Otrzymane komantarze

Do wpisu: Siedem córek Ewy[i]
Data Autor
Jabe
Człowiek z lodowca nie musiał mieć siostry. Po prostu on i Marie Mosley mieli względnie niedawnego wspólnego przodka po lini żeńskiej. Nawiasem mówiąc, wziąwszy pod uwagę cały genom, najbliżej mu jest do współczesnych Sardyńczyków, którzy są w miarę czystymi potomkami pierwszej fali rolników kolonizujących Europę.
marsie
Ładne to. I takie "pozytywnie europejskie", co dzisiaj nie jest zbyt częste. Pozdrawiam!
Do wpisu: Morze złe ...
Data Autor
seafarer
Problem załóg szkieletowych dotyczy nie tylko coasterów. Odnośnie kapitanów i elektroników. Kapitan i elektronik nie mają tu nic do rzeczy. To była porada literacka :) I proponuję, byśmy dali sobie spokój z tymi docinkami. Uważam, że rozmowa w takiej 'konwencji' jest bez sensu. Dałem się wciągnąć ale nie ja zacząłem. Również serdecznie pozdrawiam.
jazgdyni
Przyzna Pan, że manning certificate w wypadku takich jednostek to zazwyczaj załoga szkieletowa. Powiem nawet więcej - znałem kapitana, który był jednocześnie starszym mechanikiem. Takie dwa w jednym. A z tą Irlandią to jest coś nie tak. Kilka lat temu odebraliśmy ultra-nowoczesny shuttle-tanker "Bodil Knutsen" ( kawał statku, prawie 300 metrów dł.). Bodil był absolutnie nową generacją. A my wszyscy pilnie i wytrwale uczyliśmy się jego tajemnic. No i właśnie przy Irlandii, tylko u góry, w North Channel, jeszcze powyżej Belfastu, gdzie statkiem wywijać trzeba ostro, też nam ster odmówił współpracy i zamroził się "lewo na burtę". Odblokowanie nieskuteczne i jedyne, co mi pozostało, to tak, jak przy komputerze, "twarde" zresetowanie, czyli wyłączenie zasilania (co, jak wiadomo, nie jest łatwe przy sterach). Po minucie system ruszył. Norweski starszy oficer na mostku jakoś to przeżył. Ale ja się porządnie spociłem. Co do porady literackiej: oczywiście w pełni sobie zdaję sprawę, że żaden kapitan NIGDY nie odbiera porad od jakiegoś tam elektronika. Bo kapitan jest jak sędzia Rzepliński w Trybunale. A dowcipu, jaka jest różnica pomiędzy coaster master i deep sea master nie będę powielał, bo wszyscy go znają. Pozdrawiam serdecznie
seafarer
Teraz ja powiem. Bardzo mi przykro ale pała :) Otóż na coasterach nie ma kłopotów z niedoborem załogi. Żaden statek nie wypłynie w morze (coaster również) jeżeli nie będzie miał pełnej załogi (określonej przez 'manning certificate'). Natomiast co do emocji. W sytuacji awaryjnej (takiej jaka wtedy była) nie ma żadnego znaczenia czy statek jest mały czy też duży. Duży statek może się rozbić na skałach tak samo jak mały. Za uwagi literackie dziękuję. W przyszłości będę je miał na uwadze (albo i nie) :) Pozdrawiam. Ps.: A w sprawie Seawolfa. Jak by Pan miał ochotę to proszę zajrzeć do mojej starej notki 'Tribute to Seawolf'.
jazgdyni
Proszę mnie nie odbierać, jako złośliwca. Zgryźliwość jest przywarą mojego wieku. Koledzy, którzy byli na coasterach opowiadali mi, jakie tam są kłopoty z niedoborem załogi. To faktycznie stwarza problemy bezpieczeństwa. Moja uwaga raczej dotyczyła , proszę wybaczyć,opisu wskazującego na trywialność zdarzenia. Śp. Tomek Mierzwiński "Seawolf" (także kżw.) o raz moja skromna osoba po ponad 30 latach na morzu opisujemy wiele sytuacji. Ja rozumiem subiektywny dramatyzm dryfowania na skały. Lecz wyglądało by to literacko znacznie lepiej, gdyby właśnie na samym początku zaznaczył, że był to nieduży statek, tylko z siedmioosobową załogą, w tym kucharz i mesboj. Wtedy ja w pełni popieram Pańskie emocje. Pozdrawiam
seafarer
Dzięki. Przynajmniej jeden pozytywny komentarz :) Również pozdrawiam.
antykacap
Ciekawa historia, miejsce świetnie mi znane, skądinąd piękne, pozdrawiam z Isles of Scilly
antykacap
Ciekawa historia, miejsce akcji znane mi b. dobrze, pozdrawiam z Isles of Scilly
seafarer
Witam Pana, nie mam pewności co Pan ocenił na pałę. Jeżeli wartości literackie opowiadania to nie będę dyskutował :) Jeżeli natomiast kwestię, kto w tamtej sytuacji powinien był wykonać przełączenie na sterowanie awaryjne to przeoczył Pan fakt, że mechanik zajęty był usuwaniem przyczyny awarii (co jest w tekście zaznaczone). A ponadto, żeby daną sytuację oceniać to trzeba znać realia. Historia, którą opowiedziałem działa się 25 lat temu i na statku, który też miał też ponad 20 lat. To był mały statek typu 'coaster' i na takim statku jest tylko jeden mechanik (ETO oczywiście też nie ma). I jeszcze słowo w sprawie procedury sterowania awaryjnego. Owszem przełączenia na sterowanie awaryjne dokonuje mechanik ale samo sterowanie awaryjne leży w gestii oficera pokładowego. A gdzie jest czyje miejsce w czasie sterowania awaryjnego? Zwracam uwagę, że w sytuacji 'emergency', oprócz rozkładów i procedur obowiązuje także 'master's overiding authority'. Również pozdrawiam i dobrej pogody życzę. Ps.: A ponadto tak jak Pan napisał (że prowadzi szkolenia dla wszystkich) każdy członek załogi obowiązany jest znać każdą procedurę awaryjną. Załączenie przez I-go oficera sterowania awaryjnego było zastosowaniem tej zasady. I pierwszy oficer znał procedurę. Przeczytanie instrukcji to był swojego rodzaju 'cross check' przed wykonaniem samej czynności (w notce jest sformułowanie - 'aby upewnić się, że pamięta procedurę prawidłowo').
jazgdyni
Witam kolejnego Marynarza! Przykro mi, ale od razu pała na początek. Tak się składa, że kursy sterowania awaryjnego osobiście przeprowadzałem przy wszystkich alarmach na statku, czyli praktycznie, raz, dwa razy w miesiącu. I to kursy dla wszystkich, podkreślam WSZYSTKICH, członków załogi. Dodam jeszcze, że przy bardzo skomplikowanych maszynkach sterowych, na przykład, gdy statek miał dwa stery. II oficerowi specjalnie się nie dziwię, bo przy sterowaniu awaryjnym jego miejsce jest właśnie na mostku. W Pańskiej sytuacji ręczne sterowanie na dole winien wykonywać personel techniczny, zazwyczaj starszy mechanik - mechanik wachtowy - ETO. Przynajmniej u nas były takie standardy Pozdrawiam i życzę łagodnej pogody
Captain Nemo
Bo nie zna życia, kto nie służył w marynarce- te nocne harce na pogłębiarce... Kilo wody pod stopą ;-)))
Słoń Podwawelski
Burza na morzu szalała, Piorun pier... w szlupę, Qur... się burty trzymała a Bosman pier... ją w du...ę.
Do wpisu: Wisła - przywrócić blask królowej
Data Autor
seafarer
'Ja tam wolałbym, żeby przy rzekach nie dłubano' W Niemczech, Holandii (i innych krajach Zach. Europy) 'dłubali'. I mają z tego korzyść!!!
seafarer
Unia narzuca dekarbonizację. To w dużym stopniu wyjaśnia sprawę polskiego węgla.
Jabe
Ja tam wolałbym, żeby przy rzekach nie dłubano. Co nie oznacza, że jestem przeciwny transportowi wodnemu co do zasady. Zapewne trochę dróg wodnych by się przydało. Ale, jak powiedziałem, w tym kraju tak już jest, że im coś lepsze, tym więcej trzeba do tego dopłacać. Kolej ma mniejsze koszty, więc brakuje jej pieniędzy. Te kanały też by były zapewne państwowe, więc byłyby ciężarem dla gospodarki.
Jabe
Jakiej koniunkcji?
seafarer
A wcześniej, za Batorego (w czasie konfliktu z Gdańskiem) cały handel szedł przez port w Elblągu. Dzięki za gratulacje.
Zygmunt Korus
Za Sobieskiego polskie zboże płynęło z Sandomierza do Gdańska, a stamtąd do Francji. Zresztą nadrzeczne spichrze przy Wiśle są na to dowodem. A i cała logika podboju Rzymian na tej KLASYCE się opierała: zdobyć teren lądem, spławić dobra do portu morskiego spławną rzeką. Tę ponadczasową REGUŁĘ bardzo konkretnie Pan opisał - gratuluję!
Zygmunt Korus
" Stąd wniosek, że budżet korzyści płynących z transportu wodnego może zwyczajnie nie wytrzymać." Tylko podziwiać ten rodzaj koniunkcji!!! A może by tak wsadzić coś do lewej kieszeni prawą ręką sięgając przez głowę...? Pan to potrafi, prawda...
seafarer
Transport wodny nie jest konkurencją (dla drogowego i kolejowego) ale uzupełnieniem. Dlatego warto inwestować w regulacje rzek.
Węglowe nabrzeże przeładunkowe ma tez inne zalety... Można polski węgiel ze Śląska Eksportować. Aż dziw bierze że w dzisiejszych czasach kiedy na całym świecie taki nacisk kładzie się na ochronę środowiska... nie robi się żadnej reklamy że Polska ma zasoby czystego i wysokokalorycznego węgla koksującego. Zalety są aż nadto widoczne... po co transportować i spalać 3 tony niskokalorycznego i zanieczyszczonego węgla z Ukrainy, Rosji czy Australi kiedy można transportować tonę węgla wysokokalorycznego... który przy spalaniu da tyle samo energii i nie pozatyka drogich filtrów? Reklama dźwignią handlu
Jabe
W transporcie osobowym jest tak, że z podatków uzyskanych z transportu drogowego dotuje się państwowe koleje, które są chronicznie niedoinwestowane. Stąd wniosek, że budżet korzyści płynących z transportu wodnego może zwyczajnie nie wytrzymać.
seafarer
Na Renie, Łabie, Dunaju, Sekwanie, Guadalquivir (w Hiszpanii), Tamizie - nie ma betonowych brzegów. A towary wożą. I nie wykluczone, że ruski węgiel również.
Czesław2
Proponuję od Wisły do Gdańska 10m wysokości betonowe brzegi i można będzie wozić z portów ruski węgiel na Śląsk.