STYL "CIAMCIARAMCIAM"

Prowokator dochodzi do władzy, jest premierem. Początek II aktu to przejęcie na wyłączność służb specjalnych po "aferze cieciowej" i zdymisjonowaniu resortowego ministra Grasia. Pojawiają się teraz inni ważni aktorzy dramatu, którzy napomykają o śmierci Prezydenta-Bliźniaka, choć lufa jest nadal ta sama, bo jak dziś wiemy do samolotu-pułapki miał także wsiąść drugi bliźniak. "Wyginiecie jak dinozaury", "skończy się tylko okres ochronny dla Kaczek", "jaki snajper taki zamach", "Prezydent gdzieś będzie leciał i wszystko może się zmienić" – oto wypowiedzi konkretnych person z rządowej rampy scenicznej, dziś jednak można je z pewnością rozpatrywać jako groźby karalne. Akt II kończy się masakrą pod Smoleńskiem.

I co?

Nigdy bym nie pojechał do "Wielkiego Brata" identyfikować mojego Wielkiego Brata, zwłaszcza że zmarły ma córkę. Głoszę larum, tu czekam z bliskimi i prywatnie powołanym międzynarodowym konsylium, i u mnie w kraju robię obdukcję. A zachowuję się jak kowboj-mściciel.

Przecież dlatego ludzie wyszli na ulice w hołdzie Lechowi Kaczyńskiemu, bo znali lub rozpoznali jego odwagę: nieskorumpowanego ministra sprawiedliwości, budowniczego Muzeum Warszawskiego w "warszawce", wojownika o wolność w podniebnych okopach nad Gruzją i na froncie przygranicznym. Dali sygnał, że oczekują przełomu, że chcą stanąć murem za kimś niezłomnym, co ich poprowadzi ku Ojczyźnie po PRL-u. Choćby mieli polec za taką sprawę... Pospieszalski to pokazał, te potencjalne legiony do zagospodarowania...

I co? - pytam po raz drugi.

Usłyszeliśmy tak naprawdę, że nic złego się nie stało, że należy zakończyć etap wojny polsko-polskiej (powinno chyba być "polsko"- polskiej, ze wskazaniem kawa na ławę, że ci w skopkach to niepatrioci, bo coraz częściej widać, że są trudności ze zrozumieniem komunikatu), że w obliczu tragedii jedyną drogą jest narodowe pojednanie. Z draniami, szubrawcami, kolaborantami, gangsterami i bandytami, na modłę smuty jako sowieckie egzekwie nad trupami, do których wystrzeliła broń niemal z rąk prowokatora przywołana na początku I aktu dramatu.

Słyszę przedwczoraj: Palikot woła, że odstrzeli Kaczyńskiego, wypatroszy i zrobi wyprawkę!!! Dosłownie. Nie do uwierzenia !?!?!? Dziś prawie każdy z nas, a mąż stanu na pewno, ma komórkę, a w niej kamerę, mikrofon i samowyzwalacz. Stanąłbym przed lustrem, jakieś tremo ustawiłbym za plecami, żeby się "multiplikowało echem", rozpiął koszulę i zakrzyknął: "Strzelaj gadzino!!! Spróbuj!!!". I puścił to w lud natychmiast jako mój prywatny mms świadczący o odwadze, godności i dumie.Proszę zwrócić uwagę: to Komoruski paraduje ze strzelbą jako myśliwy, choć to, z całym szacunkiem dla d..., powiedzmy dubeltówka nie chłop, taka właśnie ciamciaramcia.

W rzeczy samej Kaczyński reprezentuje po pierwszej turze (19,89 proc. ; 6 128 255 głosów) jedną piątą społeczeństwa, bo 45% ludzi nie poszło do urn, traktuje się ich jako "nieelektorat z potencją", z którego część możemy skłonić do ruszenia się z domów w najbliższą niedzielę, do stanięcia po patriotycznej stronie księżyca. 

Czy np. puszczanie oczek do Napieralskiego jest dobrym argumentem dla tych, co świadomie nie poszli głosować w pierwszej turze, bo nie dostrzegli w Kaczyńskim wojownika i rycerza, na postawę których ja liczyłem? Bo nie usłyszeli szumu husarii? Bo nie widzieli groźnych przybocznych takich jak Kurski, Ziobro, Kamiński, Macierewicz itp, itd. A i Sakiewicz czy Migalski wyglądaliby w takim towarzystwie lepiej, bardziej bojowo.

Jarosław Kaczyński ma 5% mediów, czyli realnej możliwości jakiegoś niezmanipulowanego przekazu do Polaków. A tak naprawdę może dawać komunikaty tylko przez "internetowe wrzuty", jak na początku zrobił to znakomicie z przesłaniem do Rosjan czy jednając się z blogosferą. Brak dostępności do jego argumentów mógłby mieć magnetyczną siłę przyciągania, gdyby ludzie się spodziewali znaleźć w jego ustach swoje pragnienia o wolnej Polsce bez zdrajców i zaprzańców, gdyby mogli liczyć właśnie na straceńczą odwagę głoszoną wszem i wobec z otwartą przyłbicą.

Piszę to z Zagnańska, spod mojego pieleszowego Dęba Bartka, którego symbol wziął sobie mój oczekiwany elekt do spotu reklamowego w telewizji. A w oknie wystawiłem portret, któremu sztabowcy PIS-u przycięli czuprynę, choć to podstawowa wiedza z perswazji wizualnej, że głowa musi mieć przestrzeń, by twarz szefa mogła przyciągnąć i przekonać patrzącego. Ot, taki szczegół, ale dobrze oddaje ten spolegliwy pijar, który tutaj, Panie Prezesie, Pana akolitom śmiem wytknąć.

 Styl "ciamciaramciam" nie zagospodaruje już liczących się dodatkowych sprzymierzeńców. Myślę że warto teraz zaryzykować i pójść na ostro; po zmianie oblicza na pewno mniej osób odejdzie aniżeli przybędzie. Żadnych niewyrazistych umizgów do rozproszonej mimikry, bo ta nie zrezonuje. Jest jeszcze czas by pokazać niestępione pazury, bo jesteśmy z "pomiotem komuszym" znów w stanie wojny na śmierć i życie. O ton insurekcyjny po prostu do Pana apeluję... Wołam!!!

 Scena polityczna. Teatr dziejowy. Broń pokazana w I akcie musi potem wystrzelić. Jarosław Kaczyński honorowo oddaje się pod osąd wyborców, bo jako premier z koalicyjną hołotą nie może skutecznie rządzić. W debacie telewizyjnej do reelekcji, której się spodziewa, szef konkurencyjnej partii prowokacyjnie oznajmia widzom, że spotkał w windzie adwersarza z rysującym się pod marynarką pistoletem, który zagadnięty o to oznajmił mu, iż dla niego "zabić człowieka to jak splunąć". Prowokator wkłada w usta przeciwnika to, co sam gotów jest zrobić z zimną krwią. Co już zresztą zrobił - Smoleńsk mam na myśli.

A na to Jarosław Kaczyński uszy po sobie: no właśnie - niedojda, styl ciamciaramciam... Można Go nabrać na czubek buta i okręcić jak futbolówkę.