Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Legalne brednie

Izabela Brodacka Falzmann, 08.02.2015


Obejrzałam ostatnio sympatyczną komedię pod polskim tytułem „ Legalna blondynka” . Oryginalny tytuł filmu : „Legally Blonde”. Polski tytuł ma niewiele sensu, bo jest to nieprzetłumaczalna gra słów. Żeby podkreślić związek bohaterki z prawem dałabym temu filmowi tytuł : „Blondynka w todze” albo w ostateczności : „ Prawdziwa blondynka”.

To jeszcze nic. W zeszłym roku obejrzałam w programie Movies 24 film pod polskim tytułem „ Permanentna zakonnica”. Można się było domyślić, że chodzi o „Zakonnicę w opałach” i takie znaczenie słowa „ permanent” ostatecznie znalazłam w starym słowniku. Zostawmy słownik. Dlaczego tłumacz nie zauważył , że proponowany przez niego tytuł nie ma najmniejszego sensu? Przecież zakonnicą jest się, niejako z definicji, permanentnie a nie okazjonalnie.

Polsat emitował kiedyś film, którego tytuł przetłumaczono jako „Kod milczenia”. Niezależnie od tytułu oryginału (Code of Silence) można być pewnym, że chodzi o zasadę ( kodeks ) milczenia czyli omertę. Sformułowanie „kod milczenia” nie ma po prostu sensu. W słowniku jako pierwsze znaczenie angielskiego słowa code podaje się kodeks, a nie kod. Natomiast translator internetowy faktycznie tłumaczy code jako kod. Tłumacz, który korzysta z translatora powinien jednak szybko zmienić zawód.


Oglądałam niedawno film o wyprawie trekkingowej. Dwóch młodych ludzi podchodzi do urwiska. „ Trzeba się zabezpieczyć i można się spuszczać” powiada jeden z nich. Trudno w to uwierzyć, ale słowo daję, że nie zmyślam. Powinno być oczywiście : „Asekuruj mnie, będę zjeżdżał ”. Gdy następnie ci sami panowie grzejąc sobie wodę do mycia w kociołku wymieniają uwagi w rodzaju: „ wypadałoby wziąć prysznic” zamiast jak w oryginale „ trzeba się trochę umyć”(słychać angielską ścieżkę dźwiękową) można stracić cierpliwość do tłumacza i przy okazji do filmu.


Kilka lat temu, w jednym ze swych felietonów w Rzeczpospolitej świetny ( choć był ponoć TW) tłumacz Robert Stiller , przedstawił listę nonsensownych przekładów tytułów znanych filmów. Niestety nie zapamiętałam wszystkich jej pozycji. Oto niektóre z nich:

„Indian Fighter” to nie „Indiański wojownik”, bo Kirk Douglas nie gra przecież Indianina , lecz walczącego z Indianami. Mógłby być na przykład „Pogromca Indian”.

„Crocodile Dundee” to nie „Krokodyl Dundee” tylko „Dundee- łowca krokodyli”. Dundee to nie imię krokodyla ani głównego bohatera, lecz nazwisko pochodzące od nazwy szkockiego miasta.

„It was an Eve” to nie „Wieczna Ewa” tylko „Pewnego wieczora”. Tu Stiller dla efektu chyba trochę przekręcił. Ten tytuł w oryginale (sprawdziłam) był „It Started with Eve” czyli „ Zaczęło się od Ewy”, a sam film to taka „Trędowata” po amerykańsku. Nie wiem czy tytuł „ Wieczna Ewa” jest wystarczająco adekwatny, na pewno jednak nie chodzi tu o żaden wieczór czy wigilię. W tłumaczeniu tytułów tłumacz ma dużą swobodę. Nie znaczy to jednak, że wolno przekładać zupełnie bez sensu.

„My Life So Far” to nie „Pierwsze Oczarowanie”, lecz „Moje dotychczasowe życie”.

„The Replacement Killers” to nie „Zabójczy układ”, lecz „Zastępczy mordercy”.

Aż trudno uwierzyć, że nie były to dowcipy w stylu Stanisława Barańczaka, który przetłumaczył kiedyś dla żartu: „honey, I’m home” na „miodzie, jestem domem”, ale każdy, kto pracował w branży tłumaczeń mógłby przytoczyć dziesiątki podobnych niezamierzonych żartów.

Czytając jako adiustatorka stacji Planete polską listę filmu o łowcach krokodyli natrafiłam na następujący dialog: „Czy mogę już zwymiotować?” –pyta dziewczyna. „Teraz”- odpowiada kolega. Okazało się, że w filmie kobieta stojąca z siecią nad rosłym gadem pyta czy może już ją rzucić (throw up), a partner odpowiada -now. Tłumaczka, dobra anglistka zresztą, tłumaczyła z nasłuchu ( nie było listy dialogowej), nie patrząc na film. Oszczędzała czas czyli optymalizowała zarobek.

Robiłam również dla stacji Planete adiustację filmu o brytyjskich wyścigach konnych. Musiałam ku oburzeniu tłumacza w całości go odrzucić. W proponowanym przez niego tłumaczeniu film nie miał najmniejszego sensu. Na przykład- Stoi sobie facet w roboczym stroju, patrzy na stoper i mówi 234, 235. Widać, że to trener, który podczas treningu na torze roboczym mierzy koniom czasy. Tłumacz pisze: „ Właśnie linię mety, przy samym płotku, minęły konie o numerach 234 i 235”. Gdybyśmy nawet faktycznie patrzyli na wyścig to taki płotek nazywa się „kanat”, a meta to „celownik” i nie wolno w specjalistycznym filmie wprowadzać własnej terminologii. Ale nie był to wyścig. Wyścigowy trener nigdy nie pokazałby się na trybunach w roboczym ubraniu, a dżokej nie jechałby w wyścigu w kufajce. Poza tym w wyścigu nie może brać udziału 235 koni naraz. To powinno być oczywiste nawet dla zupełnego laika. Zresztą o ewentualną konsultację nie byłoby trudno. Pierwszy lepszy chłopiec stajenny za dwa piwa wszystko by tłumaczowi objaśnił i poprawił.

Niedawno (28.12.14) ze zniecierpliwieniem zrezygnowałam z oglądania potencjalnie interesującego filmu o katastrofach żywiołowych. Inwencja tłumacza uczyniła go jednak zupełnie niestrawnym. Omawiając na przykład trzęsienie ziemi ( 6 w skali Richtera) na Nowej Zelandii tłumacz stwierdza: „ Przyspieszenie ziemskie było wówczas dwa razy większe niż siła grawitacji”. Nie było słychać oryginału więc trudno się domyślić o co chodziło autorowi. Porównywanie wielkości, które mają różne wymiary ma w ogóle ograniczony sens. Można na przykład powiedzieć dla żartu dwuletniemu dziecku. „Masz dwa razy tyle lat ile cukierków w rączce”, natomiast już uczeń szkoły podstawowej, który powiedziałby, że przyspieszenie w jakimś ruchu było dwa razy większe od siły zostałby skarcony za opowiadanie bzdur.

Takie porównania przypominają rozpropagowaną przez film „Czterej Pancerni i Pies” grę „machniom” czyli przedmiot za przedmiot. W tej grze dwa jest dwa- zatem dwa konie możemy wymienić na dwa kartofle. Nie ukrywajmy, że jest to gra dla ludzi niegramotnych.

I tacy niestety okazują się być często legalni, czyli koncesjonowani, tłumacze.
Tekst drukowany w numerze 6(399) Gazety Warszawskiej
 
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 13206
Domyślny avatar

Dyletant2

09.02.2015 09:20

A "świadek koronny"? W polskim wymiarze sprawiedliwości miałoby to sens gdyby prokuratorzy reprezentowali jakąś "koronę"; chociaż kto wie, może jakąś reprezentują?
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

09.02.2015 10:15

Dodane przez Dyletant2 w odpowiedzi na A "świadek koronny"? W

Faktem jest że przymiotnik koronny wszedł do potocznego języka w innym znaczeniu niż to turn Queen's or King's Evidence. Mówi się dowód koronny chociaż nie ma on nic wspólnego z jakkolwiek rozumianą "koroną". Używanie rzeczownika w formie przymiotnikowej jak dotąd jednak "nie przeszło", więc tłumacz nie może sobie na to pozwalać. Na przykład "wyścigi jeździec" nie oznacza po polsku "jeździec wyścigowy" i nic na to nie poradzimy.
Domyślny avatar

Dyletant2

09.02.2015 17:38

Dodane przez izabela w odpowiedzi na Faktem jest że przymiotnik

Ale, o ile rozumiem polski wymiar sprawiedliwości, "świadek koronny" to tyle, co świadek oskarżenia; to ze jego zeznania mogą pełnić funkcje "koronnych dowodów" nie ma chyba nic do rzeczy, skoro może się okazać, ze jest nieskuteczny, czyli, ze "koronnych dowodów" nie ma.
Domyślny avatar

stachu

09.02.2015 13:14

przepraszam powinno być za karą śmierci a nie o karę śmierci.
Domyślny avatar

PIOTR Z GDAŃSKA

09.02.2015 23:26

Właśnie usłyszałem w Telewizji Republika, że w Donbasie "doszło do wybuchu potężnej eksplozji". Nie tylko tłumacze kaleczą nasz piękny język. Coraz więcej dziennikarzy posługuje się jakąś pokraczną nowomową. W mediach nie ma już sprzedawcy jest dealer, nie ma wydarzenia jest event... Błędy ortograficzne, gramatyczne, składniowe stają się normą w prasie i elektronicznych środkach przekazu. Nawet zawodowi literaci, wykształceni poloniści "mówią drutem kolczastym" (jak trafnie określa to jedna z moich znajomych). Dlatego z prawdziwą przyjemnością czytuję pani artykuły, które są pisane dobrą, czystą i zrozumiałą polszczyzną. Pozdrawiam serdecznie. http://serwistlumacza.co…
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

10.02.2015 08:16

Dodane przez PIOTR Z GDAŃSKA w odpowiedzi na Właśnie usłyszałem w

Ma Pan rację. Najczęstszy błąd to wymowa : " ja rozumie". Tak mówi nawet pan Kalisz, ale podobno to celowe,  stylizuje się w ten sposób na swojaka. Pewien znany publicysta prawicowy napisał: "Rzeczpospolita- połeć czerwonego sukna". Wydawało mu się, że cytuje Sienkiewicza. Połeć to może być słoniny. U Sienkiewicza był "postaw". Problem polega na tym ,że język ginie, umiera. Pisał o tym Sołżenicyn, który kolekcjonował rosyjskie słowa aby nie dać im umrzeć. Przeprowadziłam kiedyś wśród uczniów ankietę. Ani jedna osoba nie wiedziała co to jest " koromysło". To słowo już umarło. Dziękuję za adres serwisu. Bardzo ciekawe.
Obywatel

Obywatel

10.02.2015 10:07

Dodane przez izabela w odpowiedzi na Ma Pan rację. Najczęstszy

Ze smutkiem zauważam, że z moją polszczyzną jest coraz gorzej. Zdarzają mi się nawet błędy ortograficzne, których nie popełniałem w wieku szkolnym. Mam problemy z doborem słów, formułowaniem zwykłych zdań podrzędnie złożonych. Jestem zmuszony sprawdzać znaczenie wyrazów, które świetnie znałem jeszcze kilka lat temu. Myślę, że współczesna korporacyjna nowomowa ("proaktywność" itp.) jest gorsza od tej peerelowskiej. Trzeba też przyznać, że poziom nauczania w podstawówkach i liceach jeszcze w latach 90. był na ogół całkiem przyzwoity. Ostatnio zaglądałem do nowych podręczników do języka polskiego (piąta i szósta klasa) - są po prostu kiepskie. Trudno znaleźć w nich utwory, które - zdawałoby się - na stałe weszły do kanonu polskiej literatury. Jest za to np. tekst o "magicznych trampkach Eddy'ego" (chyba pomyliłem imię głównego bohatera), w którym roi się od zwrotów potocznych, a może nawet wulgarnych. Nie ukrywam, że zostałbym przy Niziurskim i Mickiewiczu.
Domyślny avatar

RobertJerzy

10.02.2015 14:54

ERRATA Szanowna Pani, Z przykrością prostuję oczywistą omyłkę. Moja entuzjastyczna ocena "Hamleta" dotyczy przedstawienia z roku 1966 w Tel Avivie.I nie był to przekład Słomczyńskiego. Swinarski nie zdążył wystawić zamówionego "Hamleta" . Zginął tragicznie w 1975 roku. Zachowała się jedynie część taśm z rozpoczętych prób do spektaklu... Pierwszej inscenizacji "Hamleta" w przekładzie Słomczyńskiego podjął się,już po śmierci Swinarskiego, Gustaw Holoubek w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Ale to już inna historia. Swinarski wystawił natomiast z powodzeniem inną sztukę Szekspira w tłumaczeniu Słomczyńskiego - "Wszystko dobre, co się dobrze kończy". Istotne jest to, że sukces, który odniosła inscenizacja w Tel Avivie Swinarski zawdzięczał głównie położeniu nacisku na wierne trzymanie się tekstu oryginału. Dlatego powierzył nowe tłumaczenie "Hamleta" Słomczyńskiemu. Przepraszam za ten lapsus:-(
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

11.02.2015 08:18

Dodane przez RobertJerzy w odpowiedzi na ERRATA Szanowna Pani, Z

Dziękuję bardzo za wyjaśnienie. Wiele z tych spraw pamiętam ale pamięć ludzka jest jak wiadomo zawodna, a z wiekiem to się pogłębia. Na wyścigach jeździła ze mną konno córka Holoubka Ewa. Bardzo miła dziewczyna. Od niej dowiadywaliśmy się sporo o różnych aktualnościach teatralnych. Wyścigi w ogóle miały szczęście do ludzi sztuki. Wielkim znawcą wyścigów była niedawno zmarła  Joanna Chmielewska i niektóre jej kryminały dotyczą realiów wyścigowych. Na wyścigach stoi rzeźba niedawno zmarłej Anny Dębskiej , znawczyni koni, hodowcy arabów. Jak widać nasze pokolenie już się wykrusza. Ostatni moment na układanie szczegółów puzzla. Pozdrawiam.

Stronicowanie

  • Pierwsza strona
  • Poprzednia strona
  • Wszyscy 1
  • Wszyscy 2
Izabela Brodacka Falzmann
Nazwa bloga:
Blog autorski

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 1, 035
Liczba wyświetleń: 7,668,003
Liczba komentarzy: 20,764

Ostatnie wpisy blogera

  • Kto i w jakim celu propaguje pogańskie zwyczaje Halloween?
  • Rude Prawo
  • Skąd się biorą politycy?

Moje ostatnie komentarze

  • @ Lala To Pani też nie uważa ich za Polaków? Oj nieładnie. Oni uważali się sami za Polaków pochodzenia żydowskiego a nie za Żydów przypadkiem osiadłych w Polsce. Brandwajn choć przyjechał na…
  • @ LalaWarto tu przypomnieć osoby wybitne, które wyjechały do Izraela i tam tworzyły kulturę . Czy ktoś dziś pamięta taką postać jak Rachmiel Brandwajn. Wspaniałego znawcę literatury francuskiej. Na…
  • @ LalaJak to nie było? A emigranci po 68 roku? Czy zaprzecza Pani, że tworzyli kulturę?

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Upadek edukacji. Tym razem piszę jako fachowiec.
  • Historia pewnej kamienicy
  • Śpioszki rozmiaru XXXL

Ostatnio komentowane

  • Marcin Niewalda, Szanowna Pani IzabeloJestem na tropie genealogi Małyszczyckich i Płaskowickich z Widybora i okolic. Był tam Konstanty Płakowskicki - zesłany na Sybir za udział w Powstaniu Styczniowym. Czy Pani…
  • Izabela Brodacka Falzmann, @ Lala To Pani też nie uważa ich za Polaków? Oj nieładnie. Oni uważali się sami za Polaków pochodzenia żydowskiego a nie za Żydów przypadkiem osiadłych w Polsce. Brandwajn choć przyjechał na…
  • lala, pięknie, że Pani pamięta o tych, których wygnano i pozbawiono obywatelstwa - jednak całkowicie nie zrozumiała Pani tego, co napisałam;moja uwaga dotyczyła faktu banalnego - to nie Polacy…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności