KARIERA HANY POLEWACZKI

Przyszła na świat ta nasza pokraka,
w małej wiosce pod Wyszogrodem,
i od kołyski - wzorem taty strażaka
lubiła - bez węża - lać sobie wodę.

W szkole z matmy miała zawsze dwóje,
ale  za to mocne trójeczki z polskiego,
nie kumała za bardzo jak się rachuje;
a tylko jak lać wodę z dzbana pustego.

Potem była kariera w wiejskim bufecie,
gdzie za mordę pijaczków trzymała krótko,
tam, razem z wodą, najlepszą na świecie,
polewała wszystkim - najtańszą wódką.

Tam także poznała księcia z bajki swojego,
który, choć ryży, poznał się na niej szybko;
ty się tu Hana marnujesz,lejąc tym lebiegom,
biorę cię do stolicy - tam będziesz złotą rybką.

Nareszcie była Hana w swym wodnym żywiole;
została szefową miejskich ścieków i kanalizacji
i teraz lała wodę, siedząc z radnymi przy stole,
w tefałenie czy "U Szechtera" z ryżym na kolacji.

Aż przyszedł dla niej ten dzień z nocnego koszmaru:
na kolejnym otwarciu tunelu, zbyt dużo wody wylała
i znów go zatopiła - jej banda nie mógła znaleść kranu;
nagle została sama na wyspie a pływać nie umiała.

Wokół tunelu stał tłum kochających ją warszawiaków,
rzucili jej więc ponton biało-czerwony - "nie ma sprawy" -
wskoczyła Hana, licząc że jeszcze dziś zobaczy Kraków,
i poszła na dno biedaczka - ponton był świeżo dziurawy.