Kilka lat temu byliśmy świadkami zdumiewającej sprawy sądowej. We wrześniu 2005 roku Ewa G., opiekunka wtedy 3,5 letniego Adriana, złożyła do sądu wniosek o ograniczenie władzy rodzicielskiej biologicznej matce. Sąd na czas trwania sprawy oddał Adriana pod jej opiekę. „Osoby, które nie znały sprawy od podszewki, uznawały, że niania uprowadziła matce dziecko. A dobrze wiemy, że tak nie było. Z punktu widzenia dziecka, to pani Ewa była matką” – raczyła zadecydować za sąd Beata Kolska-Lach z Komitetu Ochrony Praw Dziecka w Poznaniu.
Otóż matka chłopczyka, właścicielka sieci hoteli została niespodziewanie wdową. Jej mąż zginął w wypadku. Zajęła się ratowaniem stanu posiadania. Do opieki nad małym synkiem wynajęła nianię. Chłopczyk faktycznie przywiązał się do niani i spędzał w jej domu dużo czasu. Zdarzało się, że nawet u niej nocował gdy matka była w rozjazdach. Czy oznacza to jednak, że chłopczyk zmienił matkę? Okazało się jednak, że sąd w pierwszej instancji przyznał gosposi rację i oddał jej dziecko. Matka podjęła dramatyczną walkę o odzyskanie synka. Ostatecznie dziecko zostało jej zwrócone ale sąd rodzinny przyznał gosposi widzenia z chłopczykiem i prawo do kontroli nad jego wychowaniem. Tak jakby była bliską krewną. Argumentem była więź dziecka z gosposią.
Nie wiem czy wszyscy rozumieją jakim niebezpiecznym precedensem było to orzeczenie sądu. Pani która pastuje moją podłogę mogłaby się tak głęboko przywiązać do tej podłogi, że sąd w trosce o jej emocje przyznałby jej moje mieszkanie ( to tylko figura retoryczna, nikt nie pastuje mi podłóg). Szofer przywiązałby się do samochodu, koniuszy do koni, a psiarczyk do karmionych i obrządzanych psów. Natomiast malarz pokojowy na pewno chętnie przywiązałby się do malowanych ścian ,ogrodnik do sadu, a księgowy do zarządzanych aktywów. Strach byłoby zatrudnić kogoś nawet do strzyżenia trawnika. Mógłby się do tego trawnika zbytnio przywiązać.
Jasne jest dla mnie, że dziecka nie wolno traktować jak samochodu, psa czy trawnika. Czy to znaczy, że ma być traktowane gorzej? Żaden sąd nie oddałby konia osobie, która w ramach umowy o pracę go obrządzała, ani psa osobie, która za pieniądze wyprowadzała go na spacery. Natomiast oddał gosposi dziecko. To sady rodzinne traktują dziecko przedmiotowo zarządzając jego „udostępnienie” rozwiedzionemu rodzicowi. To sąd rodzinny nakazał i zaakceptował odbieranie dziecka, na podstawie nieistniejącego syndromu Gardnera, w taki sposób jak na filmie, do którego link podaję poniżej. Wyjący z przerażenia chłopczyk został wyniesiony w kocu jak worek grochu czy połeć słoniny, w asyście plutonu policji. Jakby on i jego matka popełnili ciężkie przestępstwo. http://www.smog.pl/odebr…
Co powiedziałby mądry król Salomon na przyznawanie praw rodzicielskich odprawionej służącej? Zupełnie absurdalny jest argument, że służąca spędzała z dzieckiem dużo czasu. W tym celu została przecież wynajęta. Otrzymywała za to wynagrodzenie. Na tej zasadzie każda wychowawczyni w żłobku czy przedszkolu miałaby większe prawa do dziecka niż rodzona matka.
Inna sprawa , która świadczy jak daleko zaszło ogłupianie społeczeństwa. Dramatyczny tytuł pewnego artykułu: „ Wyrodna matka ukradła własne dziecko” jest wbrew pozorom po prostu śmieszny. Niedouczony dziennikarz nie zdaje sobie sprawy, że jest to podręcznikowy przykład oksymoronu czyli sprzeczności w sobie. Jak można ukraść coś własnego? Ten tytuł jest prostą kopią sformułowania: „ wyrodna matka zabiła własne dziecko”, gdzie słowo „własne” faktycznie wzmacnia efekt. Czy można ukraść własne dziecko? Jest jednak gorzej niż myślimy. Wprawdzie prawo polskie przewiduje, że utraconą ruchomość, na przykład samochód czy torebkę mamy prawo zabrać tam gdzie ją znajdziemy. Jeżeli ktoś odprowadził twój samochód pod swój dom masz prawo gdy go odnajdziesz, odjechać nim nikomu się nie tłumacząc. To prawo nie dotyczy jednak nieruchomości. Jeżeli ktoś sprzeda posługując się twoim kradzionym dowodem twoje mieszkanie, tak zwanego „nabywcę w dobrej wierze” chroni rękojmia zaufania do ksiąg wieczystych. Nie możesz tego nabywcy wyrzucić, możesz dochodzić swoich strat od oszusta, który na ogół siedzi w więzieniu, co czyni dochodzenie odszkodowania iluzorycznym. Nie wszyscy zdają sobie sprawę jak bardzo kryminogenne jest to prawo. Umożliwia przejmowanie i sprzedawanie cudzych nieruchomości. Jeszcze gorzej jest z własnym dzieckiem. Ma prawo uprowadzić je z twego domu jakaś sfrustrowana albo głupia pracownica opieki społecznej jeżeli tylko stwierdzi, że jej zdaniem dziecko jest zagrożone. Te kryteria są tak płynne i niejednoznaczne, że łatwo o nadużycia. Może być tak, że funkcjonariuszka opieki społecznej chce się z tobą rozliczyć za jakieś uchybienie. Na przykład nie ukłoniłaś się jej na ulicy. Potem dziecko trafia w obce ręce i musisz czekać na orzeczenie sądu, żeby się z nim w ogóle zobaczyć. Jeżeli sąd zadecyduje o oddaniu dziecka do rodziny zastępczej albo do domu dziecka, każda próba odzyskania go będzie traktowana jak ciężkie przestępstwo, wręcz kidnaping. To właśnie spotkało pewną rodzinę z Krakowa. Zgłosili się z dziećmi na płatną terapię psychologiczną, z której byli niezadowoleni więc z niej – jak każdy niezadowolony klient- zrezygnowali. W retorsji psychologowie kłamliwie oskarżyli rodzinę o przemoc. (Za coś takiego powinni swoją drogą być dożywotnio pozbawieni prawa wykonywania zawodu.) Dzieci spędziły pół roku w domu dziecka.
Wszyscy, którzy posługują się związkiem frazeologicznym „ salomonowy wyrok” powinni zastanowić się czy mądry król Salomon chciałby oddać dziecko mściwej służącej? Czy zgodziłby się, żeby zajmowali się nim wbrew woli rodziców i to odpłatnie obcy ludzie? Własna rodzina, nawet niezamożna i niewykształcona jest dla dziecka zawsze lepsza niż rodzina zastępcza. Prawie zawsze -z wyjątkiem pewnych skrajnych, kryminalnych przypadków, które zdarzają się przecież wszędzie, w rodzinach zastępczych także.
Tekst drukowany w numerze 2( 395) Gazety Warszawskiej
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7581
Czemu ja się nie dziwię, a ty się dziwisz?
W Polsce nastąpiło tragiczne załamanie standardów i na dodatek wymiar sprawiedliwości zapełnił się ludźmi niekompetentnymi, a co gorsza nieprawymi.
Poniewieranie losem dziecka jest na porządku dziennym, zresztą nie tylko w Polsce, bo znam doniesienia z Niemiec, Szwecji i Norwegii.
Sprawa niejakiego Nergala z kolei pokazała, że poniewieranie godnością katolików, to żadne przestępstwo. Co innego obrażanie islamu.
Jest jak jest. Chów wsobny kasty prawniczej doprowadził do upadku wymiaru sprawiedliwości. Są tam teraz ludzie nędzni i głupi. Kujony co wykuły paragrafy i rozumu już nie starcza na ludzką sprawiedliwość.
Oczywiście, po rewolucji, która nas czeka, cały aparat sprawiedliwości, który, przypominam, zaciekle bronił się przed lustracją, do wymiany i naprawy.
Pozdrawiam