarły się do Chrystusowego Kościoła, Pasterze kunktatorsko postanowili udzielić zwodniczej dyspensy od Prawdy, natomiast hierarchia V kolumny wrogów Kościoła w jego wnętrzu – mocodawczego glejtu do niszczycielskiej ofensywy.
Komentarze
05-02-2017 [18:04] - Domasuł (niezweryfikowany) | Link: Jest Pan bezlitosny dla
Jest Pan bezlitosny dla swoich czytelnikow :)
Mimo wszystko milo jednak poczytać o rzeczach które - musze przyznać - sa dla mnie raczej egzotyczne.
05-02-2017 [19:40] - Andrzej W. | Link: Kto wie, co z tego jeszcze
Kto wie, co z tego jeszcze wyniknąć może :)
Witam Pana i pozdrawiam..
05-02-2017 [19:11] - krzysztofjaw | Link: Witam serdecznie Nie zawsze
Witam serdecznie
Nie zawsze jestem przy komputerze i z tego względu nieraz umykają mi ważne teksty. Ale tym razem mi nie umknął i przeczytam poprzednie.
Jednym zdaniem... Jak zwykle się z Panem zgadzam.
Ja ze środowiskami ruchów odnowy otarłem się całkiem niedawno poprzez środowisko akademickie. Tak jakoś się złożyło, że akurat w tymże środowisku ruch ten wśród studentów jest szerzony przez Ojców Franciszkanów i jest bardzo popularny. Studenci są dobrym materiałem do "mówienia językami", czyli jakiegoś bełkotu w jakiejś ekstazie ocierającego się o coś spoza świadomości zbliżonym do pogańskiej medytacji. Istnieją jakieś stopnie wtajemniczenia, gdzie akurat ten bełkot językowy jest niby prawie tym najwyższym.
Również uważam, że "dar języków" pierwotnie oznaczał dar mówienia językami niewyuczonymi, ale zrozumiałymi i tak powinno być to rozumiane. Uważam też, że II Sobór Watykański zrobił wiele złego dla KK na świecie.
Innym darem charyzmatycznym jest niby tzw. "pismo automatyczne", czyli pisanie bez świadomości tego, co się pisze i dopiero po przeczytaniu zrozumienie tego. Taki dar może mieć charakter daru Ducha Świętego, ale należy wtedy skontaktować się z katolickim egzorcystą, aby wykluczyć ewentualne zwodzenie przez Szatana.
Pozdrawiam serdecznie
05-02-2017 [19:45] - Andrzej W. | Link: Wiara katolicka nie oznacza
Wiara katolicka nie oznacza rezygnacji z rozumu, lecz korzystanie z niego.
Zgadzamy się.
Serdecznie pozdrawiam, Panie Krzysztofie.
06-02-2017 [13:29] - krzysztofjaw | Link: Panie Andrzeju Właśnie
Panie Andrzeju
Właśnie niedawno miałem możliwość dyskusji ze studentami "wtajemniczonymi" w ruchu odnowy. Czułem się jakbym rozmawiał z przedstawicielami sekty, uważającymi się za jakąś "wyższą formę" wierzących. Nie wiem, ale chyba w większości jest to jakieś z pogranicza parapsychologii i manipulacji. Nie neguję, że mogą się zdarzyć dary Ducha Świętego, np. w postaci "mówienia językami", z tym, że akurat to mówienie rozumiane własciwie jest naprawdę rzadkie.
Pozdrawiam
06-02-2017 [16:46] - Andrzej W. | Link: Dokładnie takie występują tam
Dokładnie takie występują tam tendencje. Spotkałem się z tym w czasie tzw. świadectw w czasie tzw. nabożeństw uwielbienia. Pycha jest tam mocno zauważalna, z jednoczesną pogardą do tradycyjnej pobożności. Wiem o czym piszę; nie są to wyłącznie teoretyczne rozważania..Takie same doświadczenia mają osoby, które otarły się o tego rodzaju wspólnoty, lecz po pewnym czasie zrezygnowały, gdyż zachowania sekciarskie były tam bardzo zauważalne. Ponieważ niektóre z tych osób wiedzą, że zajmuję się tematem przekazują mi swoje doświadczenia.
06-02-2017 [17:26] - krzysztofjaw | Link: Panie Andrzeju Napisałem do
Panie Andrzeju
Napisałem do Pana na PW.
Pozdrawiam
06-02-2017 [09:25] - ruisdael | Link: Nie na darmo ukuło się
Nie na darmo ukuło się powiedzenie:" wchodzi jak słowo boże studentowi"...
Pozdrawiam Pana i p. Andrzeja W.
06-02-2017 [10:52] - Andrzej W. | Link: Niekiedy z konieczności
Niekiedy z konieczności uczestniczę we Mszy Św. tzw. akademickiej (tak, jakby były różne Msze, potrzebujące rozmaitych przymiotników); w radomskiej katedrze,w niedzielę o 20. W czasie Mszy występuje zespół - niewątpliwie utalentowanych młodych ludzi.
Niestety, bębny, fortepian, wielki hałas i piosenki religijne (niekiedy niemal popowe) zamiast muzyki Liturgii. Musi być głośno. Bezpośrednio przed Mszą głośna próba zespołu. Ci młodzi ludzie pewnie to robią w dobrej wierze. Lecz, co robią księża?
Chodzi o eliminowanie ciszy (vide: Benedykt XVI, kard. Sarah), o brak możliwości skupienia, które jest tak potrzebne także przed Mszą. Czyim posiewem jest hałas ? Tak odbywa się ciągła protestantyzacja Kościoła Katolickiego.
Pisałem w tej sprawie do proboszcza katedry. Następnym razem było jakby nieco ciszej i spokojniej. Na jak długo?
Witam Pana i serdecznie pozdrawiam.
06-02-2017 [12:25] - ruisdael | Link: Panie Andrzeju. Na temat
Panie Andrzeju. Na temat wyrażonych opinii w/w blogera, wypowiedziałem się pod jego blogiem. Szokują mnie jego obserwacje i opinie. Ale też trudno mi zgodzić się z rzeczywistością przedstawianą przez np. posła Szczerbę czy posła Kierwińskiego o pysku świni. Pozdrawiam.
05-02-2017 [23:19] - Mind Service | Link: Nie widzę sensu dyskutować z
Nie widzę sensu dyskutować z osobnikiem nienawidzącym Kościoła Katolickiego i chcącego go zniszczyć, który w bezpardonowy sposób, kolejny już raz kłamie i manipuluje licząc na ogłupienie naiwnych czytelników. Dlatego napisałem notkę polemiczną obnażającą bezczelne manipulacje anty- katolika Andrzeja W.: http://naszeblogi.pl/65597-dlaczego-tzw-tradycjonalisci-chca-zniszczyc-kosciol
06-02-2017 [10:11] - Andrzej W. | Link: Można się nie zgadzać i
Można się nie zgadzać i prowadzić polemikę z każdym. Jest jednak pewien warunek: minimum uczciwości i przyzwoitości. Intelektualnej oraz zwykłej, ludzkiej. Osobnik o pseudonimie @M...a S.....e został wielokrotnie przyłapany na wklejaniu cudzych treści jako własnych (nie bardzo więc wiadomo z kim dyskutujemy), podawał kłamliwe informacje nt prawa kanonicznego odnośnie do Mszy Św. wg nadzwyczajnego rytu, uprzednio prezentował Jarosława Kaczyńskiego jako totalitarnego satrapę, a cały PIS na wzór partii komunistycznej, negatywnie wyrażał się o Polakach, powołując się także na cytaty z historycznych polakożerców, a jedyną przychylną opinię jaką wówczas zacytował to opinia...uwaga !...Adolfa Hitlera.
Ten podszywający się pod katolika, a wyglądający na satanistę oszust usiłował także przypisywać pogańskie korzenie Bożemu Narodzeniu, co jest charakterystyczne m,in dla Świadków Jehowy. Tenże "katolik" wyzywał także obrońców życia od fanatyków, choć dwa lata temu propagował akcję zbierania podpisów za zakazem aborcji. To zmienność charakterystyczna dla prowokatora.
Z pewnością nie trzeba tu przywoływać głosu Św. Jana Pawła II, czy przypominać Jasnogórskich Ślubów Narodu. Dla Katolika jest to oczywiste.
Mamy do czynienia z mitomanem i kłamcą, który przyłapany stosuje taktykę przemilczania niewygodnych dla niego faktów, nigdy nie odnosząc się do zarzutów.
Polemikę z tego rodzaju osobnikiem należy uznać za czynność uwłaczającą.
06-02-2017 [11:04] - Mind Service | Link: @Andrzej W. - Jesteś
@Andrzej W. - Jesteś bezczelnym kłamcą chorym z nienawiści. Kłamstwa opowiadane przez ciebie na mój temat wogóle mnie nie obchodzą, jednak od mojego Kościoła - wara! Przytoczyłem tyle przeinaczeń i manipulacji jakie zamieściłeś w swoim paszkwilu, że każdy na twoim miejscu zapadł by się ze wstydu pod ziemię, ty jednak brniesz dalej, czym jeszcze bardziej się pogrążasz. Gdybyś oczywiście miał poczucie przyzwoitości.
Ja już to pisałem kiedyś i teraz powtórzę - nie rozumiem dlaczego Administracja pozwala takim osobnikom jak Andrzej W. obrażać uczucia religijne osób wierzących katolików, dlaczego pozwala atakować Kościół Katolicki przez przedstawicieli sekty lefebrystycznej? Poza tym to chyba nie jest forum religijne, tylko polityczne?
06-02-2017 [23:26] - Domasuł (niezweryfikowany) | Link: Być może Mirek to młody
Być może Mirek to młody chłopak autentycznie zaangażowany w ten ruch
07-02-2017 [17:30] - Andrzej W. | Link: Proszę Pana, problemem
Proszę Pana, problemem "Mirka" jest to, że on jest zaangażowany wyłącznie w samego siebie. Nie ma wtedy żadnych granic moralnych, jest tylko wybujałe "EGO".Zawartość tego, co służy jego zaspokajaniu jest drugorzędna, nieugruntowana i niekonsekwentna. Wszystko, co przeszkadza budowaniu EGO jest postrzegane jako wrogie.
Proszę wierzyć (bez przymusu) autentycznie szkoda mi tego człowieka, swój potencjał mógłby wykorzystać dla Prawdy, ale też jako człowiek wiary pamiętam o Nim w modlitwie.
Wszak, nie walczymy przeciwko Ciału i Krwi, lecz przeciwko złemu duchowi.
P.S. Co się tyczy "autentycznie zaangażowanych młodych" - znam takich, to między innymi do nich jest moja publikacja. Każde sekciarstwo zawsze musi skończyć się rozczarowaniem. Jeśli będzie mi pozwolone to (w tym miejscu) będę temat kontunułował.
Pozdrawiam Pana.
A.
11-02-2017 [12:22] - pawel1977 | Link: Zagłuszanie halasliwą muzyką
Zagłuszanie halasliwą muzyką czasu przed Mszą św.,przeznaczoną na modlitwę, jest jedną z dyrektyw żydomasońskich i iluminackich, wprowadzaną i realizowaną niestety w coraz wiekszej ilości kosciolach.Też czasem chodzę do kosciola mariackiego, ale dopiero teraz zauważylem figurkę Maryi nad wejsciem,ktorej palce w obu dloniach są tak ulozone, żeby symbolizowaly masoński i lucyferyczny znak!!!!Proszę się przyjrzeć temu ulożeniu palców.Palce obu dloni,środkowe i serdeczne są złączone,a pozostale rozchylone.Jest to ewidentny znak masoński. Przerazające!!!!!
17-02-2017 [18:47] - Andrzej W. | Link: Witam.
Witam.
Proszę wybaczyć, dopiero teraz przeczytałem Pański komentarz (czasem po prostu mnie nie ma). Niestety, nie zwróciłem na to uwagi, może dlatego, że w Kościele Mariackim jestem b.rzadko - nie jest to moja parafia - jedynie z rzeczywistej konieczności, gdyż - jak Pan wie - tam odprawiana jest najpóźniejsza (w całym mieście) Msza Św. w niedzielę oraz najwcześniejsza w tygodniu. Z zasady uczestniczę w swojej Parafii, choć i tu coraz trudniej.(piątkowe śluby, ostatnio w Pierwszy Piątek Miesiąca). Zaczyna się od z pozoru drobnych spraw, jakichś niby drobnych liturgicznych nadużyć, a potem brnie się coraz głębiej w profanacje. Może o tym napiszę. Może przyjść czas, że trzeba będzie powtórzyć za Świętym :"wy macie kościoły, ale to my zachowaliśmy wiarę".
Pozdrawiam Pana.