POSMOLEŃSKA SPOLEGLIWOŚĆ

Moim zdaniem równia pochyła utraty wpływu przez PIS na to, co się stanie w Polsce, jest trafnie zdiagnozowana (wygaszono patriotyczny entuzjazm). Ponieważ usunięcie radykalnych polityków z afisza partii było błędem Jarosława Kaczyńskiego; zawsze powinno się mieć pod ręką możliwość czyimiś ustami dawania odporu chamstwu lub manipulacjom. PIS ma takich ludzi, a zupełnie ich wyciszył (choćby Kurskiego). Trzeba było nieść wyniośle - rękami wolontariuszy, przy wsparciu swoich oddanych żołnierzy - flagi z kirem wraz ze sztandarem "suwerennej demokracji" od pierwszego dnia po runięciu samolotu. Ocalony bliźniak mógł wtedy milczeć, ale jego ludzie winni byli stanąć murem za nim na symbolicznych przyczółkach czy barykadach. Np.to dzięki pozytywnym emocjom wtedy właśnie odblokowała się blogosfera, którą przecież do tamtego czasu tak szczyciło się PO; Prezes nagle znalazł z internautami wspólny język i bez żadnych zbędnych koncesji doszło do pojednania.

Szef partii był zdruzgotany tragedią, to rozumiemy, ale sztabowcy mogli rozegrać ten dylemat na rozmaite sposoby. Oczywiście nie znali głębokości okopów "antykaczyzmu" a chcieli wykreować elekta ponad podziałami. Dali się wwieść w scenariusz nie-grania-żałobą i weszli w pole rażenia wroga, który z metody "gnojenia przeciwnika" i kłamliwego szyderstwa ani na chwilę nie zrezygnował (granie trupem Blidy, odstrzeliwanie Żałobnika do wygarbowania na wyprawkę, ulotka rozdawana z "Komorbusa" z fallicznym portretem konkurenta wyłaniającym się z rozporka podpisana "Schowaj Pisiora!", itp, itd).

Trzeba było założyć dwa scenariusze, oba przegrane: na tarczy i jako herold. Tylko ten drugi sposób dawał perspektywę na przyszłość i ewentualną szansę zwycięstwa zaraz. Metoda pierwsza groziła tym co mamy.

Bowiem nawet jakby JK przegrał wybory prezydenckie jako Prezydent nie wszystkich Polaków (nie reprezentujący badziewia zarówno bogobojnego jak i bezbożnego), to wyszedłby z tego jak narodowy bohater z charyzmą i miałby przed sobą drogę ku Premierostwu. Teraz, jako spolegliwy mąż stanu godzący wszystkich (wodę z ogniem w ramach deklaracji rozejmu "polsko"-polskiego), zapędzony został w kozi róg: partia jest wodzowska, on musi kontynuować rolę lelum-polelum, narzuca jej, chcąc nie chcąc, swój już przecież jako tako utrwalony wizerunek i kierunek. Sadzę, że tutaj już nie ma zbyt dużego manewru.

Zatem musi się znaleźć ktoś na Prawicy bardziej na prawo, żeby wyznaczyć szybko przyszłe centrum dla obecnego, budyniowatego PIS-u. Janusz Korwin-Mikke pokazał, że bez organizacyjnego zaplecza, po licznych rozłamach w UPR, ma jednak swoich licznych, radykalnie nastawionych zwolenników a destra. Trzeba go teraz mocno wspierać, bo w przyszłości on może dać szansę dobrego koalicjanta w parlamencie, gdyby Kaczyński, jakimś cudem, chciał utworzyć skuteczną większość i rządzić. **

Marka Jurka powinien z wszystkich sił lansować Kościół, ale bez lustracji "dyrygenckiego kleru" hierarchom jest teraz bliżej do postkomuny aniżeli do prawdziwych Polaków (świadomie użyłem tej ostatniej zbitki słów, żeby zasygnalizować, jak nam nowomowa poodwracała znaki desygnatów, że człowiek się zastanawia, czy napisać normalnie, bez cudzysłowu, "prawdziwych Polaków"). Zaangażowanie purpuratów, kardynałów i nuncjuszy po stronie Komorowskiego źle wróży dla Marka Jurka także.

Dobrym znakiem i nadzieją na przyszłość jest zorganizowanie się "Ruchu 10.04", na manifestacji rocznicowej pojawiło się sporo młodzieży, pokazali się rzutcy organizatorzy i zdolni przywódcy, należałoby skłonić ten przejaw społecznego patriotyzmu i odwagi do rozwijania skrzydeł, ale właśnie w niekonformistyczny sposób, by prócz powagi przynależnej sprawie, o którą walczy(my), miał frakcję właśnie bojową, otrzaskaną w starciach ulicznych. Pokazywanie się w stolicy jest dobrym miejscem, bo rządzi tam HGW i o zwarcia ideowe z PO nie jest tam trudno, a o to chodzi, by ich teraz nieustannie nękać i właśnie prowokować akcjami i pytaniami o prawdę.

Śledztwo smoleńskie jest nadal kluczem do ratowania państwowości Polski, ponieważ ekipa, która zdobyła władzę na fałszu i manipulacji, korzystając z ostatniego legitymistycznego pretekstu, nie wiadomo kiedy (w sensie bardzo szybko) pozbawi naród jako całość konstytucyjnej racji stanu. Widać to gołym okiem, ponieważ fundament pod ten kierunek został posadzony na zdecydowanym odrzuceniu konotacji (bez dania możliwości wyjaśniania) narzucającej się samo przez się do znaku Katyń II.

* * *

Odezwał się do mnie parę razy pewien "kanadyjczyk" swymi postami. Twierdzi, że nie da się oddzielić polityki od ekonomii, i podaje dane o ogromnym zubożeniu polskiego społeczeństwa i braku klasy średniej. To prawda, ale nam się przecież wydaje, że osiągnęliśmy prosperitę nigdy nie daną nam w dziejach.

Zdiagnozujmy zatem te dwie konstatacje:

PO rozdało synekury swoim i chroni pookrągłostołowych "złodziei pierwszego miliona" - są to sitwy tak powiązane w terenie w piramidę funkcjonalności wobec centrali administracji państwowej, zabezpieczone przez sędziów i prokuratorów z rozdania agenturalnej mafii, że jest niemal niewyobrażalne naruszyć ten układ drogą demokracji. Kreml chce nadal skubać sąsiedni naród, niewolników-wyrobników, ale żeby to robić, musi swoim namiestnikom coś jednak zapłacić, żeby skutecznie strzegli "pieczęci zamachu na suwerenność Polski". Niebotyczne "kominy dochodowe" "gangu nadzorców" et consortes i nieprzerwany haracz postsowieckiego wysysania gospodarki w kierunku na Wschód (i Zachód, bo łupem należy się dzielić, żeby nie było wrzasku) powodują, że musi się skądś brać przeciętna niska stopa życiowa pracowników najemnych i nikłe widoki na pomyślność dla zwykłych obywateli oraz brak właśnie szerokiej klasy średniej. Wystarczy dać trochę wyższe pensje administracji i przymykać oczy dla szwindli w urzędach, by w tej biurokratycznej konstrukcji sprawowania władzy nadzorczej mieć liczną, oddolną falangę kapo, samozwańczych i karnych strażników UKŁADU – jak widać teraz już jasno – UMOWY trójstronnej: "warszawki" z Moskwą i Berlinem (często maskowanej via Bruksela).

Cel nadrzędny dla dobrego łączenia się w sprawie (z "Nie!" dla 500 dni spokoju i hasełka "Zgoda buduje" wygłaszanego przez faryzeusza) syntetycznie podają J. i A. Gwiazdowie:

"Nowy neoliberalny system jest zagrożeniem i dla prawicy, i dla lewicy, dla właścicieli przedsiębiorstw i dla pracowników. W interesie wszystkich Polaków, niezależnie od poglądów politycznych, jest suwerenne, niepodległe, demokratyczne państwo i własna polityka gospodarcza."***

Na pewno obecnie realnie tylko od Jarosława Kaczyńskiego tego możemy oczekiwać, on to może spełnić... Ale jak te gwarancje mu faktycznie powierzyć i zabezpieczyć?

Toczą się spory o sposób prowadzenia kampanii prezydenckiej przez sztab wyborczy PIS-u, słychać wyrzuty o zaniechanie stanowczego stawiania kwestii śledztwa smoleńskiego na forum publicznym przez prawie trzy miesiące, i że teraz odbudowanie werwy insurekcyjnej, jaką mieli zaraz po 10 kwietnia liczni Polacy, nie da się już przywrócić; że to już przysłowiowa "musztarda po obiedzie".*

*(P. Chojnacki, "Za późno...", http://www.niezalezna.pl/blog/...).

** Prof. M. Ryba, System dwupartyjny zbankrutował. http://iskry.pl/index.php?opti...

*** Gwiazdozbiór w "Solidarności", Obywatel, Łódź 2009, s.386.