|
|
Ryszard Kapuściński Panie Krzysztofie, ja miałem taki przypadek, że nie wiedząc o której Ksiądz przyjdzie,nie stałem przy oknie, tylko coś robiłem na piętrze. Zanim po dzwonku zszedłem na dół Ksiądz sobie poszedł. Nawet za nim nie pobiegłem, bo zdążył wejść do innego domu. Wie Pan co sobie pomyślałem, że... |
|
|
szara_komórka Ale chyba większość na tym blogu to dorośli.
W sferze wiary każdy pracuje na własny rachunek, a inni (nawet ksiądz) mogą mu jedynie w tej pracy pomóc. Jeżeli chcemy ułatwić sobie tą pracę, musimy się też liczyć z pewnymi kosztami. Ksiądz może nam tą pracę ułatwić, ale to czy ułatwi zależy znowu przede wszystkim od nas samych. "Koło się zamyka."
Pozwolę sobie serdecznie pozdrowić, życzyć dobrego nowego roku i miłej kolędy. |
|
|
Ta wielkomiejska zaraza (pośpiech w "obsłudze klienta") nie dotyczy wiejskich parafii i ich zacnych księżych. Tutaj, nikt nie jest "klientem" lecz istotną częścią Kościoła. Sam mogę to zaświadczyć, co niniejszym czynię. Na ubiegłorocznej kolędzie, to moja żona spoglądała na zegarek i napominała, aby księdza nie "blokować" - rozmowa była bowiem długa, bardzo długa i niezwykle pożyteczna. Daj Boże takich księży na wszystkich parafiach, czego i Panu, Panie Krzysztofie w tym Nowym Roku z głębi duszy życzę. |
|
|
Izabela Brodacka Falzmann Dla bardzo wielu księży to ciężki i niewdzięczny obowiązek, a nie przyjemność pogadania sobie z parafianami. Podobny do egzaminowania studentów w czasie sesji. Pod drzwiami siedzi Panu 60 osób, a tu jakiś mądrala chce obalać teorię względności. Jeżeli jest Pan uprzejmy- prosi Pan, żeby delikwent przyszedł na dyżur i modli się Pan, żeby zapomniał. Księża na pamięć znają drażliwe tematy, z którymi wyskakują w czasie kolędy parafianie, jak nauczyciel, który z góry wie, że w każdej klasie będzie miał kilku zbuntowanych. Co gorsza ci zbuntowani - z roku na rok- mówią to samo. Jakby się zmówili. |
|
|
NN ...wystarczyło by zmówić "Ojcze nasz...." .i "Zdrowaś Mario....." zapytać czy są zastrzeżenia do parafii i chwilę ponarzekać na numerację domów na mojej ulicy( dziwne bo jak byk stoi, a raczej wisi na ogrodzeniu, czarne na białym, a numeracja też normalnie, jak należy rośnie, czy jak się lezie z drugiej strony, to maleje. Duszpasterz nie otwierał tym razem nawet kajeta, by sprawdzić ile powinno być duszyczek, co zwykle robił. Przyjął banknot i tyle go widziałem. Żeby nie było że jątrzę, bo unikam publicznego wypowiadania się o duchownych, ale 5 minut na utrwalenie mojej wiary, przez księdza, przewodnika duchowego, to chyba zbyt mało.... |
|
|
To nic nowego , koleda jest czasem zbierania daniny a nie czasem dyskutowania z wiernymi. Nie pamietam z mojego dosc dlugiego juz zycia aby kiedykolwiek ksiadz mial czas i ochote na dyskusje ze mna. 5 minut , tyle przeznaczal na odwiedziny mojej rodziny . Smutne to jest ale byc moze wyjasni cos historia ktora znam z autopsji..Otoz bardzo bliski kuzyn skonczyl teologie i zostal wyswiecony . Po mszy cala zaproszona rodzina i goscie pojechali do restauracji na poczestunek . Rodzina i znajomi zajeli trzy rzedy stolow ale w czwartym rzedzie nikt nie mogl usiasc poniewaz byl zarezerwowany dla dostojnikow koscielnych ktorzy z motlochem bratac sie nie zamierzali . No coz , ja tez mam duzy dystans do nich a po ty co widzialam jeszcze wiekszy. Pieronek zachowuje sie jak agent ubecki -nie mozna go sluchac bo szlag czlowieka trafia. |
|
|
szara_komórka czy w ogłoszeniach po mszy nie mówił, kiedy i gdzie kolęda?
U nas na wsi, po mszy podaje grafik na cały tydzień.
Może warto podpowiedzieć tym miastowym o tym prostym sposobie?
Chyba na tej naszej wsi stosunki ksiądz wierny są jakieś bardziej ludzkie.
Ja tam bym w czasie kolędy tematu biskupa Pieronka nie poruszał (zresztą jestem z tych szczęśliwców i biskupa mam całkiem przyzwoitego).
Rozumiem też księży z wielkich miast. Córki moje mieszkają na dużych osiedlach w Warszawie i "logistyka" kolędy musi tam podlegać innym, większym rygorom.
I tłumaczę też często zachowania księży (nie wszystkie)tym, że każdy ksiądz to w rzeczywistości dwie osoby. Jedna to "urzędnik kościoła", druga to sługa boży pozwalający nam wierzącym przejść po tym "łez padole" i dojść.
I cały problem w tym na ile procent urzędnika, a na ile sługi trafimy. Młodzi księża nie potrafią tego zbalansować. To przychodzi niektórym z wiekiem i latami posługi. Niestety niektórzy w mieście mogą się całkowicie zagubić, jeżeli nie przeszli porządnej "szkoły" pod okiem dobrego proboszcza w małej parafii. |
|
|
Swego czsu mieszkałem w Krakowie na os.Azory po kolendzie chodzili o.Franciszkanie.
To była duża przyjemność.Można było pogadać na każdy temat i nie patrzyli na zegarek.
Obecnie mieszkam w małej miejscowości na Mazurach .Księdza Dobrodzieja
znam z coniedzielnych mszy.Nigdy nie odmówił rozmowy i szklaneczki dobrego trunku.
Swoich parafian zna i uczestniczy w każdej z ważnych wydarzeń wioski.
Jak widać z załączonego opisu księża są różni.W Krakowie być może krąży
zły przykład biskupa Pieronka co to mu się nie chciało zajmować swoim biskupstwem
i zwiał do Krakowa gdzie "puszcza Bąki".Może Wawel trzeba przewietrzyć..... |
|
|
Teresa Bochwic Coraz częściej mam wrażenie, że pasterze opuścili swoje owieczki. nie wszyscy naturalnie, ale...
Pozdrawiam |
|
|
bedzie z Panem serdecznej gaworzyl?Zdrowka. |