Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
TEGO NIE ZOBACZYSZ... [37] „Ta ostatnia nadzieja...”
Wysłane przez Zygmunt Korus w 28-04-2021 [11:48]
[Książka na przedpłaty]
Uprzednio: https://naszeblogi.pl/58372-te...
Część II Tam [Część I Do; Część III Z powrotem]
Rozdz. 37. „Ta ostatnia nadzieja...”
Szliśmy przez halę, która wyglądała zwyczajnie jak w każdym w miarę porządnym dużym warsztacie samochodowym. Omijaliśmy stanowiska z podnośnikami, uważając na rzeczy pod nogami, ułożone obok naprawianych samochodów. Było schludnie, posadzka sucha, bez plam, na których nogi by mogły ujechać, nie widać było bałaganu, urządzenia i narzędzia, akurat w tym momencie niepotrzebne, spoczywały na swoich miejscach, poustawiane lub posegregowane przejrzyście przy ścianach i na nich. Zatem kontrast pomiędzy zakładem pracy a odpicowaną toaletą, z której co dopiero wyszedłem, okazał się nie aż tak uderzający, jak się można było tego spodziewać!
Przy drzwiach wychodzących na stronę zaparkowanego mojego zestawu pojazdów, kierownik poprosił o pomoc w ekspertyzie młodego pracownika, ale już widać zakładowego speca od samochodów.
Szarpnąłem rączką dźwigni, oni podnieśli maskę, a młodzian wyciągnął bagnet pomiaru oleju w silniku... Jego mina oznajmiała wszystko: wyrok – motor kaput!!! Pokazał szefowi czarny, suchy pręt wskaźnika z przyschniętą żużlową grudką na końcu. – Farba spod uchwytu na górze stopiła się, spłynęła w dół i zastygła zwęglona na szpicy. Tam było piekło, motor nie do naprawy!
– Może spróbujemy odpalić... – pokazałem kluczyk od stacyjki, wiedząc że to naiwny promyk nadziei.
– Ale po co? – odwrócili się i ruszyli każdy w innym kierunku: kierownik przez podwórze ku zewnętrznym drzwiom biura, nawet nie oglądając się na mnie, a pracownik – co kątem oka zarejestrowałem – wcale nie ku pobliskiemu wejściu do hali, tylko ku jakiemuś pawilonowi w głębi posesji, przypominającemu zagospodarowany do celów gospodarczych barak. Gdy się tam zbliżał zrzucił szelki kombinezonu na bok ramion...
Dogoniłem brygadzistę, gdy oznajmiał sekretarce, że samochód jest nie do naprawy. „Motor kaput!” Kiwnęła głową, że przyjęła do wiadomości i wystawi mi odpowiednie zaświadczenie.
Zrobiłem zbolałą minę i zapytałem kierownika, czy by mi nie zszedł z ceną za usługę zholowania ("– Przecież to było dwa kroki..."), bo ta kwota, jaką mam do zapłacenia, jest niewyobrażalnie wysoka w stosunku do cen i zarobków jakie mamy w Polsce.
– Usługa była nocą i w niedzielę – spojrzał na mnie beznamiętnie – proszę zapłacić dwieście dwadzieścia euro – rzucił to bardziej do wiadomości sekretarce niż mnie, i udał się do drzwi, którymi ja kilkanaście minut wcześniej przechodziłem do toalety.
– Dziękuję... – zdążyłem jeszcze krzyknąć za nim; z grzeczności, bo w duchu pomyślałem: „Aleś mi zrobił upust! Pies cię trącał! Sześć procent raptem...”. Spodziewałem się, że zaokrągli rachunek do dwustu euro, da jakieś dziesięć procent, ale oni, ci z pomocy drogowej, współpracujący z policją, doskonale wiedzą, że firmy ubezpieczeniowe te zawyżane kwoty akceptują, bo co mają robić...? Oznajmiłem, że zapłacę kartą, ale torbę zostawiłem w samochodzie.
Idąc przez plac wysłałem esemesa Mojej Laurce, że auto nie do naprawy, motor padł. Będąc przy scudo spostrzegłem, że z baraku wychodzi młody mechanik, ten spec od silników, poprawia spodnie i szelki przed wejściem, a przez uchylone drzwi do środka widać wnętrze WC.
[Wszechwiedzący Narrator (Ona): – Ten Polak pyta, czy może skorzystać z toalety. Karabinierzy dali już pozwolenie zajrzenia pod maskę jego auta. Pójdziesz z nim na zewnątrz czy mam mu pozwolić tutaj?
(On): – Muszę skończyć wyważanie koła, za chwilę przybędzie klient po odbiór auta. Niech wejdzie tu.]
Gdy wracałem do biura zadzwoniłem do Axy, że już mam diagnozę: auto nie do naprawy. – Będę to miał na piśmie.
– Nie ma potrzeby. Już to wiemy, dzwoniliśmy do sekretariatu Più – usłyszałem, zdziwiony szybkością, intuicją i efektywnością działania przydzielonego mi opiekuna ze strony ubezpieczyciela. – Ogłoszę przetarg w południowej Polsce na usługę sprowadzenia auta i pana do kraju... Kiedy kogoś wybierzemy, dam znać...
Jak to się mówi, jeszcze nie odłożył słuchawki, a już zgłosiła się Moja Laurka. Uzgodniliśmy, że poruszy sprawę ściągnięcia auta pełnego towaru wraz z załadowaną przyczepą ciągnioną przez pomoc drogową. Ponieważ musimy palety z kawą odebrać w terminie z magazynu i zwieźć do Polski, bo po to do Włoch pojechaliśmy...
Otwarły się wrota z hali napraw i zobaczyłem, że z nich wyjeżdża auto z kierownikiem za kółkiem. Zaparkował obok pod ścianą, widać samochód gotowy do odbioru przez klienta. Podszedłem z zapytaniem, ile czasu mam na zabranie stąd mojego zestawu?
– Trzy dni gratis, a potem 25 euro za dobę.
„Nieźle tu golą – pomyślałem – ponad stówę w przeliczeniu na złotówki... U nas garaż-blaszankę, za dwa dni stania w Più, można by wynająć na miesiąc.”
Spojrzałem na ogromny plac – puściusieńki! – frajerów do strzyżenia widać tutaj nie znajdują... Auta stały zaparkowane pod ścianą biura i jedno – teraz – pod halą, do wydawki. Mój zestaw był schowany z tyłu, za budynkiem głównym. Nie był widoczny od ulicy, ale to nie znaczy, że właściwy organ nie wiedział, że jest na terenie posesji...
[Włosi są kontrolowani na różne sposoby: bezpośrednio, krzyżowo (porównywanie rachunków kupujący-sprzedający) i poszlakowo (choćby przez domniemanie krętactwa). Jest to zapewne skutek ich tradycji: oszukiwania państwa, unikania płacenia podatków. Owo uszczelnianie przepisów i prawa karnego na drodze walki z osławioną mafią... – to jedno, tak... – ale także dyscyplinowanie w ogóle społeczeństwa. Które jest jakie jest: w młodym, puzzlowym państwie, od półtora wieku zwanym Italią, zlepkiem różnych mentalności, „zaszyfrowanych” lokalnych gwar (nawet z autonomicznym językiem fruliano) – z zapisaną omal naturalnie w familiarnej pamięci samoobroną przed opresjami różnych gnębicieli napadających na ongiś samodzielne ksiąstewka ze swoimi biednymi poddanymi.
Z zaskakującą rzeczą, z którą się zetknął Salvin, gdy przybył pierwszy raz do Włoch, odchodząc beztrosko bez paragonu od lady w sklepie, było napomnienie ekspedientki, że obowiązek posiadania go spoczywa zarówno na sprzedającym jak i odbierającym zakupiony towar. Stanowczym tonem i wstrzymaniem się z obsługą następnej osoby w kolejce dała mu do zrozumienia, żeby wziął pozostawiony dokument, co też pokornie uczynił. Albo takie coś: policja skarbowa lata szarymi helikopterami i filmuje z lotu ptaka posesje przedsiębiorstw i miejsca świadczenia usług. Salvin, będąc rezydentem nad Adriatykiem, widział codziennie przelatujący nad plażą helikopter Guardii di Finanza, który robił zdjęcia plaży, podzielonej na kąpieliska, gdzie wynajmowano parasole i leżaki. Każdy właściciel takiego serwisu, nawet jeśli ktoś zgłosił, że w danym dniu nie będzie korzystał z opłaconej z góry, abonamentowej usługi (użyczanie cienia w Italii to intratny biznes), otwierał parasol, żeby się zgadzało to, co ma zaksięgowane, z tym, co ujęła na fotografiach władza skarbowa. Z takich „wolnych” rozstawionych parasoli zazwyczaj miała pożytek młodzież, mająca dziury w kieszeniach... Ale była to też furtka, żeby sprzedać komuś zaufanemu czas dyskontowania słońca i cienia, plaży i kąpieli w słonej wodzie, w komforcie, na przykład za połowę ceny.
Ale wracajmy do Alp. Zapewne Motofriuli Più musiało się już parokrotnie spowiadać z każdego samochodu parkującego na ich posesji.]
Zapłaciłem sekretarce kartą, a ta wręczyła mi dokument stwierdzający niemożliwość naprawy scudo. Wziąłem go na „wsiakij słuc[z]iaj”, bo to nigdy nie wiadomo, co z uzgodnień na gębę może wyniknąć, i na wszelki wypadek właśnie sfotografowałem tę kartkę i skan przesłałem na komórkę przedstawiciela Axy.
Teraz nie pozostało mi nic innego, jak czekać na mandat od karabinierów.
Ciąg dalszy nastąpi
[By skosztować kawy włoskiej z pierwszej ręki zerknij na Allegro/italiAmo_caffe; po zakupie upomnij się – dorzucam moim Szanownym Klientom/Czytelnikom, z własnych zasobów bibliotecznych, wybraną losowo jakąś książkę gratis.]
Tekst, na prawach pierwodruku prasowego, ukazał się na łamach kanadyjsko-amerykańskiego tygodnika polonijnego "Głos" nr 11/2021 (17.03), s.16.
Możliwość nabycia ukończonej powieści w formie książkowej poprzez przedpłaty ratalne – patrz tutaj: https://allegro.pl/oferta/prze... lub kupon gratisowy: https://allegro.pl/oferta/doda...