Dzisiaj czyli w dzień Wigilii przeczytałam wykład mojej znajomej na temat obyczajów ziemiańskich. Pani Ewa Pałkiewicz dużo i chętnie pisuje o ziemiaństwie. Temat jest mi bliski, publicystkę szanuję i cenię a jednak odebrałam ten tekst- szczególnie w tym dniu- jako poważny dysonans. Nie sprawdzałam pochodzenia pani Ewy – nie jest koniem, którego chciałabym kupić, a w przypadku koni też hołduję zasadzie, że same papiery ani nie skaczą, ani nie wygrywają wyścigów. Zakładam, że pani Ewa pisze o tym, co zna z autopsji.
Już pierwsze zdania tego wykładu zniecierpliwiły mnie tak bardzo, że z trudem doczytałam tekst do końca. Otóż pani Ewa traktuje o traktamencie czyli sztuce towarzyskiego wykluczania ludzi, która to sztuka miałaby być podstawową, kulturotwórczą i prawie sakramentalną umiejętnością ziemiańską i arystokratyczną.
W posiadłościach Wańkowiczów na przykład – o czym pisze z podziwem i szacunkiem- odmawiało się podobno wstępu do domu „ zarówno Srulowi pachciarzowi, jak i kupcowi na las” i Wańkowicz- jak twierdzi- bardzo się tym szczycił.
Szkoda, że za czasów PRL pisarz nie odmawiał wstępu do swego domu różnym komunistycznym bonzom ( widziałam to na własne oczy) o wiele bardziej zasługującym na ostracyzm niż nieszczęsny pachciarz. Ale nie chodzi tu o Wańkowicza.
Jak twierdzi pani Ewa - to, o czym pisze to „ chrześcijańska, ewangeliczna zdolność, by jednych wpuszczać do naszych domów , a innym tego odmawiać” , a dyskryminowanie ludzi, jest jej zdaniem wyrazem „tęsknoty za nadprzyrodzonym ładem”.
Podobnych wypowiedzi spotyka się ostatnio co raz więcej. Co raz więcej osób odkrywa w sobie arystokratyzm – jeżeli nie pochodzenia to przynajmniej ducha. Moja spostrzegawcza wnuczka, zapytała mnie niedawno: „ babciu w Polsce, była chyba sama arystokracja. To dlaczego w historii pisze się tyle o pańszczyźnianych chłopach?”. Wytłumaczyłam jej, że na tej samej zasadzie w USA prawie każda rodzina twierdzi, ze jej przodkowie przybyli na Mayflower i gdyby to poważnie traktować, ten statek musiałby być chyba wielkości Nowego Jorku.
Te rzekomo dobre ziemiańskie obyczaje autorka przeciwstawia komunistycznej urawniłowce i egalitaryzmowi. Trudno o większą naiwność. Komunistyczne elity władzy pragnęły jak najszybciej zająć miejsce elit pochodzenia. Nie bez przyczyny w międzynarodówce śpiewano: „ panami wówczas będziem my”, zamiast: „nie będzie żadnych panów”, choć właśnie to obiecywano otumanionym ludziom. Nie bez przyczyny Karol Radziwiłł okazał się bardzo przydatny przy uczeniu swych protektorów zachowania przy stole, a niektórzy bezeci ( byli ziemianie) zarabiali na chleb lekcjami języków i fortepianu.
Elitarność to argument obrotowy. Komunistycznej proweniencji elita wytłumaczywszy sobie i innym, że jest arystokracją ducha, rozpychała się w cudzych dworach i pałacach. To ziemianom groziło wtedy , że będą stali z czapką pod drzwiami.
Nie zapomnę wizyty ( gdzieś w 65 roku) w starym dworku, którego nie zabrano właścicielkom chyba tylko dlatego, że był zbyt nędzny. Dwie zaniedbane (jak to ziemianki) staruszki o szlachetnych rysach serwowały rozentuzjazmowanym parweniuszom ze sfer literackich móżdżek w pięknych kokilkach i dobre wino, które „ panstwo” łaskawie przywiozło ze sobą. Przyznam, że mnie to wówczas zabolało. Rozumiałam, że starsze panie z tego żyją i robią to z biedy, ale mimo woli odbierałam to jako prostytucję.
Nie przeczę, że swego czasu we dworach i pałacach nie wszyscy wchodzili do domu. Była to smutna konieczność. Rodziny ziemiańskie , szczególnie na kresach stanowiły mniejszość i choćby ze względów bezpieczeństwa nie można było dopuścić do zbytniego spoufalania się „ tutejszych”. Moja matka mówiła, że gdy jechali powozem, chłopi stali za rowem, z czapką w ręku. Ją osobiście bardzo to bolało, ktoś inny mógł nie zwracać na to uwagi, ale czerpanie z tego satysfakcji i poczucia własnej wartości, a w szczególności doszukiwanie się w tym stanie rzeczy jakiegoś porządku nadprzyrodzonego to czysta dulszczyzna. Pochodzę z kresowej rodziny z tradycjami i nigdy w życiu nie spotkałam się z czymś takim.
Jak już pisałam moja matka twierdziła, że jedyną zasadą dobrego wychowania jest nie robić nikomu bez powodu przykrości. I tę zasadę konsekwentnie przez cała życie stosowała. Do wszystkich, nie interesując się ich pochodzeniem.
Jest jeszcze ważniejszy, praktyczny aspekt tej sprawy. Chcemy czy nie chcemy mamy demokrację z jej wszystkimi wadami i zaletami. Im więcej się pisze takich tekstów o przyrodzonej nierówności ludzi, zgodnej z rzekomym porządkiem boskim czy naturalnym, tym bardziej zwierają szeregi dawni skrzywdzeni i poniżeni. Czy naprawdę można być tak naiwnym, żeby szczerze wierzyć, że ktoś pochodzenia chłopskiego czy proletariackiego o niczym innym nie marzy jak o tym, żeby stać z czapką w ręku przed jakimś arystokratą krwi? Albo żeby reaktywować ten porządek, uznając go za odwieczny ład naturalny czy nadnaturalny.
„A niedoczekanie wasze” – powie sobie taki delikwent i zagłosuje na SLD. I wcale mu się nie dziwię.
To samo dotyczy rozważań na temat usankcjonowanej nienawiści, czy konieczności rozstrzelania tych czy owych, które pojawiają się na różnych tak zwanych prawicowych portalach. Rozumiem, że są to figury retoryczne. Ale czy wszyscy tak to rozumieją ?
Za czasów Solidarności szeregowi partyjni szczerze wierzyli w listy proskrypcyjne, które rzekomo sporządzała Solidarność i w te „drzewa na których zamiast liści będą wisieć komuniści” Dlatego bronili się jak szczury przyparte do muru. Te celowo rozpuszczane przez bezpiekę plotki miały za zdanie odepchnąć od Solidarności wielu zwykłych oportunistów , którzy być może stanęliby po jej stronie. Pozostawiły pole do działania agentom i funkcjonariuszom służb , którzy szybko stali się oligarchami ze szkodą dla nas wszystkich, w tym również szeregowych partyjnych koniunkturalistów.
Wracając do „ chrześcijańskiej, ewangelicznej zdolności, by jednych wpuszczać do naszych domów, a innym tego odmawiać” .
Czytałam kiedyś współczesne opowiadanie o tym jak Pan Jezus chodził w Wigilię od drzwi do drzwi i wszędzie był odprawiany. Przyjęto go dopiero w ubogiej wiejskiej chacie.
W naszej ziemiańskiej rodzinie przy Wigilii zawsze stawiało się i stawia na stole dodatkowe nakrycie dla zbłąkanego wędrowca. I takiego zbłąkanego wędrowca gościło się i gości nie pytając kim jest.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5708
A potem ta nasza zwycięska lumpenarystokracja tworzy dzieła artystyczne np. "Boża podszewka", zapewne nie wiedząc nawet, że opisują swoje własne środowisko ... notabene, w każdym historycznym filmie amerykańskim widać Stany w roku 20xx a nie np. Francję w roku 16xx. Błogosławionych Świąt.
PS. Ponieważ zabrałem się też za Pani wcześniejsze teksty, gratuluję przypowieści o Baumanie. Lepiej jest analizować, niż utajniać.
Co do "Bożej Podszewki." Sądzę, że autorka przypisała ziemiańskim dworom obyczaje zaobserwowane w środowisku, w którym się obracała przez cała życie, to znaczy środowisku lewicowej inteligencji. ( czy pseudo inteligencji). A Starowiejski? Czytałam gdzieś jego wspomnienia o lokajach przynoszących śniadania do łózka. To nietypowe. W dobrych rodzinach nie opowiada się o służbie . To klasyczna dulszczyzna. Ale potem przeczytałam coś jeszcze bardzie dziwnego. Otóż Starowiejski, komentując złe traktowania pensjonariuszy domu starców w Radości napisał ( mam to wycięte), że to ziemiaństwo przeniosło swoje okrutne i obrzydliwe obyczaje do czasów współczesnych. Chyba zwariował. W każdym dworze byli rezydenci, wujkowie ciocie, utrzymywane przez właściciela . Okrutny stosunek do starych krewnych był na wsi ( wycug). Brało to się najczęściej z biedy, ale to fakt. Przyznam, ze sprawdzałam wśród rodzinnych znawców herbarza i rodzin ziemiańskich i arystokratycznych czy Starowiejski i Cywińska nie są matrioszkami. Twierdzili, że nie. Miał chyba rację stary Marks, że byt określa świadomość.
Jeszcze gorzej to o nich świadczy. Nie mogą się wytłumaczyć, że nie wiedzieli. Zechcieli zapomnieć.
Podobno angielska arystokracja, przynajmniej w części, też miała korzenie bandyckie (cromwellowskie). Po kilkuset latach procesy dziejowe (?) wytworzyły z nich prawdziwą arystokrację. Ale teraz te procesy zaczynają biec w przeciwnym kierunku.
Są takie teorie, że rodzina gangstera w trzecim pokoleniu cywilizuje się i staje się zacną rodziną kulturalnych koneserów sztuki. Nie jestem przekonana. Nowi ruscy jakoś się nie cywilizują. A nasi rodzimi oligarchowie pomimo pozorów ogłady stosują w życiu społecznym te same bandyckie zasady, które ich wyniosły z nizin społecznych i biedy.
Bywali i tacy i tacy. Moich dwoch kuzynow nie utrzymywalo ze soba kontaktu przez lat wiele, poroznili sie o traktowanie chlopow. Jeden, ktory utrzymywal tzw. panskie zwyczaje, potrafil za niesubordynacje chlopa spoliczkowac. Awantura w rodzinie byla ogromna, kiedy zdarzylo sie to publicznie przy jakiejs rodzinnej okazji. Drugi brat, ktory walczyl w 1920 roku wraz z zolnierzami pochodzenia chlopskiego i szacunek okazywal wszystkim - czy to arystokrata, czy to chlop - jednakowy, uznal podobne wyczyny za niezwykle prostactwo i zazadal zadoscuczynienia, albo przynajmniej przeprosin. Historia ta jest opowiadana w rodzinie do dzisiaj, stad ja znam. Przy okazji sporow rodzinnych o wartosci, ;-).
Co do Starowieyskiego, to, w rzeczy samej, i zwariowal i bylo mu pewnie wygodnie przyjac modna postawe lewicujacego arystokraty.
To znamienne, że takie historie żyją w przekazie ustnym i odgrywają rolę w kształtowaniu postaw młodego pokolenia. W naszej rodzinie panuje kult pracy, szacunek do ludzi bez względu na ich pochodzenie społeczne, lekceważący stosunek do stroju. Być może dlatego, ze jesteśmy rodziną kresową.
Rodzina tez kresowa, mimo ze majatek, wraz aleja topolowa (co to byl za pomysl by sadzic topole na Polesiu!) i wszelkimi zabudowaniami zniknal z powierzni ziemi. Kolejne pokolenia, urodzone w W-wie, ciagle sa wychowywane na zasadzie "prosze bez histerii, prosze sie zmobilizowac i robic co do ciebie nalezy". Czasami trudno!
Kresowiak kresowiaka zrozumie. Moje ciocie i matka, choć im nic nie brakowało, były wychowywane powiedziałabym po rycersku. Wszystkie doskonale jeździły konno. Matka w wieku 12 lat, w czasie pierwszej ucieczki przed bolszewikami pędziła konno i doiła na ziemie ( żeby nie dostały zapalenia wymienia) kilkadziesiąt krów. Choć jak sama mówiła do 30 lat nigdy nie wyprała sobie nawet bielizny, przetrwała wojnę i przyjęła nowy system bez narzekań i sensacji. U nas w domu nigdy nie mówiło się o pieniądzach, nikt na nic nie narzekał, dla każdego było dobre słowo i pomoc. Czasami trudno tak postępować. Na przykład nie narzekać.
A jaki jest tytuł wpisu o Baumanie?
Do żłobu Żydomasoni....
niegodnych towarzystwa jaśnie państwa, wygłaszane są głosem drżącym ze wzruszenia własną dobrością , życzliwościom i mondrościom...:))
Uczyłam w szkole. Mechanizm wykluczania, konsolidowania w ten sposób grupy obserwowałam tyle razy, ze mogłabym napisać doktorat. Dzieci i młodzież mniej wprawne w hipokryzji, łatwiej obnażają istotę tego mechanizmu- czujemy się lepiej gdy ktoś czuje się gorzej. Polecam " Pannę Nikt" - polski film, ktory obejrzalam przypadkiem przed Świętami.
Chciałam powiedzieć, że zgadzam się z Panią. A "Pannę Nikt" oglądałam...
Nie robic nikomu bez potrzeby przykrości - jaka dobra zasada.
To zasada bardzo prosta i skuteczna. Czasami dzieci pytają mnie jak się zachować w tej czy innej sytuacji i same widzą , że różne przepisy savoir vivre z tej zasady się wywodzą. Jeżeli jednak traktować te przepisy mechanicznie mogą przerodzić się w anty zasady. Gdy przez formy ktoś chce się wyróżnić, albo kogoś innego wykluczyć, czyli stosuje się je aby zrobić bliźniemu przykrość.
Proszę, b ł a g a m -
kiedykolwiek używacie słowa "demokracja", Z A W S Z E miejcie w pamięci ten
fundamentalny esesj:
JEAN MADIRAN . Dwie demokracje
http://pdf.christianitas…
Świateczne podziekowanie Autorce za mądrość, za całe życie
z pozdrowieniem
/ - / S t e i n b a c h
Nie mogłam przeczytać bo brakuje wtyczki. Jutro zainstaluję. Serdecznie pozdrawiam.