Okazuje się, że mamy właśnie do czynienia z następnym bezprecedensowym i bezczelnym kłamstwem.
Tym razem nie wyszło ono z kłamliwych ust drugiej osoby w państwie, lecz samego premiera rządu RP, Donalda Tuska oraz ówczesnego podsekretarza stanu, Jacka Cichockiego, pełniącego w 2010 roku funkcję Sekretarza Kolegium ds. Służb Specjalnych przy Radzie Ministrów, dysponującego jednocześnie uprawnieniami w zakresie koordynacji działalności Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego i Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Obaj panowie publicznie i wielokrotnie oszukiwali polską opinię publiczną.
Donald Tusk podczas konferencji prasowej 28 kwietnia 2010 roku powiedział:
- „Muszę też uspokoić opinię publiczną, bo spotykałem się z pytaniami, czy nie przedostały się w niepowołane ręce ewentualne tajemnice z nośników elektronicznych, jakie były na pokładzie samolotu. Chcę wszystkich uspokoić, że laptopy, telefony ofiar, w tym komórkę prezydenta, oraz inne tego typu urządzenia zostały zabezpieczone przez polskie służby specjalne i wszystkie przekazano do Polski drogą dyplomatyczną. Są teraz w dyspozycji polskiej prokuratury."
Warto zauważyć, że Tusk sprytnie przemilczał satelitarny telefon prezydenta, którego w Polsce nie ma do dziś, jak również dał wyraźny sygnał ministrowi Cichockiemu, co ma mówić na ten temat.
Dlatego już nazajutrz, 29 kwietnia 2010 roku Cichocki zapewniał:
- „Służby ochrony państwa przeprowadziły również stosowne działania w celu zablokowania terminali BlackBerry, jeżeli chodzi o wojskowych, czy też kart SIM, zwracając się do operatorów kart SIM używanych w telefonach, żeby one nie mogły być w żaden sposób wykorzystane. To się działo w pierwszych godzinach po katastrofie”, zapewniając również, że „nie ma podstaw, by stwierdzić, że strona rosyjska podjęła jakiekolwiek działania, aby mieć samodzielny dostęp do tych materiałów”
Oczywiście to, co według Cichockiego nastąpiło „w pierwszych godzinach”, powinno zostać wykonane natychmiast i niezwłocznie po uzyskaniu informacji o tragedii, przynajmniej tak szybko jak służby zaczęły przeszukiwać pokoje poległych parlamentarzystów w hotelu sejmowym i wynajmowanych w Warszawie lokalach.
Jednak według dzisiejszej wiedzy, ponad wszelką wątpliwość wiemy już, że polskie służby podległe Tuskowi nie wykonały tego, o czym zapewniał premier i jego minister.
Okazuje się, że w tych „pierwszych godzinach” ktoś korzystał z telefonu komórkowego Lecha Kaczyńskiego i to nie jednokrotnie. Podobna sytuacja miała miejsce na drugi dzień. Zastanawiające jest to, że telefon, który jak twierdzą świadkowie prezydent zawsze nosił przy sobie, został po raz pierwszy po tragedii użyty na wiele godzin zanim odnaleziono i zidentyfikowano ciało Lecha Kaczyńskiego.
To jeszcze nie koniec. Okazało się, że wiele godzin po dramacie czynny był telefon generała Błasika i generała Kwiatkowskiego, a karta SIM komórki Zbigniewa Wassermanna była jeszcze długo aktywna na terenie Rosji.
Teraz zastanówmy się nad taką oto sytuacją.
Strona Polska ewidentnie swoim zaniechaniem umożliwiła rosyjskim służbom specjalnym włamanie się do telefonów głowy państwa i natowskich generałów, a także koordynatora służb specjalnych, po czym publicznie ustami premiera i jego ministra kłamała, zatajając ten skandal przed opinią publiczną.
W demokratycznym państwie prawa byłby to koniec tej ekipy, a służby specjalne i organy ścigania badałyby możliwość dopuszczenia się przez rządzących zdrady polegającej współpracy z władzami obcego i wrogiego Polsce państwa.
Załóżmy teraz, że było to tylko karygodne, ale jednak niedbalstwo naszych służb specjalnych.
W takim przypadku Donald Tusk po ujawnieniu przez Nasz Dziennik tego skandalu i sprawdzeniu prawdziwości doniesień prasowych, aby ratować swój tyłek natychmiast odwołałby Cichockiego, nie oszczędzają również szefów ABW i SKW.
Dzisiaj sprawa została wyciszona, a wszyscy odpowiedzialni za świadome umożliwienie służbom rosyjskim dostępu do tajemnic państwowych i natowskich zajmują nadal swoje stanowiska służbowe, a media i zatrudnieni w nich dziennikarze milczą na ten temat.
Jedno wiemy teraz na pewno. Tusk, albo nie chciał, albo po prostu nie mógł odwołać winnych tej, nie bójmy się tego słowa, zdrady. W obu przypadkach sytuacja premiera jest nie do pozazdroszczenia.
Jeżeli nie chciał ich odwołania to oznacza, że jest uczestnikiem spisku. Jeżeli zaś nie w jego mocy leży zdymisjonowanie winnych, to znaczy, że jest tylko zwykłym figurantem, któremu ktoś owe znamiona premierowskiej władzy powierzył, wbijając w jego plecy kierownicę lub wkładając mu między zęby uzdę zakończoną lejcami.
Jaka z tego wszystkiego płynie nauka dla nas Polaków?
Jedno jest pewne. W sposób demokratyczny tej władzy nigdy nie da się obalić. Zadbają o jej dalsze trwanie obce służby, których to agentami Polska nafaszerowana jest jak dobry keks bakaliami.
Będą grać na czas dopóty, dopóki nie urośnie w odpowiednią siłę Ruch Palikota czy „konserwatywna frakcja” oddelegowanego do odgrywania roli etatowego katolika, Jarosława Gowina.
Pozostaje nam tylko masowy bunt. Inaczej nigdy nie odzyskamy Ojczyzny i nie ukarzemy łajdaków.
Tym razem jednak pamiętajmy. Jeżeli nam się uda to zero litości i żadnych grubych kresek.
Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie
Źródła:
GPC- „Kłamstwa ministra Cichockiego”, Dorota Kania
http://www.premier.gov.p…

www.polskaksiegarnianaro…
United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900, (22) 339 05 41