Busola symbolem PiS, radar symbolem PO

Przed ponad rokiem, w moim poprzednim życiu – jako komentator i publicysta - napisałem we “Wprost” artykuł, który po kilkumiesięcznej mojej przygodzie z uprawianiem realnej polityki wydaje mi się dzisiaj jeszcze bardziej prawdziwy niż w chwili, gdy go stworzyłem. Pozwólcie więc, że zrobię rzecz lekko ambarasującą – zacytują obszerne fragmenty własnego artykułu.   „Riesman dokonuje w książce Samotny tłum ważnego rozróżnienia – na ludzi wewnątrzsterownych i zewnątrzsterownych. Ci pierwsi zdominowali XIX stulecie - byli wyposażani przez swych rodziców w jasne reguły i zasady. Ich wewnętrzny kodeks miał im nakazywać zachowanie godne chrześcijanina i dobrego obywatela danej społeczności. Mieli się kierować psychologicznym żyroskopem, rodzajem zinternalizowanej busoli, która w każdych warunkach, pod każdą szerokością geograficzną nakazywała przestrzeganie wpojonych zasad. Jeśli nie sposób już było sprawować nadzoru nad nimi w ramach osiadłej, kierującej się tradycją wspólnoty, należało ich wyposażyć w ów żyroskop, by sami – w nowych warunkach i nowych miejscach – dążyli do zbożnych celów. Tacy ludzie byli przez całe życie wierni swym ideałom. Nie interesowały ich okoliczności, w jakich przyszło im żyć – zawsze i wszędzie pozostawali wierni swemu wychowaniu i wzorcom, w które ich wyposażono. Nawet jeśli otoczenie mogło uważać ich za dziwaków. Oficer brytyjski nawet w monsunowych Indiach zasiadał do herbatki o piątej po południu w nienagannym uniformie, a jego żona ubierała się zgodnie z zadami savoir-vivre’u obowiązującymi w Londynie.Kimś zupełnie innym jest, według Riesmana, człowiek zewnątrzsterowny. U niego busolę zastąpiono radarem. Jest on więc wciąż nastawiony na badanie reakcji otoczenia, na pozytywne i negatywne oceny płynące od ludzi. Modyfikuje swoje postępowanie w zależności od ich opinii. Nie ma jasno sprecyzowanego celu, zasad, reguł – zmienia je bezustannie w zależności od okoliczności i napotykanych sytuacji. Wychowuje swoje dzieci nie w przekonaniu, że największą cnotą jest wierność niezmiennym normom, lecz w poczuciu, że należy się kierować empatią, asertywnością, duchem kooperacji. Zwraca więc uwagę na to, czy jego dziecko i on sam są akceptowani, lubiani w grupie, czy potrafią z nią współpracować. Nie szanuje niezmiennych reguł, bo wie, że utrudniają one – a nie ułatwiają – adaptację we wciąż zmieniającej się rzeczywistości. Wsłuchany jest w reakcję otoczenia, od niej uzależnia swoje postępowanie. Jeśli oceny bliźnich są dla niego niepochlebne – zmienia swoje zachowanie. Nie tkwi w poczuciu, że to on ma rację, a inni są w błędzie. Czyż w rozróżnieniu Riesmana nie odnajdujemy Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska? Ten pierwszy jest typowym wewnątrzsterowcem – od lat głosi te same idee i diagnozy, zupełnie nie przejmuje się głosami płynącymi z otoczenia. Ma się nawet wrażenie, że im częściej i ostrzej jest atakowany, tym większe jest jego przeświadczenie, że racja jest po jego stronie, że jego poglądy są słuszne. O „układzie" mówił na początku lat 90., ale także w czasach, gdy był premierem, oraz obecnie, gdy jest za to wyśmiewany. To samo dotyczyło lustracji, dekomunizacji, polityki zagranicznej itp. Od dziesięcioleci jest tym samym Kaczyńskim – w tym dobrym i tym złym sensie.  Zupełnie kimś innym jest Donald Tusk – to typowy przykład zewnątrzsterowca. Ewolucja jego poglądów jest zadziwiająca: kiedyś był zwolennikiem klasycznego, wolnorynkowego, trochę nawet antyklerykalnego liberalizmu, a także przeciwnikiem lustracji i dekomunizacji. Dziś prezentuje poglądy dokładnie odmienne – jest współczującym konserwatystą, pielgrzymuje do Łagiewnik, wziął ślub kościelny, wciąż apeluje o solidarną politykę społeczną. Jest także zwolennikiem lustracji. Takich wolt światopoglądowych wykonał już wiele, bo zamiast busoli ma wbudowany radar. Gdy tylko zmieniają się nastroje społeczne, zmienia się także diagnoza i poglądy samego Tuska. Świetnie wyczuwa te nastroje, jest uzależniony od badań opinii publicznej i reakcji mass mediów, dba o opinie innych. Jest gotów modyfikować swoje stanowisko, a nawet je zmieniać w zależności od okoliczności. Czasy współczesne są bardziej łaskawe do polityków zewnątrzsterownych – polska telekracja nie znosi mężów stanu, wizjonerów, ideologów. Kocha natomiast ludzi sympatycznych i uśmiechniętych, plastikowych i łatwo dostosowujących się do zmieniających się oczekiwań gawiedzi. Rozumieli to Kwaśniewski i Marcinkiewicz, pojął to także Tusk.”   Dzisiaj, gdy jestem politykiem i uczestnikiem sporu politycznego, widzę to jeszcze bardziej wyraźnie – obecny premier jest więźniem swojego radaru, lider PiS - zinternalizowanej busoli. Proponuję więc, by te dwa przedmioty stały się symbolami obu największych partii w Polsce, tak jak osioł i słoń są symbolami Partii Demokratycznej i Partii Republikańskiej w USA. Chociaż wiem, że tak się nie stanie, bo radar i busola sa rączej znakami ograniczenia obu naszych formacji.