Miewałam kiedyś dość regularnie audycje w Radiu Maryja. Ojcu Dyrektorowi jestem bardzo wdzięczna za to że audycje te realizowały moim zdaniem ideał wolnego dziennikarstwa. Mogłam, na swoją odpowiedzialność, mówić co tylko chciałam. Mogłam wymieniać nazwiska. Ksiądz prowadzący bronił mnie przed zbyt natarczywymi słuchaczami. Przede wszystkim przed antysemickimi prowokacjami w stosunku do Radia. Jeżeli ktoś zaczynał od „ niech będzie pochwalony, wszystkiemu w Polsce winni są Żydzi „ - wiadomo było, że chce Radiu zaszkodzić, bo takie teksty idą potem na rachunek Radia. Ojcowie nauczyli się eliminować podobne prowokacje.
Niezależnie od nich - osobiście bardzo ceniłam kontakt ze słuchaczami. Naprawdę bardzo wiele się od nich nauczyłam.
Jedną z audycji poświęciłam podatkowi katastralnemu. Przygotowałam się solidnie ale nie jestem przecież ekonomistą i nie mogę znać dokładnie stosunków gospodarczych każdego kraju na świecie. Audycja cieszyła się powodzeniem, była powtarzana. Nie tylko wybaczono mi błędy, które popełniłam, ale zadzwoniło do radia wiele osób z krajów w których podatek obowiązuje i dzięki ich uwagom zrozumiałam wreszcie dokładnie do czego sprowadza się jego mechanizm. Jeden ze słuchaczy, pewien lekarz z Kanady, umówił się nawet ze mną na kawę podczas pobytu w Warszawie żeby mi wyjaśnić w jaki sposób podatek katastralny mógłby w Polsce przeszkodzić w tworzeniu się latyfundiów postkomunistycznych prominentów. Jak wiadomo najbardziej operatywni z nich zgromadzili w ręku tysiące hektarów kupowanej za grosze od agencji rynku rolnego ziemi z naruszeniem praw byłych właścicieli, wbrew interesom drobnych rolników i wbrew interesom społeczeństwa. Oni monopolizują teraz profity z dopłat dla rolnictwa i odetną kupony z zysków z handlu ziemią. Pan doktór miał to wszystko bardzo dobrze przemyślane i jego wspaniały wykład na ten temat oraz na temat systemu kanadyjskiego zapamiętałam do dziś.
Inna audycja poświęcona była aferze ze sprzedażą łąk oborskich w okolicy Konstancina inwestorom wskazanym w specjalnym dokumencie ministerstwa skarbu państwa. Do Radia pojechaliśmy w czteroosobowej grupie gdyż audycję połączono z częścią poświęconą tak zwanemu dekretowi Bieruta. O dekrecie Bieruta wiedziałam tyle co wszyscy i to czego dowiedziałam się od telefonujących słuchaczy jest dotąd dla mnie bezcenne. Jak powiedziałam- Radio realizuje dla mnie ideał wolnego dziennikarstwa. Dziennikarz nie może być we wszystkich sprawach ekspertem. Tylko wywołuje temat. Prowokuje dyskusję w której słuchacze i on sam precyzują stanowiska.
Podczas tej audycji po raz pierwszy spotkałam się jednak ze słuchaczem niedowiarkiem żądającym dowodów, których z oczywistych przyczyn nie mogłam ujawnić. Słuchacz oświadczył, że nie wierzy w to aby ministerstwo skarbu państwa wskazywało nabywców łąk oborskich i zażądał pokazania przed kamerą odpowiedniego dokumentu. Pokazałam kopię nie ujawniając oczywiście kto ją zrobił, a wtedy słuchacz oświadczył, że dokument ten, ewidentnie nielegalnie zdobyty, nie może być dla niego dowodem. Nie wiem czy był po prostu dociekliwy czy pracował na określone zlecenie. Odpowiedziałam, że nie jesteśmy w sądzie amerykańskim i nic nie muszę mu udowadniać. Ksiądz prowadzący po prostu go wyłączył.
Kiedy zaczęłam poruszać różne nurtujące mnie problemy w blogach spotkałam więcej takich niedowiarków. Napisałam kiedyś , że podczas katastrofy Titanica nie wykorzystano wszystkich ratunkowych łodzi. Przeświadczenie to oparłam na francuskim filmie który tłumaczyłam dla stacji Planete. Pewien nerwowy komentator nie tylko wydrukował z Wikipedii numery łodzi uczestniczących w akcji ( ich kolejność miałby dowodzić, ze wszystkie zostały wykorzystane) ale poddał w wątpliwość fakt tłumaczenia filmu, żądając jego tytułu i daty emisji. Jego wiarę w Wikipedię podważyłam polecając mu wpisanie w wyszukiwarkę hasła „ prawdziwe zdjęcia duchów”. Każdemu polecam taki eksperyment. Pokazywania umowy z Planete odmówiłam. Tytułu filmu nie pamiętam do dziś. Przetłumaczyłam setki filmów i nie jestem ich w stanie na każde żądanie odnaleźć.
Następna wtopa dotyczyła dziecinnej wyliczanki po angielsku. Zacytowałam ją z pamięci . Według niezliczonych ekspertów popełniłam same błędy. „ Jesteś beznadziejna, jeżeli nie znasz angielskiego naucz się go nie używać”- napisał mi pewien sympatyk . Przyznam się ze wstydem, że dość długo nurtowało mnie pytanie dlaczego zapamiętałam wyliczankę w nieprawidłowej wersji, ale nie chciałam nic zmyślać na swoje usprawiedliwienie. I oto chwila tryumfu. Wyrzucając stare podręczniki z piwnicy znalazłam tekst wyliczanki w podręczniku dla 9 klasy czyli 2 klasy mojego starego liceum. Jest to podręcznik Janiny Smólskiej pod tytułem LET'S LEARN ENGLISH. Na 38 stronie tego podręcznika umieszczona jest inkryminowana wyliczanka w następującej , podobno nieprawidłowej wersji.
As I was going to St.Ives
I met a man with seven wives
Every wife had seven sacks
Every sack had seven cats
Every cat had seven kits
Kits, cats, sacks, wives-
How many were going to St. Ives?
Nie jestem anglistką. Chętnie przyznaje, że nie znam angielskiego. Oczekuję, że osoby znające ten język wytłumaczą mi (1) jak powinna wyglądać prawidłowa wersja tej wyliczanki? (2) dlaczego nieprawidłowa wersja króluje w podręcznikach?
Czytelnicy i komentatorzy blogów są zdecydowanie ostrzejsi niż słuchacze Radia Maryja. Kiedy zapytałam eksperta od Titanica czy mógłby zwracać mi uwagę w innym tonie, na przykład: „ chyba się mylisz , postaram ci się to wytłumaczyć” zamiast” jesteś beznadziejna i piszesz same idiotyzmy” odparł, że się postara ale będzie wymagało to od niego nadludzkiego wysiłku. Mam więc następny problem do poruszenia. Dlaczego odrobina kultury wymaga nadludzkiego wysiłku? Nie jestem socjologiem ani psychologiem. Tylko wywołuję temat mając nadzieję, że się czegoś ciekawego dowiem od czytelników.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 8391
Co do różnej maści psycholi, zgadzam się. Nie przepadam za Lemem ale trudno się z nim nie zgodzić,
że, dopiero mając internet, zorientował się ile jest durniów na świecie. Ja bym dodał, durniów jak durniów ale ilu ludzi
których trudno posądzić o dobrą wolę a o obiektywiźmie już nie wspomnę... przykłady, nawet na niniejszym blogu...
zresztą odezwał się był już jeden...
Swego czasu na NE miałem zagwozdkę z gościem który koniecznie wymagał dowodu na to czy na tamto...konkretnie
jak katarynka usiłował mnie umieścić przy zmywaku jako moim miejscu pracy... owszem zdarzało mi się pracować...
ale pracuję w zupełnie innej branży co nie oznacza, że straciłem kontakt ze zlewem, w końcu u siebie w domu zmywam naczynia...
żeby było ciekawiej, znam osobiście bardzo sympatycznego profesora nadzwyczajnego który lubi zmywać naczynia ;-)
w ogóle przesympatyczna rodzina, w/w pan profesor, nie uważa wcale coby mu korona z głowy spadła z tego tytułu
a o pewnych sprawach potrafi opowiadać, że mózg staje...
oraz tradycyjne, nie modne, do usług Szanownej Pani...
Mam do czynienia z z IT jak teraz się modnie mówi, konkretnie z komputerami, sieciami, oprogramowaniem...
niejeden raz spotkałem sie z pomówieniami o braku profesjonalizmu (następne modne słowo klucz)
problem w tym, że niejeden z tych profesjonalistów nie potrafił rozwiązać problemów w firmach, czasem niełatwych...
tylko ten niżej nieprofesjonalny goryl znajdował rozwiązanie.... czasem dosłownie za pięć minut przed otwarciem sklepu, firmy, etc...
Niestety, jeszcze nie usłyszałem, tekstu pt. "przepraszam, miałeś rację, etc..."
Nie wiem z czego to wynika ? Ze zwykłego strachu ? Nikt nie jest alfa i omegą, każdy może się mylić ale niestety nieomylnych
zupaków na świecie jest dostatek... niektórzy sa na tyle bezczelni, że próbują imputować innym cechy niespotykane...
Dlatego staram się brać takie rzeczy na humor... choć czasem ciężko pewne sprawy traktować z humorem...
Życzę pogody ducha i spokojnego wkurzania się...choć wiem, że to bardzo trudne
P.S.
Dopisałem się jeszcze do "Irka", bo mi przyszło coś spóźnionego do głowy a propos tamże.
Serdeczności.